DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA"
#13
- Tango Romeo Yankee, zredukuj prędkość do stu jednostek i opuść osłony.


- Przyjąłem Security Alfa, redukuję do stu jednostek i opuszczam osłony.

Ciche buczenie, poniżej granicy świadomej słyszalności, ustało. Wytrawni piloci doskonale znali ten dźwięk, a dokładniej jego brak - potężne generatory osłon wyciszały swoją pracę. Shahbaz nie musiał patrzeć na projekcję skanera żeby wiedzieć, że właśnie prowadzący formację okręt służb porządkowych zbliża się regulaminowo od bakburty, a dwa asystujące myśliwce ustawiły się bezpośrednio za jego statkiem i lekko ponad. Taki wypizgacz był rajem dla wszelkiej maści przemytników, piratów, dezerterów I zbiegów, dlatego nawet rutyna systemowych sił obronnych była pełna ostrożności i braku zaufania. Był absolutnie pewien, że w przypadku jakiegokolwiek podejrzanego manewru, oba myśliwce typu Eagle bezzwłocznie zaczną niszczyć silniki, a prowadząca Anaconda cały czas ma namierzone źródło zasilania i w przeciągu nie więcej jak pół sekundy, kolejne pancerne ściany będą ustępować pod naporem bojowych laserów, aż te dotrą do głównego generatora. To co się stanie potem było już trudniejsze do przewidzenia, ale gwarantowało dużo problemów.

- Tango Romeo Yankee, nie mamy cię w rozkładach rejsów.

- Security Alfa, to nie jest planowy rejs. To moja pierwsza wizyta w tym systemie, nie planuję bywać tu regularnie.

Słowa mimo swojej prostoty musiały obudzić dodatkową czujność, prawie na pewno okoliczny patrol nadprzestrzenny został poproszony o kręcenie kółek w pobliżu, ale dowódca grupy nie dał po sobie tego poznać.

- A szkoda, Tango Romeo Yankee, mogłoby się wam tu spodobać. Przeskanujemy pańską ładownię i systemy w poszukiwaniu kontrabandy, proszę o cierpliwość.

- Przyjąłem Security Alfa, ładownia ani moduły nie są dodatkowo ekranowane, nie mam nic do ukrycia.

- Miło z twojej strony Tango Romeo, skanowanie zakończone. Udaj się na stację, tam będziesz oczekiwany przy płycie numer jeden.

- Przyjąłem Security Alfa, czy to polecenie?

Na kanale zapanowała cisza. Statek był czysty, więc eskadra nie mogła go przymusić do obrania takiej a nie innej destynacji. Łatwo można było wywnioskować, że nie było też żadnej decyzji na szczeblu politycznym, żeby zatrzymać Łowcę, bo inaczej uzbrojenie sił porządkowych rozpoczęłoby polowy test wytrzymałości kluczowych modułów na pokładzie "Miłosiernego Egzekutora".

- To raczej dobra rada, Tango Romeo. Taka, której lepiej posłuchać.

Głos dowódcy nie zmienił się nawet o pół tonu w żadną stronę - był suchy, ale sympatyczny, przywykły do komunikowania się przez okrętowe systemy łączności, pewny jak wyćwiczony radiowiec, a jednocześnie elastyczny z manierą używania eufemizmów w sposób tak zrozumiały, że w uszach odbiorcy ten zdawał się nie być eufemizmem. A mimo to nie trzeba było geniuszu by odkryć, że pod sympatycznym komunikatem kryje się groźba. Dziwne nie było samo to, że wojskowi lub siły policyjne, którzy to niezależnie od munduru od kadeta byli uczeni właściwego używania siły, używają groźby jej użycia jako sposób nacisku - to akurat najbardziej standardowe rozwiązanie we wszechświecie, stosowane przez ludzi od czasów tak starych, że nie istnieją zapiski z tego okresu. Dziwne było to, po co wojskowy to robi. Nie chciał go zestrzelić, nie miał powodu, by go zatrzymać, a jednak kazał mu udać się na stację. Musiało być to coś wartego fatygi.

- Przyjąłem Security Alfa, dziękuję za dobrą radę.

- Owocnych łowów, Tango Romeo, bez odbioru.

A więc o to chodziło. Wszelkie dane ze skanów musiały upewnić wojskowego, że Shahbaz jest Łowcą. Potężny napęd, za drogi dla piratów, wolących łatwiejsze w serwisowaniu rozwiązania, uzbrojenie zdolne na samym zasilaniu podstawowym przetopić spory statek na żużel, kompletnie niepotrzebne statkom handlowym, mocne osłony nietypowe dla eksploratorów, systemy naprawcze pozwalające kontynuować lot tak daleko, jak to tylko możliwe, wszystko to jasno wskazywało, że Shahbaz nie może być nikim innym jak Łowcą. A obecnie Łowca może szukać tylko jednej osoby na takim zadupiu. Tylko jeden cel był wart opuszczenia bezpiecznej i komfortowej Bańki. Dla Shahbaza z nieco innego powodu niż dla większości Łowców, ale tego nikt nie musiał wiedzieć. Dlatego skierowanie na stację w połączeniu z tak jasną deklaracją rozpaliło nadzieję, że nie będzie musiał się uganiać za Kazikiem przez drugą połowę galaktyki, tylko grzecznie dostanie go w swoje ręce w kajdankach lub worku i będzie mógł wracać do cywilizacji. Podejście do stacji i lądowanie wzbudzało ekscytację tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy leciał własnym statkiem. Postawił nogę na płycie lądowiska jeszcze zanim dotknęła jej rampa statku. Obciążone golenie wyrównywały ciśnienie systemów pneumatycznych, wyrzucając pióropusze mgły, przez które pewnym krokiem przedzierała się sylwetka pilota. Przy windach czekały dwie osoby z potężnymi karabinami i czarnymi kombinezonami, jakie Shahbaz zwykle widział u oddziałów abordażowych, dla których ciasne dukty techniczne były takim samym środowiskiem pracy, jak ściana zaporowego ognia z bardzo bliskiego dystansu, dlatego same kombinezony były kompromisem między elastycznością, a koniecznością odgrodzenia noszącego od wszelkich zagrożeń. Jak zwykle w takich sytuacjach oznaczało to ni mniej, ni więcej, a że po prostu są równie niewygodne jak te noszone przez frontowców, ale za to są słabiej opancerzone i ich największym atutem stał się drapieżny wygląd. Trzecia osoba stojąca między dwoma aniołami śmierci nie była w pancerzu, ani nie miała przy sobie widocznej broni.

- Witamy komandorze Luison. Jestem kapitan Harken. Proponuję udać się do mojego biura, tam moglibyśmy porozmawiać z dala od hałasu hangaru - słowa podkreślał szeroki gest wskazujący bliżej nieokreślone źródła zgiełku.

- Witacie tak każdego pilota? Widziałem, że załadowany Keelback podchodzi do lądowania bodajże na piątkę. Musi się pan pospieszyć, panie kapitanie, bo zaraz ktoś nie będzie miał okazji uścisnąć pańskiej dłoni.

Przez twarz gospodarza przebiegł cień irytacji, ale to była tylko krótka chwila i oblicze rozmówcy znów promieniało służbistym uśmiechem, a ręką wyciągnęła się w swobodnym geście, zupełnie tak, jakby od początku dokładnie taki był plan. Gdy tylko Shahbaz ją uścisnął, Harken wrócił do rozmowy.

- Oczywiście, że nie. Pan jest raczej wyjątkowy pod pewnym względem. Proszę za mną. Słyszałem, że lubi pan herbatę?

Dwaj żołnierze jak na komendę ustawili się za Shahbazem, niejako zmuszając go do podążania za kapitanem, choć było to niepotrzebne. W końcu gdyby nie chciał tu być, nie musiał w ogóle się tu zjawiać, dlatego do krótkiej podróży do biura wojskowego nie trzeba było go przekonywać.

- Ma pan bardzo dobry słuch. I schlebia mi pańskie zainteresowanie moją osobą, kapitanie. Jakby byłby pan jeszcze tak uprzejmy wyjaśnić powód tego zainteresowania?

- Oh, lubię być przygotowany do rozmowy, a od kiedy pański statek pojawił się na skanerach dalekiego zasięgu, byłem zdeterminowany by jak najlepiej wykorzystać pański cenny czas - drzwi gabinetu posłusznie ustąpiły i mężczyźni weszli do środka, zostawiając asystę na korytarzu. - Tutaj mamy dostępny tylko jeden rodzaj herbaty, dlatego nie pytam jaką pan woli i zaraz będzie gotowa, bo kazałem ją zaparzyć gdy tylko dostał pan zgodę na lądowanie. Słodzi pan?

- O proszę, a w mojej teczce tego nie było?

- Doceniam - żachnął się płytkim śmiechem. - Oczywiście pan nie słodzi... Przejdźmy do rzeczy. Goni pan pewnego zbiega, prawda?

- Mówił pan coś o niemarnowaniu czasu.

- Oczywiście... - oficer wyraźnie wolał utrzymać choć pozory przyjaznej pogawędki, ale gość nie dawał mu do tego pola. - Cztery godziny temu był u nas kurier i przywiózł informacje o wielu wydarzeniach, między innymi o tym, że Zwiad Kartograficzny wysłał grupę pilotów w pościgu za groźnym zbrodniarzem, niejakim Boskim. Powiedzmy, że pewne... Wpływy polityczne sprawiają, że nasza pomoc grupom pościgowym powinna być nieco... Większa, niż tego normalnie wymaga prawo. Stąd daję panu to - krążek szyfrowanej karty danych pojawił się między palcami dłoni wyciągniętej w stronę Shahbaza, a ten bezzwłocznie go przyjął.

- Co tam jest?

- Wszystko. Kody wszystkich statków, które w przeciągu ostatnich dwóch dób dokowały na naszej stacji, wszystkich ich nieekranowanych podzespołów, do tego wszystkie informacje jakie mamy o pańskim celu, no i oczywiście wszystko co przyszło od Zwiadu Kartograficznego.

Przez moment cisza zawisła w powietrzu, niczym pewien niechciany element, który mimo wszystko zjawił się by utrudnić życie. Przerwało ją dopiero delikatne wejście do pomieszczenia droida, podobnego do tego ze statku Shahbaza, ale nieco mniejszego i jeszcze smuklejszego. Maszyna przyniosła tacę z dwoma zwykłymi, ale wyraźnie ładnymi kubkami, wypełnionymi parującą herbatą. Postawiła ją na stoliku, szybko usuwając się z pomieszczenia.

- Czy to legalne?

- O to proszę się nie martwić. Wiemy, że jest pan dość... Ideowy. Dlatego nie zdradzi pan istnienia tej karty, ani jej nie nadużyje.

- A jeśli się mylicie?

- To co?

Pomieszczenie znów spowiła cisza. Shahbaz nawet nie miał pomysłu co może zrobić z tymi informacjami poza wykorzystaniem ich do pościgu. Albo inaczej miał wiele pomysłów, a fakt, że jego rozmówca wiedział, że nie rozważa i nie będzie rozważał takich działań, że ten pozornie skromny oficer w tak dyskretny sposób zamanifestował swoją wiedzę i władzę, wypełnił go mieszanką złości i odrobiny podziwu dotychczas zarezerwowanego wyłącznie dla ludzi odgrywających głowy żywym, dzikim wężom. I było coś jeszcze. Niewielka, cieniutka, pomijalna przy innych uczuciach szpileczka strachu. Co jeszcze ten człowiek wiedział? Co jeszcze wie? Co jeszcze może zrobić? I przede wszystkim po co to robił? Shahbaz mimo młodego wieku widział zbyt wiele by podejrzewać wywiad czy służby specjalne o działanie wyłącznie w interesie władzy powołującej je do życia.

- Dlaczego mi pan to daje?

- Żeby szybciej pan pozbył się zbrodniarza z tej okrutnej galaktyki.

- A na prawdę? - zapytał w bardzo ostrożnym, ale quasi-przyjacielskim tonie, pociągając łyk herbaty z kubka stojącego bliżej niego.

- Czy nie chciałby pan za dużo wiedzieć?

- A pan nie, kapitanie?

- Chyba się panu spieszyło?

- Chyba mnie pan ugościł herbatą. Już mnie pan wygania?

Mierzenie się wzrokiem. Klasyka. Od dzieciaka obowiązywały te same zasady. Kto pierwszy mrugnie, spuści wzrok, albo zacznie patrzeć w innym kierunku, przegrywa. Pojedynek. Dwie osoby. Jeden zwycięzca i jeden pokonany.

- A uwierzy mi pan?

- A powie mi pan prawdę?

- A zaspokoją pana kłamstwa?

- A pana by zaspokoiły?

Znów cisza.

- Czy widzi pan jak zmienia się świat? W którą stronę zmierzamy jako ludzkość?

- Mogę nie mieć pełnego obrazu.

- To go panu wyklaruję - mrugnięcie kapitana pozwoliło zakończyć pieczenie oczu Shahbaza, ale przeczucie podpowiadało, że jeszcze zatęskni za pieczeniem oczu, gdy usłyszy wizję świata oficera. - Wiatr zmian wieje w twarz mijającego czasu. Tymczasem zaprzepaszczamy tą okazję. Wysyłamy żołnierzy by zatrzymać postęp. Patrzymy myśląc, że widzimy gwiazdy, a to tylko odbicie nieba w jeziorze. Postanowiliśmy uczyć się od jednych, a drugich pryncypialnie uznaliśmy za wrogów. Są ludzie, którzy to dostrzegają, są głupcy, którzy widzą świat jedynie taki jakim jest, a nie jakim będzie wkrótce i są ludzie świadomie walczący z nieuniknionym, co może skazać całą ludzkość na przykry koniec - spojrzenie oficera znów spoczęło na oczach Shahbaza, a ten jedynie kiwał głową przyswajając informacje i wszystkie implikacje jakie te ze sobą niosły, nieco wolniej niż te się pojawiały z ust kapitana. - Mam nadzieję, że pan nadąża.

- Nie wiem, czy pan się nie minął z powołaniem, bo brzmi pan jak polityk.

Krótki, wesoły śmiech wstrząsnął ciasnym biurem.

- Oh, panie Luison, dobrze pan wie, że w takich kwestiach nie należy przekonywać tłumu by wybrał właściwą drogę, tylko zwyczajnie zacząć iść właściwą drogą, ciągnąc za sobą kogo tylko się da, a tłum sam zmieni zdanie na to, które jest lepsze. A tu wywiad nadaje się o wiele lepiej, niż nawet najbardziej prestiżowa pozycja polityczna.

Takich ludzi Shahbaz najbardziej nienawidził i najbardziej się ich bał. Ludzi takich jak on sam. Ludzi myślących tak samo i robiących to samo co on. Którzy widzą przed sobą idealny świat i dążą do niego za wszelką cenę. Zdolni do poświęcenia wszystkiego co mieli, byle osiągnąć lepsze jutro. Przerażało go jego własne odbicie, które robiło dokładnie to samo co on, które trzymało się idei, wierzyło w to co robi i parło w tą stronę nie uznając żadnych kompromisów ani granic, których się nie przekracza, tylko jak to z lustrzanymi odbiciami bywa - podążało w dokładnie przeciwnym kierunku. Wizja Shahbaza była przynajmniej bardziej normalna i mniej oderwana od rzeczywistości. Tylko czy Harken nie myślał tak samo? Czy jego świat nie był równie wspaniały jak ten Shahbaza? To żywe lustro było jednak gorsze od prawdziwego.

- Pan przyleciał tym kurierem.

- Już się bałem, że się zawiodę, ale trzyma pan poziom, jakiego bym oczekiwał po kimś z pańską reputacją.

- Znasz mnie tylko na tyle, na ile ktoś zdecydował się ci powiedzieć. Nie znasz mojej reputacji, bo nie mam reputacji. Nie latam w wyścigach, nie sypiam z księżniczkami, nie mam agendy, nie mam żadnej reputacji, bo jestem nikim.

- Tak, tak, zawsze z boku, zawsze w cieniu, zawsze nieistotny... To już pewna marka. Pulvis et umbra sumus, czyż nie? Wcale nie różnimy się aż tak bardzo - te słowa jedynie potwierdziły obawy Shahbaza i w głębi duszy przeraziły go bardziej niż same poglądy kapitana.

- Jeśli czytałeś moją teczkę to wiesz, że dla nikogo nie pracuję.

- Nie chcę, żebyś dla mnie pracował. Masz zabić zbrodniarza.

- Nie robię tego dla pieniędzy.

- Wiem.

- I nie zgadzam się z tobą.

- Będę mógł z tym żyć.

- Czemu Kazik jest aż tak ważny?

- Nie jest ważny. Jest groźny. Jest mordercą. Jest zbrodniarzem. Winien jest śmierci.

- I tylko to?

- A czy to mało?

- A czy głowa każdego mordercy warta jest miliard?

- A nawet więcej.

- Słucham? - zaskakujące, że od tyrady o stanie świata, każde zdanie aż do tej pory Shahbaz znał z własnych rozważań i było coś niepokojąco niewłaściwego, że jego mroczne odbicie mówi dokładnie to samo co sumienie.

- Ukończył pan fakultet z prawa z wyróżnieniem, to wiedza, że tropiciel otrzyma obie nagrody w pełni, nie powinna być zaskoczeniem - mruknął z pozornym lekceważeniem ukierunkowanym na wyprowadzenie Shahbaza z równowagi. - Chyba, że... Pan nie wie o drugim wyroku. A więc wyruszył pan praktycznie bez przygotowań... Wzór cnót. I bardzo dobrze, potrzebujemy takich ludzi, skaczących w ogień dla dobra tego świata. Wszystko jest na karcie i druga nagroda będzie pewnie dla pana po prostu premią za zaangażowanie, a tymczasem myślę, że nie ma pan czasu na drugą herbatę. W końcu ma pan groźnego człowieka do powstrzymania.

- Ale żeby była jasność - nie pracuję dla was. Ścigam zbrodniarza. Nie popieram waszych wizji, robię tylko to, co do mnie należy. Robię to, co powinien zrobić każdy pilot na moim miejscu.

- O nic więcej nie proszę. Tyle wystarczy. 
[Obrazek: OgkgpKE.png]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 25.09.2023, 10:01 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 05.10.2023, 17:22 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez NietoKT - 11.10.2023, 17:51 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 13.10.2023, 17:37 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez NietoKT - 15.10.2023, 16:12 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 21.10.2023, 23:19 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez NietoKT - 22.10.2023, 15:42 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 26.10.2023, 17:06 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez Tryumfator - 26.10.2023, 17:19 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez NietoKT - 28.10.2023, 20:03 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 28.10.2023, 21:19 UTC

Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Ucieczka w nieznane, a może znane? Elll 6 7,474 21.11.2016, 12:32 UTC
Ostatni post: Fenyl de Lechia



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości