Husarska Kolonia
#81
Ło matko.... jak ja mogłem przegapić 3 odcinki?! O_o...
I jeszcze jeden ze mną... ech...
No dobra, nadrobiłem zaległości Biggrin
Odpowiedz
#82
Dzień Sto Pięćdziesiąty Ósmy - Black Jack

Był wczesny ranek. Patrzyłem w niebo, które z niewiadomego powodu przybrało barwę ciemnej zieleni. Chmury piętrzyły się nad moją głową i przypominały w swej konsystencji jabłkowy kisiel. Wiatr wzmógł się i z nieba spadły krople zielonego deszczu. 
Co to jest? - Pomyślałem.
Odpowiedź pojawiła się z nieoczekiwanej strony, bo z dołu.
- Wszyscy do środka! - ryknęła przez radio Colon - Toksyczne chmury!
- Są groźne? - spytałem instynktownie przez komunikator nie odrywając oczu od kisielu
- A jak myślisz? - warknęła dziewczyna
- Aha - odparłem
Wszedłem do pokoju rekreacyjnego. Wszyscy byli już bezpiecznie wewnątrz.
- Zielone chmury - wymamrotałem pod nosem zamykając za sobą drzwi z lekkim trzaskiem, po czym usiadłem wygodnie na miękkim fotelu. Wszyscy patrzyli się na mnie jak na wariata - no co? - parsknąłem nalewając sobie do szklanki piwa
- Wydać żeś nie tutejszy - powiedział Rene zwracając do mnie swoją wielką głowę, którą zdobił teraz elegancki kowbojski kapelusz
- Ty, skąd masz taki kapelusz gościu?
- Uszyłem se - Odparł Rene a jego twarz rozpromieniała z dumy
Wstałem z krzesła i poczłapałem do stołu bilardowego. Chwyciłem kij i wycelowałem niedbale w białą bilę. Wystrzeliła ona jak z procy, wypadła ze stołu i przetoczyła się wprost pod nogi Hectora, który stał na trajektorii jej lotu - nienawidzę tej gry - rzuciłem wściekle i odłożyłem kij.
- Musimy zostać wewnątrz - powiedziała Gabela unosząc oczy znad szachownicy, przy której właśnie ćwiczyła ruchy pionków.
Pokręciłem głową z niezadowoleniem.
- Ehh, i mamy tak tutaj siedzieć i nic nie robić?
- Możemy coś przysmażyć - zaproponował Neko
- I napić się - uzupełniła Gabela
- W sumie to czemu nie i tak nic nie robimy - stwierdziła Valencia
- Nudy - odparł pokornie McClain, jakby obawiając się gniewu Colon, która już mierzyła ga swoim drapieżnym wzrokiem
- Mogę ugotować coś ekstra - skwitował Hector mrugając zalotnie w kierunku Neko
Neko udał że tego nie widzi.
Jeden z naszych psów, który relaksował się właśnie na swoim legowisku podniósł na chwilę głowę i cicho szczeknął. Nawet on był za.
- Dobra pieseł zadecydował, zarządzam libację!
I ruszyliśmy wszyscy po zapasy alkoholu nie zwracając uwagi na wyraźnie niezadowoloną Colon.
- Ile tego mamy? - spytałem gdy przynieśliśmy wszystko z powrotem na miejsce.
Rene schylił się do butelek i zaczął liczyć na palcach. Po chwili podniósł się z powrotem i powiedział radośnie.
- Jeśli się nie mylę do będzie po dziesięć browarów na łeb.
Gabela wyraźnie ukontentowana cicho gwizdnęła.
- Ty nawet nie jesteś pełnoletnia! - krzyknęła na nią Valencia - jedno piwo, nie więcej!
- Spadaj! - odparła - Tadek weź powiedz coś tej swojej! - i urwała jakby w porę ugryzła się w język
- Spokojnie, możesz wypić nawet moje - powiedziałem
- Co? - rzuciła oburzona Valencia - jak możesz jej na to pozwalać!?
- Normalnie - rzekłem znudzonym tonem - Ja sobie zapalę z Neko, a jako, że nie mieszam to maks pięć piw.
Neko podszedł do mnie i pokazał na dłoni efekt swej pracy, którym był wielki, gruby, cudownie pachnący dżoint.
- Postarałeś się hehe - pochwaliłem go zerkając z uznaniem na skręta
- Profesjonalizm - powiedział dumnie
- Mogę do was dołączyć? - spytała Gabela, która również zdawała się być zachwycona wyrobem Neko
Valencia potrząsnęła głową jakby próbując coś z niej wyrzucić
- A walić to, dobra ja też chce!
- Zawsze w ciebie wierzyłem - skomplementował ją Neko
- No to ekipa w komplecie! - stwierdziłem z radością - dobra niech rozpęta się wiksa! 

Otworzyłem piwo i zacząłem pić duszkiem, było niesamowicie mocne i już po chwili poczułem jak alkohol rozluźnia moje mięśnie i umysł. 
- Stary, mówiłeś, że nie mieszasz - stwierdził Neko podając mi zapalonego blanta
- A walić to - odparłem i wziąłem szybkie trzy buchy - gościu musimy rozkręcić tę budę, pronto!
- To zarzuć jakimś basem synu!
- Się wie - parsknąłem oddając mu skręta, po czym szybko wszedłem na galnet.
Spojrzałem kątem oka w kierunku Colon, miała w ręce piwo co uznałem za dobry omen.
- Hehe - powiedziało mi się samo
- Już? - spytał wyraźnie rozbawiony Neko
- Momencik!
Po chwili znalazłem coś dobrego na początek, muzyka rozbrzmiała, a pokój zaczął podskakiwać jakby opętany rytmem mocnego basu.





- Wszyscy na parkiet!!!!!! - krzyknąłem - Rozwalmy tę budę!!!!!
Obaliłem resztę piwa jednym haustem i rzuciłem pustą butelkę w kąt, po czym zacząłem poruszać się w rytm muzyki dając się jej ponieść coraz bardziej i bardziej. Po chwili dołączył do mnie Neko.
- Ludzie!!! - stwierdził do pozostałych - co wy tacy spięci?!
Podał mi skręta, wziąłem trzy buchy i skierowałem go do Valencii, która dołączyła na środek. Gdy tylko skończyła przekazała go Gabeli.
- Chodź się bawić młoda! - poleciła jej
Gabela weszła na dancefloor i zaczęła tańczyć. Trzeba przyznać, że naprawdę świetnie jej szło, przypominało to nieco połączenie breakdance i zumby. Z kolei ja, jako, że jedyne co potrafiłem podskakiwać i wymachiwać rękami na wszystkie strony postanowiłem opracować swój własny dziwaczny styl. W tej chwili jednak, gdy alkohol już wzmocnił moją pewność siebie a ruchy zdawały się być z każdą sekundą coraz płynniejsze miałem to gdzieś. Dołączył do nas Hector i Rene. Hector zbyt zwinny co prawda nie był, jednak jak na taką masę nie miał się czego wstydzić, z kolei Rene z miejsca stał się królem parkietu i w swojej choreografii wykonywał przeróżne salta, piruety i półpiruety. 
- Dobry dzik - powiedziałem z podziwem przystając obok Neko obserwując taniec Rene i wlewając w siebie alkohol 
Rzeczywistość zaczęła się powoli rozmywać, ktoś zasłonił okna, co sprawiło, że w pokoju zapanował półmrok. Z głośników popłynęła kolejna, jeszcze mocniejsza melodia. Ruszyłem chwiejnym krokiem mijając stół bilardowy, ktoś podał mi skręta, zapaliłem, otwarłem kolejną butelkę piwa. Wszystko działo się szybko, a moje serce wydawało się bić w rytm basu. Napiłem się i nieomal wpadłem w tańczącą Valencię. Jej włosy wyglądały jakby ktoś polał je wodą tak samo zresztą jak twarz. Wyglądała jak rozszalała Walkiria, która właśnie wróciła z jakiejś bitwy.
- Cześć Tadziu! - powiedziała patrząc na mnie spomiędzy poszarpanych włosów.
- Cześć Nana! - odparłem, jednak dosłownie w tym samym momencie potknąłem się o własne nogi, na szczęście Valencia w porę mnie złapała.
Wyciągnąłem ręce w górę i zawołałem.
- Woooooooolność!!!!!!!!!!

Wróciły do mnie wspomnienia sprzed kilku lat zanim zostałem oficerem Husarii, zanim stałem się kosmicznym eksplorerem. Z czasów, kiedy znano mnie jeszcze pod okropnym imieniem "Tezeusz", z czasów, w których byłem dopiero w trakcie dorabiania się fortuny.
To przecież nie podziw dla kosmosu i chęć eksploracji pchnęła mnie do zakupu pierwszego statku, on pojawił się dopiero później, a wraz z nim zaprzestanie wszystkich wcześniejszych działalności.

Pomyślałem o swojej kurzącej się gdzieś w dokach Maskeline Vision, czarnej Korwecie. Zmodyfikowany przez Inżynierów, potężny okręt zdolny bez problemu postawić się kilku jednostkom podobnej, a nawet wyżej klasy. Olbrzymi statek kosmiczny posiadający zwrotność myśliwca oraz siłę bojową pancernika. Nie używałem go od miesięcy, ostatnio podczas wojny z Dark Armadą, ale wcześniej... Cóż...

- Coś nie tak? - spytała Valencia wyraźnie zaniepokojona
Z tą dziewczyną mógłbym....
- Kochasz mnie? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie
Dziewczyna chociaż zaskoczona natychmiast odparła
- Tak 
Przycisnąłem ją mocno do siebie i szepnąłem do ucha
- A gdybym ci powiedział, że nie jestem do końca osobą za którą się podaję?
Tym razem ktoś puścił nieco wolniejszą melodię. Zaczęliśmy tańczyć i mimo, że oboje byliśmy nieco wstawieni szło nam całkiem dobrze. 
- Co masz na myśli?
Valencia obróciła się do mnie plecami, objąłem ją w pasie i położyłem głowę na ramieniu. Nasza choreografia stawała się z sekundy na sekundę coraz bardziej intymna.
- Nigdy nie spytałaś w jaki sposób zdobyłem tyle kredytów - powiedziałem całując ją w szyję
- Mówiłeś, że jesteś eksploratorem - odparła - i że masz własne studio filmowe
Zachichotałem.
- Na eksploracji zarabiam grosze, a studio publikuje filmy za darmo, czasami wpadną jakieś donacje czy sponsorzy sypną kasą, ale i tak więcej do niego dopłacam niż zyskuję
- Mhm
- Ale mam taki jeden statek - kontynuowałem opowieść wkładając dłonie pod jej bluzkę  - nazywa się Black Jack...
- To pewnie nie ten, którym przyleciałeś - domyśliła się
- O nie, nie ten - szepnąłem - Horyzont to przy nim pusta skorupa. Black Jack jest szybszy, zwrotniejszy no i potężniejszy.
- Och - mruknęła dziewczyna, ale nie widziałem czy jest to odpowiedź na słowa o Korwecie czy reakcja na to, że właśnie zacisnąłem ręce na jej cyckach - jak bardzo potężniejszy?
- Bardzo - odparłem wzmacniając uścisk - Tak bardzo, że do dzisiaj wisi za nim list gończy w większości systemów Federacji
- A więc jesteś przestępcą?
- Byłem - powiedziałem po raz kolejny ją całując - ale odkąd cię spotkałem, zacząłem się...
Valencia przerwała mi w pół zdania.
- Czym się zajmowałeś? - spytała ostro
- Cóż - stwierdziłem wyjmując ręce spod jej bluzki i drapiąc się po głowie - Większość kasy zdobyłem na przemycie z Robigo i napadach na konwoje transportowe
Na jej twarzy pojawiła się ulga.
- Rany już myślałam, że jesteś jakimś zabójcą czy coś!
- Eeee zazwyczaj to nie - odparłem biorąc łyk piwa, które właśnie zgarnąłem ze stołu bilardowego. 
Rozejrzałem się dookoła, muzyka wciąż grała , a pozostali Koloniści, o dziwo wraz z Tammy wydawali się być kompletnie spici, może oprócz Neko, które siedział na fotelu kompletnie upalony powoli żując bułkę. Colon tańczyła z Rene, Hector kołysał się bezwładnie, a jego wzrok wskazywał na to jakby lada moment miał zaliczyć zgona, z kolei Gabela wciąż bez problemu trzymała się na nogach wykonując swój taniec i kontrolując soundtrack.
- Valencia - zwróciłem się ponownie do niej - Chrzanić to życie! Co powiesz na to, żeby wznowić działalność Black Jacka kiedy stąd uciekniemy?
- Tylko ty i ja? 
- Tak! Tylko ty i ja! - powiedziałem podniecony kiwając głową  - Będziemy robić co chcemy! Nic nas nie powstrzyma!
- A co z tą twoją Husarią?
- Nie przejmuj się Husarią, dam radę to pogodzić!
Na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech.
- Zgadzasz się? Będziemy żyć jak królowie Valencia! Będzie tak jak kiedyś!
Zamiast cokolwiek mówić dziewczyna pocałowała mnie.
- To oznacza zgodę?
Dziewczyna skinęła głową gryząc wargę.

[Obrazek: OMlbIe7.png]

Odpowiedz
#83
Dzień Sto Siedemdziesiąty Ósmy - Misaki

Kilka dni po pojawieniu się toksycznej chmury niebo ponownie stało się przejrzyste dzięki czemu mogliśmy wrócić do pracy na zewnątrz. Udało nam się zbudować kolejne komponenty niezbędne do naprawy statku, a by zdobyć niezbędne surowce zrobiliśmy w ziemi  kilka głębokich odwiertów, które doprowadziły nas do cennych źródeł metalu oraz uranu. Kupiliśmy również trzy duże kury oraz koguta.

[Obrazek: GsF7FSE.png]

Sto sześćdziesiątego czwartego dnia zostaliśmy ponownie najechani przez piratów, ale obrona po raz kolejny zdała egzamin i wszyscy wyszliśmy bez szwanku. Jedynie Hector został lekko ranny (jednak oczywiście zachowywał się przy tym jakby miał zaraz umrzeć). Sto siedemdziesiatego ósmego dnia przybyli handlarze niewolnikami i tym razem na sprzedaż mieli jedynie dwójkę ludzi. Po krótkiej debacie zdecydowaliśmy się (głownie pod naciskiem Valencii) wziąć niewiele dziewczynę o imieniu Misaki, której uroda, tak samo jak imię była mocno azjatycka.

[Obrazek: Y1Q8Aei.png]

- Mamy Boba Marleya to czemu mamy nie mieć jakiejś Mangowej Lolitki - powiedziałem do Colon patrząc jak Valencia chwyta pod ramię dziewczynę by pokazać jej bazę oraz jej kwaterę.
- To, że jest skośnooka jeszcze nie znaczy, że lubi anime - odparła Colon
- Założymy się? - spytałem wyzywająco
- A pewnie! Przecież ona nie wie o istnieniu czegoś takiego Tadek! Zapomniałeś, że jesteśmy na jakiejś cholernej obcej planecie?
Przystąpiłem z nogi na nogę i pokiwałem głową przyznając jej rację, ale po chwili wpadł mi do głowy jeden pomysł.
- No to jej pokażemy w galnecie! Jak wsiąknie w te bajki na dobre to wygrywam!
Colon przez chwile zastanowiła się, ale ostatecznie postanowiła podjąć rękawicę.
- Zgoda!
Ruszyliśmy w stronę nowej kolonistki oraz Valencii, która właśnie tłumaczyła jej zażarcie, że to wcale nie tak i ryż, który uprawiamy jest na pewno najwyżej jakości.
- Jak tam nasza nowa członkini? - zagadałem wesoło gdy w końcu stanęliśmy obok nich
- Mówi, że nasz ryż nie nadaje się nawet na paszę do zwierząt a co dopiero dla ludzi! - wrzasnęła z wyrzutem Valencia
Wyszczerzyłem zęby do Colon.
- A nie mówiłem?! Haha!
- To jeszcze o niczym nie świadczy - ostrożnie zakomunikowała mi Colon
Westchnąłem ale nie straciłem dobrego humoru.
- Chcieliśmy ci coś pokazać Misaki! Powinno ci się spodobać!
Na cyfrowym wyświetlaczu wszedłem w galnet, po czym poszukałem w sieci najnowszych odcinków pierwszego lepszego anime. Gdy już w końcu je znalazłem przystawiłem dziewczynie bajkę do oczu.
- Co to jest? - spytała Misaki
- Dziedzictwo twoich przodków! - odparłem nie kryjąc chichotu
Misaki przez chwile uważnie przyglądała się bajce, po czym jej źrenice rozszerzyły się i zrobiła minę jakby całe całe życie stanęło jej przed oczami.
- To jest niesamowite! - wymamrotała nie odrywając oczu od Anime
Widok postaci emo bohaterów z większymi od siebie mieczami i małymi dziewczynkami z cyckami w stylu Valencii na tyle oszołomił Misaki, że wsiąknęła całkowicie w oglądanie. Odwróciłem głowę do Colon i parsknąłem śmiechem.
- Ach te stereotypy prawda Tammy?!
Colon milczała.
- Jak chcesz to mogę ci to zostawić Misaki! - powiedziałem
- Tak, tak! - wymamrotała w transie
Zdjąłem multinarzędzie i założyłem je na jej dłoni.
- Baw się dobrze! - poleciłem jej po czym ruchem dłoni wskazałem Valencii żeby poszła za mną.
- Co tam Tadziu? - zagadnęła gdy już oddaliliśmy się od reszt na bezpieczną odległość
- Dzwoniłem do Quariona - powiedziałem
- Do tego eeee - zaczęła Valencia próbując sobie przypomnić kim jest Quarion
- Kolegi z Husarii - pomogłem jej
- Ach tak, z Husarii! Co u niego? - spytała
Zbliżyłem się do niej na tyle blisko by upewnić się, że nikt nas nie podsłuchuje.
- A wszystko ok, ale nie łączyłem się by pytać co u niego - szepnąłem rozglądając się na wszystkie strony
- A po co? - odpowiedziała również szeptem Valencia
- Poprosiłem go żeby nieco odkurzył Black Jacka zanim wrócimy do bańki, wiesz, przywrócił go do pełnej sprawności. ten statek od dawna nie latał - powiedziałem, a mój ton głosu wydał się jakoś zaskakująco smutny
- I co? Zgodził się?
- Jasne, że tak. Kiedy wrócimy będzie jak nowy.
Dziewczyna splotła ze sobą palce u dłoni. 
- Super! 
- No i ile go nie rozwali - Rzekłem z udawaną obawą - A z Quarionem to w sumie bywa różnie!

Odpowiedz
#84
No już mnie tak nie demonizuj BiggrinBiggrin

Ale teraz to musisz dać mi się przelecieć Black Jackiem Biggrin

[EDIT]A... i jesteś mi winien 34 500 000 cr za wynajęcie firmy sprzątającej i mechaników Tongue Wink
Odpowiedz
#85
Dzień Sto Osiemdziesiąty Szósty - Taniec Śmierci

Na pomoc! - Usłyszałem donośne wołanie przed radio - Czy ktokolwiek mnie słyszy? Jest tu kto?!

Spojrzałem na widok z kamer, jednak nie zauważyłem w pobliżu żadnej ludzkiej postaci. Zwiększyłem pole widzenia i ustawiłem tryb termowizji. Na ekranie zaświecił się niewielki czerwony punkt.

- Tutaj placówka Skrzydlatej Husarii - powiedziałem do mikrofonu - jak możemy ci pomóc?
- Piraci! - ryknął niski, ale nadal kobiecy głos
A więc standard - pomyślałem. Znowu jakaś zbłąkana dusza ścigana przez tych pomyleńców. 
- Okej - odparłem znudzony - kieruj się na zachód i...
- Nieeee! - Przerwała mi kobieta - Nie dam rady! Są tuż za mną!
Spojrzałem jeszcze raz na widok z góry. Faktycznie zaraz za pojedynczą czerwoną kropką pojawiło się kilka kolejnych, wyraźnie szybszych. Kimkolwiek była moja rozmówczyni nie było czasu aby po prostu poczekać przy bramie. Musieliśmy ruszyć naprzód.
- Wszyscy do broni! - krzyknąłem na częstotliwości przez którą prowadziliśmy komunikację wewnątrz Koloni - mamy gości!
Pierwsza zjawiła się Colon. Zauważyłem, że w ręce trzymała miecz przypominający nieco katanę.
- Widzę, że zmieniłaś sprzęt - mruknąłem wskazując głową na lśniącą srebrną klingę
- Kupiłam od Fioletowych - wyjaśniła
Uśmiechnąłem się kącikiem ust.
- Myślałem, że z nimi nie gadasz. Zresztą mniejsza z tym, musimy działać szybko. - Pokazałem jej widok z sondy - Mamy mało czasu, widzisz tę kropkę to jest...
Colon nie potrzebowała więcej wyjaśnień.
- No to na co czekamy?! - I popędziła do przodu.

Czy zależało jej na życiu tej kobiety? Być może, jednak to nie było głównym powodem dlaczego Tammy zdecydowała się pobiec jej na ratunek jeszcze zanim Tadek wraz z tą swoją Valencią, czy ten półgłówek Rene zdążą się wyzbierać. Od dłuższego czasu Colon nie miała okazji by sprawdzić się w walce, denerwowało ją, że odkąd ich baza stała się istną fortecą jej rola została ograniczona do stania z tyłu i przyglądaniu się akcji. Wiedziała jednak, że gdyby komukolwiek o tym powiedziała, zapewne uznano by ją za szaloną, bo przecież kto normalny pragnie ryzykować własne życie?

Ale dla Colon adrenalina była niczym narkotyk, nic bardziej jej nie podniecało niż świadomość, że jeden zły ruch, albo mała nieuwaga sprawi, że zostanie zmasakrowana ołowiem, albo ktoś odrąbie jej łeb. Nawet seks z Rene nie mógł się równać ze skalą intensywności odczuć, które towarzyszyły jej za każdym razem gdy tylko brała do ręki miecz i rzucała w wir walki.

Spojrzała za siebie i ucieszyła ją myśl, że nie miała za swoimi plecami nikogo, a brama do Koloni wyglądała już tylko jak niewielki murek skryty w gąszczu drzew. Wyprzedziła ich wszystkich!

Rzuciła okiem na multinarzędzie, widok z kamer wskazał pozycję piratów z niezwykłą precyzją. Uciekinierka zgubiła się w lesie, albo Tadek, jak to miał w zwyczaju nie wytłumaczył jej zbyt dokładnie gdzie położone jest wejście do bazy. Kobieta błąkała się daleko na południe od murów obronnych. Piraci byli tuż za nią, jednak Tammy miała jeszcze czas by przeciąć im drogę.

Włączyła radio i po chwili usłyszała głos Tadka
- Colon! Jesteś tam?! - krzyknął znajomy, niski głos
- Zaraz ich dojadę - odpowiedziała ani na chwile nie zwalniając biegu
- Zostaliśmy w tyle, poczekaj na nas! - wysapał wyraźnie zmęczony, jego głos zabrzmiał jakby miał za chwilę zemdleć
Roześmiała się z satysfakcją.
- No dajesz Tadek! Tempo, tempo! - ponagliła go - Bo przegapisz zabawę!
Zamknęła połączenie.
Colon lubiła Tadka, ale jeszcze bardziej uwielbiała go denerwować. Zresztą działało to w obie strony i dobrze o tym wiedzieli. Nienawidzili i miłowali się równocześnie, w tym samym momencie. Chociaż nigdy nie dała mu tego poznać, ufała mu bardziej niż chociażby Rene.
Bo czy Rene był kimś więcej niż tylko seks zabawką? Równie dobrze mogła by iść do łóżka z Tadkiem, albo od biedy nawet z Neko jeśli miałby na to ochotę. Jedyne co ją powstrzymywało, to satysfakcja jaką dała by Tadkowi gdyby się na to zdecydowała. Już na zawsze by z nim przegrywała, a przecież nie mogła na to pozwolić, nie jemu!

Przed oczami zamajaczyły jej sylwetki piratów, a także uciekinierka. Kobieta była lekko ranna w ramię i była już niemal w zasięgu tych kretynów. Miała naprawdę sporo szczęścia, że Colon udało się zdążyć na czas. Wyciągnęła miecz. 

Tammy wyskoczyła zza drzew i z krzykiem rzuciła się na pierwszego przeciwnika, który dzierżył w dłoniach szybkostrzelny karabin. Nim zdążył oddać serię długie ostrze wbiło mu się w płuco i trysnęło krwią. Adrenalina uderzyła jej do głowy. Nareszcie była w swoim żywiole! Poczuła znajomy zapach śmierci, znajome, od tak dawna wyczekiwane podniecenie! Drugi z piratów już przygotowywał swoją strzelbę, jednak zanim oddał strzał dziewczyna zasłoniła się korpusem pokonanego przeciwnika. Kule zatrzymały się na jego ciele gwarantując mu szybki zgon. Tammy odrzuciła bezwładne zwłoki na ziemię i skoczyła w stronę przeładowującego swą broń bandyty. Zgrabnym półobrotem ominęła cios kolbą po czym wzięła zamach i wykonała kolejny błyskawiczny piruet. Ostrze weszło w serce pirata niczym w masło, jego oczy rozszerzyły i wypluł krew z ust. Dziewczyna kopniakiem zsunęła go z klingi miecza i ostatecznie dobiła. Dwa do zera frajerzy.

Kolejny pirat wyposażony był w koktajle mołotowa. Gdy tylko zobaczył nadbiegającą Colon przygotował się do rzutu, po czym wypuścił w jej kierunku jedną z butelek. Tammy zamiast próbować ją ominąć postanowiła zaryzykować , skoczyła w górę, pewnie chwytając ją w dłoń i natychmiast odrzucając z powrotem. Koktajl mołotwa eksplodował wprost przed na twarzy przeciwnika, a impet wybuchu odrzucił go na kilka metrów do tyłu pozostawiając na drodze przelotu jedynie mokrą czerwoną plamę i rozszarpane części ciała. Gdy tylko stojący nieopodal bandyta zobaczył co się stało z jego kolegą, (który właśnie zmienił się w płonącą kulę ognia) z przerażeniem rzucił się do ucieczki.

- Noooooo! - ryknęła wściekle Tammy - Zjeżdżaj frajerze!! I następnym razem przyjedźcie czołgiem!! - parsknęła śmiechem, jednak nie próbowała gonić pirata. W zasadzie liczyła na to, że opowie swoim kumplom o tym co się stało i następna walka będzie większym wyzwaniem.

Colon była nieco zawiedziona, że aż tak łatwo jej poszło. Po chwili usłyszała ciche szemranie. Odwróciła głowę w kierunku źródła hałasu. Pod wysokim drzewem cicho łkała młoda, otyła dziewczyna. Była roztrzęsiona i ranna, patrzyła na Tammy z przerażeniem.

Gdy Tammy podeszła do niej na kilka kroków dziewczyna cofnęła się ze strachem próbując przy tym zwinąć w kulkę.

- Jakieś dziękuję może - rzekła
Kobieta nic nie mówiła, jedynie jej szloch stał się nieco głośniejszy i bardziej denerwujący.
- Nie powiesz mi nawet jak się nazywasz? - spytała beznamiętnie Colon
Po chwili milczenia Uciekinierka odpowiedziała z trudem.
- M, M, Ma, Marina. M, Mmm, Marina Fi Fi Fitzgerlad.
Colon otarła twarz, a jej wewnętrzna część dłoni cała pokryła się krwią. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że musiała wyglądać naprawdę przerażająco. Nie przeszkadzało jej to ani trochę. Zamiast tego wyciągnęła splamioną czerwoną mazią rękę w kierunku Mariny i powiedziała ukazując kły.
- Mam na imię Tammy. Witamy w Koloni.

[Obrazek: TagFs76.png]

Odpowiedz
#86
Już naprawdę niewiele zostało do zakończenia serii. 

Kolonia wchodzi w decydującą fazę!
Kto przetrwa?
Kto zginie?
Jak potoczą się losy Kolonistów i czy uda im się ostatecznie uciec do domu?

Dwadzieścia jeden dni do końca!

(aż mi szkoda Sad )

Odpowiedz
#87
Dzień Sto Osiemdziesiąty Ósmy - Bójka

Gdy dwa dwa wcześniej Colon wróciła do bazy wraz w wystraszoną Mariną naprawdę nie mogłem wyjść z podziwu, że poradziła sobie ona bez problemu z czterema przeciwnikami w dodatku uchodząc przy tym całkowicie bez szwanku. Zastanawiałem się czy przypadkiem Tammy ruszyła tak żwawo do przodu z nagłej chęci niesienia pomocy, co było moim zdaniem wątpliwe, czy po prostu chciała przetestować swój nowy miecz. Po chwili namysłu doszedłem do wniosku, że raczej chodziło o to drugie, zwłaszcza, że przez ostatnie dwa dni Tammy wydawała się być zrelaksowana i zadowolona jak nigdy wcześniej. Pewnego razu, gdy byłem w trakcie konstruowania kolejnego modułu potrzebnego do uruchomienia naszego okrętu sama przeniosła mi butelkę wody oraz ciepły posiłek.

- Dzięki Colon - powiedziałem żując soczystego stek - nie poznaję cię ostatnio wiesz
Colon jedynie rzuciła mi pół uśmiech, odwróciła się i zniknęła z mojego pola widzenia. Wróciłem do pracy jeszcze bardziej nie rozumiejąc co jej jest.

Tymczasem Misaki powoli wkomponowywała się w naszą wesoła gromadkę. Oprócz tego, że za każdym razem gdy tylko mogła zamykała się we własnym pokoju by oglądać te swoje wschodnie bajeczki pomagała mi zarówno przy pracy nad Horyzontem (chociaż jej rola ograniczała się głównie do prostych rzeczy jak przytrzymanie mi jakiegoś modułu podczas montażu lub składanie drobnych elementów) a także z wdzięcznością pomagała przy utrzymywaniu porządku na terenie całej osady. No i jako, że była w podobnym wieku do Gabeli dziewczyny szybko znalazły ze sobą wspólny język.

Inaczej sprawa wyglądała z Mariną. Odkąd do nas przybyła praktycznie do nikogo się nie odzywała. Valencia opowiedziała mi, że dziewczyna długi czas spędziła w niewoli i cudem zdołała uciec gdy piraci postanowili sprzedać ją Fioletowemu plemieniu. Marina wciąż była przerażona i mimo, że zwróciliśmy jej wolność obawiała się nas nie mniej niż wcześniejszych grup, a zwłaszcza Colon, którą unikała jak ognia.

Zauważyliśmy też, że Fitzgerald ma spore ciągoty do alkoholu i gdy tylko zdawało jej się, że nikt nie patrzy momentalnie czmychała w stronę groty, w której przetrzymywaliśmy beczki z fermentującym trunkiem. Zabierała stamtąd po kilka butelek po czym uciekała do swojej kwatery. Wiedziałem o tym, ponieważ udało mi się ją kilka razy widzieć stąpającą po cichu w środku nocy, licząc na to, że zdoła się przemknąć. Lata spędzone w kosmosie niestety zrobiły ze mnie nocnego marka i nie zwracałem większej uwagi na porę dnia. Nie robiłem co prawda Marinie żadnych awantur z tego powodu, ale też nie ukrywałem, że niezbyt podoba mi się jej zachowanie. Przynajmniej, aż do trzeciego dnia pobytu dziewczyny w naszej grupie. Wtedy Marina kompletnie zbzikowała.

- Wyyyyyyyyy! - usłyszałem jej ciężki głos pochodzący z jadalni - Nie będziecie mnie tu siłą przetrzymywać!
- Przecież sama prosiłaś o pomoc! - powiedziała z wyrzutem Nana
- O pomoc, a nie o więzienie! - ryknęła jeszcze głośniej
Rzuciłem się biegiem do jadalni. Gy otworzyłem drzwi zastałem wewnątrz Valencię, Neko oraz Marinę, która była kompletnie pijana. Chwile później do środka wpadła też Colon skupiając swój miażdżący wzrok na wpół upitej butelce piwa, którą Fitzgeraldwłaśnie cisnęła ze złością w podłogę. Colon już miała ruszyć w jej stronę, ale zatrzymałem ją.
- A Tyyyyyy, Coloooon czy jak ci tam! Wcale się ciebie nie boję! - rzekła wyzywająco Marina w stronę Tammy
- Naprawdę? - odparła wściekła Colon - Z przyjemnością sprawię, że zaczniesz! - dodała ściskając dłoń na rękojeści swego miecza
W tym czasie bez słów nakazałem Valencii i Neko opuścić jadalnię. Obydwoje widząc, że sytuacja jest coraz bardziej napięta posłusznie zastosowali się do polecenia.

Marina potraktowała te słowa jako wyzwanie i rzuciła się z pięściami na Colon. Tammy szybkim ruchem wykorzystała siłę uderzenia przeciwko niej samej i Fitzgerlad wylądowała z impetem na podłodze. To jednak wcale jej nie zniechęciło, otrząsnęła się i wstała. Tammy błyskawicznym kopniakiem w kolano ponownie powaliła ją na deski i dołożyła cios w szczękę. Dziewczyna padła na ziemię nieprzytomna. 

[Obrazek: fuWCwyY.png]

- Jak chcesz to sobie ją opatrz - rzuciła w moją stronę z obojętnością - teraz to ja idę się napić.

Odpowiedz
#88
Dzień Sto Dziewięćdziesiąty Pierwszy - Pechowa Karawana

Trzy dni później przybyła do nas kolejna karawana kupiecka z Tailor Mesy. Marina szczęśliwie zdołała dojść do siebie, jednak ani nie przestała pić ani nie podjęła próby integracji z resztą grupy. Tak szybka porażka z Colon nie była niczym zaskakującym, jednak dla dziewczyny była to wyraźna plama na honorze i od tego momentu Marina nie odezwała się do niej nawet słowem.

Gdy przybyła do nas karawana, o którą zresztą sam prosiłem dzień wcześniej naszych sojuszników zaczęliśmy wymieniać ze sobą najróżniejsze dobra. Interesował mnie przede wszystkim uran, który niezbędny był do naprawy FSD i jak się okazało Mesa miała go przy sobie mnóstwo. Co prawda wydaliśmy sporo srebra, jednak dzięki temu posiadaliśmy już wszystko co niezbędne aby ukończyć pracę. Karawana miała też dużą ilość komponentów i chociaż nauczyliśmy się sami wytwarzać niezbędne części dokupiliśmy jeszcze kilka w zamian oddając kilka zwierząt oraz żywność i alkohol. Sojusznicy postanowili zatrzymać się u nas na noc na co z radością przystaliśmy oferując bezpieczne schronienie za grubymi murami oraz ciepłe posiłki dla każdego. Dowiedzieliśmy się dzięki temu, że Fioletowi rozpoczęli otwarty konflikt przeciw obu okolicznym pirackim grupom co z jednej strony zablokowało handel z dzikusami, jednak z drugiej nasz szlak handlowy stał się o wiele bezpieczniejszy gdyż walki toczyły się na dalekiej północy. Podziękowaliśmy Mesie za informacje i ruszyliśmy na spoczynek, z kolei przybysze rozłożyli namioty przy południowym murze.

I wtedy w nocy stało się coś nieoczekiwanego. Obudziłem się gwałtownie słysząc krzyki pochodzące z miejsca gdzie rozbili się nasi sojusznicy oraz przeraźliwy zew jakby stada zwierząt i głośne trzaski niszczonego w strzępy obozu. Valencia również wstała i z przerażeniem nasłuchiwała odgłosów toczonej bitwy.

- Cholera - powiedziałem - coś ich zaatakowało!
W mgnieniu oka ubrałem się i chwyciłem karabin. Valencia zrobiła to samo i ruszyła za mną. Pobiegliśmy do południowego muru, a po chwili dołączyła do nas reszta kolonii. Obóz był kompletnie zniszczony, a tym co spowodowało tą masakrę były olbrzymie rozwścieczone zwierzęta z grubsza przypominające ziemskie nosorożce.
- Pomocy! - krzyknął jeden z członków Mesy, lecz chwilę później wielki róg zwierzęcia przebił go od tyłu, a nosorożec rzucił nim w mur niczym szmacianą kukiełką. 

[Obrazek: 3RGRXwM.png]

Pozostali Goście z trudem starali się umknąć przed tratującymi wszystko na swojej drodze olbrzymami. Bez zastanowienia zaczęliśmy strzelać. Kule tylko rozjuszyły i tak już wściekłe bestie, jednak nie mogły się przeciwstawić sile tak wielu karabinów. Po chwili wszystkie trzy nosorożce padły martwe, a my zaczęliśmy zajmować się rannymi. Na szczęście większość z nich nie ucierpiała zbytnio. Zginęły tylko dwie osoby co było sporym szczęściem jak na atak z zaskoczenia w środku nocy. Spojrzałem w kierunku południowego muru i zobaczyłem sporą dziurę. Nie mogłem uwierzyć, że bestie przebiły się przez tak gruby mur. 

Przez kolejne dni dbałem o to aby wszyscy ranni byli w stanie z powrotem stanąć na nogi. Z jednej strony miałem wyrzuty sumienia, że coś takiego zaszło niemalże w środku naszej bazy, z drugiej jednak wiedziałem, że Mesa na pewno będzie wdzięczna za udzieloną pomoc i kto wie czy pewnego dnia nie okaże się kluczowa, gdy to my będziemy potrzebować ich wsparcia?

Odpowiedz
#89
(13.03.2017, 18:11 UTC)TeddyPanda napisał(a): Już naprawdę niewiele zostało do zakończenia serii. 

Kolonia wchodzi w decydującą fazę!
Kto przetrwa?
Kto zginie?
Jak potoczą się losy Kolonistów i czy uda im się ostatecznie uciec do domu?

Dwadzieścia jeden dni do końca!

(aż mi szkoda Sad )

Ale dociągniesz przygodę do przylotu na Maskelynkę?
Odpowiedz
#90
(14.03.2017, 07:38 UTC)Quarion napisał(a):
(13.03.2017, 18:11 UTC)TeddyPanda napisał(a): Już naprawdę niewiele zostało do zakończenia serii. 

Kolonia wchodzi w decydującą fazę!
Kto przetrwa?
Kto zginie?
Jak potoczą się losy Kolonistów i czy uda im się ostatecznie uciec do domu?

Dwadzieścia jeden dni do końca!

(aż mi szkoda Sad )

Ale dociągniesz przygodę do przylotu na Maskelynkę?

Tak Smile

Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości