14.03.2017, 13:33 UTC
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.03.2017, 13:36 UTC przez TeddyPanda.)
Dzień Dwusetny - Powrót
Niebo zapłonęło czerwienią, a z chmur spadł wielki statek kosmiczny. Chociaż nie mógł równać się rozmiarami z Horyzontem wyglądał o wiele groźniej. Z podłużnego, stożkowatego kadłuba wystawały liczne, pozakrzywiane stalowe pręty a gdzieniegdzie zdobiły go ostre, metalowe kolce. Wyglądał jak kilkunastometrowa, spowita pyłem korona cierniowa. Statek rozbił się za północnym wzgórzem, a impet jego lądowania poniósł się echem po całej dolinie. Już po samym wyglądzie okrętu domyśliłem się, że maszyny powróciły. Nie potrzeba było do tego żadnych wyjaśnień, zwłaszcza gdy usłyszałem ten znajomy, wwiercający się w umysł dźwięk, jakby setek mechanicznych owadów.
- Wszyscy do broni, zbiórka przed bramą za pięć minut! - krzyknąłem przez radio.
Na dziedzińcu pierwsza zjawiła się Colon. Następnie Valencia ze swoim karabinem snajperskim, Neko taszczący ze sobą wielkiego miniguna, tak samo jak człapiący za nim Rene, który wydawał się w ogóle nie przejmować wagą posiadanej broni. Chwilę później zjawiła się Fitzgerald i Hector, obydwoje wyposażeni w karabiny średniego zasięgu, a na samym końcu Misaki z Gabelą, również trzymające karabiny. Byliśmy w komplecie.
- Dobra - powiedziałem - wszyscy gotowi?
Odpowiedziały mi ciche przytaknięcia oraz kiwanie głowami.
- Okej, te konserwy chcą nas wywabić na zewnątrz - wyświetliłem holograficzny mapę taktyczną - ich statek wylądował północy o tutaj - wskazałem na sporych rozmiarów czerwoną plamę.
- Ciężko będzie ich pokonać w otwartym polu - słusznie zauważyła Valencia
- Tak - zgodziłem się - Ale konserwy wybrały sobie słabe miejsce na lądowanie - dodałem pozwalając sobie przy tym na lekki uśmiech
- Jak to? - spytał Neko, który chwilowo położył swojego miniguna na ziemi
Przybliżyłem nieco widok na mapie.
- Widzicie ten szary pas? - wyostrzyłem widok - to naturalna ochrona zbudowana ze skał i gruzu akurat w idealnym miejscu by ostrzelać zza niej maszyny -
Usłyszałem ciche pomrukiwania i gwizdnięcia - poza tym w okolicy rośnie bujny las, jeśli dopisze nam szczęście możemy nawet otoczyć konserwy.
- No to mamy plan! - rzekła ochoczo Gabela
- Valencia schowasz się za węgłem przy wzgórzu - poleciłem - Maszyny pewnie jak zwykle będą czekać na nasz ruch dlatego dam sygnał pierwsza otworzysz ogień.
Valencia naładowała swoją broń co było dla mnie dostatecznie potwierdzającym gestem.
- Okej w drogę!
Kilkanaście minut zajęło nam przedzieranie się przez gąszcz drzew i zarośli. W końcu jednak bzyczenie pochodzące ze statku maszyn stało się niemal tak nieznośne, że nawet nie musieliśmy go widzieć aby wiedzieć, że jest tuż przed nami. Chwilę później zobaczyłem naturalną ochronę skalną z mapy taktycznej, a kilkadziesiąt metrów przed nią spoczywał statek Roju. Zacząłem rozstawiać ludzi i tak Neko, Fitzgerlad, Hector i ja zajęliśmy miejsca między skałami. Valencia zgodnie z poleceniem schowała się za węgłem najdalej od reszty ekipy z racji posiadanego karabinu snajperskiego, z Kolei Rene, Misaki oraz Gabeli mieli za zadanie nieco oflankować wroga dlatego ukryli się w gąszczu po zachodniej stronie pola bitwy. Gdy wszyscy byliśmy gotowi dałem sygnał Valencii. Pocisk ze snajperki trafił w okręt maszyn, a te niczym na zawołanie wypełzły na zewnątrz. Dwa wielkie wije oraz trzy mniejsze jednostki, które zwaliśmy kosiarzami. Zaczęło się.
Niebo zapłonęło czerwienią, a z chmur spadł wielki statek kosmiczny. Chociaż nie mógł równać się rozmiarami z Horyzontem wyglądał o wiele groźniej. Z podłużnego, stożkowatego kadłuba wystawały liczne, pozakrzywiane stalowe pręty a gdzieniegdzie zdobiły go ostre, metalowe kolce. Wyglądał jak kilkunastometrowa, spowita pyłem korona cierniowa. Statek rozbił się za północnym wzgórzem, a impet jego lądowania poniósł się echem po całej dolinie. Już po samym wyglądzie okrętu domyśliłem się, że maszyny powróciły. Nie potrzeba było do tego żadnych wyjaśnień, zwłaszcza gdy usłyszałem ten znajomy, wwiercający się w umysł dźwięk, jakby setek mechanicznych owadów.
- Wszyscy do broni, zbiórka przed bramą za pięć minut! - krzyknąłem przez radio.
Na dziedzińcu pierwsza zjawiła się Colon. Następnie Valencia ze swoim karabinem snajperskim, Neko taszczący ze sobą wielkiego miniguna, tak samo jak człapiący za nim Rene, który wydawał się w ogóle nie przejmować wagą posiadanej broni. Chwilę później zjawiła się Fitzgerald i Hector, obydwoje wyposażeni w karabiny średniego zasięgu, a na samym końcu Misaki z Gabelą, również trzymające karabiny. Byliśmy w komplecie.
- Dobra - powiedziałem - wszyscy gotowi?
Odpowiedziały mi ciche przytaknięcia oraz kiwanie głowami.
- Okej, te konserwy chcą nas wywabić na zewnątrz - wyświetliłem holograficzny mapę taktyczną - ich statek wylądował północy o tutaj - wskazałem na sporych rozmiarów czerwoną plamę.
- Ciężko będzie ich pokonać w otwartym polu - słusznie zauważyła Valencia
- Tak - zgodziłem się - Ale konserwy wybrały sobie słabe miejsce na lądowanie - dodałem pozwalając sobie przy tym na lekki uśmiech
- Jak to? - spytał Neko, który chwilowo położył swojego miniguna na ziemi
Przybliżyłem nieco widok na mapie.
- Widzicie ten szary pas? - wyostrzyłem widok - to naturalna ochrona zbudowana ze skał i gruzu akurat w idealnym miejscu by ostrzelać zza niej maszyny -
Usłyszałem ciche pomrukiwania i gwizdnięcia - poza tym w okolicy rośnie bujny las, jeśli dopisze nam szczęście możemy nawet otoczyć konserwy.
- No to mamy plan! - rzekła ochoczo Gabela
- Valencia schowasz się za węgłem przy wzgórzu - poleciłem - Maszyny pewnie jak zwykle będą czekać na nasz ruch dlatego dam sygnał pierwsza otworzysz ogień.
Valencia naładowała swoją broń co było dla mnie dostatecznie potwierdzającym gestem.
- Okej w drogę!
Kilkanaście minut zajęło nam przedzieranie się przez gąszcz drzew i zarośli. W końcu jednak bzyczenie pochodzące ze statku maszyn stało się niemal tak nieznośne, że nawet nie musieliśmy go widzieć aby wiedzieć, że jest tuż przed nami. Chwilę później zobaczyłem naturalną ochronę skalną z mapy taktycznej, a kilkadziesiąt metrów przed nią spoczywał statek Roju. Zacząłem rozstawiać ludzi i tak Neko, Fitzgerlad, Hector i ja zajęliśmy miejsca między skałami. Valencia zgodnie z poleceniem schowała się za węgłem najdalej od reszty ekipy z racji posiadanego karabinu snajperskiego, z Kolei Rene, Misaki oraz Gabeli mieli za zadanie nieco oflankować wroga dlatego ukryli się w gąszczu po zachodniej stronie pola bitwy. Gdy wszyscy byliśmy gotowi dałem sygnał Valencii. Pocisk ze snajperki trafił w okręt maszyn, a te niczym na zawołanie wypełzły na zewnątrz. Dwa wielkie wije oraz trzy mniejsze jednostki, które zwaliśmy kosiarzami. Zaczęło się.
