06.10.2016, 20:03 UTC
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.10.2016, 20:04 UTC przez Tulkaion.)
Moja wyprawa do Trąby Słonia najpierw uległa prawie półrocznemu zawieszeniu, a w zeszłym tygodniu, gdy wróciłem do ukochanej elitki... to w drodze powrotnej zestrzelił mnie jakiś NPC. Zestrzelił mnie jak śmiecia, w mniej więcej dziesięć sekund. Moje tarcze wyparowały w dwie
Coś tam słyszałem o zmianach w grze po wprowadzeniu Inżynierów, ale to płonące truchło mojej kobry było jednak szokiem. Już mniejsza z pieniędzmi z eksploracji, ważniejszą traumę przeżyłem gdy przypomniałem sobie o tych wszystkich gwiazdach, które odkrywałem jako pierwszy... 
Postanowiłem jednak zagryźć zęby i spróbować jeszcze raz. Komandor Tulkaion jeszcze raz ruszył w czerń. Tym razem bez planu. Plan ma powstawać w trakcie mojego itinerarium. Na początek poleciałem najwyżej w płaszczyźnie Drogi Mlecznej nad bańką, jak tylko moje 23 ly zasięgu pozwalało. Czyli jakieś tysiąc lat świetlnych
I cóż, trauma przechodzi, bo po kilkunastu latach znowu zacząłem czuć tę magię. Najfajniejsza w tej podróży na razie jest ta przytłaczająca, klaustrofobiczna czerń która panuje w tym miejscu. Znowu dotykam cyfrowego absolutu. Boże w niebiesiech, niby Cię tu nie widać, ale tak jakby jednak tak. Tylko teraz decyzja, gdzie dalej. Bo muszę iść dalej, ciągle dalej...
Coś tam słyszałem o zmianach w grze po wprowadzeniu Inżynierów, ale to płonące truchło mojej kobry było jednak szokiem. Już mniejsza z pieniędzmi z eksploracji, ważniejszą traumę przeżyłem gdy przypomniałem sobie o tych wszystkich gwiazdach, które odkrywałem jako pierwszy... 
Postanowiłem jednak zagryźć zęby i spróbować jeszcze raz. Komandor Tulkaion jeszcze raz ruszył w czerń. Tym razem bez planu. Plan ma powstawać w trakcie mojego itinerarium. Na początek poleciałem najwyżej w płaszczyźnie Drogi Mlecznej nad bańką, jak tylko moje 23 ly zasięgu pozwalało. Czyli jakieś tysiąc lat świetlnych
I cóż, trauma przechodzi, bo po kilkunastu latach znowu zacząłem czuć tę magię. Najfajniejsza w tej podróży na razie jest ta przytłaczająca, klaustrofobiczna czerń która panuje w tym miejscu. Znowu dotykam cyfrowego absolutu. Boże w niebiesiech, niby Cię tu nie widać, ale tak jakby jednak tak. Tylko teraz decyzja, gdzie dalej. Bo muszę iść dalej, ciągle dalej...
