28.11.2016, 15:12 UTC
Hetmanie, ja po pierwszej prezentacji NMS na konferencji Sony bylem pod sporym wrazeniem potencjalu, jaki ta gra ma. Z automatu wrzucilem ja na moja wishliste i obserwowalem kolejne materialy promocyjne. Bylo dobrze, ale czegos mi w niej brakowalo. Duzo kazualowosci, ale malo glebi, niby piekne swiaty, ale brakowalo mi konkretnej odskoczni od pokazywanej eksploracji. Cos mi nie pasowalo, pojawily sie niejasnosci i stwierdzilem, ze sie wstrzymam z zakupem. Dobrze na tym wyszedlem, bo kilka znajomych osob zlozylo pre-ordery i do teraz na mysl o tym skacze im cisnienie. Pogralem troche na PS4 u kumpla, gierka rzeczywiscie przyjemna, ale w bardzo malych dawkach, w dodatku te kilkanascie planet, ktore widzialem, byly dalekie od tego, co pokazywano na materialach reklamowych. Na dodatek brak silnika fizycznego oddajacego grawitacje (czyt. wiszace w powietrzu fragmenty skal), model lotu odgornie odpychajacy gracza od wszystkich przeszkod czy niemoznosc ladowania gdziekolwiek mocno mnie przy tym irytowaly. Gdyby NMS byl w premierowej cenie ponizej 20 euro i Murray nie wprowadzal ludzi w blad na temat ficzerow znajdujacych sie w grze, to pewnie tytul zostalby przyjety calkiem pozytywnie i mial te przynajmniej 75% z ocen na Steam. Jednak jak sie reklamuje tytul niezgodnie z tym, co oferuje, jak sie zawala komunikacje ze spolecznoscia, a za gre bierze 60 euro, to nic dziwnego, ze ludzie sie wkurzyli.
