09.02.2023, 11:11 UTC
Shahbaz "Tryumfator" Luison
7/8.02.3309
Przed iluminatorem rozciągał się widok bezkresnych wzgórz. Pojedyncze szczyty godziły w ciemny błękit nieba o znikomej atmosferze, ale większość wzgórz nie przypominało strzelistych wież, lecz raczej kopce poprzecinane stromymi wąwozami i kanionami.
- A tam? - wskazał palcem niewielki płaskowyż, z dwóch stron otoczony urwiskiem.
- Niestety to niemożliwe, sir. Ten teren został przeskanowany gdy tylko zeszliśmy poniżej dwóch kilometrów. W tym konkretnym miejscu jest przestrzeń dla maksymalnie trzech z czterech minimalnie wymaganych goleni podwozia.
- I nigdzie nie ma miejsca by wylądować?
- Na przeskanowanym obszarze nie, sir.
- W jakim promieniu od naszej aktualnej pozycji teren został przeskanowany?
- Dwudziestu trzech kilometrów, sir.
Shahbaz nie zajmował swojego miejsca pilota, tylko stał bliżej wielowarstwowej szyby i patrzył na majestatyczny krajobraz.
- Jesteś droidem, umiesz liczyć. Oceń prawdopodobieństwo znalezienia strefy lądowania dla "Gniewu Kolumba" w obszarze występowania tych organizmów.
Jednostka R-3 przez chwilę patrzyła się w pustkę. Droid już od dawna był przeprogramowany na asystenta dowódcy okrętu, jeszcze zanim Shahbaz stał się jego właścicielem, ale nie był projektowany z myślą o takich zadaniach, dlatego tak złożone polecenie wymagało od droida przetworzenia posiadanych informacji w bardziej skomplikowany sposób niż decyzje jakie miał podejmować w koncepcji jego twórców.
- Przybliżone prawdopodobieństwo to osiem do trzynastu tysięcy siedmiuset czterdziestu jeden, sir, ale nie mam pełniejszych danych. Pona...
- Dziękuję, wracamy na orbitę. Wyznacz kurs powrotny na lotniskowiec. Masz moje pozwolenie na pilotowanie statku do punktu zgłoszenia podejścia. Gdy wykryjesz nawiązanie łączności z pokładu statku, nie inicjuj skoku.
- Przyjąłem i wykonuję, sir.
Droid zajął miejsce pilota i wprowadził do nawigacji właściwe dane. Shahbaz rzadko pozwalał mu siadać za sterami. Oczywiście nie w obawie o statek. Robot był bezbłędny, a gdy zasiadał w mikromyśliwcu, działał skuteczniej niż jakikolwiek człowiek. Ale dumny pilot nie pozwalał maszynie kierować okrętem przede wszystkim dlatego, że sprawiało mu to ogromną przyjemność. Shahbaz opuścił mostek i udał się do kajuty. Tam zasiadł za biurkiem i uruchomił holograficzny komunikator. Musiał długo czekać, zanim pojawił się wizerunek wywoływanej osoby, ale w końcu sylwetka wyświetliła się.
- Komodorze - Shahabz nie wstał, ale skinął głową na powitanie. Choć nie spotykał się z takim tytułowaniem Kazika ze strony innych uczestników wyprawy, to jednak operowanie precyzyjnymi terminami weszło mu w krew już dawno temu i nie umiał, a w sumie też i nie chciał tego wykorzeniać.
- Proszę, proszę, teraz to ty do mnie dzwonisz. Nie wiem czy nie jestem niedostępny z uwagi na wyłączenie części systemów. No i obecnie znajdujemy się bardzo daleko, mogą pojawić się zakłócenia i tego typu rzeczy.
- Rozumiem, dlatego będę się spieszył - doskonale zrozumiał chęć rewanżu, domyślał się, że czekał na linii być może z tego samego powodu, ale nie lubił dawać innym satysfakcji swoim kosztem. - Sir, czy fleet carrier "Antonina Cottage" wrócił już do domu?
- Mając do dyspozycji taką maszynę możesz mieć wszędzie dom. Ale tak, wrócił do HR'ki, jeśli o to pytasz. A zapomniałeś czegoś? Nikt ci nie pożyczy swojej szczoteczki do zębów, ale nowa nie będzie cię wiele kosztować, a mamy ich zapas.
- Nie do końca o to mi chodzi. Wpadłem na pomysł, że może by mi się przydał jeden z zakonserwowanych statków, jakie przewoził na uzupełnienia.
- W takim razie jak potrzebujesz nowego statku, to musisz lecieć do bańki. My nie zmieniamy kursu. A czeka cię, ho ho, sporo latania.
- Dokładniej sto dwadzieścia skoków, bo już to sprawdziłem. Mniej jak zostawię trochę rzeczy.
- Co to jest, na weekend będziesz z powrotem. I zahaczysz o Saggę, jak odbijesz trochę w lewo - żartował sobie komodor Boski. Takie święte prawo pryncypała, gdy młody podwładny czegoś nie przewidzi i ma problem. Z resztą jako dowódca wyprawy na pewno widział jego akta, a przynajmniej te, które udostępnił wraz ze zgłoszeniem i mógł się domyślić, że niespodzianka w której maczał palce i nowy zakres obowiązków przyczyniły się do nowych potrzeb, więc w gruncie rzeczy od początku do końca mógł obserwować chichot losu i wtórować mu swoim rechotem.
- Rozważę tę opcję. Dziękuję za poświęcony mi czas, sir.
Grzecznie skłonił się i po tym jak wyraźnie zasugerował, że nie będzie kontynuował rozmowy, zaczekał aż dowódca się rozłączy. Następnie wstał i sprężystym krokiem, charakterystycznym dla ludzi, którzy już od dawna nie mają nic wspólnego z wojskiem i ich postawa zmieniła się przez lata korzystania ze zmniejszonej grawitacji, udał się na mostek. Gdy tam dotarł błyskawicznie dostrzegł wyświetlacz komputera nawigacyjnego, który wskazywał, że do lotniskowca został już ostatni skok. Jedna z pierwszych rzeczy jakiej uczą, to nawyk ciągłego utwierdzania się w pewności co do własnej lokalizacji. Aby wiedzieć co możesz zrobić, musisz wiedzieć co tak właściwie się z tobą dzieje, a w tak bezkresnej przestrzeni pytanie "gdzie?" było jednym z najważniejszych.
- Arczi, po skoku zdasz stery. Znajdź w archiwum moją dedykowaną konfigurację eksploracyjną dla jednostki ASP Eksplorer i sprawdź jej zgodność z jednostką w dokach na Maskelyne.
- Tak jest, sir.
Posłuszny droid wykonywał każdy rozkaz bez słowa sprzeciwu. Nawet jemu zajęło chwilę skomunikowanie się z systemem raportującym i porównanie obecnego stanu posiadanej jednostki ze stanem z archiwum okrętu.
- Sir, poza samym kadłubem i sensorami nie występuje zgodność.
- Czy inne jednostki mają komponenty potrzebne do przekonfigurowania tego ASPa?
Na to pytanie droid znowu potrzebował dłuższej chwili by odpowiedzieć. Maszyny Shahbaza znajdowały się na dwunastu stacjach i z każdej z nich musiał spłynąć automatycznie generowany raport na postawione zapytanie. I choć łączność z prędkością nadświetlną była dość wydajna, to jednak nadal nie była idealnie natychmiastowa. Podchodzili już do lądowania, gdy droid jakby się ocknął.
- Zgodnie z moimi informacjami, gdyby wymienić niektóre z posiadanych jednostek komponentami, to udałoby się nam uzyskać jednostkę ASP Eksplorer zgodną ze schematami wzorcowymi. Jednak żadna z tych jednostek nie stacjonuje na Maskelyne Vision, sir.
- Nie dam staremu satysfakcji, nie będę zapieprzał z powrotem - warknął gniewnie. Miał specyficzny sposób pojmowania honoru i konieczność poświęcenia kilku dni by poprawić swoje kwalifikacje znacznie w ten honor godziła. - Sprowadź je wszystkie tutaj. Tu je przekonfigurujemy. Nie dam im satysfakcji i jak zechcę mieć na ekspedycji jedną trzecią swoich statków, to sprowadzę tu jedną trzecią swoich statków - rzucił po chwili zastanowienia.
- Sir, to znacznie podniesie zakładane koszty. Trzeba będzie przenieść rów...
- Stać nas, prawda?
- Tak, sir, ale naruszy to szacunkowe fund...
- Nie obchodzi mnie to, wydaj polecenie sprowadzenia tych jednostek. Może one same również do czegoś się przydadzą.
Wstał i spojrzał na wyświetlacz obsługiwany przez droida, na którym widniał spis jednostek, które wymagały relokacji. Siedział za sterami ich wszystkich, ale nadal podświadomie dziwił się, że wszędzie tam były jakieś pojedyncze elementy potrzebne do eksploracji.
- No, wygląda na to, że "Kronos" stanie się tu niepotrzebny... - mruknął, gdy zobaczył jedną z pozycji. - Z resztą, jak będę musiał siedzieć w maszynie górniczej, to może to i dobrze, że nie zarysuję jego zjawiskowego lakieru.
~~~~~~~~~~~~~
Poranek na lotniskowcu wyglądał z perspektywy Shahbaza niemal identycznie jak poranek na pokładzie "Gniewu Kolumba". Główną przyczyną tego stanu rzeczy było to, że sypiał na pokładzie swojego okrętu i nie korzystał z kajuty na lotniskowcu. Nawet jej na oczy nie widział i nie wiedział czy na pewno istnieje. W swojej jednostce miał wszystko czego potrzebował i opuszczał ją prawie wyłącznie w celu sprzedaży danych egzobiologicznych. Przyzwyczaił się już do nowego zajęcia i nawet mu się spodobało. Co prawda nie miał jakichś powalających wyników, ale generalnie nie szło mu najgorzej i był w stanie na tym zarobić tyle, by szacunki sprzed wyruszenia dotyczące wpływów i wydatków już teraz były nieaktualne na jego korzyść, choć nie było tak dobrze jak by tego chciał. Od ładnych kilku dni nie znalazł żadnej terraformowalnej planety, ale na to nie miał co poradzić. Nie miał szczęścia. A szczęście jest jak kochanka z własnym statkiem - nigdy nie wiesz kiedy cię opuści i czy w ogóle jeszcze kiedyś wróci. Tyle dobrego, że Shahbaz miał dość luźne podejście do misji i nie przejmował się jakoś szczególnie niepowodzeniami. W końcu zdarzały się też rzeczy przyjemne. Ostatnio znalazł kilka całkiem ładnych planet z pięknym niebem, na których mógł się odprężyć. Ale teraz należało już wstawać. Wkrótce statki powinny zadokować, a Shahbaz chciał osobiście nadzorować zmianę ich wyposażenia.
7/8.02.3309
Przed iluminatorem rozciągał się widok bezkresnych wzgórz. Pojedyncze szczyty godziły w ciemny błękit nieba o znikomej atmosferze, ale większość wzgórz nie przypominało strzelistych wież, lecz raczej kopce poprzecinane stromymi wąwozami i kanionami.
- A tam? - wskazał palcem niewielki płaskowyż, z dwóch stron otoczony urwiskiem.
- Niestety to niemożliwe, sir. Ten teren został przeskanowany gdy tylko zeszliśmy poniżej dwóch kilometrów. W tym konkretnym miejscu jest przestrzeń dla maksymalnie trzech z czterech minimalnie wymaganych goleni podwozia.
- I nigdzie nie ma miejsca by wylądować?
- Na przeskanowanym obszarze nie, sir.
- W jakim promieniu od naszej aktualnej pozycji teren został przeskanowany?
- Dwudziestu trzech kilometrów, sir.
Shahbaz nie zajmował swojego miejsca pilota, tylko stał bliżej wielowarstwowej szyby i patrzył na majestatyczny krajobraz.
- Jesteś droidem, umiesz liczyć. Oceń prawdopodobieństwo znalezienia strefy lądowania dla "Gniewu Kolumba" w obszarze występowania tych organizmów.
Jednostka R-3 przez chwilę patrzyła się w pustkę. Droid już od dawna był przeprogramowany na asystenta dowódcy okrętu, jeszcze zanim Shahbaz stał się jego właścicielem, ale nie był projektowany z myślą o takich zadaniach, dlatego tak złożone polecenie wymagało od droida przetworzenia posiadanych informacji w bardziej skomplikowany sposób niż decyzje jakie miał podejmować w koncepcji jego twórców.
- Przybliżone prawdopodobieństwo to osiem do trzynastu tysięcy siedmiuset czterdziestu jeden, sir, ale nie mam pełniejszych danych. Pona...
- Dziękuję, wracamy na orbitę. Wyznacz kurs powrotny na lotniskowiec. Masz moje pozwolenie na pilotowanie statku do punktu zgłoszenia podejścia. Gdy wykryjesz nawiązanie łączności z pokładu statku, nie inicjuj skoku.
- Przyjąłem i wykonuję, sir.
Droid zajął miejsce pilota i wprowadził do nawigacji właściwe dane. Shahbaz rzadko pozwalał mu siadać za sterami. Oczywiście nie w obawie o statek. Robot był bezbłędny, a gdy zasiadał w mikromyśliwcu, działał skuteczniej niż jakikolwiek człowiek. Ale dumny pilot nie pozwalał maszynie kierować okrętem przede wszystkim dlatego, że sprawiało mu to ogromną przyjemność. Shahbaz opuścił mostek i udał się do kajuty. Tam zasiadł za biurkiem i uruchomił holograficzny komunikator. Musiał długo czekać, zanim pojawił się wizerunek wywoływanej osoby, ale w końcu sylwetka wyświetliła się.
- Komodorze - Shahabz nie wstał, ale skinął głową na powitanie. Choć nie spotykał się z takim tytułowaniem Kazika ze strony innych uczestników wyprawy, to jednak operowanie precyzyjnymi terminami weszło mu w krew już dawno temu i nie umiał, a w sumie też i nie chciał tego wykorzeniać.
- Proszę, proszę, teraz to ty do mnie dzwonisz. Nie wiem czy nie jestem niedostępny z uwagi na wyłączenie części systemów. No i obecnie znajdujemy się bardzo daleko, mogą pojawić się zakłócenia i tego typu rzeczy.
- Rozumiem, dlatego będę się spieszył - doskonale zrozumiał chęć rewanżu, domyślał się, że czekał na linii być może z tego samego powodu, ale nie lubił dawać innym satysfakcji swoim kosztem. - Sir, czy fleet carrier "Antonina Cottage" wrócił już do domu?
- Mając do dyspozycji taką maszynę możesz mieć wszędzie dom. Ale tak, wrócił do HR'ki, jeśli o to pytasz. A zapomniałeś czegoś? Nikt ci nie pożyczy swojej szczoteczki do zębów, ale nowa nie będzie cię wiele kosztować, a mamy ich zapas.
- Nie do końca o to mi chodzi. Wpadłem na pomysł, że może by mi się przydał jeden z zakonserwowanych statków, jakie przewoził na uzupełnienia.
- W takim razie jak potrzebujesz nowego statku, to musisz lecieć do bańki. My nie zmieniamy kursu. A czeka cię, ho ho, sporo latania.
- Dokładniej sto dwadzieścia skoków, bo już to sprawdziłem. Mniej jak zostawię trochę rzeczy.
- Co to jest, na weekend będziesz z powrotem. I zahaczysz o Saggę, jak odbijesz trochę w lewo - żartował sobie komodor Boski. Takie święte prawo pryncypała, gdy młody podwładny czegoś nie przewidzi i ma problem. Z resztą jako dowódca wyprawy na pewno widział jego akta, a przynajmniej te, które udostępnił wraz ze zgłoszeniem i mógł się domyślić, że niespodzianka w której maczał palce i nowy zakres obowiązków przyczyniły się do nowych potrzeb, więc w gruncie rzeczy od początku do końca mógł obserwować chichot losu i wtórować mu swoim rechotem.
- Rozważę tę opcję. Dziękuję za poświęcony mi czas, sir.
Grzecznie skłonił się i po tym jak wyraźnie zasugerował, że nie będzie kontynuował rozmowy, zaczekał aż dowódca się rozłączy. Następnie wstał i sprężystym krokiem, charakterystycznym dla ludzi, którzy już od dawna nie mają nic wspólnego z wojskiem i ich postawa zmieniła się przez lata korzystania ze zmniejszonej grawitacji, udał się na mostek. Gdy tam dotarł błyskawicznie dostrzegł wyświetlacz komputera nawigacyjnego, który wskazywał, że do lotniskowca został już ostatni skok. Jedna z pierwszych rzeczy jakiej uczą, to nawyk ciągłego utwierdzania się w pewności co do własnej lokalizacji. Aby wiedzieć co możesz zrobić, musisz wiedzieć co tak właściwie się z tobą dzieje, a w tak bezkresnej przestrzeni pytanie "gdzie?" było jednym z najważniejszych.
- Arczi, po skoku zdasz stery. Znajdź w archiwum moją dedykowaną konfigurację eksploracyjną dla jednostki ASP Eksplorer i sprawdź jej zgodność z jednostką w dokach na Maskelyne.
- Tak jest, sir.
Posłuszny droid wykonywał każdy rozkaz bez słowa sprzeciwu. Nawet jemu zajęło chwilę skomunikowanie się z systemem raportującym i porównanie obecnego stanu posiadanej jednostki ze stanem z archiwum okrętu.
- Sir, poza samym kadłubem i sensorami nie występuje zgodność.
- Czy inne jednostki mają komponenty potrzebne do przekonfigurowania tego ASPa?
Na to pytanie droid znowu potrzebował dłuższej chwili by odpowiedzieć. Maszyny Shahbaza znajdowały się na dwunastu stacjach i z każdej z nich musiał spłynąć automatycznie generowany raport na postawione zapytanie. I choć łączność z prędkością nadświetlną była dość wydajna, to jednak nadal nie była idealnie natychmiastowa. Podchodzili już do lądowania, gdy droid jakby się ocknął.
- Zgodnie z moimi informacjami, gdyby wymienić niektóre z posiadanych jednostek komponentami, to udałoby się nam uzyskać jednostkę ASP Eksplorer zgodną ze schematami wzorcowymi. Jednak żadna z tych jednostek nie stacjonuje na Maskelyne Vision, sir.
- Nie dam staremu satysfakcji, nie będę zapieprzał z powrotem - warknął gniewnie. Miał specyficzny sposób pojmowania honoru i konieczność poświęcenia kilku dni by poprawić swoje kwalifikacje znacznie w ten honor godziła. - Sprowadź je wszystkie tutaj. Tu je przekonfigurujemy. Nie dam im satysfakcji i jak zechcę mieć na ekspedycji jedną trzecią swoich statków, to sprowadzę tu jedną trzecią swoich statków - rzucił po chwili zastanowienia.
- Sir, to znacznie podniesie zakładane koszty. Trzeba będzie przenieść rów...
- Stać nas, prawda?
- Tak, sir, ale naruszy to szacunkowe fund...
- Nie obchodzi mnie to, wydaj polecenie sprowadzenia tych jednostek. Może one same również do czegoś się przydadzą.
Wstał i spojrzał na wyświetlacz obsługiwany przez droida, na którym widniał spis jednostek, które wymagały relokacji. Siedział za sterami ich wszystkich, ale nadal podświadomie dziwił się, że wszędzie tam były jakieś pojedyncze elementy potrzebne do eksploracji.
- No, wygląda na to, że "Kronos" stanie się tu niepotrzebny... - mruknął, gdy zobaczył jedną z pozycji. - Z resztą, jak będę musiał siedzieć w maszynie górniczej, to może to i dobrze, że nie zarysuję jego zjawiskowego lakieru.
~~~~~~~~~~~~~
Poranek na lotniskowcu wyglądał z perspektywy Shahbaza niemal identycznie jak poranek na pokładzie "Gniewu Kolumba". Główną przyczyną tego stanu rzeczy było to, że sypiał na pokładzie swojego okrętu i nie korzystał z kajuty na lotniskowcu. Nawet jej na oczy nie widział i nie wiedział czy na pewno istnieje. W swojej jednostce miał wszystko czego potrzebował i opuszczał ją prawie wyłącznie w celu sprzedaży danych egzobiologicznych. Przyzwyczaił się już do nowego zajęcia i nawet mu się spodobało. Co prawda nie miał jakichś powalających wyników, ale generalnie nie szło mu najgorzej i był w stanie na tym zarobić tyle, by szacunki sprzed wyruszenia dotyczące wpływów i wydatków już teraz były nieaktualne na jego korzyść, choć nie było tak dobrze jak by tego chciał. Od ładnych kilku dni nie znalazł żadnej terraformowalnej planety, ale na to nie miał co poradzić. Nie miał szczęścia. A szczęście jest jak kochanka z własnym statkiem - nigdy nie wiesz kiedy cię opuści i czy w ogóle jeszcze kiedyś wróci. Tyle dobrego, że Shahbaz miał dość luźne podejście do misji i nie przejmował się jakoś szczególnie niepowodzeniami. W końcu zdarzały się też rzeczy przyjemne. Ostatnio znalazł kilka całkiem ładnych planet z pięknym niebem, na których mógł się odprężyć. Ale teraz należało już wstawać. Wkrótce statki powinny zadokować, a Shahbaz chciał osobiście nadzorować zmianę ich wyposażenia.
