Nielegalne Eskapady z dziennika Vaye Anders
#22
Małe PSA: Próbuję nieco innej kompozycji tekstu, dotychczasowa była trochę niemiła dla oka (przynajmniej mojego), mam nadzieję że ten wpis będzie się wygodniej czytało  Biggrin

17.05.3309/"Grubsza sprawa"

  Revenant znalazła się w obszernej sali konferencyjnej na Dietz Terminal. Całe szczęście strażnik po drugiej stronie drzwi nie zdołał wyniuchać małych "modyfikacji" w profilu komandorki. Razem z nią weszło pięcioro innych pilotów, kilku z nich spotkała raz czy dwa w strefie na Cartmill Gateway, jednak oni też nie rozpoznali w Rev znajomej twarzy. Usiadła na jednym z krzeseł stojących wokół masywnego dębowego stołu. Wreszcie z bocznego pokoiku odezwał się chrypliwym głosem Trotsky.
  – Oto przybyli moi dostojni obrońcy! Hehehe. – zacharczał. 
  Gdy pojawił się w progu drzwi, część ludzi w pomieszczeniu osłupiała. Kiedy to spodziewali się smukłego i zadbanego polityka, dbającego o idealny wizerunek, zamiast tego ich oczom ukazał się człowiek, który posturą bardziej przypominał wieloryba. Jedynie Revenant i pilotowi obok udało się zachować kamienną twarz. "A ja myślałam, że te 143 kilogramy wagi to jakiś błąd w danych..." – komandorka pomyślała sobie. Ivan spoczął na fotelu, który zaskrzypiał głośno, jakby błagając o litość.
  – Tak więc pierwsza sprawa. Przed szóstą wszyscy macie być gotowi do odlotu. – zaczął tłumaczyć. – Lecimy prosto do Clayakarmy, z kilkoma bardzo krótkimi postojami by zatankować statki... – Ivanowi w pół zdania przerwał jego ochroniarz, który nachylił się mu do ucha i coś wyszepnął. Revenant spojrzała w stronę kratki wentylacyjnej, za którą kryła się Eden. Komandorka podrapała się za prawym uchem - ustalony znak by SI spróbowała wyłapać słowa ochroniarza. Po chwili Eden błysnęła dyskretnie lampką, dając znak, że jej się udało. Trotsky od razu wrócił do wyjaśniania planu. Revenant przesiedziała całe spotkanie nie chcąc wzbuczić u nikogo z obecnych żadnych podejrzeń.


  Komandorka dotarła do "Beki bez Dna", dosyć sławnej w okolicy kantyny gdzie czekała na nią Eden. Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Przybytek ten był obecnie przepełniony zmęczonymi kseno-łowcami i przepracowanym personelem stacji. Idealna mieszanka ludzi, którzy raczej na pewno nie byli chętni wchodzić w nie swój interes. Petra dojrzała swoją robotyczną kompankę ukrywającą się pod jednym ze stolików. Komandorka usiadła na kanapie i wystawiła rękę pod stolik by Eden mogła się po niej wdrapać na kanapę.
  – I co tam wyłapałaś? Mam nadzieje, że nie na darmo spędziłam dwie godziny słuchając tego oblecha? – powiedziała Revenant. Potem machnęła ręką do barmana i poprosiła gestem o drinka.
  – Pomijając nudne rzeczy, Trotsky kazał wysłać jakąś drużynę likwidatorów na Andrew's Plantation, ale oni nie chcą się tam zbliżyć bo teren często patroluje Meduza. – Eden tłumaczyła, w trakcie gdy kelner przyniósł na stół stalowy kubek wypełniony po brzegi Brandy. – Co tego tak dużo? – zapytała.
  – Specjalna okazja, właściciel wynosi się dalej od frontu, do tego czasu sprzedają za pół ceny. Po prostu pozbywają się towaru. – Revenant powiedziała, po czym ugrzęzła we własnych myślach. – "Nie wysyłałby likwidatorów w takie miejsce, gdyby nie miał czegoś konkretnego do ukrycia. – pomyślała.
  – To ja już pojdę szykować statek do wylotu. – rzekła Eden, ponownie wskakując w jakiś korytarzyk techniczny. 
  Komandorka rozsiadła się wygodniej na kanapie, delektując się momentem względnego spokoju. Już czuła się zmęczona po całym dniu latania po strefach konfliktu i zestrzeleniu Bazyliszka przy okazji, a tu jeszcze trzeba było cisnąć się do jakiejś zniszczonej bazy. Zanim się obejrzała, jej kubek był już pusty, samotne kontemplacje rzeczywiście ponaglały upływ czasu. Komandorka wstała z kanapy i ruszyła do hangaru.


  Krait rozpoczął szybowanie z dziobem wycelowanym w Andrew's Plantation. Na razie przy powierzchni nie było nawet śladu Meduzy, ale Revenant z doświadczenia wiedziała, że pojawi się gdy tylko jej statek zbliży się do bazy.
  – Dobra Eden, jak zwykle w 20 sekund lądujemy, wysiadam i znikasz. – Revenant tłumaczyła. – Zaraz za nami wlecą likwidatorzy, ściągną na siebie Meduzę i będę miała czas na przeszukanie.
  Statek zakończył szybować 5 kilometrów nad ziemią. Revenant pośpiesznie wylądowała, amortyzując tarczami uderzenie o glebę. Szybko wzięła broń i przecinarkę, po czym wybiegła na zewnątrz. Eden od razu podniosła statek i odleciała na orbitę, tymczasem ponad bazą niósł się już ryk Thargoida opuszczającego hiperprzestrzeń. Komandorka zaczęła biec w stronę kompleksu laboratoriów.
  – "A teraz pora na show." – pomyślała sobie, oglądając jak nad bazą pojawia się Orca z obstawą 2 Viperów. Orca stanęła w miejscu, kiedy pilot najpewniej skamieniał ze strachu. Meduza otworzyła ogień w stronę Orci, która rozleciała się na kawałki niemal natychmiast.

[Obrazek: TuITV5c.jpg]

  Revenant dotarła do kopuły hydroponicznej, to od niej szła najkrótsza trasa do laboratorium. Komandorka szybko wycięła panel techniczny i naładowała mechanizm drzwi. Tym razem była zmuszona dodatkowo przeciążyć obwody drzwi, nie była tu na żadnym oficjalnym kontrakcie więc musiała inaczej obejść autoryzację. Weszła do środka kopuły, w środku było kompletnie ciemno - Rev nie mogła sobie pozwolić na załączenie reaktora, bo ściągnęłoby to tylko niepotrzebną uwagę. System hydroponiczny stał nieaktywny już ponad tydzień, więc wszystkie hodowane tu rośliny doszczętnie powymierały. Komandorka od razu przeszła do pracy, przeszukiwała szafki, wygrzebywała dyski z komputerów i terminali. Jak narazie, wszędzie znajdowała przedmioty i dane jak w każdej placówce agrokulturalnej. Nawozy, neutralizatory PH, próbki jakichś pospolitych mikrobów.
  – "Przecież chyba nie hodował tu jakichś różyczek. Proszę, chociaż jedna podejrzana próbka..." – pomyślała.
  Komandorka zabrała się za aktywację kolejnych drzwi, kiedy jakieś stuknięcie zwróciło jej uwagę. Obejrzała się za siebie, ale pokój był pusty. Przeciążyła kolejny mechanizm, a jej oczom ukazało się małe laboratorium i...bingo! Ktoś na jednym ze stolików zostawił strzykawki z jakimś żółtawym płynem, był nawet na tyle miły by nie zrywać plakietek. "DuraMax" wedle plakietki były inhibitorami całkowicie blokującymi receptory bólu - towar absolutnie nielegalny w prawie całej galaktyce. Laboratorium było tego pełne, a dysk terminala tylko bardziej pogrążał Trotskyego. Liczne eksporty docierały na tereny wszystkich trzech mocarstw i kilkudziesięciu niezależnych systemów, kilka egzemplarzy nawet znalazło się w Kolonii. Komandorka zaczęła robić zdjęcia dowodów i kopiować dysk, wtedy znów usłyszała kilka przytłumionych stąpnięć. Sięgła po karabinek i obróciła się na pięcie dostrzegając, że trzy strzykawki, które zostawiła na stole nagle zmieniły się w dwie. Rev wytężyła słuch...znowu stąpnięcie po lewej.
  
  Naraz, laboratorium i korytarz na lewo rozświetliła seria z karabinu, komandorka wystrzeliła na ślepo pół magazynka po czym przylgnęła do rogu ściany. Wreszcie po drugiej stronie korytarza usłyszała sapanie. Już miała gnać w pościg kiedy zaraz przed nią zaczęło dobywać się głośnie pikanie. Rev instynktownie przeskoczyła przez stoliki pośrodku na drugą stronę pomieszczenia. Granat eksplodował rozbijając przy tym mnóstwo fiolek i pojemników z nielegalnymi substancjami, które wytworzyły gęstą, żółtą chmurę. Komandorka założyła hełm by nie zaciągnąć się substancją i wychyliła ponownie. Niestety za korytarzem pozostała już jedynie ciągnąca się po ziemi strużka krwi i zablokowane drzwi. Rev chciała kontynuować pościg ale usłyszała dźwięki sugerujące, że Meduza opuszczała bazę. Trzeba było zniknąć, zanim znudzi jej się ganianie Vipera po systemie.

  Na zewnątrz Rev też nie znalazła już ani śladu intruza. Prędko ruszyła w stronę Kraita, w końcu wciąż miała jakieś 700 metrów do przebiegnięcia, co nie było zbyt łatwe przy 1.21 G. Po kilku minutach biegu dotarła do kokpitu i przejęła stery.
  – Eden, nikt prócz nas i likwidatorów nie zbliżał się do bazy? – Zapytała dysząca ze zmęczenia komandorka.
  – No...nikt, jedynie jakieś 2 Vipery ale one były z likwidatorami. – Odpowiedziała Eden.
Rev obrała kurs na 63 Eridani gdzie czekał jej Carrier. Miała tylko nadzieję, że intruz nie był człowiekiem Trotskyego. Jednak była to zagadka na jutro, teraz komandorka potrzebowała dobrze odpocząć przed jutrzejszą robotą.
  – "Do czego sprowadziło się moje życie..." – westchnęła w myślach, wciąż zniesmaczona tym wszystkim. Pomagała jej jedynie świadomość, że nie miała żadnego wyboru.
Pracując ze mną można zarobić 2 rzeczy: kredyty...albo kulkę w łeb. Statystycznie - to drugie zdarza się częściej, ale nie ma zabawy bez ryzyka, racja?

DZIENNIK POKŁADOWY
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
RE: Nielegalne Eskapady z dziennika Vaye Anders - przez Revenant-4 - 17.05.2023, 19:15 UTC



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości