07.12.2024, 18:24 UTC
07.12.3310/"Replika repliki..."
— Iii...bum! — Revenant krzyknęła wsłuchując się w krzyki umierającego Bazyliszka. — Z takim statkiem to można polować!
Silniki Razorwinga rozświetlilły się przy kolejnym booście. Komandorka dawno nie miała takiej uciechy, wreszcie od ponad miesiąca mogła poczuć trochę adrenaliny w żyłach. Obawiała się, że brak Guardiańskich modułów przekreśli jej plany na tłuczenie robaków, a jednak Razorwing sprawiał się ze swoimi EMCkami lepiej niż gaussowy Krait. Cyklop, Cyklop, Bazyl, Cyklop...Goidy sypały się jeden po drugim pod burzą pocisków.
— Orbita utrzymana, poszycie 97%, tarcze 78%. — Eden zaraportowała. — Wyglądają tak zabawnie jak nie umią nas trafić!
Pomimo braku chłodzenia Interceptory nie dawały sobie rady z prowadzeniem ognia na orbitującego z prędkością 550 m/s Razorwinga. Okazjonalnie kwiatki jakby z frustracji zmieniały cel a Rev musiała je gonić.
— Hydra! Walcie w nią wszystkim co macie! — Koordynator bitwy ogłosił na lokalnym.
— Oj...tooo pora na nas, za wysokie progi. — komandorka powiedziała ustawiajac kurs na O'Brien Vision. Razorwing był dobry...na Bazyla i niżej. Potrafił w ostateczności wykończyć Meduzę, ale Hydrę EMCki mogły co najwyżej połaskotać.
Rev przymrużyła oczy kiedy dosięgł ją ostry blask Syriusza B. Zawsze sądziła, że ucieszy ją widok płonących stacji Sirius Corpu...myliła się. Lecąc przez system czuła trwogę, nic tu się nie zgadzało. Thargoidzi w Sol jak dotąd uważałaby za jakiś szaleńczy wymysł kultystów Far Goda. Wojna zakończy się zwycięstwem ludzkości tak czy siak, ale miliardy straconych istnień w Sol pozostaną otwartą raną sprawiającą ból przez dziesiątki lat.
— Skąd nagle ta zmiana planów. — rozmyślała Eden. — Goidy mogły zaatakować Sol cały ten czas i tego nie robiły?
— Seo Jin-ae. Thargoidzi musieli grzebać jej w głowie, kiedy miała ten atak...biedaczka. — odpowiedziała Rev. — No i tak się dowiedzieli o Sol...
Razorwing wypadł z Supercruise przy O'Brien Vision, jedynego aktywnego portu w Syriuszu. Komandorka odwiedziła Frontline Solutions i skasowała obligacje. Miała teraz jak potwierdzić swoje kseno-łowcze osiągnięcia.
— No dobra...kierunek HR 8444. — powiedziała.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
Revenant znów zawitała w głównej hali Maskelyne Vision. Wciąż czuła się tu dziwnie, jakby Anders stała jej za plecami i ciągle oceniała. "Czemu nie dotarłaś do mnie szybciej?" mówiłaby oskarżającym tonem. Petra ruszyła w stronę kwatery HKK, uczucie smutnej nostalgii nie opuszczało jej przez całą drogę. Sama zdążyła tu spędzić ledwie rok, a korytarze Maskelyne dawały poczucie bezpieczeństwa, co musiała czuć Vaye gdy chodziła tymi korytarzami? — To tutaj. — powiedziała Rev, stając przed podwójnymi metalowymi drzwiami. Położyła rękę na panelu drzwi i "bzzzt" panel zaświecił się na czerwono sygnalizując, że drzwi są zamknięte. — Co jest?
— Petra? Mamy problem. — powiedziała Eden, wskazując na ogłoszenie na ścianie.— Koncówka wojny...bla, bla...rekrutacja zamknięta...nosz cholera! — Rev wymamrotała. — Przecież nie mogę czekać aż wyklują się nowe Tytany...
— Pozostaje tylko jedna opcja... — Eden podleciała pod kratkę wentylacyjną. — Klasyk!
— O nie nie nie! — Petra machała rękoma. — Akurat wiem ile rzeczy czai się w TEJ wentylacji.
— A widzisz jakąś inną drogę? — Eden zapytała, otwierając kratkę.
Petra z grymasem na twarzy wcisnęła się w szyb, Eden wleciała za nią zamykając kratkę.
Pani Jadzia akurat kończyła zmywać podłogę w korytarzu. Wesoło sobie nuciła gdy za rogiem zauważyła jakąś babkę wciskającą się w wentylację.
— Pffft, turyści. Same dziwaki tutaj ostatnio przylatują. — parsknęła, po czym podeszła do drzwi kwatery HKK i szybko nacisnęła dwukrotnie panel. Drzwi zrobiły "pik" i szeroko się otworzyły ukazując lobby, w którym panią Jadzię przywitała sekretarka.
Rev dotarła do rozwidlenia, były tylko dwie odnogi w których będzie w stanie się zmieścić.
— Dobra, na lewo jest strefa magazynowa HKK. — powiedziała Eden.
— Zaraz...przepustka... — mruknęła Revenant. — Musimy obrócić do Echa.
— Ale jesteśmy już w połowie drogi... — odpowiedziała Eden.
— Wystarczy skrecić tu w prawo to niedaleko. Moja karta otwiera tylko drzwi do redakcji, jak chcemy się poruszać po HKK to musimy mieć kartę Anders. — tłumaczyła Rev. — Raz widziałam jej kartę w szufladzie biurka...
— Yhh, no dobra... — powiedziała niechętnie Eden.
Komandorka odepchnęła kratkę. Jej oczom ukazały się znajome rzędy biurek i terminali. Rozejrzała się po pomieszczeniu, nikogo akurat nie było w środku. Wszystkie biurka były pokryte grubą warstwą kurzu prócz jednego z plakietką "scanner_GT". Revenant westchnęła, przypominając sobie wpisy Vaye o tym jak żywa była kiedyś redakcja. Komandorka podeszła do biurka oznaczonego aliasem "Revenant-4", a dokładniej papierka z tym aliasem, który zasłaniał prawdziwy grawerunek "Vaye Anders". Rev nie musiała szukać długo, prócz kilku starych kostek pamięci jedynymi przedmiotami w szufladzie biurka była karta Anders i skitrana prawdopodobnie od kilku lat butelka Świńskiego Ryja. Rev zabrała obydwie rzeczy.
Petra już miała się wcisnąć z powrotem w wentylację, ale usłyszała jakiś ruch przy jednym z biurek. Wtedy zobaczyła stare biurko Ryczypiora i tą przeklętą doniczkę, z której właśnie wysuwała się jakaś gałązko-podobna kończyna.
— CO TO JEST?! — krzyknęła Eden.
— Nie ruszaj się, żyjątko Ryczego chyba jest spragnione. — powiedziała Revenant zamierając w bezruchu. — Może jak nie będziemy się ruszać to się znudzi...
Nie znudziło się. Revenant ledwo uniknęła kolców lecących w jej stronę. Rozjuszony Kuktas w pełni wyłonił się ze swojej doniczki.
— UCIEKAMY! — krzyknęła komandorka rzucając się w stronę wentylacji. Revenant nigdy wcześniej nie czołgała się tak szybko jak teraz słysząc kolce roślinki ocierające się o metal szybu. Po kolejnym zakręcie, wreszcie ujrzała wyjście z wentylacji. Jej radość przerwało krótkie ukłucie w nodze, krótkie bo po nim nie czuła w niej już nic. Kuktas zdążył dziabnąć ją w kostkę. Pełna adrenaliny, komandorka dała susa trzema wciąż sprawnymi kończynami. Wyleciała przez kratkę i uderzyła o podłogę kilka metrów niżej.
Petra leżała na ziemi ledwo łapiąc oddech. Obróciła się na plecy i zobaczyła jako gałązko-łapki Kuktasa wciąż na ślepo wiercą się przy kratce wentylacyjnej. Po chwili kolczaste łapy wycofały się w głąb wentylacji zniechęcone nieudanymi łowami.
— Aaaaałaaaaa...chyba...chyba dalej nie jest w stanie się wyciągnąć... — wysapała z zadowoleniem komandorka.
— Rev! Twoja noga! — krzyknęła Eden oglądając łydkę pilotki. — To coś cię dziabło!
— Ah, nie martw się. Jad jest mocny ale szybko się rozchodzi...podobno. — Petra powiedziała, próbując ruszyć nogą bez skutku. — Muszę chwilę poleżeć...
Rzeczywiście po kilku minutach komandorka mogła wreszcie stanąć na nogi. Rozejrzała się po otoczeniu, dzięki czemu szybko odkryła co to za pomieszczenie. Złapała w ręce pocisk 20mm AX(E), taki sam jakim dziś faszerowała Goidy. W innym rogu w pojemnikach stabilizujących lewitowały Guardiańskie kryształy.
— Hmm, skład amunicji... — Rev powiedziała odkładając pocisk na miejsce. — Czas sprawdzić czy aktualizowali zabezpieczenia.
Komandorka ze strachem przyłożyła kartę do czytnika, nie chciała się potem tłumaczyć ochronie stacji jak to "przypadkiem" znalazła się w srodku składu amunicji. Całe szczęście drzwi bez problemu się otworzyły. Rev przeszła do większej hali całej wypełnionej kseno-trofeami, tu już poruszali się ludzie. Komandorka kryła się od wzroku innych tak bardzo jak mogła chodząc za gablotami. Gabloty trzymały w środku odłamki Interceptorów, serca, silniki, bio-mechaniczne części...jakby ktoś chciał, mógłby złożyć Interceptora do kupy używajac samej zawartosci gablot. Rev wreszcie dotarła do korytarza opisanego jako "magazyny osobiste". Tu już nie była w stanie ominąć nieznajomych oczu, mijajac dwójkę techników starała się nie wyglądać podejrzanie...co z jej kombinezonem było trudne. Skinęła głową na powitanie, dzięki czemu technicy wrócili do swoich zajęć, a przynajmniej udawali.
Musiała się trochę nachodzić ale wreszcie przy samym końcu korytarza zobaczyła kilka przejść. Wszystkie nie dość że były zamknięte, to do tego zostały pozastawiane pudłami. Widocznie tak długo nikt tu nie przychodził, że obsługa zaczęła wykorzystywać kącik jako dodatkową przestrzeń magazynową. Petra obejrzała się za siebie, technicy zniknęli jej z widoku więc miała moment by bez niczyjej uwagi tu pogrzebać. Po kilku minutach przesuwania pudeł, znalazła drzwi magazynu należącego do Anders. Przesunęła kartą przez czytnik, który całe szczęście piknąl na zgodę i aktywował drzwi.
— Uff, w końcu idzie dobrz... — radość komandorki przerwał gruchot w mechaniźmie drzwi, które stanęły w miejscu zostawiając tylko wąską szparę. — No tak.
Komandorka złapała drzwi i zaczęła je rozpychać, implanty wzmacniające siłę znów się przydały.
Revenant weszła do środka magazynu i natychmiast zrozumiała czemu drzwi zdechły. Osobisty magazyn Vaye też był przyozdobiony kseno-trofeami, które bez żadnego nadzoru zaczęły się rozkładać. Przy suficie wisiał nawet urwany "płatek" Interceptora, który wydzielał większość kaustycznej mazi zdobiącej podłogę i ściany pomieszczenia. Komandorka zaczęła uważnie przeszukiwać magazyn, chodziła od szafki do szafki, przeskakując przez zielone kałuże. Maź była na tyle stara by nie przepalić się poza magazyn, ale pewnie wciąż była na tyle silna by zmienić ludzką kończynę w chmurkę dymu. Minęło kilkanaście minut "morderczego Twistera" nim Rev dotarła do biurka naprzeciwko wejścia. Próbowała załączyć terminal stojący przy biurku, ale dopiero po kilku nieskutecznych próbach zauważyła świecącą się zieloną dziurę z tyłu obudowy. Zaczęła dokładnie przeszukiwać szuflady i szafkę biurka ale nic nie znalazła. Poddana komandorka usiadła na krzesełku przed biurkiem.
— Chyba ślepy zaułek. — Rev z frustracji rzuciła starym długopisem w jedną z zielonych kałuż wywołując krotkie psssst jak plastik zmieniał się w chmurkę dymu.
— Sprawdziłaś za ukrytymi schowkami? — zapytała Eden.
— Daj spokój, Anders nie była żadnym szpiegiem, a to zwykłe biurko posłuch... — Rev wyśmiewczo zapukało o dno szuflady. Zamarła gdy rzeczywiscie usłyszała dźwięk pustego drewna. — No dobra, wygrałaś.
Revenant wyciągnęła nóż bojowy i podważyła nim dno szuflady. Drewno rzeczywiście się poddało i ukazało mały schowek. W schowku krył się nośnik danych, Rev dla testu spróbowała podpiąć go do Dziennika...pasował.
— Eden, jesteś genialna. — Rev powiedziała z aprobatą. Foldery w Dzienniku, które wcześniej wyglądały na bezsensowne, uszkodzone śmieci teraz miały poprawne nazwy opisane datami. Foldery były pełne brakujących wpisów, co prawda wciąż większość z nich była zaszyfrowana, ale kilka z nich dało się teraz odczytać. Zanim zdołała otworzyć jeden z wpisów, jej uwagę odwróciły kroki w drzwiach.
— Proszę, proszę...tyle czasu próbujemy się tu dostać, a ty od tak otwierasz drzwi. — odezwała się technik z korytarza, znów głosem Rev. Jej twarz wciąż zakrywał standardowy hełm robotniczy jednak Petra nie miała wątpliwości, że to jedna z jej klonów. Klonowi towarzyszyły jeszcze dwa inne, też w tych samych jaskrawożółtywch kombinezonach. Żadna z nich nie miała broni palnej, za to miały ciężkie narzędzia. Petra też już kładła dłoń na kaburze, ale przypomniała sobie, że strzały wzniecą alarm i znowu będzie po akcji jak na Gillekensie.
— Niech zgadnę, Trójka wam kazała? — Petra zapytała kładąc dłonie na ukrytych w ramionach kombinezonu ostrza, wyglądając jakby tylko złożyła ręce.
— Otóż to! I ostrzegła nas przed pewną agentką wtrącającą się w nie swoje sprawy. — replikantka stwierdziła załączając wiertarkę, którą trzymała w rękach.
Na tym wymiana zdań się zakończyła. Następne kilka sekund wydłużały się w minuty. Wreszcie replikantka z wiertarką zrobiła ruch, rzuciła się w stronę Petry z włączonym wiertłem, przewidywalne. Komandorka w mgnieniu oka wyciągnęła ostrza i odskoczyła od zbliżającego się wiertła. Pierwszym ciosem nacięła rękę replikantki, zmuszając ją do upuszczenia wiertarki. Drugi cios poleciał prosto w szyję agresorki, malując podłogę na czerwono.
Petra ledwo uchyliła się przed lecącym w jej głowę kluczem francuskim. Jednym ostrzem cięła replikantkę przez piszczel, ściągając ją do parteru. Prostując się kopnęła klona wrzucając ją w zieloną kałużę. Petra stanęła prosto i spojrzała na trzecią replikę. Poczuła ból w ramieniu, replikantka strzeliła w nią pistoletem na gwoździe. Jednak zanim replika oddała kolejny strzał w jej klatce utkwiło ostrze. Petra dodatkowo wykręciła je, przez co klon upuścił broń.
— Ughhh...Eden, zajrzyj czy na korytarzu jest czysto. — Petra krzyknęła, opierając się o ścianę. Z sykiem wyciągneła gwóźdź ze swojego ramienia i sięgnęła po apteczkę. Ściągneła hełm by lepiej widzieć.
— Yhh...to tyyy... — Trzecia replikantka odezwała się krztusząc krwią. Też resztą sił zdjęła hełm. Wyglądała tak samo jak Petra, tylko że mocno zdeformowana. Jej twarz była pokryta grudami i odbarwieniami, jej lewe oko ciągle na wpół przymknięte przez przeszkadzającą narośl. — Dlaczego nas...opuściłaś...ekhe...
Petrze zabrakło słów, zamarła i tylko wpatrywała się w umierającą replikantkę. Klon wyciągnął rękę w jej kierunku.
— Dlaczego nami pogardzasz?! Dlaczego!!! — Replikantka krzyknęłą, dławiąc się krwią. Wtedy też osunęła się bez życia na podłogę, jej twarz wciąż zamrożona w ekspresji czystej furii.
— Przepraszam... — Petra wyszeptała podchodząc do klona i przymykając dłonią jej powieki. Komandorce zrobiło się niedobrze.
PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ
Petra siedziała oparta o ścianę, właśnie skończyła opatrywać swoje ramię. Eden latała pomiędzy ciałami klonów, bez przerwy robiąc skany i pobierając próbki.
— Eden błagam cię...przestań wreszcie... — Rev prosiła. — Masz coś czy nie?
— Nie...to znaczy mam! — Eden rzuciła. — To są twoje klony ale...nie ma markera...zawsze są oznaczone!
Eden stanęła w powietrzu, znak że przeprowadzała jakieś kalkulacje.
— Ktoś robi nowe klony...i niezbyt mu wychodzi... — Rev znów spojrzała na zdeformowaną twarz replikantki.
— Kod teoretycznie się zgadza...ale jest pełen błędów i mutacji... — Eden zamyśliła się. — Jakby ktoś klonował klona...który jest klonem...klona...
Zarówno Rev jaki i Eden nie odzywały się przez dobre kilka minut, obydwie grzebiące w myślach. Revenant w końcu stanęła na nogi.
— Leć zająć stolik w 11 Parsekach...ja...zajmę się tym. — Revenant powiedziała, po czym przeciągła jedno z ciał w środek żrącej kałuży.
— D-dobra... — Eden szybko odleciała, nie chcąc dalej mówić na ten temat.
KOLEJNE ZBYT DŁUGIE PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ
Petra siedziała z Eden w oddzielonej loży w 11 Parsekach. Na stole leżało kilka pustych szklanek i jedna na wpół wypełniona brązowo-pomarańczowym "nektarem". Komandorka próbowała poskładać się do kupy. Widziała już wcześniej swoje klony, zabiła "czwórkę" kiedy ją zaatakowała...ale takich klonów nie widziała nigdy. Miała dalej gubić się w głębinach swoich myśli, ale obudził ją dźwięk komunikatora. Nowa wiadomość...
"Droga Inspektorko Generalna von Valancius, jutro o godzinie 12:00 czasu galaktycznego odbędzie się niezapowiedziana inspekcja firmy Amsitia Medical. Będę czekał w Hotelu 'Horizon'. Do zobaczenia, V. Atreus. PS Diana nie powiedziała jaki rozmiar munduru. PPS po prostu wziąłem kilka rozmiarów."
— Nie ma zmiłuj... — Revenant powiedziała, wypijając resztkę Ryja jednym łykiem i chwiejnie wstając z kanapy. — Trza iść trzeźwieć.
Komandorka z demonami zmierzy się innym razem...albo jutro.
Pracując ze mną można zarobić 2 rzeczy: kredyty...albo kulkę w łeb. Statystycznie - to drugie zdarza się częściej, ale nie ma zabawy bez ryzyka, racja?
DZIENNIK POKŁADOWY
DZIENNIK POKŁADOWY

.png)