Cody Striker - Dziennik Gwiazdowy
#1
"Black Hornet" - Jak to się zaczęło, cz. 1

Każdy, kto nie znał chłopaka idącego teraz przez miasto, z rękami w kieszeniach bluzy i kapturem na głowie mógłby pomyśleć, że to kolejny wymęczony przez życie narkoman, jakich w tym okolicy nie brakowało.

Jednak wiele osób znało Cody’ego i nie dziwił ich ten stan rzeczy, mimo, że jeszcze kilka lat temu ze śmiechem uciekał po dachach lokalnym służbom porządkowym. Teraz jednak wiele rzeczy się zmieniło, i chłopak był cieniem siebie sprzed kilku lat.

Minął piekarnię pana Almera, do której kiedyś razem z bratem codziennie przychodzili po słodkie wypieki, dzisiaj jeżeli już przyszedł, to był sam, i brał zwykłe bułki.

Minął stoisko pani Jadwigi, która kiedyś zawsze miała coś słodkiego dla chłopaków... Dzisiaj stoisko było zamknięte, po tym jak właścicielka zachorowała i musiała wyjechać. Wielu jego starym znajomym serce się krajało, widząc stan chłopaka.

Wyjechać... Powodem stanu chłopaka był wyjazd brata Cody’ego, Rexa. Nikt nie wiedział gdzie się udał, pewne było tylko to, że z początku zaczął zadawać się w podejrzanym towarzystwie, poświęcając coraz mniej czasu młodszemu bratu, aż w końcu... Zniknął. Tak po prostu.

Cody z początku twierdził, że dostał od niego obietnicę, że Rex po niego wróci...

Nie wrócił. Nadzieja i ufność w oczach Cody'ego stawała się bledsza i bledsza z każdym dniem, aż w końcu całkiem zgasła.

Dzisiaj nawet on sam nie wierzył w słowa brata. „Nie mogę ci powiedzieć gdzie jadę. Chociaż bardzo chcę, to nie mogę... Ale obiecuję ci, że wyciągnę cię stąd. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale wyciągnę. Obiecuję.” Teraz był szczególnie trudny czas dla Cody’ego, za kilka dni miały minąć dokładnie trzy lata od zniknięcia starszego ze Strikerów.

Rex nie dał nikomu żadnego znaku życia, nawet bratu, który wcześniej był dla niego oczkiem w głowie. Wiele osób chciało pocieszyć chłopaka idącego wzdłuż ulicy, ale nikt się na to nie zdecydował, nie wiedząc jak zareaguje.

Chodziły plotki, że teraz stał się bardzo porywczy i przewrażliwiony na tym temacie. Rana po zdradzie brata się widocznie jeszcze nie zagoiła... A przynajmniej tak wyglądało to na pierwszy rzut oka.

Ktoś kto obserwowałby chłopaka, mógłby zauważyć, że przed wejściem do bloku w którym mieszkał spojrzał on w niebo na kilka sekund i poruszył ustami, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. 

Stał tak jeszcze przez chwilę, po czym z westchnięciem wszedł do środka.

Blok w którym mieszkał nie wyróżniał się niczym szczególnym... O ile ten zaledwie kilkupiętrowy budynek można było nazwać blokiem.

Cody wjechał windą na jedno z środkowych pięter, po czym otworzył drzwi. Spojrzał przelotnie na pokój na końcu korytarza. Pokój, w którym nie był od pamiętnego dnia. Poszedł do okna i spojrzał w górę, na przelatujące AV-ki, jedne transportujące towary, drugie zapewne jakichś ważnych biznesmenów...

Cody nigdy nie pałał sympatią do tych ludzi, którzy nie mają za grosz szacunku i zrobią wszystko żeby wycisnąć z takich jak on ostatni złamany grosz, a potem zasłonią się prawem. Według niego już piraci mieli więcej szacunku, bo oni przynajmniej nie kryli się z tym, że wzbogacają się kosztem innych.

Mimowolnie jego wzrok podążył na ścianę, gdzie wisiał wyblakły plakat, jeden róg odklejał się od ściany. Przedstawiał on statek, stary Krait Lightspeeder. Podobno plakat należał do jego dziadka, który dał go jego ojcu, który dał go jemu... Też pamiątka.

Chłopak wiedział, że statek ten obecnie jest mocno przestarzały, i rzadko spotykany, jednak nie miał nic innego, co mogłoby powiesić na jego miejscu... A nawet gdyby miał to i tak by tego nie zrobił.

Cody podszedł do plakatu i odkleił drugi z czterech rogów, po czym odsunął go, pokazując małą wnękę. Wyciągnął stamtąd małe pudełko, które otworzył, ukazując kilkanaście czipów z kredytami.

Chłopak sięgnął do kieszeni i wyciągnął kolejny czip. Zaczął go oglądać, jednak po chwili wysypał wszystkie na łóżko i zaczął liczyć kredyty na nich zawarte.

Następnie podłączył je do starego terminala, który wyciągnął zza biurka i przelał wszystkie kredyty na pierwszy czip. Zgodnie z oczekiwaniami, na małym wyświetlaczu pojawiła się okrągła sumka. Widząc ją, chłopak po raz pierwszy od kilku lat... Uśmiechnął się.

- Czas zostawić przeszłość za sobą – mruknął cicho – i spojrzeć co ma mi do zaoferowania przyszłość. – Jeszcze raz obejrzał czip, po czym schował go głęboko do wewnętrznej kieszeni bluzy, upewniając się że nie wypadnie.

Następnie chwycił przygotowaną wcześniej torbę, zostawił kartkę z wiadomością do rodziców i skierował się do wyjścia z budynku, na krótko oglądając się za siebie. – Żegnaj, stare życie. – Odwrócił się spowrotem. – I witaj nowe.



Budynek do którego zmierzał był umieszczony w tej bogatszej części miasta. I nie byłoby to problemem, gdyby nie skorumpowani strażnicy, którzy patrolowali tego typu dzielnice i nie wachali się przed nadużywaniem władzy.

Cody wolał nie ryzykować utraty czipa i do budynku próbował dostać się nie zwracając na siebie uwagi. Co nie do końca mu się udało, bo około w trzech czwartych drogi w dalszej podróży przeszkodził mu patrol, przed którym musiał uciekać.

Po kilkunastu minutach jednak bez większych problemów dotarł do celu i wszedł do środka, jednak widząc kto siedział przy biurku zamarł. Znał tego człowieka, tylko skąd..? Mężczyzna był starszy od niego, miał może dwadzieścia kilka lat. Tamten podniósł wzrok i skierował go na chłopaka. Widać było w nim lekkie zaskoczenie, ukryte za maską obojętności.

- Cody? Co ty tu robisz? Nie powinno cię tu być. – Chłopak rozpoznał ten głos. To był Joel, przyjaciel jego brata z czasów przed...

- Wiem, ale... – Chłopak podszedł i podał Joelowi czip. – Chcę latać dla federacji pilotów. - Mężczyzna spojrzał najpierw na niego, a potem na czip, szybko wpinając go do terminala, zapewne by sprawdzić zawartość. Westchnął.

- Cody...

- Wiem. Proszę, to moja jedyna szansa żeby stąd uciec.

- Nie mogę tego zrobić, a ty dobrze wiesz dlaczego. – Cody spuścił wzrok. Ostatnia nadzieja zgasła. Joel spojrzał na chłopaka. Serce mu się kroiło. Nie chciał tego robić, ale nie miał wyjścia. Chyba że...
- Ewentualnie mogę spróbować... – Mruknął pod nosem tak, by tylko chłopak to usłyszał. Podniósł wzrok, ale Joel nie zwrócił na to uwagi. Wpisał swój własny numer konta, i z niego wprowadził opłatę. – Robię to tylko ze względu na Rexa. – Westchnął. – Prom odlatuje za godzinę. – Podał mu bilet. Chłopak prawie skakał z radości. – Ledwo zdążyłeś.

Dziękuję. Nie zapomnę ci tego, dziękuję. - Joel uśmiechnął się.

- Idź już. Nie chcesz się przecież spóźnić, prawda?



Po przybyciu do portu, strażnicy początkowo byli bardzo podejrzliwi, zarówno w stosunku do chłopaka z nieznanego im domu, jak i jego biletu. Jednak nie mając twardych dowodów, oraz po przeszukaniu jego rzeczy osobistych musieli go przepuścić.

Gdy chłopak znalazł wreszcie lądowisko, z którego miał wystartować jego prom, bramki były już zamknięte, ale na szczęście dla niego, nie był jedynym który się spóźnił, i obsługa chcąc nie chcąc musiała wpuścić grupę spóźnialskich na pad.

Kiedy tylko zobaczyli statek, jako jeden z niewielu oniemiał. Tak w zasadzie to widział je tylko z dala, gdy przelatywały nad jego częścią miasta.

A teraz nie dość, że miał jednym lecieć, to jeszcze był to Delfin. Smukły i piękny, przelot tym statkiem uważany był za luksus, na który wielu nie mogło sobie pozwolić, dlatego jego obecność tutaj z pewnością była fenomenem.

No i mało kto mógł obejrzeć ten statek z tak bliska. Cody nie mógł nacieszyć oczu tym widokiem... Oczywiście część ludzi z jego grupy wcale nie była tym statkiem zachwycona.

Cody oderwał wreszcie oczy od statku i spojrzał na grupę w której się znalazł. Znaczna przewaga chłopaków, ale zauważył też kilka dziewczyn. Na oko trzydzieści, może niecałe czterdzieści osób.

Wszyscy ubrani w szykowne, odświętne, stroje na specjalną okazję, zapewne warte więcej niż całe jego życie. A na samiuśkim końcu stał on - w lekkich spodniach i bluzce z kapturem.

Na przedzie stało kilku mężczyzn, którzy mogli robić kilka rzeczy. Albo próbować wszystkich jakoś uporządkować, albo...

- Gary Rogers.

- Obecny! – zawołał jeden z chłopaków stojących przed Cody’m. Miał rude włosy, tak samo jak jego kopia, stojącą obok niego.

- Kane Rogers.

- Obecny! – zawołała kopia.
- Cody Striker.

- Obecny! – Zawołał identycznie jak chłopaki przed nim. Mężczyzna który wyczytał jego nazwisko spojrzał mu prosto w oczy na kilka sekund, ale po chwili kontynuował.

- Megan Wells.

- Obecna! – Zawołała dziewczyna, stojąca obok rudzielców.

- Derek Woodward.

- Jestem! – Zawołał jeden z bardziej barczystych chłopaków na przedzie. Ciągle próbował zwrócić na siebie uwagę jednej z dziewczyn, której imienia Cody nie zarejestrował. Chłopak prężył muskuły jak paw ogon. Szkoda, że pochodziły od nafaszerowania sterydami, a nie ciężkiej pracy... Cóż, Cody wychował się wśród takich ludzi. Umiał rozpoznać napompowane mięśnie.

Mężczyzna który ich wyczytywał przyłożył dłoń do ucha i coś powiedział, jednak w harmidrze jaki panował Cody nie wychwycił pojedynczych słów. Zapewne i tak nie było to skierowane do niego.

- Dobra. Skoro wszyscy spóźnialscy już są, to możecie się wszyscy ładować. – W boku statku otworzyły się drzwi, tworząc schody, po których można było wejść.

Cody minął rudzielców, którzy narzekali, że muszą lecieć klasą ekonomiczną i powinni lecieć w pierwszej, ale przerwali kłótnię, gdy ich minął, zapewne zaskoczeni jego wyróżniającym się strojem, i rzucili jakieś słowne zaczepki w jego stronę.

Nie zatrzymał się jednak, z ludźmi jak oni chciał mieć jak najmniej do czynienia. Zanim jednak dotarł do statku, zatrzymał go jeden z mężczyzn.

- Striker, tak? Musimy porozmawiać. – Cody był zdziwiony, ale posłusznie zaczekał, aż zostaną sami na lądowisku.

- To ja idę pilnować tamtych, wy tu rozmawiajcie. – Powiedział drugi z mężczyzn, po czym wszedł do środka. Nastała chwila niezręcznej ciszy.

- Stało się coś? – Spytał w końcu chłopak.

- Jak zapewne zauważyłeś, lekko się wyróżniasz... – Zaczął mężczyzna.

- Nie pochodzę z bogatej rodziny, nic nie poradzę.

- Nie winię cię. Wielu świetnych pilotów zaczynało tak jak ty, ale to nie jest teraz ważne. – Odparł tamten. – Te dzieciaki już coś podejrzewają... – Wskazał palcem na statek. – ... a jeżeli się dowiedzą, to nie dadzą ci żyć. Taka jest ich natura. W tym roku, niestety, jesteś jedynym w swojej grupie, który pochodzi z... Nazwijmy to niższych sfer społeczeństwa. – Cody skinął głową.

- Rozumiem. – Mężczyzna milczał przez chwilę.

- Spróbuj zagadać do Megan. Ona też kiedyś nie miała lekko. Może znajdziecie wspólny język.

- Spróbuję. – Mężczyzna wyciągnął w jego stronę rękę z kartką papieru.

- Gdy dolecimy, dostaniecie własne komunikatory. Tutaj jest numer mojego. Daj mi znać, gdyby coś się działo. – Cody skinął głową. - A teraz pakuj się bo już i tak mamy opóźnienie.
- Dobrze, panie...

- Mów mi Robert. Robert Lewis. Dla ciebie Pan Lewis.

- Dobrze Panie Robercie.

- I tak trzymać. A teraz się pakuj. – Wskazał na statek.



Jako, że jestem chory, a komputer mam w serwisie, to stwierdziłem, że zacznę pisać krótkie opowiadanie o moim nowym altkum
No i trochę się to rozrosło jak na krótkie opowiadanie haha...
Jak macie jakąś konstruktywną krytykę, porady, pytania itp to piszcie śmiało :-)
Postaram się na dniach napisać coś dalej. Trzymajta się
Wiem, jestem dziwny. Ale to moja dziwność, teraz wy też będziecie musieli sobie z nią radzić.

A jak się nie podoba to krzyż na drogę i kulka w łeb.
Odpowiedz
#2
"Black Hornet" - Jak to się zaczęło, cz. 2

Cody wziął łyk piwa do ust. To nie tak miało się skończyć... Nie tak!

Barman spojrzał na kompletnie pijanego chłopaka. Zastanowił się, czy nie wystarczy mu już tego picia... Chłopak siedział przy barze już drugą godzinę, i widać było że ledwo się trzyma.

Mimo to, wciąż i wciąż żądał dolewki, którą mężczyzna dawał mu bez słowa sprzeciwu.

Nie wiedział, co mu się przytrafiło, i biorąc pod uwagę jego stan chyba nie chciał wiedzieć...

Ale zacznijmy od początku.



Cody usiadł na miejscu przydzielonym mu w dwuosobowej kabinie. Dzielił ją razem z Megan, którą przydzielono razem z nim.

Kabiny były proste, bez łóżek ani większych luksusów. Ot dwa siedzenia i schowki. Typowa klasa ekonomiczna, ale dla chłopaka i tak było tu o niebo lepiej niż sobie mógł wyobrażać, zwłaszcza, że mieli świetny widok na to, co dzieje się za oknem.

Zastanawiał się nad tym co usłyszał od pana Roberta, na temat pochodzenia dziewczyny. Nie wiedział jednak jak zacząć rozmowę, od prawie trzech lat nie miał większej okazji z kimś po prostu rozmawiać. Tym bardziej był zadowolony, gdy to ona zaczęła rozmowę.

- Striker, tak? To pseudonim?

- Nazwisko. – Odparł krótko. Nigdy nie miał pseudonimu.

- Och.

- A ty jesteś...

- Megan Wells. – Odparła. – Dziadek zbił majątek na diamentach niskotemperaturowych, teraz ma własną firmę górniczą, a ja zamierzam pójść w jego ślady.– Cody zmrużył oczy.

- Na czym?

- Diamenty niskotemperaturowe... Jakiś czas temu stały się bardzo popularne wśród wydobywców, jeżeli ktoś wiedział co robi można było zarobić... Cóż, ogromne pieniądze. – Zaczęła tłumaczyć. Cody ledwo nadążał za jej słowotokiem. – Mój dziadek miał szczęście. A twoi rodzice co robią? – Zmieszał się.

- Pracują, głównie dla każdego kto ma pieniądze by ich zatrudnić. – Czy raczej dla tego kto ma chęci ich zatrudnić.

- Są freelancerami?

- Powiedzmy. – Znów zapadła między nimi niezręczna cisza, przerwana przez ogłoszenie o starcie statku. Cody wyjrzał przez okno.

- Twój pierwszy raz na statku? – Spytała Megan.

- Trochę wstyd się przyznać, ale... Tak. – Odwrócił się w jej stronę.

- Spoko. Mój też. – Spojrzała za okno, a on podążył za jej wzrokiem. Lekko zatrzęsło, gdy statek uruchomił silniki, by następnie łagodnie wznieść się w powietrze.



Trzech mężczyzn w kombinezonach bojowych wbiegło do portu kosmicznego, kierując się bezpośrednio do dwóch ochroniarzy.

- Marynarka Sojuszu, musimy zobaczyć monitoring z ostatniej godziny. – Powiedział szybko jeden z nich. Ochroniarze spojrzeli po sobie, a następnie zlustrowali mężczyzn.

Żaden nie miał broni, ale mieli insygnia stopni. Jeden z nich był porucznikiem, dwóch pozostałych wyglądało na jego podkomendnych.

- Co się stało?

- Szukamy... Kogoś. Mamy podejrzenia, że chce odlecieć jednym ze statków. – Odparł porucznik. – Proszę, to ważne. Muszę go znaleźć. – Widać było, że jest zdesperowany. Ochroniarze spojrzeli po sobie.

- Macie nakaz? – Spytał jeden z nich.

- Nie będzie konieczny. – Usłyszeli zza siebie, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć. W ich stronę szedł inny ochroniarz... Ale nie była to żadna znajoma dla nich twarz. – Dostałem telefon z góry. Panowie, chłopak którego szukacie odleciał transportem Federacji Pilotów pięć minut temu z lądowiska piętnaście E. Brak planu lotów, niestety. Mogę was tam zaprowadzić, ale nie wiem czy to coś zmieni. – Rozłożył ręce. Porucznik jakby oklapł.

- Dziękuję panom. – Powiedział, po czym odwrócił się na pięcie i skierował do drzwi, a za nim podążyła pozostała dwójka. Gdy tylko wyszli, porucznik oparł się o barierki. A byli tak blisko...

- A co on ci zrobił, tak właściwie, że tak bardzo chcesz go znaleźć? – Spytał jeden z podkomendnych. Dowódca pokręcił głową, po czym spojrzał w niebo, na odlatujące statki.

- Bo najwyraźniej już za długo czekał, aż wypełnię tą głupią obietnicę.



- Cody, ja... Słyszałam. – Powiedziała nagle dziewczyna. – Słyszałam... Cóż, wszystko. To co tam było powiedziane przez ciebie i Pana na dole... Podsłuchiwałam. Przez przypadek, przysięgam, ale... – Dla Cody’ego wyznanie dziewczyny było jak liść w policzek. Przestały się dla niego liczyć lot i widoki za oknem... Ona słyszała. Teraz powie wszystkim... Albo nawet jeśli nie, to... Skoro ona mogła podsłuchiwać, to kto jeszcze to robił?

- Świetnie. – Westchnął, przerywając jej monolog. – Świetnie, po prostu ekstra. Ten cyrk nie mógł zacząć się lepiej.

- Ale jeśli chcesz to nikomu nie powiem... Możemy się trzymać razem jak chcesz, bo ja też... Też nie miałam łatwego dzieciństwa. – Ostatnie zdanie wypowiedziała prawie szeptem.

- Tylko, że ty nie miałaś łatwego dzieciństwa, ja nie miałem łatwego życia. – Odparł. Westchnął i chwycił się za nasadę nosa. Dziewczyna wciąż milczała, chyba czekając na jego odpowiedź.

- Więc?

- Muszę... Muszę to przemyśleć. – Powiedział po chwili i odwrócił się do okna, za którym uformował się tunel nadprzestrzenny.



I tak chłopakowi minął następny dzień.

Megan zgodnie z obietnicą nikomu nie powiedziała o jego pochodzeniu, za to plotki o nim rozniosły się w zaskakującym tempie - pod wieczór następnego dnia nie było chyba osoby, która choćby nie spojrzała na niego z obrzydzeniem...

No oprócz Megan, której Cody postanowił dać szansę. I tak mijało mu szkolenie z przedmiotów teoretycznych, które był mocno zdziwiony, że musi umieć.

O ile rozumiał potrzebę nauki historii ludzkości jako cywilizacji międzygwiezdnej, nie rozumiał dlaczego musi wkuwać budowę różnych planet. Przecież nie miał zamiaru zostać naukowcem!

Nie narzekał jednak, nie miał zamiaru zostać wyrzuconym. A kiedy jego grupa przeszła podstawowe egzaminy i zaczęła ćwiczyć na symulatorach... Cóż. Powiedzmy, że do najgorszych w swojej grupie nie należał.

Kiedy tylko usiadł za drążkiem, zrozumiał, że to tu jest jego miejsce. Pierwszy lot w symulatorze wyszedł mu dobrze, w przeciwieństwie do innych osób, z których większość skończyła w asteroidzie.

I chociaż znaczną większość funkcji miał zablokowaną, to już wiedział, że zrobi wszystko, żeby ukończyć szkolenie.

Jednak całą sytuacja miała też negatywne skutki. Kilku osobom naprawdę nie spodobało się, że nie byli najlepsi, a Cody musiał przyjąć na siebie całą ich złość. No i się zaczęło...

Pogróżki, znęcanie słowne, wyzwiska... Cody później bardzo żałował, że to zrobił, ale mocno ograniczył kontakt z Megan poza komunikatorem. Nie chciał, żeby dziewczyna przeżywała to co on tylko ze względu na to że spędzają razem wolny czas...

Poprosił również o przydzielenie mu innego znaku wywoławczego, i zachowanie anonimowości pilota w trakcie jego lotów na symulatorze, a później także w trakcie tych prawdziwych.

I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie ta jedna sytuacja, która zmieniła jego życie o sto osiemdziesiąt stopni...

Megan nie wróciła z lotu szkoleniowego. Gdy to ogłoszono, Cody natychmiast pobiegł do pana Roberta, chcąc uczestniczyć w grupie poszukiwawczej, jednak ten odmówił, bo ta już wyleciała.

I mało brakowało, a chłopak samemu poleciałby szukać, gdy dotarły do nich wiadomości. W terenie szkolenia Megan znaleziono resztki Sidewindera.

Oficjalnie nastąpiła awaria zasilania, ale znaleziono tylko ciało instruktora. Nieoficjalnie zaś... Cóż, pośród żałoby w życiu Cody’ego w tym wszystkim najgorsze były śmiechy innych chłopaków z jego grupy – którzy nie przepuścili okazji, by pośmiać się z chłopaka... Problem pojawił się, gdy jeden z Rudzielców powiedział kilka słów za dużo...

I tak Cody znalazł się tutaj, opłakując stratę przyjaciółki, która najwidoczniej została porwana, na zlecenie jego kolegów. Jednak nie miał jak im tego udowodnić. Wziął kolejnego łyka napoju, który smakował jak wymiociny. A zaczynało mu się tutaj podobać...

Nagle wstał od baru i chwiejnym krokiem skierował się w stronę drzwi, poprzysięgając zemstę... Jednak zanim zdążył zrobić trzy kroki, padł na ziemię i urwał mu się film.


Już nie jestem chory, ale komputer ciągle w naprawie. Trochę mi się zapomniało, że mam to napisane... Ale za to wiem mniej więcej w którą stronę chcę pójść z tym opowiadaniem.
NietoKT się żegna i do kolejnego!
Wiem, jestem dziwny. Ale to moja dziwność, teraz wy też będziecie musieli sobie z nią radzić.

A jak się nie podoba to krzyż na drogę i kulka w łeb.
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Łowca - Charles Blake. Dziennik gwiazdowy. NietoKT 0 883 25.02.2024, 12:56 UTC
Ostatni post: NietoKT
  [LORE] [CMDR RUSAŁKA] Dziennik pokładowy misji "Czerwona Panda". Rusałka 7 6,153 20.04.2023, 15:18 UTC
Ostatni post: Rusałka
  Dziennik pokładowy: Cmdr Mathias Shallowgrave Mathias Shallowgrave 41 66,350 20.01.2019, 03:14 UTC
Ostatni post: Mathias Shallowgrave
  Kosmiczne jaja, czyli dziennik pokładowy z wyprawy - Muzzyx Muzzyx 4 8,920 18.01.2019, 22:39 UTC
Ostatni post: Muzzyx
  Dziennik pokładowy komandora Morlokusa Morlokus 7 11,875 13.10.2017, 18:58 UTC
Ostatni post: Morlokus



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości