06.02.2017, 23:26 UTC
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.02.2017, 23:27 UTC przez TeddyPanda.)
Dzień Czterdziesty Czwarty - Zazdrość
![[Obrazek: 4QmhFll.png]](http://i.imgur.com/4QmhFll.png)
W ostatnich dniach temperatura znacząco się obniżyła, a nawet spadł śnieg. Nasz nowy kolega nazywał się McClain i jak opowiedział pochodził on z niewielkiej wioski rybackiej położonej na wybrzeżach kontynentu, jednak został schwytany przez łowców niewolników. Szczęśliwie udało mu się uciec z pokładu statku kosmicznego, gdzie był przetrzymywany. McClain ze zgrozą opowiadał o tajemniczych, wydających głos brzęczenia maszynach, małych, jednak liczonych w setkach, które totalnie rozłupiły statek i wybiły jego załogę. I o tym jak ledwo uszedł z życiem wykorzystując ostatnią kapsułę ewakuacyjną.
- Jakim cudem ty w ogóle żyjesz? - parsknęła Colon, kiedy opowiadał on swoją historię.
McClain spojrzał na Colon, a ja natychmiast zauważyłem, że przypadła mu do gustu. On jej zresztą też i nie ma co się dziwić, bo był przystojny i umięśniony (a raczej atletycznej budowy). W żaden sposób nie mógłbym się z nim równać.
- Było ciężko, ale dałem radę. No i udało mi się zniszczyć jedną z tych konserw! - i na dowód wyciągnął z kieszeni coś co można było określić jedynie słowami "mechaniczne oko"
Colon zagwizdała z uznaniem. Dlaczego nigdy do mnie tak nie zagwizdała? Oparłem głowę o stół udając znudzenie. W zasadzie nie zależało mi już na względach Colon, w końcu z Valencią naprawdę dobrze się nam układało, ale ten koleś mnie po prostu wkurzał.
Rozmawiali ze sobą przez chwilę a ja całkowicie się zamknąłem i gdy chciałem już wyjść do Valencii, która wycinała rośliny zrobiła to Colon.
- Idę trochę poogarniać na zewnątrz! - rzuciła na odchodne i trzasnęła za sobą drzwi. Słowa te skierowane były tylko i wyłącznie w stronę McClaina. Naprawdę byłem duchem.
McClain przysunął do mnie swoje krzesło i klepnął mnie w plecy tak mocno, że aż zabolało. Miałem mu ochotę oddać pięścią w te śliczne białe ząbki.
![[Obrazek: 8YafcdJ.png]](http://i.imgur.com/8YafcdJ.png)
- Stary śpisz!? - spytał
Podniosłem głowę krzywiąc się.
- A co?
- Ta Colon to całkiem niezła laska co nie?!
Był uśmiechnięty do ucha do ucha i miałem wrażenie, jakby na siłę chciał stać się moim kumplem.
- Może być - stwierdziłem udając ziewnięcie
Zerknął na mnie w sposób jakby chciał prześwietlić mój umysł.
- Rozumiem, że ty i ...
Tak myślałem, że o to zapyta.
- Tja... To znaczy nie. To tylko przyjaciółka, moja dziewczyna to Valencia.
McClain jeszcze bardziej się rozchmurzył uzyskując odpowiedź jakiej chciał.
- No Valencia też niczego sobie - powiedział z tonem jakby miał to być komplement - I te jej... Nieważne! Jaka ona jest?
- Kto Colon?
- Tak Colon! Możesz mi coś o niej powiedzieć?
- Wkurza mnie.
![[Obrazek: 4QmhFll.png]](http://i.imgur.com/4QmhFll.png)
W ostatnich dniach temperatura znacząco się obniżyła, a nawet spadł śnieg. Nasz nowy kolega nazywał się McClain i jak opowiedział pochodził on z niewielkiej wioski rybackiej położonej na wybrzeżach kontynentu, jednak został schwytany przez łowców niewolników. Szczęśliwie udało mu się uciec z pokładu statku kosmicznego, gdzie był przetrzymywany. McClain ze zgrozą opowiadał o tajemniczych, wydających głos brzęczenia maszynach, małych, jednak liczonych w setkach, które totalnie rozłupiły statek i wybiły jego załogę. I o tym jak ledwo uszedł z życiem wykorzystując ostatnią kapsułę ewakuacyjną.
- Jakim cudem ty w ogóle żyjesz? - parsknęła Colon, kiedy opowiadał on swoją historię.
McClain spojrzał na Colon, a ja natychmiast zauważyłem, że przypadła mu do gustu. On jej zresztą też i nie ma co się dziwić, bo był przystojny i umięśniony (a raczej atletycznej budowy). W żaden sposób nie mógłbym się z nim równać.
- Było ciężko, ale dałem radę. No i udało mi się zniszczyć jedną z tych konserw! - i na dowód wyciągnął z kieszeni coś co można było określić jedynie słowami "mechaniczne oko"
Colon zagwizdała z uznaniem. Dlaczego nigdy do mnie tak nie zagwizdała? Oparłem głowę o stół udając znudzenie. W zasadzie nie zależało mi już na względach Colon, w końcu z Valencią naprawdę dobrze się nam układało, ale ten koleś mnie po prostu wkurzał.
Rozmawiali ze sobą przez chwilę a ja całkowicie się zamknąłem i gdy chciałem już wyjść do Valencii, która wycinała rośliny zrobiła to Colon.
- Idę trochę poogarniać na zewnątrz! - rzuciła na odchodne i trzasnęła za sobą drzwi. Słowa te skierowane były tylko i wyłącznie w stronę McClaina. Naprawdę byłem duchem.
McClain przysunął do mnie swoje krzesło i klepnął mnie w plecy tak mocno, że aż zabolało. Miałem mu ochotę oddać pięścią w te śliczne białe ząbki.
![[Obrazek: 8YafcdJ.png]](http://i.imgur.com/8YafcdJ.png)
- Stary śpisz!? - spytał
Podniosłem głowę krzywiąc się.
- A co?
- Ta Colon to całkiem niezła laska co nie?!
Był uśmiechnięty do ucha do ucha i miałem wrażenie, jakby na siłę chciał stać się moim kumplem.
- Może być - stwierdziłem udając ziewnięcie
Zerknął na mnie w sposób jakby chciał prześwietlić mój umysł.
- Rozumiem, że ty i ...
Tak myślałem, że o to zapyta.
- Tja... To znaczy nie. To tylko przyjaciółka, moja dziewczyna to Valencia.
McClain jeszcze bardziej się rozchmurzył uzyskując odpowiedź jakiej chciał.
- No Valencia też niczego sobie - powiedział z tonem jakby miał to być komplement - I te jej... Nieważne! Jaka ona jest?
- Kto Colon?
- Tak Colon! Możesz mi coś o niej powiedzieć?
- Wkurza mnie.
