DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA"
#5
- Nie myślał pan, żeby się tu osiedlić na stałe?

Gabinet gospodarza był przestronny, ale dla człowieka przyzwyczajonego do zmniejszonego ciążenia sztucznej grawitacji i towarzystwa bezgranicznej przestrzeni, nawet największy gabinet, na największej orbitalnej stacji, zwyczajnie nie był wystarczająco przestronny. Tym niemniej nie można było odmówić tego, że przestrzeń została wykorzystana z klasą. Centralnym punktem pomieszczenia było pokaźne biurko. Kumulowało ono w sobie jakby elementy całego gabinetu. Lekko na uboczu stała obita szarym materiałem sofa, która pewnie pozwalała gospodarzowi nie opuszczać biura nawet na noc, gdyby była taka potrzeba, ale pozwalała też bardziej komfortowo przyjąć gości, którzy mieli współpracować nieco dłużej, niż przeciętny łowca odbierający nagrodę. Po przeciwnej stronie, w masywnych gablotach, stały prawdopodobnie zarekwirowane, lub zgromadzone przez lata egzotyczne bronie. Niektóre Shahbaz widział po raz pierwszy, inne znał doskonale, ale wszystkie należały raczej do drogich trofeów, niż do współczesnych, tanich zabawek. Obok była jeszcze jedna gablota, wyglądająca jak słup światła, z unoszącymi się hełmami. Choć zwykle to młodsi wojownicy gromadzili tego typu pamiątki, to jednak taka kolekcja u kogoś tak doświadczonego nie budziła większego zaskoczenia. Bez trudu można było rozpoznać zarówno charakterystyczny hełm Protektorów, jak i nieco popularniejszy, ale nadal rzadko widywany w barach, hełm wyścigowych pilotów Eagle Run, z typowymi tylko dla siebie dodatkowymi inhalatorami, wtłaczającymi powietrze w pilota poddanego ogromnym przeciążeniom. Lecz nie cała kolekcja była wystawiona w gablotce, bo wyjątkowy okaz znajdował się na biurku na zdobionej podstawce, będący prawdopodobnie pamiątką, bo był to stary, użytkowy hełm do skafandra kadeta, którego wizjery stałe koncentrowały się na osobie zajmującej fotel gospodarza, a mający widoczne ślady dawnej naprawy system komunikacji musiał mieć co najmniej dwadzieścia lat, więc używanie co teraz, gdy za psie pieniądze można było kupić wyposażenie z aktualnym standardem, musiało być jakąś oryginalną metodą samobójstwa. Widocznie ten konkretny musiał mieć dla właściciela jakieś szczególne znaczenie, bo materialnie przedstawiał zdecydowanie mniejszą wartość niż którykolwiek prezentowany w dobrze podświetlonej gablotce. 

- Nie. Przyszedłem po swoje pieniądze. I zostawić to - po okazałym biurku przesunął się klasyczny chip, ktory zdawał się zwracać uwagę gospodarza mniej niż rozmowa o wzbogaceniu przyszłego funduszu emerytalnego gościa. - Domyślam się, że żaden statek kurierski nie zjawił się tu, by przywieść informację o pojedynczym uciekinierze, na szczęście ja byłem w pobliżu.

- Nie zapłacę panu ani miedziaka więcej niż stało na listach gończych, bo pofatygował się tu pan z kolejnym nakazem. Za to mogę panu zaoferować pracę na stałe. Szybko się pan uporał z bandą Killiana. My ich tropiliśmy od miesiąca, a pan proszę, ledwo się zjawił i już taki sukces! - skrzyżował ramiona na piersi, jednocześnie kiwając głową z uznaniem. - Przyda nam się taki talent. Piractwo na Colonia Bridge szerzy się co raz bardziej i taki człowiek w szeregach, to prawdziwy skarb. Myślę, że możnaby po krótkim wdrożeniu postawić pana na stanowisko oficerskie, panie Luison.

Gość uśmiechnął się perliście. Przez tyle lat za sterami, mając na karku setki potyczek i dziesiątki bitew, nie mówiąc o tysiącach wszelakich kolizji, oczywiście żaden ząb olśniewajacego uśmiechu nie był niczym więcej, jak ceramicznym wytworem współczesnej medycyny.

- Dziękuję za tak atrakcyjną ofertę komendancie, ale ja naprawdę jestem już za stary, żeby się ustatkować - abstrakcyjny żart w wykonaniu młodszego od niego człowieka chyba nie przypadł gospodarzowi do gustu, bo sztuczny śmiech bardziej szpecił majestatycznego wąsa, niż zdobił poważną twarz. - Ten chip jest mi potrzebny, a informacje na nim powinien pan mieć u siebie.

- Widzę, narwaniec z pana. Takiego żywiołu nie sposób utrzymać w jednym miejscu - żartobliwie pogroził palcem i nie przerywając rozmowy wetknął chip w swoją stację roboczą zintegrowaną z biurkiem. - Ale jak pan będzie wracał z Kolonii, to prosz...

Nagła przerwa i kilka sekund ciszy wyraźnie nie były zaplanowane. Wzrok komendanta obrony stacji po chwili studiowania nowych zapisów powędrował do góry, gdzie napotkał uśmiechnięte spojrzenie gościa.

- Był tu, prawda? - rozmowa zmieniła obrót bardzo gwałtownie i mimo bezpiecznej pozycji siedzącej za biurkiem jednego z rozmówców, nieznajomy wchodzący do gabinetu nie mógł być pewien kto jest czyim gościem. - Oczywiście, że nic nie wiedzieliście, nie twierdzę inaczej i nikt nie będzie tego podważał - uciął zanim wąsacz zdołał zrobić użytek z nabieranego powietrza. - Ale był tu. Może nawet w tym gabinecie. Może nawet tak jak ja znał go pan kiedyś i jeszcze wypiliście strzemiennego nim odleciał. Ale teraz już pan wie, że to renegat i morderca. Że może pan się uważać za szczęściarza, bo nie wszystkim udało się przeżyć spotkanie z nim. I rozumiem, że teraz, gdyby ponownie się tu zjawił, zostanie właśnie tak potraktowany, jak renegat i morderca, jak zdrajca, który za długo jest już na wolności.

- Pan się chyba trochę zapomina.

- Mam nadzieję, że nie uraziłem? 

Mężczyźni przez kilka sekund mierzyli się wzrokiem. Stanie w służalczej postawie przed biurkiem niedoszłego pryncypała było dość niewygodne, ale najwyraźniej obszerny fotel nie był zbyt wygodny, bo zajmujący go powoli zanurzał się w nim co raz głębiej, milimetr po milimetrze, a w końcu pierwszy spuścił wzrok, dając zwycięstwo w tym pojedynku uśmiechniętemu gościowi.

- Jestem dość wyczulony na tym punkcie, ale chyba nie chciał mnie pan obrazić. Tu wciąż mamy żywy zwyczaj pojedynkowania się o urazy - ostatnie zdanie miało brzmieć jak groźba, ale najwyraźniej mówca szybko zmienił zdanie. - Ale oczywiście za młodzieńczą brawurę nie mógłbym żywić takiej urazy.

Wstał, by podać chip gościowi i zgodnie z pradawnym zwyczajem, mężczyźni podali sobie ręce.

- A tak między nami... - rzucił, gdy gość powoli zaczął się oddalać od biurka. - Pan w to wierzy? Że Kazik mógłby...

- Wiara nie ma tu nic do rzeczy.

- A jednak pan nie odpowiedział? - nadzieja w głosie komendanta była aż nazbyt wyczuwalna.

Nie mogąc dłużej ignorować tematu, Shahbaz odwrócił się z powrotem w stronę przysadzistego mężczyzny. Ten mógł być w wieku Boskiego, może trochę starszy. Albo bardzo starszy, trudno powiedzieć na ile ufać białym włosom na głowie, gdy mowa o kimś z tak odpowiedzialną funkcją, szczególnie, że ten zachowywał się raczej raźnie i rześko. Z dawną manierą, powoli się deaktualizującą w co raz bardziej laicyzowanej kulturze, ale dalej raźno i rześko.

- Nigdy nie byłem jego wielkim przyjacielem, jeśli o to pan pyta.

- Nie o to pytam.

Shahbaz doskonale wiedział czego dotyczyło pytanie, ale nie miał co odpowiedzieć. Miał mu rzucić, że czuję się zdradzony? Że nie chce wierzyć, że Kazik zamordowałby z zimną krwią wielu ludzi? Że wolałby, aby wszystko okazało się gargantuicznym nieporozumieniem? Że żygać mu się chce gdy pomyśli, że ktoś kogo znał popełnił ludobójstwo? Że bardzo nie chce pociągnąć za spust, ale jest to jedyne właściwe rozwiązanie? Że za każdym razem prosi o poddanie się, ale zbrodniarz ucieka dalej i dalej, i nie może już dalej prosić. Musi najpierw strzelać, potem pytać. Musi współpracować z najemnikami, których obchodzą tylko pieniądze, których nie interesuje co robią i dlaczego, dopóki przelew przychodzi w terminie. Musi robić wiele rzeczy, których nie chce, bo gdyby ich nie zrobił, to nie mógłby ze sobą żyć. A życie już teraz jest trudne i równie wielkim obrzydzeniem co wciąż umykający zbrodniarz, napawał go co raz bardziej obcy człowiek w lustrze.

- Panie komendancie... - zaczął powoli, dogrywając w głowie słowa nadchodzących zdań. - Nie było mnie tam, a sądząc po tym - teatralnie uniósł chip - może to i lepiej, bo byśmy nie mogli spokojnie porozmawiać. Nie wiem co tak naprawdę się stało. Wiem, że zginęli ludzie, sekciarze go oskarżają i wydaje się, że mają powody, został wydany list gończy, na pewno nie dla żartów i na pewno nie bez powodu, nawet husarze go wywalili ze swoich szeregów, a Zwiad Kartograficzny wysyła między innymi mnie, za ogromne pieniądze, bo się boją, żeby ludzie w Kolonii pewnego dnia nie znaleźli wymordowanej osady. Nie potrzebuję wiary, żeby wiedzieć co trzeba z nim zrobić. Mam go dostarczyć do najbliższej kolonii karnej, a gdyby stawiał opór, to go zabić - na wzmiance o zabiciu Kazika komendant jakby drgnął nieco. Albo to Shahbaz się poruszył. - Dlatego nie muszę wierzyć. Bo ja to wiem.

Odwrócił się i dalej powoli przemierzał niby krótką, ale dla Shahbaza tak długą trasę.

- On to panu zrobił?

Pytanie znowu zatrzymało Shahbaza. Doskonale wiedział o co chodzi, lecz mimo to ponownie z bólem się odwrócił, by złapać kontakt wzrokowy.

- A o co chodzi?

Liczył, że gospodarz wyczuje, że Shahbaz nie chce na ten temat rozmawiać. Ale niestety komendant nie wyczuł tej sugestii. Albo właśnie wyczuł. Zamiast słów, wskazał tylko na laskę, którą podczas marszu podpierał się pilot.

- Pewnie pochodzi pan z górnego kwadrantu i stymy na pana nie działają i zrasta się powoli?

- Ah to! - sztucznie roześmiał się Shahbaz, bardziej próbując oszukać siebie niż gospodarza. - Nie, nie, pochodzę z czystej rodziny, kolonistów późniejszych fal i stymy na mnie działają. Po prostu...

Słów jakby zabrakło, a wszelkie niejasności mogłyby zostać opacznie zrozumiane. Choć wiedział, że ten temat na pewno się pojawi, ba, nawet się zastanawiał jak go delikatnie przeskoczyć, jak przebrnąć przez niego jak najszybciej, rozważał czy skłamać, jeśli tak, to jak, czy może powiedzieć prawdę, ale nagle jakoś znalazł się w sytuacji, że powiedzenie czegokolwiek stało się problematyczne, dlatego przechylił się lekko i stuknął kilkukrotnie laską w nogę, budzącą zainteresowanie. Mimo kombinezonu dał się słyszeć charakterystyczny, niemożliwy do pomylenia z niczym innym dźwięk metalu uderzającego o metal.

- ...po prostu jeszcze nie do końca się przyzwyczaiłem, ale protetyk mówił, że to długo nie potrwa - dodał ze smutnym uśmiechem.

Komendant zauważalnie przełknął ślinę patrząc się na gościa ze skrywanym zdziwieniem. Shahbaz mógłby przysiąc, że gdzieś z tyłu źrenic zapaliły się też małe płomienie strachu, ale gospodarz doskonale panował nad mimiką i to zjawisko trwało zbyt krótko, by móc je z całą pewnością zarejestrować.

- I to... To on? To on, prawda? To on to... - niezgrabnie próbował złożyć zdanie komendant. Wyraźnie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Pewnie jeszcze chwilę temu szykował sobie w głowie jakiś żarcik o młodych kościach, ale teraz byłby on wybitnie nie na miejscu.

- Tak - uciął Shahbaz oszczędzając gospodarzowi dyskomfortu. - Ale nie będę przecież go wzywał na pojedynek. Wszak nie żywię o to urazy.
[Obrazek: OgkgpKE.png]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 25.09.2023, 10:01 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 05.10.2023, 17:22 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez NietoKT - 11.10.2023, 17:51 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez Tryumfator - 12.10.2023, 21:36 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 13.10.2023, 17:37 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez NietoKT - 15.10.2023, 16:12 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 21.10.2023, 23:19 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez NietoKT - 22.10.2023, 15:42 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 26.10.2023, 17:06 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez NietoKT - 28.10.2023, 20:03 UTC
RE: DAEE Ewent "BOSKA UCIECZKA" - przez MistyPL - 28.10.2023, 21:19 UTC

Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Ucieczka w nieznane, a może znane? Elll 6 7,486 21.11.2016, 12:32 UTC
Ostatni post: Fenyl de Lechia



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości