29.05.2019, 09:50 UTC
Jako zieloniutki amator eksploracyjnych przygod stwierdzilem ze od razu na gleboka wode skocze i zaplanowalem sobie (tyle o ile) podroz z Banki do Kopernika.
Bylo to o tyle ciezkie zadanie dla mnie ze lecialem DBX'em bez inzynierki oraz wyznaczylem sobie 3 etapy ekspedycji:
- wznoszenie (z uzyciem neutronowek jesli mozliwe) 1,5k ly ponad banke
- trasa ekonomiczna do okolo 1,5k ly od Kopernika
- opadanie z uzyciem neutronowek do Kopernika
Etapy 1 i 2 przebiegly pomyslnie, mialem naskanowane tyle unikalnej kartografii ze pod jej ciezarem przechylalo mnie w lewo (
)
Przyjemny wieczor, chyba po 10 poprzednich wieczorach spedzonych na ciaglym skakaniu i skanowaniu, ostatni etap - konczymy wyprawe.. na tym ostatnim etapie okolo 1000 - 1500 ly od Kopernika FSD zawiodlo w momencie superchargu z neutronowki. Nie mialem zielonego pojecia co sie moze wydarzyc i co nalezy robic, spanikowany szukalem rozwiazania nawet udalo mi sie na chwile odpalic FSD zanim padl zupelnie... w momencie kiedy uslyszalem cichutki brzed szkla i zobaczylem dziure w canopy wiedzialem, ze to juz koniec...
Mialem na pokladzie uklad naprawczy do modulow - nie polapalem sie zeby sprobowac ratowac Canopy
Obserwowalem jak hull spada do 10%...5%... Bardzo okrutnym w stosunku do mnie byl fakt ze ostatni 1% utrzymal sie zaskakujaco dlugo tak jakby chcial przeciagnac chwile mojej udreki.
Chwile pozniej zobaczylem zlom swojego DBXa szarpany przez wsciekla neutronowke i skromne okno na czarnym tle.
Nigdy w zyciu gra komputerowa nie zlamala mi serca... do tego wieczoru...
W takich momentach trzeba sobie po prostu powiedziec "a dobra nie ma tego zlego jeszcze jest mnostwo do odkrycia"...
Ciamajda troche, ale to dobra nauka byla. Zapamietalem ten wieczor i teraz szanuje zarowno statek (dbam o zdrowie ukladow i hulla) jak i niebezpieczne ciala niebieskie. W ekspedycji nie chodzi o to zeby sie spieszyc. To sztuka bycia zdyscyplinowanym.
Pozdrawiam,
Cmdr Lightmun
Bylo to o tyle ciezkie zadanie dla mnie ze lecialem DBX'em bez inzynierki oraz wyznaczylem sobie 3 etapy ekspedycji:
- wznoszenie (z uzyciem neutronowek jesli mozliwe) 1,5k ly ponad banke
- trasa ekonomiczna do okolo 1,5k ly od Kopernika
- opadanie z uzyciem neutronowek do Kopernika
Etapy 1 i 2 przebiegly pomyslnie, mialem naskanowane tyle unikalnej kartografii ze pod jej ciezarem przechylalo mnie w lewo (
)Przyjemny wieczor, chyba po 10 poprzednich wieczorach spedzonych na ciaglym skakaniu i skanowaniu, ostatni etap - konczymy wyprawe.. na tym ostatnim etapie okolo 1000 - 1500 ly od Kopernika FSD zawiodlo w momencie superchargu z neutronowki. Nie mialem zielonego pojecia co sie moze wydarzyc i co nalezy robic, spanikowany szukalem rozwiazania nawet udalo mi sie na chwile odpalic FSD zanim padl zupelnie... w momencie kiedy uslyszalem cichutki brzed szkla i zobaczylem dziure w canopy wiedzialem, ze to juz koniec...
Mialem na pokladzie uklad naprawczy do modulow - nie polapalem sie zeby sprobowac ratowac Canopy
Obserwowalem jak hull spada do 10%...5%... Bardzo okrutnym w stosunku do mnie byl fakt ze ostatni 1% utrzymal sie zaskakujaco dlugo tak jakby chcial przeciagnac chwile mojej udreki.
Chwile pozniej zobaczylem zlom swojego DBXa szarpany przez wsciekla neutronowke i skromne okno na czarnym tle.
Nigdy w zyciu gra komputerowa nie zlamala mi serca... do tego wieczoru...
W takich momentach trzeba sobie po prostu powiedziec "a dobra nie ma tego zlego jeszcze jest mnostwo do odkrycia"...
Ciamajda troche, ale to dobra nauka byla. Zapamietalem ten wieczor i teraz szanuje zarowno statek (dbam o zdrowie ukladow i hulla) jak i niebezpieczne ciala niebieskie. W ekspedycji nie chodzi o to zeby sie spieszyc. To sztuka bycia zdyscyplinowanym.
Pozdrawiam,
Cmdr Lightmun
