15.11.2024, 22:16 UTC
10.11.3310/"Trójka"
— ...20 czarnych skrzynek, 100 kapsuł, do tego 400 ton rzadkich... — Revenant wyklikiwała na padzie, wypełniając kolejny raport z systemu Mbambiva. — ...wyjdzie jakieś 7 tysięcy.
Rev odłożyła pada na bok i wstała z fotela, wywołując głośne strzelanie kości. Pilotka złapała się z bólem za kolana.
— Chyba przydałoby ci się trochę rozprostować nogi. — Powiedziała Eden, przeskakując w powłokę drona. — Kontakt Winters ma tu dla nas paczkę z materiałami, może pójdziemy same ją odobrać?
— Ta...czemu nie. I tak trzeba dokupić kawy, znowu się kończy. — Odpowiedziała, spoglądając na stosik brudnych kubków otaczający ekspres. "Potem się posprząta", wmawiała sobie po każdej kawie. Pilotka ruszyla w stronę rampy, zakładając hełm.
— Jak to jest teraz chodzić cały czas w tym hełmie? — Zapytała Eden, podlatując do pilotki.
— Nie ma co narzekać, przynajmniej nie muszę wąchać stacyjnego smrodu. — Powiedziała, załączając rampę statku.
Revenant i Eden znalazły się na płycie lądowiska. Obserwowały przez moment jak technicy wyładowywali z Razorwinga zebrane przy patrolu graty. Komandorka ledwie ominęła nadjeżdżający z boku wózek widłowy przewożący ułożone jedna na drugiej kapsuły ratunkowe. Gillekens Platform ledwie dawała sobie radę z obecnym ruchem. Malutkie doki posterunku były przepełnione kapsułami, wrakami i innymi gratami odzyskanymi przez agentów Winters. Było ich tak dużo, że część z nich była przechowywana na korytarzach.
— Dopiero udało nam się przegonić Thargoidy i już wszyscy nawzajem rzuciliśmy się sobie do gardeł. Kto by pomyślał! — Sykła sarkastycznie Revenant, zaglądając przez szybkę uszkodzonej kapsuły. Komandorka pobladła widząc wewnątrz okropną lodową figurę. Nieszczęśnik wewnątrz został zamrożony w agonalnej pozie, wystarczyło do tego tylko małe rozerwanie w poszyciu kapsuły. Pilotka ruszyła dalej, nieskutecznie próbując wymazać makabryczny obraz z pamięci.
Dwójka niebawem dotarła do "strefy mieszkalnej" posterunku, masę malutkich klitek poustawianych równo na kilku piętrach, które bardziej przypominały jakością kontener niż małe mieszkanie. Na placu pośrodku modułu zebrał się pokażny tłum ludzi, przewodził nim ubrany w łachmany mężczyzna. Po rogach chowali się już ochroniarze, gotowi rozegnać tłum w każdej chwili. Revenant przyśpieszyła kroku, nie chcąc znaleźć się w środku łapanki. Pilotkę interesowały podwójne drzwi z wymalowanym logiem Federacji, lokalna siedziba Parti Liberalnej i przy okazji kontakt dla agentów Winters. Revenant weszła do przytulnego lobby, nie pasującego do posterunku w którym się znajdowało. W środku siedziało kilku rezydentów stacji, najpewniej czekających w kolejce by otrzymać cotygodniowe pakiety pomocy wydawane przez urząd. Revenant podeszła do wzmocnionych przesuwnych drzwi oznaczonych "tylko dla personelu".
Drzwi otworzyły się same, co zdziwiło komandorkę. Gubernator stacji musiał ją obserwować już od wyjścia z hangaru, w końcu nie informowała nikogo żeby miała wpaść z wizytą. Po drugiej stronie czekał na nią jakiś mężczyzna w garniaku.
— Komandorko, witamy na Gillekensie. Pani gubernator czeka na panią w swoim biurze. — powiedział, gestykulując ręką by Revenant ruszyła z nim wgłąb korytarza.
— Nie rozumiem...ja tylko przyszłam odebrać paczkę od przedstawicielki partii. — powiedziała pilotka wchodząc na klatkę schodową. — Mam nadzieję, że nie sprawiłam przypadkiem jakichś problemów?
— Nie, proszę się nie martwić. Gubernator jest w pokoju obok. — mężczyzna stanął obok drzwi i założył ręce za plecami, musiał być prywatnym ochroniarzem guberantorki.
Revenant weszła do biura niepewnym krokiem. Pomieszczenie nie było szczególnie udekorowane, najzwyczajniejsze biuro jakie można znaleźć. Meble z jasnego drewna, ciemnoszara podłoga, mdłe beżowe ściany i brak jakichkolwiek ozdób czy kwiatków. Widać było, że to biuro było rzadko wykorzystywane, jeśli w ogóle. Po drugiej stronie biura, stała odwrócona plecami gubernator, uważnie obserwowała plac przed siedzibą. Wreszcie urzędniczka odwróciła się w stronę komandorki. Jej pomarszczona, kanciasta twarz i siwe włosy podkreślały wściekły wyraz twarzy. Gubernatorka mogła mieć moze nawet 180 lat na karku jeśli korzystała z terapii komórkami macierzystymi, a osoba jej statusu na pewno by korzystała.
— Revenant-4... — gubernator odezwała się ochrypliwym głosem. — Wątpię by FIA wreszcie zainteresowało się sprawą Mbambivy, więc najpewniej jesteś tu by tłuc się z imperialnymi jak inne pionki naszej ukochanej prezydent.
— Skąd t...pani wie kim jestem? — Revenant odpowiedziała, ciesząc się, że hełm wciąż kryje jej twarz spływającą potem. — No i chyba niemądrze tak mówić o głowie Federacji w obecności agentki? Mogłabym w każdej chwili zgłosić pewne podejrzenia.
Twarz gubernatorki nabrała kolejnych zmarszczek, ukazujac miks złości i zadowolenia. Kobieta wyciągneła dłoń w stronę Revenant.
— Alyssa Goldenbaum, miło poznać... — powiedziała łapiąc dłoń Revenant w powitalny uścisk. — ...a raczej, miło ledwo poznać. Dobrze wiedzieć, że FIA wreszcie zaczęło dbać o anonimowość rekrutów, jesteś pierwszą z Interwencyjnego, której tożsamości nie udało mi się odkopać.
— Mam dobrych przełożonych. — odpowiedziała z ulgą komandorka. — Jeśli martwi panią niska stabilność systemu, proszę się nie martwić, to jak zwykle sprawka imperialnych lojalistów, z czasem wszystkich wyłapiemy.
— Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. — Guberantor pokręciła głową. — Imperialsi są problemem Winters, nie moim. Natomiast zamieszanie spowodowane waszymi potyczkami jest idealną zasłoną dymną dla stron trzecich by zaatakować moją osobę. Udało mi się zdobyć raport pewnej akcji w Ebisu i widzę, że potrafisz pracować w nietypowych warunkach.
Gubernator znów wtopiła wzrok w tłum na zewnątrz jakby czekała na coś. Kobieta znów obróciła się w stronę Revenant.
— Potrzebuję twojej pomocy, FIA nie chce mi pomóc wiec oferuję ci kontrakt jako niezależnej pilotce. — powiedziała.
— Będzie cię to kosztować. Mojemu szefowi nie spodoba się, że działam na własną rękę. — odpowiedziała komandorka.
— Cóż, mogłabym zaaranżować małą serię "awansów" w pewnym dziale Marynarki Federalnej. Wy Komandorzy lubicie duże statki, prawda?
Revenant uśmiechnęła się, taka nagroda była o wiele lepsza niż jakiekolwiek sumy kredytów.
— Gratulacje. Kupiłaś mnie. — Rev lekko zaklaskała. — No to teraz poproszę informacje.
— Od tyogdnia we wszystkich portach pojawiają się "transporty medyczne", zarejestrowane pod firmę Amsitia Medical. — gubernator zaczęła historię. — Na początku myślałam, że to tylko ci Imperialni propagandziści rozwożą jakieś ulotki po cichu, ale w tym samym czasie docierały do mnie wieści o serii napadów z użyciem nezarejestrowanej broni. Chciałam oficjalnie zakazać Amsitii wstępu do systemu, problem w tym, że wedle oficjalnych rachunków rzeczywiście ich statki zaopatrują system w zapasy medyczne.
— No i przez to masz związane ręce. — Wtrąciła Revenant, gestykulujac też do Eden by zaczęła grzebać w stacyjnej sieci.
— Właśnie. Mam tu dla ciebie listę osób, kilku podejrzanych pracowników doków, brygadzistów, kontrolerów, strażników i tak dalej. — gubernator mowiła, przesyłając pliki do kombinezonu Rev. — No i przepustkę z moim podpisem, żadni strażnicy cię z nią nie zatrzymają, a jak spróbują to znaczy, że coś kryją. Znajdź wszystkich odpowiedzialnych i zabij, nie sprzątaj ciał ani wraków to ma być jasna wiadomość dla wszystkich.
— Zaraz, twoja reputacja na tym nie ucierpi? — Revenant zapytała ze zdziwieniem.
— Nie utrzymuję władzy tyle lat dzięki ciepłym uśmiechom na paradach i zdjęciom z wesołymi rodzinkami. — Słabe oświetlenie biura zrobiło twarz gubernatorki jeszcze groźniejszą. — Ludzie mnie wybierają bo załatwiam problemy tak jak trzeba.
— Huh...przy tej to Zemina Torval wygląda łagodnie. — Wtrąciła Eden. — Na pewno chcemy się tym zająć bez pozwolenia? Co jak Brecken się dowie?
Revenant stała oparta o ścianę urzędu, wpatrzona w lidera motłochu. Mężczyzna ciągle coś wykrzykiwał, "Zabijają nas!", "Nikt nas nie chroni!, "Zostaliśmy sami!", jednak ku zdziwieniu Rev ani razu nie wymsknęła mu się wspominka o Cesarzowej, czy Księżniczce, generale czy kimkolwiek innym. Jego okrzyki skutecznie podburzały zebrany wokół tłum, jednak nie dążyły do żadnego motywu. Tak jakby zaczynał zadymę dla samego rozpoczęcia zadymy.
— Jak uda nam się to rozwiązać, to góra zacznie na nas przychylniej patrzeć i Brecken nic nam nie zrobi. — powiedziała komandorka. — Poza tym, wolisz rozwikłać sprawę tajemniczych buntowników, czy robić kolejne godzinne kółko Pytonem po nanoleki i altairskie skóry?
Eden nic nie powiedziała, tylko zrobiła lekki ruch w powietrzu imitujący wzruszenie ramion. Mężczyzna po środku tłumu na chwilę zamilkł i zaczął wydawać najbliższym ludziom jakieś karteczki lub ulotki. Nim Rev choć pomyślała by zbliżyć się do mężczyzny, karteczki się skończyły i tłum zaczął się rozchodzić.
— Ja idę za nim, ty podkradnij komuś kartkę i do mnie przyleć. — powiedziała Rev i zaczęła śledzić lidera.
Eden leciała wysoko ponad tłumem, zaraz przy suficie. Miała na oku rezydentkę stacji, której ulotka wystawała z kieszeni spodni. SI wysunęła z powłoki mały chwytak. Kiedy ruch w korytarzu nieco się wyrównał pojawiła się okazja by capnąć ulotkę. Eden podleciała do docelowej kieszeni, ludzie z tyłu zignorowali ją myśląc pewno, że to tylko jakis bot czyszczący. Uważnie wysunęła ulotkę z kieszeni, zaciskając chwytak. Już prawie by się udało, gdyby tylko kobieta nie zderzyła się z kimś idącym z naprzeciwka. Eden nie zdążyła się zatrzymać i uderzyła w jej plecy.
— Patrz jak lezie... — kobieta przerwała w pół zdania i obróciła się do Eden, wciąż unoszącą się przy jej pasie. — CO TO ZA DIABELSTWO! WIESZCZ PRAWDĘ MÓWIŁ! DIABELSTWO ATAKUJE!
— Yyy, ja tylko... — Eden zaczęła sie tłumaczyć i ledwo uniknęła lecącego w jej stronę mopa. — Cholera...
— Pomocy! Ludzie! Diabelstwo się do mnie dobierało! — kobieta krzyknęła, większość ludzi spojrzało się na nią jak na wariatkę i poszło dalej, jednak kilku ludzi ruszyło na pomoc.
Eden uniknęła kilku ciosów, jednak czwarte machnięcie mopa wypchało ją na najbliższą ścianę. Szybko susnęła przed zbliżajacymi się rękoma jakiegoś mieszkańca, w panice uderzajac tym razem o sufit. Nawet tu nie była bezpieczna, sufit okazał się nie być dość wysoki i przeklęty mop co chwila przelatywał obok niej. Po chwili znów oberwała i tym razem przyrząd czyszczący zepchnął ją na ziemię. Eden desperacko latała pomiędzy nogami przechodniów, powodując jeszcze większe zamieszanie. AI akurat w tym momencie cieszyła się, że jest AI, jednak nie mogła pozwolić by dron przepadł razem z ulotką. Robiąc kółka po korytarzu wreszcie ujrzała ratunek, dziurawą kratkę wentylacyjną. Nie miała pojęcia czy się zmieści ale innej opcji na ucieczkę nie widziała. Eden na pełnej prędkości wepchnęła się w kratkę, urywajac jeden z silniczków drona.
— Rev, żebyś ty nie była daleko... — powiedziała sama do siebie.
Przez holo-filmy Revenant nabrała kompletnie innego obrazu jak wygląda śledzenie kogoś. Wieszcz właściwie nawet raz nie obejrzał się za plecy, a nawet jeśli to nie na tyle by spojrzeć na nią. Zaczynała ziewać, obserwując już od godziny jak jakiś chłop w łachmanach wchodzi do budy z tanim żarciem na wynos, a potem idzie kupić zgrzewkę piwa w jakimś sklepie. Już miała się poddać kiedy zauważyła, jak mężczyzna robi dziurę w opakowaniu zgrzewki i wrzuca parę nośników na kredyty między puszki. Następnie skręcił w ciemny, zawalony śmieciami korytarzyk techniczny, po raz pierwszy w trakcie przechadzki rozglądając się wokół. Mężczyzna nagle wyprostował się i pewnym krokiem wszedł w zaułek. W środku na mężczyznę czekał inny bezdomny...który wyglądał identycznie do niego.
— Tak jak wczoraj. — mężczyzna powiedział, stawiając torbę z jedzeniem i zgrzewkę na ziemi. — Poszwędasz się po mieszkalnym, jak cię zgarną albo ktoś zacznie wypytywać to wiesz co masz mówić.
Mężczyzna zrzucił z siebie łachamny i sięgnał do torby po lepiej wyglądający strój.Potem wyciągnął mały grzebień i zaczął poprawiać blond włosy i brodę.
— Panie kierownikuuuuu... — bezdomny odezwał się z silną chrypą, głosem kompletnie niepodobnym do wieszcza. — Trochę już dla kierownika się robi, podwyżka może jakaś?
— Pfft, żartujesz sobie chyba. — "kierownik" parsknął na bezdomnego. — Wszystkie menele tej stacji by się nawzajem pozabijały, żeby dostać twoja fuchę, a ty masz czelnosć pytać o jakieś podwyżki.
— Pardonsik, nie było tematu. — odpowiedział zasmucony bezdomny.
Wyglądając już porządnie, mężczyzna opuścił korytarzyk i skręcił w stronę doków. Revenant chciała dalej ruszyć za nim, ale zatrzymał ją znajomy głos.
— Revenaaaaant... — przygasający głos Eden dobiegł zza pleców komandorki — ...łaaaaaaap drooon.
Pilotka złapała w ręce zdezelowanego drona, wciąż trzymającego ulotkę.
— A tobie co? — zapytała Revenant. — Na ścianę wpadłaś?
— Taaaaaaaaak... — wyzipiała Eden, po czym wyświetlacz drona przygasł.
Piknięcie w hełmie oznaczało, że Eden teraz rozgościła sie w systemie kombinezonu. Komandorka wzięła ulotkę i schowała uszkodzonego drona do plecaka, po czym ruszyła za wieszczem, który całe szczęście jeszcze nie znikł jej z oczu. Rozwinęla ulotkę i szybko rzuciła okiem na zawartosć. Kartka była zapełniona różnego rodzaju teoriami spiskowymi besztającymi Federację oraz obietnicami ratunku i zbawienia. Na pierwszy rzut oka zwyczajne brednie mające jeszcze bardziej rozwścieczyć ludzi, jednak na rogu ulotki Rev dojrzała niepasujący do treści napis - "Gille-H3M7b"
— Bzdety, no i co za wariat znaczy swoje teorie spiskowe jakimś kodem? — Rev sykła patrząc na papier.
— Gillekens, Hangar trzeci, Magazyn siódmy...tylko to "b" nie wiem skąd. — odpowiedziała Eden jakby to była najoczywistsza rzecz w galaktyce.
— Że co? — Rev zapytała z zaskoczeniem.
— Tak tu na mapach i planach określają w skrócie poszczególne moduły stacji. — wyjaśniła Eden. — Na przykład mieszkanie 58 w strefie mieszkalnej skrócone by było do "M1-M58". W skrócie nie pasuje to "Gille" na początku no ale to na pewno znaczy po prostu "Gillekens", pewno rozdają też te ulotki w innych miejscach w systemie...no i to "b".
— No na pewno jakiś boczny, mniejszy magazyn czy coś. — rzuciła szybko Revenant, próbując utrzymać kroku "kierownikowi". — No a poza tym zaraz się przekonamy.
Komandorka przeszła przez grodzie oddzielające Hangar 3 od reszty posterunku. Już stąd widziała przez otwartą bramę T6-tkę należącą do Amsitia Medical w środku przeładunku. W pewnym momencie wieszcz zniknął w tłumie pracowników hangaru i maszyn wożących pojemniki z ładunkiem. Po kilku minutach błądzenia po hangarze, komandorka nareszcie znalazła bramę z numerem 7. Brama była zamknięta, ale świeże ślady kół i oleju świadczyły, że jeszcze przed chwilą magazyn był używany.
— Miejmy nadzieję, że klucz uniwersalny zadziała. — Rev powiedziała, okazując przepustkę do skanera. Na jej szczęście, brama zaczęła się powoli otwierać. — Amatorzy...
GODZINĘ PÓŹNIEJ
Revenant powoli traciła cierpliwość. Każdy pojemnik, który sprawdzała rzeczywiście był pełen najzwyczajniejszych leków. W końcu zmęczona usiadła oparta o ogromny pojemnik.
— No...to mój koniec. — powiedziała ściągając hełm i odpalając papierosa. — Wzięłam kontrakt od paranoiczki...Brecken zaraz się dowie. Swoją drogą Eden, jak myślisz jaki kolor stroju więziennego bardziej mi pasuje, staromodny pasiak czy oślepiająca pomarańcz nowoczesnych strojów?
— Wymiary się nie zgadzają...Wymiary się nie zgadzają! — Eden krzykła przez audio hełmu. — Skończ się mazać i sprawdź tamtą ścianę!
Revenant leniwie podeszła pod ścianę, zaczęła pukać po kilku miejscach słysząc jedynie typowe stuknięcia metalu. Chciała odgryźć się Eden, ale wtedy ujrzała w podłodze kratkę z odpływem...wpół zatopioną w ścianie.
— Amatorzy...którzy postawili sztuczną ścianę niezauważeni. — odgryzła się Eden.
Komandorka przeprowadziła dalszą inspekcję sciany, w pewnym momencie natrafiła na malutki skaner co oznaczało, że gdzieś tutaj było ukryte wejście. Sięgła po przecinarkę łukową.
— Gdzieś tu powinna być jakaś ukryta brama albo drzwi...ale nie potrafię jej wyczuć. Muszę się przedrzeć na drugą stronę.
Miejmy nadzieję, że się nie mylimy. — Pomimo tego, że przed dekompresją chronił ją kombinezon, Rev przypomniała sobie zamrożonego w kapsule człowieka. Zastanawiała się ile jej zostało farta, nim skończy w podobny sposób.
Zajęło to dłuższą chwilę, ale wreszcie fałszywa ściana poddała się i Revenant mogła bez trudu wypchnąć wyciętą metalową płytę. Przed nią ukazało się ukryte pomieszczenie wypełnione kolejnymi pojemnikami. Z zewnątrz wyglądały dokładnie tak samo jak te w prawdziwym magazynie...ale po otwarciu, przed nogi Revenant wysypał się zestaw karabinów i amunicji do nich.
— Dobra...to było rozczarowująco proste. — powiedziała, oglądając jeden z karabinów. — Eden, wyślij wiadomość do...
Rev przerwało donośne pukanie. Komandorce chwilę zajęło odnalezienie źródła dźwięku, ale wkrótce znalazła pojemnik z którego się niosło. Gdy tylko zwolniła blokadę, ku jej przerażeniu z wnętrza wypadł mężczyzna. Mężczyzna był blady i chudy, wnętrze pojemnika z którego wypadł zostało zmienione w improwizowany system kriogeniczny, który ewidentnie nawalił dawno temu.
— Światłoooooo... — powiedział cicho więzień.
— P-pamiętasz swoje imię? — Revenant wydusiła z siebie próbując się upewnić, że człowiek leżący przed nią zachował choć resztki rozumu w tak długiej izolacji.
— Adam? Nieee...nie Adam. Ai-Aiden? Tak. — mężczyzna dotarł do konkluzji. — Mieli nas zabrać...w lepsze miejsce. Mówili, że wybranców którzy to znajdą czeka nagroda...
— Rev? Nie mogę nawiązać łączności z resztą stacji. — Eden powiedziała. Niestety brama magazynu zaczęła się otwierać, AI jeszcze nikogo nie wezwała.
Mężczyzna na ziemi stracił przytomnosć, a Revenant wstała i wyszła skonfrontować właścicieli tajnego magazynu.
Revenant osłupiała, osoba stojąca przed nią była jak lustro, jej twarz, jej kombinezon...jej głos.
— Czwórka? Hah, witaj agentko Ross. — zaśmiała się kopia Petry. — Tak, wiem kim jesteś. Naprawdę myślałaś, że tożsamość Czwórki bedzie przykrywką na stałe? Amatorka.
Ludzie towarzyszący klonowi byli tak samo zdębiali jak Petra. Wśród nich był także "pan kierownik".
— Dlaczego ty jesteś jak...ja. — Petra zapytała, ukradkiem kierując dłoń ku pistoletowi.
— Revenant-3, stworzona z oryginalnego kodu genetycznego zanim doktorek z szaleństwa zaczął masowo produkować klony. — Trójka ukłoniła się
prześmiewczo. — Miło poznać...
— Trójka, co ty odwalasz?! Zabij ją wreszcie i skończymy załadunek, a pote... — "kierownik" krzyknął, niestety wypowiedź przerwała mu dziura w jego torsie. Mężczyzna osunął się na ziemię.
— Nie, Brantford. Nasza umowa skończyła się gdy obecna tu Petra bez najmniejszego problemu wyśledziła cię tutaj i odkryła magazyn. — powiedziała Trójka, kończąc wypowiedź strzałem w głowę wspólnika.
Revenant chciała wykorzystać moment i wycelowała w klona, jednak w tym samym momencie reszta obecnych wycelowała w nią broń. Oni nie byli wcale osłupiali, w tym momencie do komandorki dotarło, że ci ludzie nawet nie drgnęli przez całe spotkanie...aż do teraz.
— Uuu, nie radzę. — Trójka obróciła się do Petry. — Widzisz, mamy tutaj dosyć niezręczną sytuację.
— Niezręczną sytuację? — Revenant zapytała, nie opuszczając broni.
— Ja nie jestem w stanie zabrać cię ze sobą bez zwracania uwagi, a ty nie jesteś w stanie mnie zabić. — Trójka uśmiechnęła się. — Miałam nadzieję, że przypadkiem złapałaś kulkę w tamtym laboratorium ostatnim razem, ale trudno. Muszę się dalej z tobą użerać. Na ten moment...uznajmy chwilowy rozejm i pójdźmy w swoje strony.
Revenant naprawdę chciała pociągnąć za spust, ale Trójka miała rację - w przypadku konfrontacji żadna z nich nie uszłaby z życiem.
— Zgoda. — powiedziała Revenant, chowając pistolet.
— Kocham dyplomację! — odpowiedziała Trójka. — Przepraszam, że do kontraktu masz tylko jednego trupa...ale może gubernatorka bedzie zadowolona.
Z szyderczym uśmiechem, Trójka i jej kompani opuścili magazyn. Revenant i Eden zostały w magazynie same.
— Powiadamiam gubernatorkę...i Breckena. — odezwała się wreszcie Eden.
— Tak...chyba mamy tu grubszą sprawę... — odpowiedziała Revenant, patrząc jak Trójka dumnym krokiem opuszcza hangar.
Pracując ze mną można zarobić 2 rzeczy: kredyty...albo kulkę w łeb. Statystycznie - to drugie zdarza się częściej, ale nie ma zabawy bez ryzyka, racja?
DZIENNIK POKŁADOWY
DZIENNIK POKŁADOWY

.png)