Husarski Horyzont
#11
(26.04.2017, 22:47 UTC)Quarion napisał(a): Tadziuuuu... Feniks nigdy nie był skrzydłem bojowym tylko wywiadowczym Biggrin

PS. Tadziu Super Hero, Superman Wink BiggrinBiggrin

PPS. Feniks może i formalnie i oficjalnie został zawieszony, ale nieoficjalnie... hmmm... Tongue Wink


Pisanie raportów i wkręcanie kogoś przez dwa miesiace nie nazwałbym bohaterstwem tylko wyrafinowanym trollingiem Biggrin Ważne było aby dać Colon dobry powód do wstąpienia do TWH, a ta dziewczyna ma szacunek jedynie do osób równych lub potężniejszych od niej Tongue 

No własnie formalnie i oficjalnie, Colon formalnie i oficjalnie również tak naprawdę nie będzie pracować dla TWH

Odpowiedz
#12
Husarski Horyzont - Opowieść Niebieska - Dzielnica Handlowa
(opowieść niebieska czyli - Valencia, Neko, Teddy)

Wracałem właśnie do swojego apartamentu mijając kolejne korytarze, grodzie i pasaże kiedy multinadzie oznajmiło mi, że dostałem nową wiadomość tekstową. Uśmiechając się pod nosem włączyłem swój interfejs rzeczywistości rozszerzonej, który miałem na stałe wbudowany w implantach oczu i na mojej drodze, w powietrzu wyświetliła się krótka, niewidoczna dla innych przechodniów wiadomość: "Ty dupku!".
Cóż - a więc się zgodziła, pomyślałem i zamknąłem wiadomość razem z interfejsem. Nie dziwiło mnie to, w końcu bardzo wiele czasu włożyłem aby upewnić się, że dziewczyna jest odpowiednim kandydatem na to stanowisko. O wiele więcej niż sama myślała. Kwaterę Hetmana i mój dom w dzielnicy komercyjnej dzieliła jakaś godzina drogi pieszo, dlatego postanowiłem jak zwykle skorzystać z szybkiej kolei, która oplatała całą stację tworząc bardzo wydajną sieć komunikacyjną. Gdy tylko szybki pociąg zatrzymał się na peronie, gdzie wraz ze mną zebrał się mały tłum na multinarzędziu pojawiła się informacja o kolejnej wiadomości. Tym razem pochodziła ona ze szpitala i głosiła, że "Operacja przebiegła pomyślnie".

Przez ostatnie dwa dni prawie zapomniałem o Fitzgerald mimo, że wyłożyłem niemal milion kredytów na jej leczenie i kolejny dla samej zainteresowanej, które miały zapewnić jej spokojny start w nowym świecie. To samo zresztą poczyniłem dla Rene, który już pierwszego dnia udał się do lokalnego oddziału Federacji Pilotów by rozpocząć swoje szkolenie. Nie interesowałem się życiem prywatnym zarówno Colon jak i Rene pewien jednak byłem, że dziewczyna zerwała z nim już tego samego dnia, kiedy pojawiliśmy się na Maskelyne. Świadczyło chociażby o tym to, że Rene nie pojawiał się na imprezie Quariona.

Nie dbałem o to, tak samo jak obojętne mi było czy Rene zda egzamin. W tej chwili miałem ważniejsze sprawy na swojej głowie. Usiadłem w jednym z przedziałów szybkiej kolei. Maszyna pomknęła przez tunele stacji. Spojrzałem na plan linii, który mieścił się ponad przezroczystymi drzwiami prowadzącymi do następnej sekcji pociągu. Od stacji docelowej dzieliły mnie cztery przystanki. Wiedząc, że podróż potrwa maksymalnie pięć minut nie zdecydowałem się na robienie niczego konstruktywnego, dlatego aktywowałem interfejs rzeczywistości rozszerzonej i za pomocą swoich gałek ocznych zacząłem grać w pewną zapomnianą grę polegającą na rzucaniu ptakami w wieże pełne świń.

Po chwili jazdy maszyna zatrzymała się na mojej stacji. Wyszedłem na zewnątrz do stosunkowo niskiego pasażu handlowego, który prowadził na centralny dziedziniec. Na prawej i lewej ścianie tunelu mieściły się wejścia do najróżniejszych sklepów - od bogato wystrojonych butików, gdzie przy wystawach stało kilka młodych dziewcząt, przez sklepy przeznaczone dla nerdów, oferujące najnowszy gry w wirtualnej rzeczywistości czy ekskluzywne kawiarnie, gdzie zazwyczaj swój czas spędzała śmietanka towarzyska systemu. Z uwagi na to, że większość osób w tej części stacji funkcjonowała według tego samego cyklu dobowego na korytarzu nie było tłumów, a miękka muzyka elektroniczna, którą grano zazwyczaj o tej porze jeszcze bardziej potęgowała senny klimat.

Wcześniej poprosiłem Valencię oraz Neko aby zjawili się przede mną na głównym holu. Zastałem ich oboje od razu kiedy wszedłem na dziedziniec. Stali przy hologramie, który tym razem przedstawiał Kuriera Imperialnego. 
- Elo Ziom! - ryknął Neko gdy tylko mnie zobaczył - Stary to miejsce jest kurna niesamowite!
Zdziwiłem się, że Neko nic w tym momencie nie palił, ale w moment przypomniałem sobie, że nie jesteśmy już w Kolonii gdzie wszystko było legalne.
- Cieszę się, że wyzdrowiałeś - odparłem - przez dwa dni nie mogliśmy cię zwlec z łóżka człowieku!
Neko wyszczerzył zęby.
- Trochę przesadziłem to fakt, ale to wszystko przez te eee! - Wyciągnął ręce w góre jakby chciał objąć nimi cały obszar dziedzińca - w czasie największych faz takich cudów nie rozkminiałem!
Wraz z Valencią wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- Ciekawe co zrobisz kiedy zobaczysz Ziemię - powiedziałem, ale wciąż patrzyłem na Valencię. Dziewczyna słysząc te słowa przełknęła głośno ślinę - przecież obiecałem - dodałem widząc jej zaskoczenie.
- Czyli co? - spytał Neko zbity z tropu. 
No tak on nie wiedział.
- Miejsce gdzie narodziła się ludzkość - wyjaśniłem spokojnie
- To to ludzie nie są stąd? - źrenice Neko roszerzyły się a twarz zbladła jakby informacja, którą mu podałem wywróciła całe jego życie do góry nogami. Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem, a Valencia zrobiła to samo.
- Nie głupku! - pisnęła z chichotem - to tylko takie miasto w kosmosie!
Neko zmarszczył brwi nadal nie okazując ani krzty zrozumienia, ja z kolei ucieszyłem się, że dziewczyna tak szybko przystosowuje się do nowej rzeczywistości. Na pewno pomagało w tym to, że wychowała się słuchając legendy o podróżującej przez galaktykę ludzkości.
- Widzę, że szybko się uczysz - pochwaliłem ją, na co Valencia zrobiła dumną minę - ale spójrzcie na siebie, zanim ruszymy w drogę trzeba was nieco ucywilizować.
- A co z nami nie tak? - spytali niemal równocześnie
Valencia, która ubrana była w dziurawe spodnie i bluzkę noszącą jeszcze ślady po błocie w mgnieniu oka zrozumiała sens moich słów gdy tylko zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów, z kolei Neko jak to Neko, zamiast czekać na odpowiedź zaczął bujać się na boki w rytm muzyki elektronicznej, która była tu bardzo dobrze słyszalna.
- Aha - skwitowała Valencia
Sam miałem na sobie w tym momencie biało-błękitną tunikę w imperialnym stylu, która sięgała mi do ud, spodnie o tym samym kolorze z syntetycznego włókna i wygodne, przylepne buty przeznaczone do poruszania się po statku kosmicznym, które jednak były wykorzystywane niemal wszędzie gdzie grawitacja różniła mniej lub bardziej od 1G. Sam używałem ich nawet w zewnętrznych sekcjach stacji, jednak robiłem to z czystego lenistwa a nie względów praktycznych.

[Obrazek: flMxPCL.png]

Pierwsze miejsce do jakiego zajrzeliśmy był sklep z kombinezonami kosmicznymi produkowanymi przez Remlok Industries. Jak na standardy dzielnicy komercyjnej ten był niewielki i umiejscowiono go w jednym z bocznych odgałęzień pasażu. Gdy tylko weszliśmy do środka przywitał mnie znajomy głos sklepikarki. W przeciwieństwie do sklepów położonych w biedniejszych sekcjach Maskelyne Vision ta dzielnica posiadała luksus nie zautomatyzowanej obsługi co bardzo mnie urzekło kiedy rozglądałem się za miejscem kupna mieszkania. Młoda dziewczyna z obsługi, którą zdążyłem już poznać z imienia uśmiechała się do mnie zza lady machając skromnie.
- Cześć Teddy! - zawołała 
- Siemka Kasiu - odparłem
Sklepikarka swoje rzadko spotykane imię zawdzięczała Husarzom, a mianowicie była córką jednego z nich. Ponoć Katarzyna była imieniem często nadawanym w zamierzchłej Polsce, z której pochodziliśmy.
- Nowy kombinezon? - spytała - A nie, już widzę w czym problem!
W tej chwili zwróciła uwagę na moich nieco zdezorientowanych towarzyszy. Valencia rozglądała się dookoła oglądając całą wystawę pełną najróżniejszych modeli, na które założono coraz to bardziej wymyślne rodzaje skafandrów, z kolei Neko wpatrywał się w Katarzynę z taką miną jakby się w niej zakochał, jednak gdy tylko klasnąłem mu dłońmi przed uchem zrozumiałem, że po prostu się zawiesił.
- Możesz mi coś znaleźć dla tej dwójki? - rzuciłem wesoło na co Kasia wyszła zza lady i przyjrzała się badawczo obojgu mym kompanom
Po chwili zastanowienia stwierdziła profesjonalnym tonem.
- Dla Pana nie powinno być problemu, ale Pani - skierowała wzrok na Valencię i zmierzyła od stóp do głów po czym ze skwaszoną miną dodała
- Tadziu możemy pogadać na osobności?
- Coś nie tak? - wtrąciła natychmiast Valencia
- Nie, nie - odparła Kasia ciągnąc mnie w kierunku zaplecza
Przez chwilę maszerowaliśmy między kolejnymi półkami sklepowymi.
- O co chodzi? - bąknąłem ze zdziwieniem
Gdy oddaliliśmy się już wystarczająco od mych towarzyszy Kasia opierając się o ścianę tuż przy wejściu do sekcji pracowniczej powiedziała z lekkim strachem.
- Skąd ty wziąłeś tą laskę?
- Długa historia - odparłem drapiąc się po głowie - co z nią nie tak?
Kasia westchnęła ciężko, był to gest wykonywany przez kobiety zwykle gdy rozmawiają z swoim mniemaniu kompletnymi kretynami.
- Tadziu czy ty widziałeś jaki ona ma biust?
Parsknąłem śmiechem.
- A o to chodzi! - rzekłem chwytając się za podbródek - Myślisz, że dlaczego się z nią ożeniłem?
- To Twoja żona? - rzuciła tak zaskoczona, że niemal straciła równowagę
Wzruszyłem ramionami.
- Jakoś tak wyszło - a po chwili ciszy dodałem - a ty byś się z nią nie ożeniła?
- No w sumie - mruknęła Kasia po krótkim zastanowieniu 
- A jesteś dziewczyną! - przypomniałem
- No dobra - rzekła zrezygnowana stąpając z nogi na nogę - tylko nie wiem w co my ją, a raczej je wciśniemy
Położyłem jej rękę na ramieniu i powiedziałem wesoło.
- Wymyślisz coś.
Kasia zaczęła chodzić w kółko i liczyć coś na palcach. Podejrzewałem tylko, że starała się przypomnieć wszystkie ostatnie dostawy i znaleźć wśród nich coś sensownego.
- I żeby to było seksowne i obcisłe - poinstruowałem ją kiedy w wyobraźni przeszukiwała cały asortyment w magazynie - tyłek też ma epicki
Kasia pokręciła głową z niesmakiem.
- Czasami mam ochotę zasadzić ci takiego kopa, że, wiem! - i puściła się biegiem w stronę wejścia na zaplecze - daj mi dziesięć minut! 
Nim zdążyłem się zgodzić Kasi już nie było. Skierowałem się z powrotem w stronę wejścia do sklepu, gdzie czekali Valencia i Neko.
- O co chodziło - spytała badawczo Valencia, która właśnie przeglądała się w jednym z umieszczonych na wystawie hełmów.
- O twoją eee anatomię - odpowiedziałem stając obok niej
- Coś nie tak?
- Już wszystko gra - uspokoiłem ją
- To dobrze - stwierdziła uśmiechając się
- No hehe
Kasia wróciła po nieco krótszym czasie niż obiecała a w rękach trzymała dwa złożone kombinezony. Pierwszy. żółto-zielony powędrował w ręce Neko, z kolei drugi, biały, który złożony wyglądał podobnie do tego, który jaki nosiłem do Valencii. Dziewczyna wskazała dwójce miejsce, gdzie znajdowały się przymierzalnie. Obydwoje ruszyli w ich stronę akceptując niewerbalne polecenie. Gdy tylko się oddalili powiedziałem cicho.
- Liczę na ciebie Kasiu
- Nie zawiedziesz się - rzekła spokojnie
I miała rację.  
Kiedy wrócili Valencia ubrana była w obcisły, biały kombinezon, który wyglądał jakby zrobiono go na specjalne zamówienie. Przylegał do jej ciała tak dokładnie, że równie dobrze mogłaby go na sobie nie mieć, z kolei miejsce cycków okrywał przezroczysty materiał w kształcie koła i byłem pewien, że gdyby nie on cała znajdująca się za nim zawartość wypadła by na wierzch po pierwszym jej kroku.
- Jesteś genialna - powiedziałem uradowany do Kasi - rzeknij tylko jakie masz marzenie, a ja je spełnię! - krzyknąłem chwytając ją za ramiona i trzęsąc nimi. Byłem na krawędzi płaczu.
- Zabierzesz mnie na Resa swoją Corvettą - odparła bez zastanowienia Kasia - i dasz mi pokierować! I to nie myśliwcem, myślisz, że zapomniałam jak mnie ostatnio wykiwałeś?
- Załatwione! - ryknąłem bez zastanowienia, nawet strata Blackjacka była warta tego co w ten chwili ujrzałem!
- Dobrze wyglądam? - spytała Valencia podchodząc do jednego z znajdujących się w sklepie luster próbując się w nim przejrzeć,
Gdy zobaczyłem ją od tyłu zakręciło mi się w głowie i jedynie refleks Katarzyny sprawił, że nie rąbnąłem głową w podłogę.
- Ile kosztuje ten kombinezon? - wymamrotałem
- Pół miliona kredytów - powiedziała Kasia stawiając mnie do pionu - to samo dostosowująca, eksperymentalna wersja zaprojektowana przez jednego z tutejszych projektantów, na zlecenie Mariny Smith, lokalnej celebrytki. W zamierzeniach miał uczynić ją bardziej no wiesz, ten teges.
Pokiwałem głową.
- Dzień przed tym kiedy miała go odebrać na stacji wybuchł skandal. Na jednym z portali społecznościowych napisała, że Mysteron jest lepszy w walce niż Kyoku.
- I co, i co? - naciskałem
- Została tak wyśmiana, że ze wstydu musiała opuścić system. No i nie zabrała ze sobą kombinezonu, zresztą i tak by na nią nie pasował
Valencia właśnie do nas podeszła , a ja obserwowałem ją tak jak za pierwszym razem kiedy biegła do Koloni ściganą przez grupę piratów.
- Czy to dużo Tadziu? 
Po chwili dopiero zrozumiałem, że chodzi jej o cenę.
- Nie, nie, absolutnie - odparłem mimo, że za tę kwotę można było kupić Cobrę Mk3 z całkiem przyzwoitym fitem - w zasadzie możesz go już nawet nie zdejmować!
Naprędce wykonałem przelew za pomocą multinarzędzia nie dając Valencii czasu do zastanowienia czy jej się naprawdę podoba.
- Okej - powiedziała
Neko który przez cały ten czas przyglądał się naszej rozmowie odezwał się w końcu.
- A mój?
- Jeden kredyt - bąknęła Kasia nie zwracając na niego uwagi
- Spora różnica! - stwierdził po chwilowej dedukcji
- Bo ty nie robisz biustem dziur w czasoprzestrzeni - wyjaśniła mu z uśmiechem dziewczyna

Odpowiedz
#13
Husarski Horyzont - Opowieść Czerwona - Transmisja z Checha

Tammy podążała za wysokim, wytatuowanym Husarzem przez zatłoczone doki Maskelyne Vision. Przez całą ich drogę odezwali się do siebie jedynie dwa razy: podczas przywitania, wówczas pilot ten przedstawił się jako komandor Dasketh i gdy byli już w dokach, wtedy otrzymała od niego informację, że "już niedaleko". Gdy oboje wkroczyli do centralnego bębna stacja jak zawsze pełna była startujących i lądujących statków kosmicznych. Wiele z nich nosiło ślady minionych walk, a jej uwagę zwróciła stojąca niedaleko, krwistoczerwona Anaconda, której liczne uszkodzenia wodziły na myśl zabliźnione rany po licznych bataliach, jakich ten statek miał za sobą pewnie co najmniej setki. Prowadzący ją komandor przystanął na chwilę i spojrzał na nią uśmiechając się złośliwie. Tammy zastanawiała się co bardziej ją w tej postaci intryguje: tatuaże czy pozbawione źrenicy, białe oko. 
- To Queen of Rust - wyjaśnił Dasketh, należy do mnie
- Fajny - odparła Tammy nie patrząc mu w oczy
Ponownie zamilkli i ruszyli w kierunku znajdującego się tuż obok lądowiska numer czterdzieści cztery. Na niewielkiej jak na standardy bębna platformie stał mały, biało - czerwony statek w kształcie litery V. Był to jak się domyślała Fer-de-Lance, jeden z najpotężniejszych typów myśliwców i z tego co pamiętała kosztował fortunę. Dasketh poprowadził ją tuż pod jego smukły, elegancki kadłub gdzie znajdowała się spora, czarna skrzynia otwierana na odcisk palca. 
- W środku znajdziesz cały sprzęt o który prosiłaś - powiedział Dasketh wskazując głową na skrzynię - statek jest gotowy do lotu.
Tammy niemal krzyknęła gdy usłyszała drugą część zdania wypowiedzianego przez Husarza po czym z niedowierzaniem zwróciła głowę w kierunku podwozia statku kosmicznego, pod którym stali.
- Masz na myśli, że ten... - mruknęła, ale zaparło jej dech. Stała jak kołek wbijając swe oczy w czerwony, błyszczący lakier Fer-de-Lance'a.
- A co w tym dziwnego? - spytał Dasketh wzruszając ramionami - A czegoś się spodziewała? Sidewindera?
W jego ustach słowo "Sidewinder" brzmiało niczym obelga.
- No nie - zaczęła wyjaśniać pospiesznie Colon - No ale myślałam, że Vipera mi dacie, no może Cobrę, a nie że od razu cholernego Fer-de-Lance!
Dasketh zachichotał co sprawiło, że jego pokryta tatuażami twarz zaczęła wyglądać jeszcze bardziej demonicznie niż wcześniej.
- To zmodyfikowana wersja. Bardzo. - Dasketh przeszył ją wzrokiem oczekując reakcji
- Co masz na myśli? - mrugając oczyma spytała Colon
Dasketh przeszedł się w kółko, a Tammy poczuła jak wzrasta w niej napięcie.
- Podkręciliśmy wszystkie moduły, zasięg, tarcze, elektrownię, a w laserach, które też zostały ulepszone dodaliśmy modyfikacje, dzięki którym to maleństwo nauczyło się palić przeciwników od środka. Dodatkowo dwie wyrzutnie rakiet typu pack hound dostały ulepszone magazynki, a wzmacniacze tarcz mają niemal podwojoną odporność. W zasadzie dziwię się jakim cudem ten statek nadal trzyma się po tym wszystkim kupy.
Colon poczuła, że zaschło jej w gardle. Chciała jak najszybciej wejść do tej maszyny, usiąść za jej sterami i nigdy już nie opuścić. Fer-de-Lance, którego otrzymała od Husarii nie dość że był warty fortunę to posiadał ulepszenia nie dostępne za żadne sumy kredytów, był unikatem, prawdopodobnie jedynym w swoim rodzaju egzemplarzem w całej galaktyce.
- Zapraszam do środka - powiedział wyrywając Dasketh wyrywając ją z chwilowego osłupienia, w którym się znalazła - i zabierz ze sobą skrzynię - dodał.

Kilka minut później Tammy stała już w kokpicie swojej nowej maszyny trzymając w rękach wielką, czarną skrzynię. Gdy tylko weszła do środka Dasketh zostawił ją samą znikając bez słowa gdzieś w odmętach doków, jednak po chwili zauważyła startującą Queen of Rust, która popłynęła w kierunku wylotu stacji. Dziewczyna zastanawiała się dokąd zmierzał ten wytatuowany pilot i czy kiedyś dane będzie jej go ponownie spotkać. Następnie położyła skrzynię na śliskiej, jasnej podłodze i przyłożyła palec do małego czytnika linii papilarnych. Paczka otworzyła się samoistnie, a w środku znalazła dokładnie to o co prosiła w czasie wizyty w zbrojowni, dwa miecze, jeden długi, drugi krótki spoczywały na dnie schowne w pochwy, a obok znalazła dodatkowo krótki, samopowtarzalny karabin oraz złożony, czarny kostium, który po wyciągnięciu okazał się połączeniem eleganckiej zbroi, płaszcza z kapturem oraz kombinezonu kosmicznego. Posiadał on liczne pasy oraz kieszenie i gdy tylko Tammy nałożyła go na siebie poczuła, że jest niezwykle lekki i niemal nie ograniczający ruchów. Przejrzała się za pomocą Holo-me i z uśmiechem stwierdziła, że pasuje idealnie do jej sylwetki, do jej tatuaży i do roli jaką będzie dla Husarii pełnić.

[Obrazek: 6zmn15h.jpg]

Gdy tylko usiadła na fotelu pilota, zadowolona ze swojego nowego wizerunku tuż przed nią, na wysokości oczu pojawił się holograficzny panel. Ujrzała na nim sporych rozmiarów gabinet będący czymś w rodzaju sali konferencyjnej z dużym stołem w centrum oraz kilkoma fotelami, na których siedziało kilka milczących postaci. Jedną z nich był Tadek, który pomachał życzliwie w jej kierunku, jednak minę miał poważną i tak jak reszta otaczających go ludzi, pomijając Hetmana pogrążonego w swoich myślach przy krótkiej krawędzi stołu ubrany był w błękitny, elegancki garnitur. Nagle, jakby zdając sobie gwałtownie sprawę, że połączenie zostało otwarte Mathias podniósł głowę w jej kierunku i spokojnym, niemal usypiającym tonem rzekł.

- Trzy miesiące temu jeden z naszych agentów rozbił się w systemie na jednej z lodowych planet w systemie Checha, czyli świata domowego Dark Armady, z którą wciąż formalnie jesteśmy w stanie wojny. Kilka dni temu otrzymaliśmy zakodowany sygnał SOS, który szczęśliwie nie został przechwycony przez służby bezpieczeństwa, wskazuje on dokładną lokalizację wraku wraz z solidnym dowodem, że sygnał nie został spreparowany - Mathias westchnął krzyżując dłonie na stole - twoim pierwszym zadaniem będzie bezpieczne sprowadzenie tego pilota z powrotem do domu, masz pełną swobodę działań, ale pamiętaj, że cała Husaria wyprze się ciebie jeśli schrzanisz.
Tammy znała warunki umowy, dlatego pewna siebie pokiwała głową. Zadanie, które powierzyło jej Dowództwo wydawało jej się bułką z masłem, a jedyną wątpliwość budziła różnica czasowa między katastrofą statku, a wysłaniem wołania o pomoc przez poszkodowanego pilota. Fakt, że do Checha pragną wysłać kogoś teoretycznie nie związanego ze Skrzydlatymi wcale jej nie dziwił. Husaria chciała zrobić to szybko i bezgłośnie nie narażając się na ponowne wejście w otwarty konflikt z Armadą, dlatego idealnym rozwiązaniem było wysłanie tam świeżo mianowanego agenta, który po cichu załatwi sprawę i wróci. Prosta misja, jak dla Kadeta.
- Nie wiemy co spowodowało tak dużą różnicę czasową - wtrącił Tadek - ale dowiemy się tego gdy sprowadzisz go z powrotem do nas, nic innego cię nie interesuje.
Colon poczuła przypływ gniewu gdy usłyszała rozkazującego jej Teddiego, jednak w porę ugryzła się w język mając już na jego końcu ostre przekleństwo.
- Rozumiem - warknęła w jego stronę 
Na twarzy Tadka pojawił się szyderczy uśmiech. Wyraźnie bawiło go, że może jej teraz swobodnie rozkazywać. Nienawidzę cię - pomyślała.
- Koordynaty masz w komputerze pokładowym - powiedział jeden z Oficerów, którego nie znała
Colon skinęła głową w jego kierunku.
- Masz jakieś pytania? - rzekł Hetman
- Tylko jedno - odparła Colon
Mathias spojrzał na nią badawczo.
- Co jeśli pojawią się, no wiecie, problemy?
Tadek, który rozsiadł się wygodnie w fotelu splatając ręce za za głową powiedział wesoło.
- Rób to co umiesz najlepiej!

By dostać się do Checha Tammy musiała wykonać kilkanaście skoków przez dziką przestrzeń. Jej nowy Fer-de-Lance sprawiał wrażenie statku wręcz stworzonego dla niej, był ostry jak brzytwa, zwrotny i szybki, a siłą ognia dorównywał jednostkom o wiele wyższej klasy niż myśliwiec. Gdy w końcu znalazła się w docelowym systemie spojrzała na panel nawigacyjny i koordynaty ustawiając kurs. Podróż w kierunku niewielkiego, lodowego świata znajdującego się siedemset sekund świetlnych od gwiazdy zajęła jedynie krótką chwilę i już po niespełna minucie spostrzegła powiększający się stopniowo, usłany kraterami, biały glob. Krótkie skanowanie oznajmiło, że planeta pozbawiona jest atmosfery, a na jej powierzchni panuje ekstremalna temperatura około minus sto pięćdziesiąt stopni celsjusza. Tammy pociągnęła przepustnicę do siebie zwalniając lot, a wirtualna inteligencja pokładowa oznajmiła, że maszyna weszła w tryb rejsu orbitalnego. Biała tarcza planety zaczęła coraz mocniej obejmować pole widzenia nie zostawiając zbyt dużo dla majaczących w tle, odległych gwiazd. Skierowała statek w stronę miejsca, skąd pochodził sygnał i z radością stwierdziła, że znajduje się on po jasnej stronie planety. Wymagana była jedynie drobna poprawka kursu aby znaleźć się na właściwej drodze! Dziewczyna podniosła dziób w górę i nieco na wschód po czym pchnęła przed siebie przepustnicę. Maszyna przyspieszyła, a po chwili silniki mocno warknęły wchodząc w glide. Kratery, które jeszcze przed chwilą sprawiały wrażenie malutkich, dwuwymiarowych dysków zmieniły się w monstrualne, wielokilometrowe zagłębienia, których przebycie konwencjonalnymi metodami zajęło by setki godzin. Z wnętrza jednego z nich, liczacego co najmniej kilkadziesiąt kilometrów średnicy dobiegał sygnał SOS. Gdy znalazła się tuż nad powierzchnią spostrzegła rozcięty na pół, wbity w lód okręt. Niewielki krater, który powstał na wskutek jego uderzenia nie nadawał się zbytnio do lądowania, dlatego Tammy postanowiła posadzić swoją maszynę zdala od miejsca katastrofy i dojechać tam za pomocą SRV. 

[Obrazek: B0H3YMm.jpg]

Gdy tylko udało jej się gładko posadzić maszynę na twardej jak skała powierzchni ruszyła do znajdującego się tuż za kokpitem hangaru.

Odpowiedz
#14
Tak btw - czasami zdarza mi się kilkukrotnie robić korektę tuż po wrzuceniu posta, dlatego błędy, które pojawiają się na początku z czasem znikają (a uniknąc się ich nie da) Smile

Dlatego nawet wskazane jest czytanie ok. 10 min po publikacji kiedy największe babole są już załatane Biggrin

Odpowiedz
#15
Husarski Horyzont - Opowieść Niebieska - Ziemia

Obudziło mnie blade światło słoneczne wschodzącego Słońca dobywające się zza szklanej ściany sypialni mojego apartamentu. Za oknem rozciągał się niesamowity widok na olbrzymie, spowite w chmurach miasto, którego wysokie na kilometry budynki dotykały niemrawie poruszającej się w górę, tarczy żółtej gwiazdy typu G. Nad miastem unosiły się statki kosmiczne, małe i duże, a także pojazdy zautomatyzowanej komunikacji miejskiej i sondy holograficzne. Przez chwilę wpatrywałem się w ten krajobraz, jeszcze na wpółprzytomny i blisko ponownego zapadnięcia w sen kiedy na plecach poczułem czyjś ciepły oddech. Obróciłem się gwałtownie. To była Valencia, która również właśnie się obudziła. Oprzytomniałem, byliśmy na Ziemi już od prawie dwóch tygodni, a obraz, który widziałem przez okno wcale nie był wygenerowaną komputerowo animacją. To Kraków, realna metropolia w krainie niegdyś będącej domem moich przodków.
- Dzień dobry - szepnęła z uśmiechem Valencia patrząc na mnie swoimi dużymi, błękitnymi oczyma. Było to spojrzenie przepełnione beztroską, jednak ja zachodziłem w głowę jak to możliwe, że przez tak długi czas (dokładnie dwanaście dni) udało mi się wieść tak normalne, rzekłbym nawet, że zwykłe życie. No, może poza tym, że Valencia nie była zwykłą dziewczyną, ale jednak, miałem za sobą dwanaście dni podczas których żyliśmy niczym kochające się, młode małżeństwo. Nie do pomyślenia dla mnie, kolesia, który od dwóch lat lata tam i z powrotem po kosmosie.

Pocałowałem jej mały, zadarty nos i zmierzwiłem brązowe, kręcące się samoistnie włosy, które sięgały jej do ramion. Za długo to trwa - myślałem intensywnie - czas zrobić coś elitarnie niebezpiecznego. Choćby takiego jak...

Wstałem i zacząłem się ubierać, od skarpetek, aż po moją białą tunikę w imperialnym stylu. Sypialnia apartamentu była urządzona w minimalistycznym stylu. Ściany i meble miały kremowy, jasny kolor, a podłoga pokryta miękką wykładziną. 
- Kochanie zrobisz mi kawki z mlekiem? - spytała Valencia nie wstając z łóżka. Spojrzałem na nią badawczym wzrokiem. Jej koronkowa bielizna była w kolorze spajającym się z wystrojem wnętrza, tak samo jak różowa skóra, usta i błękitne oczy. Jedynie włosy nadawały nieco kontrastu. I tak jak ono dziewczyna była zbyt miękka i przyjemna. Nie mówię tutaj tylko o jej cyckach, ale o ogólnie kształtach, twarzy, talii, ramion. Wszystko miała takie zbyt miękkie i owalne.
Zaraz tu zwariuję.
- Tak Kochanie - odparłem i wybiegłem do kuchni, po chwili wróciłem do sypialni ze świeżą kawą z mlekiem, posłodzoną trzema łyżeczkami cukru, tak jak lubiła. 
- A dla siebie nie zrobiłeś? - powiedziała Valencia biorąc drobny łyk z kubka, który właśnie jej wręczyłem.
- Nie.
- Coś nie tak misiu? Wyglądasz jakbyś był zdenerwowany.
Nie no tego już za wiele! Ruszyłem w stronę wyjścia na balkon, gdzie stał mój mały Imperialny Myśliwiec.
- Musze coś załatwić - rzuciłem przechodząc przez samo rozsuwające się drzwi - będę za kilka godzin.

Na zewnątrz panowała przyjemna temperatura i wiał lekki, ciepły wiatr, był początek lata. Gdy podszedłem do myśliwca jego kabina otworzyła się ze zgrzytem, wskoczyłem do środka, chwyciłem za drążek i przepustnicę po czym zapaliłem silniki. Metaliczne brzmienie napędu statku ze stajni Gutamaya, ostre i przeszywające od razu sprawiło, że poczułem się lepiej, jednak było to za mało. Pchnąłem przepustnicę i wystrzeliłem w powietrze w ułamek sekundy nabierając prędkości przekraczającej czterysta metrów na sekundę. Zostawiłem w dole miękki świat Valencii, a przede mną rozpościerał się jedynie widok skąpanego w żółci i pomarańczy zarysu miasta. Skierowałem się w jego stronę biorąc na cel jeden z najwyższych wieżowców, który mimo, że z tej perspektywy wydawał się mały musiał być wysoki na jakieś dwa lub trzy kilometry. Po około minucie szaleńczego pędu znalazłem się tuż nad obszarem metropolitarnym Krakowa.

[Obrazek: VpY0Wi5.jpg] 
Zanurkowałem w dół zatrzymując się tuż nad powierzchnią rzeki, która rozdzielała metropolię na dwie części. Płynęło po niej kilka dużych statków towarowych, a także większa ilość mniejszych jednostek. Na jej północnym brzegu wyrastało kilka wysokich, licznie pokrytych reklamami wież z czego jedna z nich przypominała nieco królewską koronę i zapewne odnosiła się do historycznego dziedzictwa miasta. Na południowym mieściły się niższe budynki, a kilka z nich zawieszonych było tuż nad taflą wody. Kraków był miastem bardzo kolorowym, a wczesna pora jeszcze bardziej potęgowała ten efekt. 

Korzystając z galnetu, wklepałem korzystając z rzeczywistości rozszerzonej plan miasta, trójwymiarowa mapa pojawiła się błyskawicznie, a ja wklepałem kolejną komendę - "kluby". Na mapie zamigotało kilka ikonek wskazujących najbliższe z nich. Jeden z nich "Cichota" był miejscem już z nazwy zbyt miękkim dlatego bez zastanowienia go wyeliminowałem, kolejne dwa "Maczeta" i "BigSmog" wydawały się już o wiele sensowniejszymi propozycjami, jednak moją uwagę przykuł umieszczony na szczycie wieżowca korony "Ekstremalna Krakowska Mordownia". Jeśli nazwa była adekwatna do tego co ów przybytek oferuje to mogło być ciekawie. Pchnąłem przepustnicę i poleciałem w kierunku szczytu korony prosząc przy tym o dokowanie na jednym z małych lądowisk umieszczonych szczycie centralnej z trzech wież, które łączyły się w jedną w okolicach podstawy. Po otrzymaniu zezwolenia osadziłem statek miękko na gładkiej, srebrnej płycie, z której zbudowany było miejsce do lądowania, zgasiłem silnik, otworzyłem właz i wyskoczyłem na zewnątrz. Mordownia znajdowała się na tym samym poziomie, na którym wylądowałem, jednak w tym miejscu ściany budynku były całkowicie czarne, a droga do drzwi wejściowych wiodła przez szereg krótkich ścieżek, po obu stronach zabezpieczonych wysokimi barierkami. Gdy dotarłem do końca drogi i otworzyłem czarne jak smoła drzwi ogłuszył mnie...

Dźwięk ostrego, hardkorowego dubstepu. Uszy zapiekły mnie ostro na tyle, że potknąłem się i wpadłem do środka prosto na jakąś młodą, tańczącą jak dzikie zwierze kobietę. Ta cofnęła się przerażona, a ja wylądowałem na śliskiej, oświetlanej blaskiem tysięcy fleszy podłodze, jednak ktoś chwycił mnie za ramię i pociągnął do góry, była to to sama dziewczyna na którą wpadłem. Rozejrzałem się dookoła, byliśmy otoczeni przez tłum ludzi, którzy zachowywali się jak banda podskakujących bez wyraźnego ładu i składu orangutanów.

- Cześć - usłyszałem głos w swojej głowie. Normalna rozmowa była w tym miejscu niemożliwa, dlatego moja nowa znajoma wykorzystała do tego rzeczywistość rozszerzoną.
- No siemka - odparłem przyglądając się jej. 
Miała krótkie, niebieskie włosy które nachodziły na jedno z jej mechanicznych, podobnych do moich własnych zaimplantowanych oczu, jedna strona głowy była też całkowicie wygolona, widniał tam duży tatuaż będący bliżej nieokreślonym wzorem pełnym skomplikowanych figur, przerywanych linii i napisów. Zaciekawiło mnie to, bo sam posiadałem tatuaż, a nawet dwa. Pierwszy, na lewym ramieniu przedstawiał uzbrojoną w karabin maszynowy Pandę, z kolei drugi znajdował się na nadgarstku tej samej ręki, był to mały napis: "Powodzenia Pilocie!" , a nieco poniżej "Kto jest najlepszy?! HUSARIA!".
- Fajne Dziary - powiedziałem starając się dostosować swój taniec do rytmu muzyki - sorki, że na ciebie wpadłem.
- Nic nie szkodzi - odparła dziewczyna - widać, żeś nie miejscowy.
Pokiwałem głową. Kakofonia elektronicznych dźwięków i basu pompowały w moje żyły coraz większe strumienie energii i już po chwili dostosowałem się do reszty trzody. Laserowe światła umieszczone na wysokim suficie waliły mi po oczach tak, że pomimo iż nie wypiłem ani kropli alkoholu już czułem jakbym był pod wpływem. Przecisnąłem się przez tłum chcąc odnaleźć bar lub coś w tym rodzaju, gdzie mógłbym się napić i po chwili ocierania się o dziesiątki spoconych ciał wypełzłem na zewnątrz niczym larwa. Tuż przed sobą zobaczyłem długą ladę, przy której na wysokich hokerach siedziało kilkoro nie biorących udziału w orgii osób. Usiadłem opierając się łokciami o blat i ryknąłem.
- Barman!
Niski, łysy mężczyzna, który chwile wcześniej zajmował się czymś przy położonych za jego plecami półkami z najróżniejszymi trunkami podszedł do mnie z pytającym spojrzeniem.
- Whiskey - warknąłem twardo - mocne i drogie.
Barman skinął głową po czym sięgnął po rdzawy trunek znajdujący się na jednej z wyższych półek. Spod lady wyciągnął dużą szklankę po czym napełnił ją niemal do samej krawędzi. Chwyciłem alkohol i wlałem go sobie do gardła. Ostry smak whiskey rozpalił mnie od środka. Chciałem jak najszybciej być pijany, dlatego w mgnieniu oka opróżniłem całą szklankę. Barman, który stał naprzeciw wydawał się być kompletnie niezainteresowany moją osobą. Szczęśliwie. Pchnąłem w jego kierunku puste naczynie a ten ponownie napełnił je rdzawym nektarem. Po chwili byłem już lekko pijany i miałem zamiar dołączyć do bawiącego się przy niszczącej mózg muzyce tłumu, jednak ktoś chwycił mnie za dłoń, a była to Valencia. 
- Co ty tu robisz?! - spytałem zaskoczony.
Valencia ubrana była w jednoczęściową, białą spódnicę z dużym dekoltem, którą bardzo lubiłem. Została wykonana w podobnym do mojej tuniki, Imperialnym stylu.
- Poleciałam za tobą - odparła wzruszając ramionami - przecież mamy dwa myśliwce!
Ach no tak, oprócz imperialnego jest jeszcze ten lakoński!
- Widzę, że w końcu przestałeś być nudziarzem, myślałam, że zwariuję od tej sielanki!
- Że co proszę? To był twój pomysł, żeby lecieć na Ziemię! - krzyknąłem z wyrzutem
- Ale nie po to, żeby leżeć plackiem przez dwa tygodnie!
- Myślałem, że pasuje ci takie życie.
Valencia przewróciła oczami.
- Serio? A nie pamiętasz co mówiłeś w Kolonii? O tej swojej Korwecie i w ogóle?Mimo, że alkohol nieco wpływał na mój twardy dysk doskonale wiedziałem o czym mówi.
- To było dawno - powiedziałem lekceważąco
- Niecałe trzy miesiące temu - stwierdziła ostro Valencia
- To co chcesz teraz zrobić? Obrobić ten bar czy coś?
- Choćby i! - stwierdziła odważnie dziewczyna - Zresztą broń jest w Taipanie
- Co?!?!
Słowa Valencii zszokowały mnie na tyle, że musiałem ponownie usiąść. Nana usadowiła się na moich kolanach i szepnęła mi wprost do ucha.
- Zróbmy to kochanie, zróbmy, obiecałeś przecież.
Dotknąłem kciukiem jej policzków, a potem ust i podbródka. Uśmiechnęła się.
- To niebezpieczne, a ja dawno tego nie robiłem - powiedziałem.
- Ale masz mnie - odparła gryząc wargę.
- A jeśli się zgodzę to co z BlackJackiem i Neko?
- Już to lecą, powinni być za dwadzieścia minut. Pamiętaj, że odkąd jesteśmy oficjalnie małżeństwem wszystko co twoje stało się i moje!
- Oż ty spryciulo - stwierdziłem grożąc jej przy tym palcem - o wszystkim pomyślałaś.
Pokiwała głową po czym pocałowała mnie w policzek.
- Jesteśmy daleko od HR, daleko od Husarii, nikt nas tutaj nie zna, możemy robić co chcemy! - nalegała Valencia
- Od zawsze wiedziałem, że zwodzisz mnie na złą drogę - rzekłem w końcu ze zrezygnowaniem. Muszę tylko wcześniej coś zrobić.
- Co takiego?
Ale ja już otworzyłem rozszerzona rzeczywistość i za pomocą komunikatora kwantowego dostępnego z myśliwca połączyłem się z pewnym od wielu lat nie używanym serwerem znajdującym się w miejscu tak tajnym, że gdybym wam o tym powiedział musiałbym was zabić. Ściągnąłem z niego niewielki plik po czym wydałem jedno krótkie tekstowe polecenie i puściłem go w eter.
- Usunąć z sieci wszystko co łączy Komandora TeddyPandę ze SpaceBearem. Gotowe.
- To oznacza zgodę? - prawie krzyknęła dziewczyna
- Powiedz gdzie trzymasz te spluwy kochanie - odparłem

Trzymając uniesioną wysoko w górę, automatyczną strzelbę wszedłem do wnętrza Krakowskiej Mordowni po czym wystrzeliłem kilka pocisków.
- To jest napad! - ryknąłem przez wzmacniacz głosu - Zachowajcie spokój a nikomu nie stanie się krzywda!
Przekroczyłem przez miejsce do tańca gdzie stado orangutanów zmieniło się w bandę zastraszonych myszy. Valencia, która trzymała w rękach karabin pulsacyjny mierzyła w nich groźnie. Podszedłem do lady, gdzie stał przerażony barman.
- B..B...B...Bierzcie wszystko - wychrypał trzymając ręce w górze.
Spojrzałem na Nanę.
- Wyglądasz pięknie kiedy udajesz, że się gniewasz!
Mrugnęła do mnie uwodzicielsko.
- Kredytów tu za dużo nie dostaniemy - rzuciłem beznamiętnie w stronę łysego
- To P...p...p...p... Po co ten napad?! 
- No własnie po co ten napad? - przekierowałem pytanie do żony
Valencia stała przez chwilę nieco skonsternowana aż w końcu odparła:
- Każ mu dac najlepszy alkohol jaki tu jest!
- Słyszałeś panią?
Barman nie potrzebował większej zachęty intensywnie szukać czegoś między półkami. W tym czasie Valencia uspokajała przerażonych uczestników imprezy przekonując ich, że zaraz sobie pójdziemy.
- Nie wierzę, że to robimy - mruknąłem, bardziej sam do siebie i próbując ogarnąć wzrokiem całą salę Mordowni - oczy wszystkich wokół skierowane były na mnie i poczułem się jak jakaś modelka na wybiegu. Dla utrzymania pozorów, kontrolnie wycelowałem ze strzelby w kilka twarzy. Barman w końcu, cały dygocząc znalazł właściwą butelkę i położył ją na ladzie. Był to "Smok Wawelski". Według etykiety warty tysiąc dwieście kredytów.
- Całkiem spora kwota, jak na niecały litr - powiedziałem szczerząc zęby do barmana - ma jakieś specjalnie właściwości czy co?
Usłyszałem donośny huk dobywający sie z zewnątrz. Prawdopodobnie był to BlackJack. Statek musiał zrobić olbrzymie zamieszanie w mieście, dlatego wiedząc, że zaraz zlecą się tu służby bezpieczeństwa zgarnąłem butelkę ze stołu. Valencia widząc, że niosę ze sobą łup uśmiechnęła się szeroko i ruszyła za mną w stronę wyjścia z budynku. Gdy wyszliśmy na zewnątrz nad wieżowcem wisiała wielka, federalna korweta. Do środka dostaliśmy się za pomocą hangaru myśliwca, a po chwili biegu przez ciasne korytarze statku dostaliśmy się do kokpitu gdzie już czekał na nas Neko.
- Elo Ziomy! - przywitał nas trzymając w ręku skręta. Gdy zabieraliśmy sie na Ziemię załatwiłem dla Neko niewielką dostawę zioła wynoszącą zaledwie dwie tony. 
- Zaraz tu będą statki policji, to znaczy już tu są, ale te małe mogą nam naskoczyć!
Usiadłem na fotelu pilota, Valencia zrobiła to samo i jedynie Neko wciąż stał.
- Eeee co jest grane? - spytał
- Lepiej trzymaj się mocno! - odparłem i pchnąłem przepustnicę - Statek ruszył a Neko zachwiał się i w ostatniej chwili obronił przed upadkiem chwytając stalowej kolumny.
- Już tu są kochanie - zauważyła Valencia
Na radarze zobaczyłem dwa pędzące ku nam Vipery. 
- Trzymaj kurs - poleciłem i oddałem jej stery, z kolei sam wskoczyłem za pomocą teleprezentacji do swojego Imperialnego Myśliwca. Pomknąłem w kierunku oddziałów policji, które już wyciągnęły hardpointy szykując się do otwarcia ognia w kierunku uciekinierów. Wystrzeliłem w ich kierunku salwę z laserów, które uszkodziły tarcze jednego z nich. BlackJack oddalał się coraz bardziej w kierunku nieba, dlatego postanowiłem po prostu odciągnąć od niego przeciwników na tyle jak się da. Szczęśliwie złapali oni przynętę rzucając się za myśliwcem w pościg. Wróciłem z powrotem na statek.
- Bułka z masłem - stwierdziłem, kiedy ponownie zasiadłem za sterami BlackJacka - gotowi do skoku?
- A gdzie skaczemy kapitanie? - odezwała się uśmiechnięta od ucha do ucha Valencia
- Nasz następny przystanek Eranin - odparłem spokojnie - czas odkopać starą przyjaźń!

Odpowiedz
#16
Uprzedzam że błędy mogą być bo korektę zrobie później Tongue

Odpowiedz
#17
(23.04.2017, 23:04 UTC)TeddyPanda napisał(a): Pierwszy post informacyjny Tongue :

- Osoby (jeśli jakieś są), które czytały Kolonię i czytają nową serię zapewne dziwią się "magicznemu" powrotowi Neko. Podjąłem decyzję aby przywrócić tę postać do życia z dwóch powodów - pierwszy to fakt, że nowa opowieść nie jest już w świecie Rimworlda (w Rimworldzie faktycznie zginął), jednak Husarski Horyzont nie rozgrywa się już w tej grze i nie musi stosować się do jej zasad, wydaje mi się że szkoda było uśmiercać tak fajną i chyba lubianą postać, dlatego aby zadowolić zarówno siebie jak i Was Neko powrócił i będzie ważnym elementem niebieskiej opowieści Smile Odrobina magii nikomu nie zaszkodzi Biggrin

- Nie ma już screenów z Rimworlda, ale Husarski Horyzont będzie za to wykorzystywał różne grafiki z sieci oraz z Elite pasujące do sytuacji, pininterest jest normalnie kopalnią fajnych obrazków Biggrin

Neko RuleZ! Chociaż najpierw przeczytałem drugą część, potem pierwszą i teraz epilog i wiedziałem, że nie zginął od początku czytania, i tak się cieszę.
Jakiś pierwowzór?
Mam własny:
[Obrazek: furues.jpg]
Odpowiedz
#18
(15.05.2017, 20:19 UTC)Pajk napisał(a): Neko RuleZ! Chociaż najpierw przeczytałem drugą część, potem pierwszą i teraz epilog i wiedziałem, że nie zginął od początku czytania, i tak się cieszę.
Jakiś pierwowzór?
Mam własny:
[img]sklep.rcracing.pl\img\furues.jpg[/img]

Ciekawy sposób czytania Biggrin

Jeśli chodzi o samą postać, to tworzyłem ją w oparciu o cechy, które wylosowały mi się w Rimworldzie, tak samo jak wszystkie postaci, które były w Kolonii Smile

Obrazek nie działa Tongue

Odpowiedz
#19
Pałki nie w te stronę Smile
Gościu odpalał jednego jointa od drugiego, jak mi pożyczył samochód (Hondę Civic), to się zorientował, że nie ma żadnych moich danych i na odjezdne zrobił fotkę mojego prawa jazdy swoim i-phonem. A mieszkał w chacie bez prądu.
Jeśli Neko mógłby mieć brata, albo brata-bliźniaka, to byłby nim Furues. Zastanawiam się nad nowym kontem w Elite i takim bardziej rolepleyowym, poważniejszym niż Neko Furuesem, coś pomiędzy mną, a nim Smile
Odpowiedz
#20
(15.05.2017, 20:43 UTC)Pajk napisał(a): Pałki nie w te stronę Smile
Gościu odpalał jednego jointa od drugiego, jak mi pożyczył samochód (Hondę Civic), to się zorientował, że nie ma żadnych moich danych i na odjezdne zrobił fotkę mojego prawa jazdy swoim i-phonem. A mieszkał w chacie bez prądu.
Jeśli Neko mógłby mieć brata, albo brata-bliźniaka, to byłby nim Furues. Zastanawiam się nad nowym kontem w Elite i takim bardziej rolepleyowym, poważniejszym niż Neko Furuesem, coś pomiędzy mną, a nim Smile

Haha dobry gość Biggrin
Ja jak dodadzą możliwość kilku Cmdr na 1 konto to też zrobię kilka własnie Roleplejowo Tongue

Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Husarski zegarek. Kriztozz 13 21,749 29.01.2019, 20:09 UTC
Ostatni post: Kriztozz



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości