07.03.2023, 07:55 UTC
Shahbaz "Tryumfator" Luison
28.02 i 04.03.3309
Smugi najonizowanych cząsteczek przecinały się co chwila przed iluminatorem "Gniewu Kolumba". Mikromyśliwce klasy Taipan prowadziły symulowaną walkę, a Shahbaz stał podziwiając zwinne maszyny. Pamiętał czasy, gdy poprzednicy Taipanów, odpowiadali za eskortę większych jednostek. Zwykle w konwojach leciało mrowie transportowców, ze dwa większe okręty wojenne i cztery do sześciu zmodyfikowanych, dopancerzonych transportowców, mogących symultanicznie wystrzeliwać po dwa mikromysliwce, aż do łącznej liczby dziesięciu. Pozwalało to w przypadku ataku natychmiast przytłoczyć wroga i dawało okrętom bojowym czas na eliminowanie zagrożenia po kolei, jeden statek po drugim, a w przypadku pomniejszych pirackich agresji, nawet samodzielnie wyeliminować przeciwnika.
- Elity z nich nie zrobię, ale będą w stanie trzymać szyk.
Głos drugiego obecnego na mostku wyrwał umysł pilota z objęć wspomnień. Rozmówca był młody, choć i tak starszy od Shahbaza, miał włosy w artystycznym nieładzie, ale pewne, fachowe spojrzenie i ta dumna sylwetka, tak podobna do tej szefa służb medycznych, wyraźnie wskazywały, że nie brak mu doświadczenia.
- Jaki szyk... Tu połowa ludzi w życiu wojska na oczy nie widziała, skąd niby się weźmie ten szyk... - machnął ręką z pogardą. - Mają sobie kryć nawzajem tyłki, strzelać we właściwą stronę i nie rozbić o nic maszyny.
- Da się zrobić. Zajmie trochę czasu, ale jest to wykonalne. Jak widzisz umieją trzymać stery, choć niekoniecznie wiedzą co z nimi zrobić.
Rzeczywiście choć wzór z dysz silników, rozświetlany przez pobliską gwiazdę, układał się w malowniczy obraz, to jednak widać było, że większość manewrów była tylko stratą paliwa. Co jakiś czas błyski amunicji symulacyjnej lizały osłony któregoś z maluchów, ale zazwyczaj to generatory kolosa przyjmowały na siebie niecelne strzały.
- Jaki wynik jak na razie?
- Mmm... Dziewięćdziesiąt trzy do osiemdziesięciu ośmiu. Na razie Horenz wygrywa - odparł gość. - Ale z tego co widzę chwilowo lepszą pozycję ma Aglone i siedzi na ogonie, więc pewnie odrobi.
- Niech dobiją do setki i wracają na pokład, zwycięzca dostanie tysiąc kredytów premii.
- No no, ile ty im płacisz?
- Mniej niż tobie. Ale nawet nie wiem dokładnie, Arczi ich wybrał, przylecieli z bańki na pokładzie "Krwawego Archonta" pół dnia później niż ty.
- Dalej trzymasz tego droida? - zapytał wyraźnie zdziwiony. - Mógłbyś kupić jakąś nową gietę. Miałbyś od razu komputer nawigacyjny i dźwig w zestawie. Widziałeś te nagrania promocyjne, jak cztery takie droidy przenoszą najpierw ładunek do Addera, a potem podnoszą samego Addera?
- Nie potrzebuję przenośnego dźwigu. Poza tym seria R-3 również potrafi nieco unieść i przy tym nie wygląda jakby goleń podwozia odpadła z ASPa - odciął się Shahbaz.
Gość zareagował głośnym śmiechem. Zdołał w ten sposób zagłuszyć komunikat o dokujących myśliwcach, ale migająca ikonka na pulpicie nie pozostała przeoczona.
- Miło było pogadać, ale nie za to mi płacisz. Idę ich opierniczę.
- Jak zadokujemy, przenieście się na "Cyklona". Tam jest już wszystko przygotowane. Pamiętajcie, żeby nie opuszczać okrętu, z resztą nie ma po co, bo bar zamknięty, a kilkanaście ton racji żywnościowych jest na statku, oczywiście nie wszystko dla was, bo się w fotele nie zmieścicie.
- Ktoś po pijaku za sterami naruszył powłokę baru, że go zamknęli? - zapytał kompletnie ignorując początek i koniec wypowiedzi, jasno dając do zrozumienia, że jako prawdziwy profesjonalista interesuje się tylko rzeczami ważnymi.
- Ty weź nie pytaj, bo wkurzasz - burknął Shahbaz.
- Jasne, odmeldowuję się.
Zasalutowali na pożegnanie śmiejąc się przy tym. Było minęło, ale wszystko zostawia ślad. Salut był prostym ruchem, który tu kompletnie zbędny, dla dwójki ludzi był niemalże obowiązkowy. W Federacji Pilotów gest ten był zasięgnięty właśnie od wojskowych i miał za zadanie w patetyczny sposób oddać hołd tym, którzy mieli już spore skrzydełka na ramieniu. W oczach Shahbaza wyglądało to tak, jak dziecko bawiące się zdalnie sterowany samolotem przy operatorze ciężkiego myśliwca szturmowego - niby robią to samo, ale ciężar gatunkowy wyraźnie wskazywał kto ma większe uprawnienia do nazywania się pilotem.
~~~~~~~~~~~~~
Gwiazdy leniwie przesuwały się na widnokręgu, wraz z powolnym, choć nieustannym obrotem okrętu i jedynie nagrzane gazy unoszące się z niektórych elementów statku zniekształcały światło docierające do oczu Shahbaza. Ale pilot nie był zainteresowany obserwacją odległych kul ognia. Kilkoma przełącznikami nakazał systemom naprawczym zabrać się za silniki, sam zaś starał się doprowadzić do stanu używalności system komunikacji. Trenowanie z ostrą amunicją zdecydowanie dodawało realizmu i adrenaliny, ale generowało też sporo problemów. Zawsze.
"Żyjesz?" Ożywił się praktycznie nieużywany wyświetlacz komunikacji krótkiego zasięgu. Normalnie dla wygody korzystało się z unicommu, który automatycznie dostosowywał formę transmisji i był sprzężony z nadajnikiem nadprzestrzennym, przez co można było w czasie rzeczywistym rozmawiać z absolutnie każdym. Komunikacja krótkiego zasięgu oparta była o fale radiowe, których prędkość była w skali wszechświata delikatnie mówiąc niewystarczająca, za to kryształy umieszczone w nadajnikach i odbiornikach miały tę przewagę , że wymagały minimalnej energii by przy ich pomocy nadać wiadomość, a odbiór odbywał się z zyskiem energetycznym, więc było to powszechnie stosowane rozwiązanie w sytuacjach awaryjnych.
"Żyję. Komunikacja padła. Silniki padły. Naprawiam je." Palce pilota przebiegły błyskawicznie po klawiaturze. Często stronił od komunikacji głosowej, więc korzystanie z wiadomości tekstowych już na unicommie weszło mu w krew.
"Potrzebujesz pomocy?"
"Nie"
Nawet gdyby jej potrzebował, duma nie pozwoliłaby mu o nią prosić konkurenta, z którym przed chwilą przegrał pojedynek. Trening, sparing czy turniej - wszystko jedno. Nie czuł się komfortowo z porażką i nie potrafił nad nią przejść do porządku dziennego. Na szczęście AFMU poradziło sobie z doprowadzeniem niezbędnych elementów do działania i w ślimaczym tempie, poobijany prawie wrak przesuwał się w stronę na szczęście niezbyt odległego lotniskowca. Podwozie wysunęło się, wychodząc na przeciw zbliżającej się płycie lądowiska. Aż dziw, że przy takich zniszczeniach z którejś goleni nie został kikut, ale w końcu kiedyś trzeba mieć szczęście. Gdy maszyna spokojnie osiadła na wskazanym miejscu, natychmiast systemy pożarowe lotniskowca zaczęły oblepiać gorące elementy statku pianą. Oczywiście nie chodziło o gaszenie płomieni, bo te nie miały prawa wystąpić w próżni, ale należało się zabezpieczyć przed wznieceniem pożaru gdy statek będzie w otoczeniu sztucznej atmosfery. Wiele elementów będących na pokładzie, takich jak rakiety dosyłane do wyrzutni posiadały paliwo z własnym zapasem tlenu, w postaci tlenku jednego z metali, wymieszanego ze stałym paliwem, przez co amunicja mogła się powoli palić bez płomienia nawet w otoczeniu absolutnej próżni, a gdy tylko atmosfera wdarła by się w rozszczelniony kadłub, zacząłby się pożar o ogromnej skali, obejmujący całą maszynę, mogący z łatwością przenieść się na sam lotniskowiec. Dlatego zastygająca piana, tworząca antydostępową skorupę, była prostym, tanim i niesamowicie skutecznym sposobem, by do czasu pełnego zabezpieczenia maszyny, chronić resztę ekspedycji. Po kilkunastu minutach czekania, Shahbaz wreszcie mógł opuścić statek. Mała armia techników wspomagana wszelkim dostępnym sprzętem wśród pokrzykiwań i ogólnego zamieszania potęgowanego przez ciężkie stęknięcia niestabilnego kadłuba, walczyła z mogącym w każdej chwili się rozlecieć kolosem sypiąc iskry, chrzęszcząc klinującymi się podporami, zdrapując szlifierkami toksyczny po utlenieniu w takim stopniu lakier, wycinając naruszone elementy pancerza. Nawet ożebrowaniu cytadeli się dostało, przez co nad wszystkim dominował charakterystyczny piszczący syk aktywnych palników plazmowych o ogromnej mocy zapewnianej przez zastosowanie nadprzewodników. Cały ten hałas zniknął, gdy tylko drzwi windy się zamknęły.
"Rewanż?" Podręczny komunikator zabrzęczał zwracając uwagę Shahbaza. Za takie tempo złomowania modułów kwatermistrz pewnie rozszarpałby marnującą zasoby dwójkę, gdyby nie fakt, że osobą z którą wciąż pojedynkował się Shahbaz był główny kwatermistrz ekspedycji.
"Zmienię statek, daj chwilę." Niespiesznie udał się na mostek fleet carriera. Dostrzegł powoli oddalający się malutki stateczek. Był w stanie bezbłędnie rozpoznać sylwetkę tak powszechnego myśliwca typu Eagle. Mógłby teraz wykorzystać pewność siebie rywala i wyprowadzić na łowy "Złoty Grot" albo "Żelaznego Strażnika", ale to by było zbyt łatwe i taki Eagle byłby skazany na porażkę w starciu z bojową Anacondą lub pancernym T-10. W końcu tak mała jednostka nie dysponowała nawet uzbrojeniem zdolnym w znacznym stopniu naruszyć tarcze tych gigantów.
- Arczi, niech Devistan przyśle dwóch ogarniętych ludzi na pokład "Srebrzystej Łani". Zobaczymy czy kwatermistrz poradzi sobie z presją mikromyśliwców. I daj mi jakieś sztywne uzbrojenie na pokład, żeby nie było nudno.
Obraz posłusznego droida kiwnął głową i zniknął z komunikatora. Linia jednostek przeznaczonych dla pilotów sojuszu nie była ulubionymi zabawkami Shahbaza, ale podobał mu się wizualny styl w jakim były utrzymane, a i w takiej sytuacji maszyna taka jak Crusader była czymś w sam raz. Z jednej strony była raczej wytrzymalszą jednostką niż myśliwiec, choć Shahbaz swoich okrętów bojowych, jakie miał na ekspedycji, wcześniej nie ulepszał u inżynierów, w przeciwieństwie do swojego oponenta, a z drugiej nie miała dość sił, by zdominować walkę i zostawić kwatermistrza bez szans. No i na życzenie młodego pilota uzbrojenie miało nie posiadać wspomagania, a Eagle był małym celem, gdy statek Shahbaza mógłby być trafiony i przez ślepego, a jednocześnie nie było szans, by ludzie od Devistana w mikromysliwcach, mających przewagę manewru samodzielnie rozwalili maszynę kwatermistrza. Mikromyśliwce miały jedynie zapewnić tę przewagę, żeby podczas pojedynku oponent nie mógł korzystając z przewagi zwrotności i szybkości tak po prostu usiąść Shahbazowi na rufie i się stamtąd nie ruszać, bo bardziej ociężały statek nie miał jak tego uniknąć. Przez to walka choć nie była w pełni wyrównana, nie mogła by być też nazwana nieuczciwą.
"Długo jeszcze?" Kolejna wiadomość wyświetliła się już na komunikatorze, gdy Shahbaz siedział już za sterami Alliance Crusadera.
"Już startuję."
28.02 i 04.03.3309
Smugi najonizowanych cząsteczek przecinały się co chwila przed iluminatorem "Gniewu Kolumba". Mikromyśliwce klasy Taipan prowadziły symulowaną walkę, a Shahbaz stał podziwiając zwinne maszyny. Pamiętał czasy, gdy poprzednicy Taipanów, odpowiadali za eskortę większych jednostek. Zwykle w konwojach leciało mrowie transportowców, ze dwa większe okręty wojenne i cztery do sześciu zmodyfikowanych, dopancerzonych transportowców, mogących symultanicznie wystrzeliwać po dwa mikromysliwce, aż do łącznej liczby dziesięciu. Pozwalało to w przypadku ataku natychmiast przytłoczyć wroga i dawało okrętom bojowym czas na eliminowanie zagrożenia po kolei, jeden statek po drugim, a w przypadku pomniejszych pirackich agresji, nawet samodzielnie wyeliminować przeciwnika.
- Elity z nich nie zrobię, ale będą w stanie trzymać szyk.
Głos drugiego obecnego na mostku wyrwał umysł pilota z objęć wspomnień. Rozmówca był młody, choć i tak starszy od Shahbaza, miał włosy w artystycznym nieładzie, ale pewne, fachowe spojrzenie i ta dumna sylwetka, tak podobna do tej szefa służb medycznych, wyraźnie wskazywały, że nie brak mu doświadczenia.
- Jaki szyk... Tu połowa ludzi w życiu wojska na oczy nie widziała, skąd niby się weźmie ten szyk... - machnął ręką z pogardą. - Mają sobie kryć nawzajem tyłki, strzelać we właściwą stronę i nie rozbić o nic maszyny.
- Da się zrobić. Zajmie trochę czasu, ale jest to wykonalne. Jak widzisz umieją trzymać stery, choć niekoniecznie wiedzą co z nimi zrobić.
Rzeczywiście choć wzór z dysz silników, rozświetlany przez pobliską gwiazdę, układał się w malowniczy obraz, to jednak widać było, że większość manewrów była tylko stratą paliwa. Co jakiś czas błyski amunicji symulacyjnej lizały osłony któregoś z maluchów, ale zazwyczaj to generatory kolosa przyjmowały na siebie niecelne strzały.
- Jaki wynik jak na razie?
- Mmm... Dziewięćdziesiąt trzy do osiemdziesięciu ośmiu. Na razie Horenz wygrywa - odparł gość. - Ale z tego co widzę chwilowo lepszą pozycję ma Aglone i siedzi na ogonie, więc pewnie odrobi.
- Niech dobiją do setki i wracają na pokład, zwycięzca dostanie tysiąc kredytów premii.
- No no, ile ty im płacisz?
- Mniej niż tobie. Ale nawet nie wiem dokładnie, Arczi ich wybrał, przylecieli z bańki na pokładzie "Krwawego Archonta" pół dnia później niż ty.
- Dalej trzymasz tego droida? - zapytał wyraźnie zdziwiony. - Mógłbyś kupić jakąś nową gietę. Miałbyś od razu komputer nawigacyjny i dźwig w zestawie. Widziałeś te nagrania promocyjne, jak cztery takie droidy przenoszą najpierw ładunek do Addera, a potem podnoszą samego Addera?
- Nie potrzebuję przenośnego dźwigu. Poza tym seria R-3 również potrafi nieco unieść i przy tym nie wygląda jakby goleń podwozia odpadła z ASPa - odciął się Shahbaz.
Gość zareagował głośnym śmiechem. Zdołał w ten sposób zagłuszyć komunikat o dokujących myśliwcach, ale migająca ikonka na pulpicie nie pozostała przeoczona.
- Miło było pogadać, ale nie za to mi płacisz. Idę ich opierniczę.
- Jak zadokujemy, przenieście się na "Cyklona". Tam jest już wszystko przygotowane. Pamiętajcie, żeby nie opuszczać okrętu, z resztą nie ma po co, bo bar zamknięty, a kilkanaście ton racji żywnościowych jest na statku, oczywiście nie wszystko dla was, bo się w fotele nie zmieścicie.
- Ktoś po pijaku za sterami naruszył powłokę baru, że go zamknęli? - zapytał kompletnie ignorując początek i koniec wypowiedzi, jasno dając do zrozumienia, że jako prawdziwy profesjonalista interesuje się tylko rzeczami ważnymi.
- Ty weź nie pytaj, bo wkurzasz - burknął Shahbaz.
- Jasne, odmeldowuję się.
Zasalutowali na pożegnanie śmiejąc się przy tym. Było minęło, ale wszystko zostawia ślad. Salut był prostym ruchem, który tu kompletnie zbędny, dla dwójki ludzi był niemalże obowiązkowy. W Federacji Pilotów gest ten był zasięgnięty właśnie od wojskowych i miał za zadanie w patetyczny sposób oddać hołd tym, którzy mieli już spore skrzydełka na ramieniu. W oczach Shahbaza wyglądało to tak, jak dziecko bawiące się zdalnie sterowany samolotem przy operatorze ciężkiego myśliwca szturmowego - niby robią to samo, ale ciężar gatunkowy wyraźnie wskazywał kto ma większe uprawnienia do nazywania się pilotem.
~~~~~~~~~~~~~
Gwiazdy leniwie przesuwały się na widnokręgu, wraz z powolnym, choć nieustannym obrotem okrętu i jedynie nagrzane gazy unoszące się z niektórych elementów statku zniekształcały światło docierające do oczu Shahbaza. Ale pilot nie był zainteresowany obserwacją odległych kul ognia. Kilkoma przełącznikami nakazał systemom naprawczym zabrać się za silniki, sam zaś starał się doprowadzić do stanu używalności system komunikacji. Trenowanie z ostrą amunicją zdecydowanie dodawało realizmu i adrenaliny, ale generowało też sporo problemów. Zawsze.
"Żyjesz?" Ożywił się praktycznie nieużywany wyświetlacz komunikacji krótkiego zasięgu. Normalnie dla wygody korzystało się z unicommu, który automatycznie dostosowywał formę transmisji i był sprzężony z nadajnikiem nadprzestrzennym, przez co można było w czasie rzeczywistym rozmawiać z absolutnie każdym. Komunikacja krótkiego zasięgu oparta była o fale radiowe, których prędkość była w skali wszechświata delikatnie mówiąc niewystarczająca, za to kryształy umieszczone w nadajnikach i odbiornikach miały tę przewagę , że wymagały minimalnej energii by przy ich pomocy nadać wiadomość, a odbiór odbywał się z zyskiem energetycznym, więc było to powszechnie stosowane rozwiązanie w sytuacjach awaryjnych.
"Żyję. Komunikacja padła. Silniki padły. Naprawiam je." Palce pilota przebiegły błyskawicznie po klawiaturze. Często stronił od komunikacji głosowej, więc korzystanie z wiadomości tekstowych już na unicommie weszło mu w krew.
"Potrzebujesz pomocy?"
"Nie"
Nawet gdyby jej potrzebował, duma nie pozwoliłaby mu o nią prosić konkurenta, z którym przed chwilą przegrał pojedynek. Trening, sparing czy turniej - wszystko jedno. Nie czuł się komfortowo z porażką i nie potrafił nad nią przejść do porządku dziennego. Na szczęście AFMU poradziło sobie z doprowadzeniem niezbędnych elementów do działania i w ślimaczym tempie, poobijany prawie wrak przesuwał się w stronę na szczęście niezbyt odległego lotniskowca. Podwozie wysunęło się, wychodząc na przeciw zbliżającej się płycie lądowiska. Aż dziw, że przy takich zniszczeniach z którejś goleni nie został kikut, ale w końcu kiedyś trzeba mieć szczęście. Gdy maszyna spokojnie osiadła na wskazanym miejscu, natychmiast systemy pożarowe lotniskowca zaczęły oblepiać gorące elementy statku pianą. Oczywiście nie chodziło o gaszenie płomieni, bo te nie miały prawa wystąpić w próżni, ale należało się zabezpieczyć przed wznieceniem pożaru gdy statek będzie w otoczeniu sztucznej atmosfery. Wiele elementów będących na pokładzie, takich jak rakiety dosyłane do wyrzutni posiadały paliwo z własnym zapasem tlenu, w postaci tlenku jednego z metali, wymieszanego ze stałym paliwem, przez co amunicja mogła się powoli palić bez płomienia nawet w otoczeniu absolutnej próżni, a gdy tylko atmosfera wdarła by się w rozszczelniony kadłub, zacząłby się pożar o ogromnej skali, obejmujący całą maszynę, mogący z łatwością przenieść się na sam lotniskowiec. Dlatego zastygająca piana, tworząca antydostępową skorupę, była prostym, tanim i niesamowicie skutecznym sposobem, by do czasu pełnego zabezpieczenia maszyny, chronić resztę ekspedycji. Po kilkunastu minutach czekania, Shahbaz wreszcie mógł opuścić statek. Mała armia techników wspomagana wszelkim dostępnym sprzętem wśród pokrzykiwań i ogólnego zamieszania potęgowanego przez ciężkie stęknięcia niestabilnego kadłuba, walczyła z mogącym w każdej chwili się rozlecieć kolosem sypiąc iskry, chrzęszcząc klinującymi się podporami, zdrapując szlifierkami toksyczny po utlenieniu w takim stopniu lakier, wycinając naruszone elementy pancerza. Nawet ożebrowaniu cytadeli się dostało, przez co nad wszystkim dominował charakterystyczny piszczący syk aktywnych palników plazmowych o ogromnej mocy zapewnianej przez zastosowanie nadprzewodników. Cały ten hałas zniknął, gdy tylko drzwi windy się zamknęły.
"Rewanż?" Podręczny komunikator zabrzęczał zwracając uwagę Shahbaza. Za takie tempo złomowania modułów kwatermistrz pewnie rozszarpałby marnującą zasoby dwójkę, gdyby nie fakt, że osobą z którą wciąż pojedynkował się Shahbaz był główny kwatermistrz ekspedycji.
"Zmienię statek, daj chwilę." Niespiesznie udał się na mostek fleet carriera. Dostrzegł powoli oddalający się malutki stateczek. Był w stanie bezbłędnie rozpoznać sylwetkę tak powszechnego myśliwca typu Eagle. Mógłby teraz wykorzystać pewność siebie rywala i wyprowadzić na łowy "Złoty Grot" albo "Żelaznego Strażnika", ale to by było zbyt łatwe i taki Eagle byłby skazany na porażkę w starciu z bojową Anacondą lub pancernym T-10. W końcu tak mała jednostka nie dysponowała nawet uzbrojeniem zdolnym w znacznym stopniu naruszyć tarcze tych gigantów.
- Arczi, niech Devistan przyśle dwóch ogarniętych ludzi na pokład "Srebrzystej Łani". Zobaczymy czy kwatermistrz poradzi sobie z presją mikromyśliwców. I daj mi jakieś sztywne uzbrojenie na pokład, żeby nie było nudno.
Obraz posłusznego droida kiwnął głową i zniknął z komunikatora. Linia jednostek przeznaczonych dla pilotów sojuszu nie była ulubionymi zabawkami Shahbaza, ale podobał mu się wizualny styl w jakim były utrzymane, a i w takiej sytuacji maszyna taka jak Crusader była czymś w sam raz. Z jednej strony była raczej wytrzymalszą jednostką niż myśliwiec, choć Shahbaz swoich okrętów bojowych, jakie miał na ekspedycji, wcześniej nie ulepszał u inżynierów, w przeciwieństwie do swojego oponenta, a z drugiej nie miała dość sił, by zdominować walkę i zostawić kwatermistrza bez szans. No i na życzenie młodego pilota uzbrojenie miało nie posiadać wspomagania, a Eagle był małym celem, gdy statek Shahbaza mógłby być trafiony i przez ślepego, a jednocześnie nie było szans, by ludzie od Devistana w mikromysliwcach, mających przewagę manewru samodzielnie rozwalili maszynę kwatermistrza. Mikromyśliwce miały jedynie zapewnić tę przewagę, żeby podczas pojedynku oponent nie mógł korzystając z przewagi zwrotności i szybkości tak po prostu usiąść Shahbazowi na rufie i się stamtąd nie ruszać, bo bardziej ociężały statek nie miał jak tego uniknąć. Przez to walka choć nie była w pełni wyrównana, nie mogła by być też nazwana nieuczciwą.
"Długo jeszcze?" Kolejna wiadomość wyświetliła się już na komunikatorze, gdy Shahbaz siedział już za sterami Alliance Crusadera.
"Już startuję."