04.04.2016, 13:12 UTC
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.04.2016, 16:45 UTC przez Haji-me.)
No i stało się... dotarłem. Beagle Point zaliczone. 65,279 lat świetlnych od układu słonecznego. Czy muszę dodawać, że się bardzo cieszę ? Spędziłem na miejscu kilka bardzo miłych dni. Bardzo dużo rozmów, wspomnień, epickie przemowy organizatorów na streamach. Dużo zabawy co mam nadzieję uda mi się oddać na zdjęciach, każdy na mecie już wyluzował. Niezapomniana growa i życiowa przygoda. Spotkałem wiele niesamowitych osób, a każda miała inną, własną historię o tym jak przebiegała jej podróż. Dziwnie się spoglądało na mapę galaktyki - do tej pory zielone kwadraciki oznaczające znane mi osoby, które uczestniczyły w tej wyprawie, były mniej lub bardziej rozciągnięte na drodze ku Beagle Point. Nadchodzi weekend i na mapie pusto, ok. 100 osób siedzi w jednym systemie, na tej samej planecie. Organizatorzy szacują, że tylko 25% z całej floty dotrze na miejsce czyli ok. 250 osób. Ostateczne liczby zapewne poznamy później. Jest jeszcze druga flota, poruszająca się wolniej, która dotrze na miejsce na przełomie maja i czerwca. Wiem że sporo osób, ma zamiar czekać na spóźnialskich, a niektórzy chcą już tu zostać... na zawsze... pustelnicy na drugim końcu galaktyki. Piloci wysoko podnieśli sobie poprzeczkę, docierając na miejsce w Corvettach, T9, Pythonach, Keelbakach, Imperial Eagle i wielu innych, których bym się nigdy nie spodziewał tu zobaczyć.
Poznałem maniaka eksploracyjnego - CMDR Frawd Digger. 25 listopada 3301 roku wyruszył na zwiedzanie galaktyki w Sidewinderze. Było to jeszcze przed wyjściem dodatku Horizon, więc nie ma tarcz, nie ma SRV, zasięg skoku 22.14LY. Gdy dowiedział się o Distant Worlds Expedition postanowił skierować się w stronę ostatniego przystanku. Jednak dotarcie do celu było niemożliwe z takim zasięgiem, a brak SRV skutecznie go zatrzymał w odległości 800LY od Beagle Point. Z pomocą przyszła ekipa Rock Rats, o której już wcześniej pisałem. Dzięki współpracy, Frawd mógł nazbierać pełną ładownie materiałów do syntezy i przylecieć do nas . Przebył już 140 000LY swoim stateczkiem.
W sobotę było trochę pozowania do zdjęć w SRV:
Taka imprezka była...
Niedziela... też było ciekawie, nie mogłem się od kompa oderwać cały dzień... żona się już na mnie krzywo patrzy...
Skoki synchroniczne, było ok. 20-25 uczestników:
Podejście do lądowania:
Formacje lotnicze:
Na koniec odbył się event o nazwie Whack-a-Rat. Z moich informacji wynika, że nikt wcześniej tego typu konkursu nie organizował. W skrócie: grupka SRV czyli szczury miały uciekać do celu odległego o 30km. Po 4 minutach gaszą światła. Minutę później ruszają uzbrojeni myśliwi oraz zwiadowcy. Aby wygrać przynajmniej 1 szczur musiał dotrzeć cało do mety. Musimy to kiedyś zorganizować w Husarii .
To już koniec. Z jednej strony chętnie bym posiedział na miejscu jeszcze kilka dni aby wziąć udział w innych eventach. Z drugiej... powrót też jest kuszący. Brak grafiku, poruszam się w swoim tempie, wolność. Do tego w naszych systemach domowych aktualnie dużo się dzieje, a zapowiada się, że będzie jeszcze ciekawiej. Wystarczy mi już tej eksploracji. Gdy nastaną spokojniejsze czasy na pewno jeszcze gdzieś wyskoczę i nie omieszkam Was o tym powiadomić, prowadząc kolejny zapis moich podróży. Ahh no i nie przekreślajcie jeszcze mnie i tego dziennika, ciągle muszę cało wrócić, więc dopiero 2 z 3 głównych celów zaliczyłem. Planuję zrobić jeszcze jeden wpis, podsumowujący całą wyprawę . Tak więc do zobaczenia wkrótce.
Już po raz ostatni progres: