08.08.2017, 22:45 UTC
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2017, 23:03 UTC przez ryczypior.)
... --- ... / ... --- ... / ... --- ...
Dziennik... ten... koman..doski... komandorski... echhh... Data eee gwiezdna... Który to dzisiaj?... CO!? 08.08.3303
Ledwie sobie przypominam ostatni tydzień. W głowie mam chyba cały magazynek gwoździ z nail guna z tym, że fizycznie żaden zadzior mi z czachy nie wystaje (sprawdzałem kilka razy!). Co to było?
Pamiętam, że w środę, pierwszego sierpnia skanowałem kolejnego Keka (tak sobie zwykłem nazywać gwiazdy typu K) i odebrałem sygnał SOS. Pierwsza myśl - pora na obiad. Druga myśl - sos porowy - no kurka, mniam. Trzecia myśl - sos porowo-kurkowy! Zaczynam sobie w myślach organizować menu, ale komputer pokładowy postanowił puścić SOS na głośniki w częstotliwości 1750 Hz wwiercając się w mój mózg tak, że myśli o obiedzie musiały schować się gdzieś w zakamarkach szarej materii... No już dobra, dobra, sprawdzam - Unidentified Signal Source.
- Tutaj? - powiedziałem na głos - jeśli to pirat, to jego cierpliwość przebija nawet sekwoje... albo głupota.
Sprawdziłem w bazie danych kartografów - jestem tu pierwszy, może ktoś się zgubił... Distress Call, threat 1... No nic, zobaczę, co się dzieje, jako Huzar powinienem przynajmniej sprawdzić, inaczej będę tchórz itp.
Wyszedłem z SC, widzę - Beluga - nietknięta, ale sygnał na 100% dobiega z niej. Do tego doszedł kolejny:
-... .-. .- -.- / .--. .- .-.. .. .-- .- --..-- / -... .-. .- -.- / -- --- --.. .-.. .. .-- --- ... -.-. .. / .-.. --- - ..- --..-- / ... -.-- ... - . -- -.-- / .-- / ..- ... .--. .. . -. .. ..- --..-- / -.-. .... --- .-.. --- - .- / -. .- / .--. --- -.- .-.. .- -.. --.. .. . / --.. -.-- .--- .
I tak kilka razy.
Nagle z komunikatora słyszę:
- de..la..cy... Romeo... Jankes... Jak fo sie szyta? Szarli!
- Tu Delacy Romeo Yankee Charlie, CMDR Ryczypiór, w czym mogę pomóc?
- Tuuu, eee... Sodkugar eee... Omega... jak to szło?
Patrzę na zarejestrowaną nazwę pilota - Oleg Stablov
- Saud Kruger Oscar Lima Echo, czy potrzebujecie pomocy?
- Romeo... eee... ufff... kieeerowniku... - zaczął zachrypniętym głosem - dejno... z świarteczkę paliwka... utknęlim tu...
W tle słychać było odgłosy walki... trochę mnie zmroziło, bo na hardpointach same heat sink, nic, czym mógłbym się bronić, ale Huzar! HUZAR!
- Saud Kruger, co się stało?! - pytam
- Romeo!... No!... lesim do Maia sobaszyś targogłowych! I... się chyba... tego... paliwo... nie ma...
- No, do Maii to w drugą stronę - odpieram patrząc na obecną pozycję... tia Prua Phoe...
- To szo? Daszzz? - zapytał pilot z błaganiem w głosie
- No, nie wiem... - zawahałem się
Koleś nie wyłączył nadawania
- Zzzichuu, Machsiiiu, do pterodachtyli i weźsie go... no... zaje....
Tak - myślę - teraz mnie myśliwce dopadną. Postanowiłem zginąć jak huzar - z dumą i bez zbędnego pitu pitu. Wyłączyłem komunikator, wyłączyłem silniki i dumnie stanąłem w miejscu, na ucieczkę nie ma szans. Dwa myśliwce z Belugi wyfrunęły w dość niecodzienny sposób - jeden zahaczając o wylot, drugi koziołkując względem swego środka ciężkości. Zostałem chyba namierzony. Chyba, bo komputer pokładowy stwierdził namiar i utratę namiaru.. tak kilka razy. Myśliwce okrążyły mnie, kilka strzałów pomknęło jednak w przestrzeń. W radiu zawrzało...
- Oleg, on nam tu sze krensi! Uszeka jakosz! - mówił pierwszy głos.
- Zzidzichuu, co Ty odper$!@sz, seluj w jego, nie we miee! - mowi drugi.
- Maksiu, no so ty, seluje i sze krenszi!
I tak orbitowali wkoło mnie co jakiś czas wypuszczając serię laserem impulsowym w przestrzeń. Mnie, gotowego na śmierć, niemego obserwatora całego zajścia. Nagle ich orbity chyba się połączyły, bo zobaczyłem błysk i nastąpiła cisza w radio. Oleg zaskamlał:
- Masiu, Zzisiu... chłopy...
Po kilku minutach dotarł do mnie sygnał:
- Kierownikuuuu, ale wiessszzzz, to po przyjasielsku chsieliśmy... no... To szo? Daszzzz?
- Ale muszę przybić, bo nie mam sprzętu, otwórzcie jakąś gródź - odparłem po namyśle
Po dłuższej chwili milczenia nie usłyszałem, ale zauważyłem, że z Belugi wydostaje się kilka ciał konwulsyjnie wyginając się w ostatnich chwilach, mnóstwo sprzętu i innych rzeczy pozostawionych w śluzach.
- Otworzyłeś wszystkie śluzy... - raczej stwierdziłem, niż zapytałem.
- Sorrrry ser Romeo... - odpowiedział
Podłączyłem się pod pierwszą otwartą śluzę, zadbałem, by była pełna hermetyzacja. Ciśnienie w Beludze było bardzo niskie, ale zdatne do życia. Przed wejściem na pokład sprawdziłem, czy przy boku nadal mam miniprzybornik Błyskawicy, na który składał się pistolet plazmowy oraz kilka drobiazgów typu ucieknij-bądź-zgiń. Wyszedłem w ciemność. Włączenie nagłównej latarki nic nie dało, oprócz tego, że widziałem dym. Skład atmosfery na statku mniej więcej pozwalał na przeżycie, więc zdjąłem hełmofon, do moich nozdrzy dotarł mdły zapach palonych ziół zmieszany z różnymi grupami alkoholi...
Zaciągnąłem się tym i to był mój pierwszy błąd - starałem się powstrzymać nagłe przypływy fal wymiotów połykając to, co przypadkiem wydostało się do przełyku.
Idę przedziałem pasażerskim starając się oddychać płytko i powoli. Dźwięki, które brałem za odgłosy walki wydobywały się spośród półprzytomnych pasażerów oddających to, co mięli w sobie. Docieram do kokpitu. Oleg patrzy na mnie szklistymi, półotwartymi oczyma i pyta:
- Czo sz tym palifkiem, kierowniku?!
- Mam, z ładowni zaraz podeślę pół tony... ale zaatakowaliśnie mnie, po co? Co tu się stało?
- Nissss - i wręczył mi szklaneczkę, ładnie zrobioną, na kryształ.
W środku był na pewno jakiś alkohol, pociągnąłem łyka - taaaak, na pewno był.
- Zapaliszzz? - w jego ręku pojawił się krzywy pręcik
- Nie - stwierdziłem, ale to w szklance - dobre, co to jest?
- ŚŚśśfinski Ryj! Od husaróf mamm...
To był mój drugi błąd, tak myślę...
Oddałem w sumie tonę swojego paliwa, ledwie zebranego z Keka. Podlecieliśmy bliżej gwiazdy. Przez cumowanie mojego statku, tona ledwie wystarczyła, by dolecieć. Przed uruchomieniem fuel scoop postanowiłem odłączyć swoją kobyłkę na niskiej orbicie gwiazdy załączając jednocześnie sterownik autonomicznego prowadzenia statku. Najadłem się trochę strachu, nigdy nie widziałem, żeby ktoś "tankował" w gwieździe zanurzając się niemal w jej powierzchnię, ale przed tym i po tym Oleg poczęstował mnie kolejną porcją Ryja.
Po tankowaniu, chwiejnym krokiem postanowiłem powrócić na swój statek - ale najpierw trzeba go znów przywołać, przycumować... to co? Kolejna szklaneczka? I kolejna? I kolejjjnnaaa? - trzeci błąd, ale do trzech razy sztuka?
Po pewnym czasie stwierdziliśmy, że Ryj się ocieplił, no to trzeba dać trochę lodu. Dostałem jakiś palec - ktoś stwierdził, że w ekonomicznej są zamrożeni i nawet nie zauważą... później ktoś przyniósł dopalacz - a taka mała kostka z przedziału paliwowego - ponoć kawałek słońca - dosłownie. To chyba był czwarty błąd, ale z tego już niewiele pamiętam, więc myślę, że trzeci poleciał kaskadą... Na pewno wycałowałem Olega, jakąś nieprzytomną panią z przedziału bussiness i chyba przykleiłem się językiem próbując całować kogoś zamrożonego w przedziale ekonomicznym... albo to niewolnik z cargo...
Teraz milion szpil wtapia się w mój mózg, Świński Ryj w połączeniu z paliwem zebranym z Keka... a właśnie! Gdzie jest Kek?! Gdzie ja jestem?! >Bla Blai.....< Nie to tylko opróżniłem zawartość żołądka. to nadal Prua Phoe... >Blae Bloae....<
![[Obrazek: ro5K4tM.png]](http://i.imgur.com/ro5K4tM.png)
PS. Przepis na Barnacle w sosie jakimśtam jednak w następnym wpisie
Dziennik... ten... koman..doski... komandorski... echhh... Data eee gwiezdna... Który to dzisiaj?... CO!? 08.08.3303
Ledwie sobie przypominam ostatni tydzień. W głowie mam chyba cały magazynek gwoździ z nail guna z tym, że fizycznie żaden zadzior mi z czachy nie wystaje (sprawdzałem kilka razy!). Co to było?
Pamiętam, że w środę, pierwszego sierpnia skanowałem kolejnego Keka (tak sobie zwykłem nazywać gwiazdy typu K) i odebrałem sygnał SOS. Pierwsza myśl - pora na obiad. Druga myśl - sos porowy - no kurka, mniam. Trzecia myśl - sos porowo-kurkowy! Zaczynam sobie w myślach organizować menu, ale komputer pokładowy postanowił puścić SOS na głośniki w częstotliwości 1750 Hz wwiercając się w mój mózg tak, że myśli o obiedzie musiały schować się gdzieś w zakamarkach szarej materii... No już dobra, dobra, sprawdzam - Unidentified Signal Source.
- Tutaj? - powiedziałem na głos - jeśli to pirat, to jego cierpliwość przebija nawet sekwoje... albo głupota.
Sprawdziłem w bazie danych kartografów - jestem tu pierwszy, może ktoś się zgubił... Distress Call, threat 1... No nic, zobaczę, co się dzieje, jako Huzar powinienem przynajmniej sprawdzić, inaczej będę tchórz itp.
Wyszedłem z SC, widzę - Beluga - nietknięta, ale sygnał na 100% dobiega z niej. Do tego doszedł kolejny:
-... .-. .- -.- / .--. .- .-.. .. .-- .- --..-- / -... .-. .- -.- / -- --- --.. .-.. .. .-- --- ... -.-. .. / .-.. --- - ..- --..-- / ... -.-- ... - . -- -.-- / .-- / ..- ... .--. .. . -. .. ..- --..-- / -.-. .... --- .-.. --- - .- / -. .- / .--. --- -.- .-.. .- -.. --.. .. . / --.. -.-- .--- .
I tak kilka razy.
Nagle z komunikatora słyszę:
- de..la..cy... Romeo... Jankes... Jak fo sie szyta? Szarli!
- Tu Delacy Romeo Yankee Charlie, CMDR Ryczypiór, w czym mogę pomóc?
- Tuuu, eee... Sodkugar eee... Omega... jak to szło?
Patrzę na zarejestrowaną nazwę pilota - Oleg Stablov
- Saud Kruger Oscar Lima Echo, czy potrzebujecie pomocy?
- Romeo... eee... ufff... kieeerowniku... - zaczął zachrypniętym głosem - dejno... z świarteczkę paliwka... utknęlim tu...
W tle słychać było odgłosy walki... trochę mnie zmroziło, bo na hardpointach same heat sink, nic, czym mógłbym się bronić, ale Huzar! HUZAR!
- Saud Kruger, co się stało?! - pytam
- Romeo!... No!... lesim do Maia sobaszyś targogłowych! I... się chyba... tego... paliwo... nie ma...
- No, do Maii to w drugą stronę - odpieram patrząc na obecną pozycję... tia Prua Phoe...
- To szo? Daszzz? - zapytał pilot z błaganiem w głosie
- No, nie wiem... - zawahałem się
Koleś nie wyłączył nadawania
- Zzzichuu, Machsiiiu, do pterodachtyli i weźsie go... no... zaje....
Tak - myślę - teraz mnie myśliwce dopadną. Postanowiłem zginąć jak huzar - z dumą i bez zbędnego pitu pitu. Wyłączyłem komunikator, wyłączyłem silniki i dumnie stanąłem w miejscu, na ucieczkę nie ma szans. Dwa myśliwce z Belugi wyfrunęły w dość niecodzienny sposób - jeden zahaczając o wylot, drugi koziołkując względem swego środka ciężkości. Zostałem chyba namierzony. Chyba, bo komputer pokładowy stwierdził namiar i utratę namiaru.. tak kilka razy. Myśliwce okrążyły mnie, kilka strzałów pomknęło jednak w przestrzeń. W radiu zawrzało...
- Oleg, on nam tu sze krensi! Uszeka jakosz! - mówił pierwszy głos.
- Zzidzichuu, co Ty odper$!@sz, seluj w jego, nie we miee! - mowi drugi.
- Maksiu, no so ty, seluje i sze krenszi!
I tak orbitowali wkoło mnie co jakiś czas wypuszczając serię laserem impulsowym w przestrzeń. Mnie, gotowego na śmierć, niemego obserwatora całego zajścia. Nagle ich orbity chyba się połączyły, bo zobaczyłem błysk i nastąpiła cisza w radio. Oleg zaskamlał:
- Masiu, Zzisiu... chłopy...
Po kilku minutach dotarł do mnie sygnał:
- Kierownikuuuu, ale wiessszzzz, to po przyjasielsku chsieliśmy... no... To szo? Daszzzz?
- Ale muszę przybić, bo nie mam sprzętu, otwórzcie jakąś gródź - odparłem po namyśle
Po dłuższej chwili milczenia nie usłyszałem, ale zauważyłem, że z Belugi wydostaje się kilka ciał konwulsyjnie wyginając się w ostatnich chwilach, mnóstwo sprzętu i innych rzeczy pozostawionych w śluzach.
- Otworzyłeś wszystkie śluzy... - raczej stwierdziłem, niż zapytałem.
- Sorrrry ser Romeo... - odpowiedział
Podłączyłem się pod pierwszą otwartą śluzę, zadbałem, by była pełna hermetyzacja. Ciśnienie w Beludze było bardzo niskie, ale zdatne do życia. Przed wejściem na pokład sprawdziłem, czy przy boku nadal mam miniprzybornik Błyskawicy, na który składał się pistolet plazmowy oraz kilka drobiazgów typu ucieknij-bądź-zgiń. Wyszedłem w ciemność. Włączenie nagłównej latarki nic nie dało, oprócz tego, że widziałem dym. Skład atmosfery na statku mniej więcej pozwalał na przeżycie, więc zdjąłem hełmofon, do moich nozdrzy dotarł mdły zapach palonych ziół zmieszany z różnymi grupami alkoholi...
Zaciągnąłem się tym i to był mój pierwszy błąd - starałem się powstrzymać nagłe przypływy fal wymiotów połykając to, co przypadkiem wydostało się do przełyku.
Idę przedziałem pasażerskim starając się oddychać płytko i powoli. Dźwięki, które brałem za odgłosy walki wydobywały się spośród półprzytomnych pasażerów oddających to, co mięli w sobie. Docieram do kokpitu. Oleg patrzy na mnie szklistymi, półotwartymi oczyma i pyta:
- Czo sz tym palifkiem, kierowniku?!
- Mam, z ładowni zaraz podeślę pół tony... ale zaatakowaliśnie mnie, po co? Co tu się stało?
- Nissss - i wręczył mi szklaneczkę, ładnie zrobioną, na kryształ.
W środku był na pewno jakiś alkohol, pociągnąłem łyka - taaaak, na pewno był.
- Zapaliszzz? - w jego ręku pojawił się krzywy pręcik
- Nie - stwierdziłem, ale to w szklance - dobre, co to jest?
- ŚŚśśfinski Ryj! Od husaróf mamm...
To był mój drugi błąd, tak myślę...
Oddałem w sumie tonę swojego paliwa, ledwie zebranego z Keka. Podlecieliśmy bliżej gwiazdy. Przez cumowanie mojego statku, tona ledwie wystarczyła, by dolecieć. Przed uruchomieniem fuel scoop postanowiłem odłączyć swoją kobyłkę na niskiej orbicie gwiazdy załączając jednocześnie sterownik autonomicznego prowadzenia statku. Najadłem się trochę strachu, nigdy nie widziałem, żeby ktoś "tankował" w gwieździe zanurzając się niemal w jej powierzchnię, ale przed tym i po tym Oleg poczęstował mnie kolejną porcją Ryja.
Po tankowaniu, chwiejnym krokiem postanowiłem powrócić na swój statek - ale najpierw trzeba go znów przywołać, przycumować... to co? Kolejna szklaneczka? I kolejna? I kolejjjnnaaa? - trzeci błąd, ale do trzech razy sztuka?
Po pewnym czasie stwierdziliśmy, że Ryj się ocieplił, no to trzeba dać trochę lodu. Dostałem jakiś palec - ktoś stwierdził, że w ekonomicznej są zamrożeni i nawet nie zauważą... później ktoś przyniósł dopalacz - a taka mała kostka z przedziału paliwowego - ponoć kawałek słońca - dosłownie. To chyba był czwarty błąd, ale z tego już niewiele pamiętam, więc myślę, że trzeci poleciał kaskadą... Na pewno wycałowałem Olega, jakąś nieprzytomną panią z przedziału bussiness i chyba przykleiłem się językiem próbując całować kogoś zamrożonego w przedziale ekonomicznym... albo to niewolnik z cargo...
Teraz milion szpil wtapia się w mój mózg, Świński Ryj w połączeniu z paliwem zebranym z Keka... a właśnie! Gdzie jest Kek?! Gdzie ja jestem?! >Bla Blai.....< Nie to tylko opróżniłem zawartość żołądka. to nadal Prua Phoe... >Blae Bloae....<
![[Obrazek: ro5K4tM.png]](http://i.imgur.com/ro5K4tM.png)
PS. Przepis na Barnacle w sosie jakimśtam jednak w następnym wpisie

.png)
.png)
.png)
.png)
.png)
.png)
.png)
.png)
.png)
.png)
.png)
![[Obrazek: 70464.png]](https://inara.cz/data/sigs/70/70464.png)