Nielegalne Eskapady z dziennika Vaye Anders
#11
hmm? koniec postaci ? po dwóch latach przerwy?
Odpowiedz
#12
(21.12.2022, 20:28 UTC)MAGNUM354 napisał(a): hmm? koniec postaci ? po dwóch latach przerwy?

koniec jednej postaci, a początek nowej, musiałam jakoś RPowo wymyślić reset konta, co przeprowadzałam jakiś rok temu Wink
Pracując ze mną można zarobić 2 rzeczy: kredyty...albo kulkę w łeb. Statystycznie - to drugie zdarza się częściej, ale nie ma zabawy bez ryzyka, racja?

DZIENNIK POKŁADOWY
Odpowiedz
#13
23.12.3308/".log_new_user"
<system odzyskany w 100%, oczekiwanie na aktywację>
<błąd: właścicielka nieobecna przez zbyt długi czas, rozpoczynam szyfrowanie prywatnych logów wedle protokołu bezpieczeństwa>
<szyfrowanie zakończone, poprzedni profil zablokowany, oczekiwanie na nowego użytkownika...>


Rozpoczął się kolejny spokojny poranek na Amundsen Terminal. Obszerny pokój hotelowy był dobrze oświetlony przez ogromną szybę zajmującą całą ścianę - po drugiej stronie widać było już wschodzące słońce i przepiękną Mgławicę Laguny zajmującą praktycznie całe niebo. Całe pomieszczenie było udekorowane rzadkimi roślinami, ceramiką, obrazami i innymi drogocennymi rzeczami, perfekcyjnie dobranymi do szarych i czerwonych kolorów ścian. Po drugiej stronie pokoju, naprzeciw okna ustawione było obszerne łóżko, obecnie zajmowane przez tylko jedną osobę, po boku łóżka na szafce nocnej spoczywał mały, nieaktywny dron.

Przyjemna, poranna cisza nie trwała zbyt długo, przerwana przez powtarzający się, irytujący alarm. Osoba w łóżku zaczęła się rzucać na wszystkie strony.

"Ughhhhh...jeszcze pięć minut...mówiłam Eden, zero nastawiania pobudek dzisiaj..." ręka Revenant, zaczęła na ślepo sięgać w stronę Eden, myląc ją z budzikiem. "...cholera gdzie ten przycisk 'drzemka'..." Wyświetlacz na obudowie Eden lekko się rozświetlił, wyczuwając nacisk.

"Hm, Revenant co t-" Zanim SI zdążyła dokończyć zdanie, została rzucona w stronę najbliższej ściany. Uderzyła w nią z impetem, odbijając się na ziemię i naruszając lekko czerwoną farbę. "AŁA, CZY TOBIE JUŻ OSTATNIA KLEPKA ODPADŁA PRZEZ TĄ EKSPLORACJĘ?!" krzyk Eden tym razem już w pełni wybudził Revenant, która jednym susem wyskoczyła z łóżka. Po całym pomieszczeniu dalej niósł się ten sam alarm.

"Widzisz, mówiłam ci co się dzieje jak ktoś mnie budzi bez pozwolenia." powiedziała komandorka, podnosząc Eden z ziemi. "Wygląda na to że jesteś cała..." Revenant rozejrzała się ponownie po pokoju. "Zaraz, jak to nie ty, to co wydaje ten dźwięk?"

Eden uniosła się z rąk pilotki i skupiła uwagę na torbie leżącej przy drzwiach wejściowych. Z niezasuniętego zamka torby, wystawał stary, podniszczony Duradrive, źródło hałasu. "Patrz, to ten pad przy którym wczoraj grzebałaś, załączył się..." Eden podleciała nieco bliżej. Zaraz potem, Revenant równiez podeszła do torby i sięgła po wystający datapad. Wtem, alarm ucichł, a na wyświetlaczu Duradrive ukazał się napis:

<witaj nowa użytkowniczko, proszę zweryfikuj swoje dane i rozpocznij pierwszy wpis>

"Huh, żadnego pytania o zgodę?" pilotka podeszła z padem do biurka stojącego pod oknem. Położyła go na biurku i usiadła w fotelu, następnie zwróciła się w strone Eden. "Mogłabyś zaparzyć kawę? Chyba będę miała dosyć pracowity dzień..." Komandorka znów obróciła się w stronę pada i chrząknęła, przeczyszczając gardło...

"Z tej strony CMDR Revenant-4, to mój pierwszy wpis w tym dzienniku. Znajduję się jakieś 4000 lat świetlnych od domu, w Mgławicy Lagoon. Hmmmm..." Revenant, ucichła zagubiona w myślach, kompletnie nie wiedziała jak prowadzi się takie dzienniki, nigdy nie widziała potrzeby prowadzenia takiego. "Nagła reaktywacja tego dziennika, jest bardzo miłą niespodzianką po długiej podróży...zaraz za półtora miliarda kredytów zarobionych w Viście, heh."

"Droga tutaj, była bardzo miłą odmianą od bicia Thargoidów i wyciągania ludzi z płonących stacji. Udało mi się trafić na kilka bardzo miłych widoków w trakcie ganiania za roślinkami."

"Na przykład ta planeta poprzecinana kanionami i pasmami górskimi."

[Obrazek: RoWmX9W.jpg]

"Była też pewna pustynna planeta na której miałam pierwsze spotkanie z gatunkami Cactoida Lapis i Frutexa Metallicum. Czyszczenie filtrów z pyłu zajęło jakieś kilka godzin..."

[Obrazek: MLeDVSh.jpg]

"Teraz czekam, aż dotrze tutaj CMDR Epictroller, z którym wyruszyłam w tym samym czasie, ale polecieliśmy innymi trasami. Myślę, że zanim tutaj trafi, zrobię jeszcze wycieczkę do niedalekiej konstelacji gwiezdnej, która kusiła mnie swoim blaskiem już od 2 dni..."

"No dobra...tyle chyba starczy." Komandorka uśmiechnęła się szeroko, gdy nagle zza jej pleców wyskoczyła Eden, wylewając kubek gorącej kawy prosto na głowę pilotki.

"TO ZA RZUCANIE MNĄ PO ŚCIANACH" krzykła Eden, kiedy Revenant wiła się z bólu po ziemi.
Pracując ze mną można zarobić 2 rzeczy: kredyty...albo kulkę w łeb. Statystycznie - to drugie zdarza się częściej, ale nie ma zabawy bez ryzyka, racja?

DZIENNIK POKŁADOWY
Odpowiedz
#14
10.05.3309/"Naziemne Thargoidy ze szczyptą frustracji"

Na pokładzie Joker's Wild panował dziś kompletny chaos. Świeżo upieczona załoga Carriera widocznie nie była jeszcze uhartowana mentalnie na tyle, by stacjonować jedyne 14 lat świetlnych od Thargoidzkiego frontu. Do tego wieści o ciężkich ranach pani Kapitan, które przelały szalę goryczy.

Całe szczęście na straży stała Oficer Pokładowa Adamari Hays, cieszyła się, że prócz Kapitan tylko ona miała dostęp do systemu nawigacyjnego, inaczej Carrier już dryfował by w jakiejś niezamieszkałej dziurze. W drodze do ambulatorium miała nadzieję na choć minutę spokoju. Do tego te nowe AI niepokoiło prawie całą załogę, niby miłe, ale Kapitan nie chciała dzielić się żadnymi technikaliami podczas integracji.

Wreszcie Hays dotarła pod drzwi ambulatorium. Ta część pokładu była w miarę spokojna, zwyczajne dźwięki Carriera były jedynie co jakiś czas przerywane przez donośne "auć, AŁA!" dochodzące zza drzwi. Adamari westchnęła głośno, przyłożyła identyfikator do czytnika, a drzwi się rozsunęły.

"Dzień dobry pani Kapi-" Hays zatrzymała się w pół zdania, obserwując jak bot-masażer maltretuje komandorkę "Uh...czy przeszkadzam?" zapytała grzecznie, choć na jej czole ponownie wyskoczyła żyłka.

"O! Hays dobrze, że tu...AŁ...jesteś!" Revenant wyjąknęła z bólem "Masażer! Przerwij program". Jednak bot nawet na chwilę nie przestał, a nawet szyderczo rzucił słowami "Przykro mi. Ta procedura jest częścią rehabilitacji i nie może zostać przerwana".

Adamari podrapała się po głowie. "To w takim razie ja po prostu tutaj zdam raport..." powiedziała, na co Revenant na zgodę skinęła dłonią. Oficer nabrała powietrza w płuca i zaczęla wymieniać incydenty z wczoraj. "Załoga jest bardzo niespokojna ale całe szczęście, doprowadziło to do jedynie trzech większych incydentów." Hays spojrzała na Revenant, która słysząc jej słowa, głośno westchnęła. Adamari kontynuowała: "Automat do kawy na głównym pokładzie, który był wczoraj używany przez cały dzień, wieczorem przestał działać, wyswietlał na ekranie wiadomość 'MAM TEGO DOŚĆ', po czym wywołał w swoich obwodach zwarcie doprowadzając do pożaru. Niestety producent twierdził, że nasza gwarancja nie obejmuje kryzysu egzystencjonalnego i samobójstwa AI".

Z kamienną twarzą, Hays mówiła dalej: "Harris z pokładu paliwowego, 'z przemęczenia' pomyłkowo zatankował statek lokalnego handlowca trytem zamiast zwyczajnego wodoru...jaki był tego efekt można się domyślić. Teraz Harris jest poszukiwany przez siły porządkowe."

"Dopisz jego karę do wydatków na nastepny tydzień. A tak swoją drogą jak tam...AŁA...Eden?" Komandorka zapytała, siłując się z botem.

"Całkiem dobrze..." Hays westchnęła "Tak dobrze że wczorajszego wieczoru zrobiła załodze żarcik, aktywując Alert AX 5go stopnia. Tłumaczyła się, że chciała jedynie zmobilizować załogę do pracy." Hays schowała datapad pod ramię. "No ale z pozytywów, władze Hez Ur przesyłają podziękowania za pomoc w naprawie baz planetarnych."

"Dziękuję Adamari" Revenant w końcu mogła usiąść gdy masażer skonczył pracę. "Może lepiej wróć na mostek, kto wie co jeszcze może się wydarzyć." Na to Adamari skinęła głową i wyszła z pomieszczenia.

Chwilę później, Revenant była już w swojej kajucie. Usiadła na fotelu za biurkiem który teraz wydawał się najwygodniejszym siedzeniem w galaktyce. Komandorka chciała się odprężyć, jednak jej wzrok zawędrował do Dziennika. W sumie nie zaszkodziłoby podzielić się doświadczeniami z wczoraj.


Z tej strony CMDR Revenant-4, jest 10 maja 3309. Wczorajszy dzień był...dosyć niefortunny, lekko mówiąc. Postanowiłam porwać się na naprawę opuszczonych baz planetarnych w systemie Mapon. Paradoksalnie moim największym wrogiem nie okazali się Thargoidzi...tylko mój łazik, blokujący sie na nierównościach terenu i płotkach.

Pomimo małych trudności technicznych (w postaci przyjęcia na klatę eksplodującego Scorpiona), udało mi się przywrócić moc i wykraść dane z kilku baz. Przy okazji zestrzeliłam też kilka Thargoidzkich dronów. Jako trofeum zdobyłam zdjecie z bliska jednej z tych dziwnych maszyn.
Zachowanie tych dronów jest co najmniej dziwne, patrolują bez przerwy teren wokół bazy, jednak nie rozkradają ani nie niszczą dalej budynków. Dziś zamierzam ponownie wrócić do Mapon i tym razem skupić się wyłącznie na zestrzeleniu kolejnych dronów. Ciekawi mnie co tam kryją w srodku...
Pracując ze mną można zarobić 2 rzeczy: kredyty...albo kulkę w łeb. Statystycznie - to drugie zdarza się częściej, ale nie ma zabawy bez ryzyka, racja?

DZIENNIK POKŁADOWY
Odpowiedz
#15
Fajnie widzieć, że ktoś jeszcze prowadzi tu dziennik
Wiem, jestem dziwny. Ale to moja dziwność, teraz wy też będziecie musieli sobie z nią radzić.

A jak się nie podoba to krzyż na drogę i kulka w łeb.
Odpowiedz
#16
10.05.3309/"Znowu w formie...trochę"

"Dobra Eden, teraz spróbuj zwiększyć moc silników." odezwała się Revenant, obserwując diagnostykę w panelu administracyjnym Carriera. Minęło ledwie kilka sekund i kolos ruszył naprzód. "Teraz wyhamuj...huh, naprawdę dobrze sobie radzisz." wkrótce statek zatrzymał się a na panelu administracyjnym pojawiła sie persona Eden.

"To środowisko jest o wiele wygodniejsze niż nasz Krait, przewiduję zwiększenie mojej siły obliczeniowej o nawet 648 procent!" w głosie Eden rozbrzmiewała ekscytacja. W końcu SI błagała swoją pilotkę o dostęp do Carriera już od jakiegoś roku. "No i chyba wiesz co to oznacza Rev?"

"W końcu odszyfujemy resztę Dziennika" Revenant uśmiechnęła się szeroko. "No już widzę te wszystkie skarby do których nas doprowadzi!" Pilotka rozmarzyła się, siedząc w swoim fotelu. Potem szybko podłączyła Dziennik do panelu i pozwoliła Eden działać. "To ja już ci nie przeszkadzam, pójdę pomóc trochę Hays, zanim żyłka na czole jej pęknie." powiedziała komandorka, po czym wstała z fotela. Przede wszystkim Revenant chciała podzielić się przeżyciami z kolejnego polowania na Goidy z resztą załogi, może to w końcu poprawiłoby wszystkim nastroje.

"Nie martw się o nic Rev." Eden powiedziała, łamiąc kolejną barierę w systemie Dziennika. Szło dobrze, kiedy-

<wykryto próbę włamania, nie okazano poprawnego profilu Federacji Pilotów, rozpoczynam terminację>

Na pokładzie na moment nastała kompletna ciemność, wtedy włączyło się zasilanie awaryjne. Revenant prawie wpadłaby w drzwi, które teraz za nic nie potrafią się otworzyć. Próbowała użyć interkomu ale ten też się buntował. W końcu złowrogie komunikaty Dziennika zaczęły wybrzmiewać przez radiowęzeł całego statku.

<terminacja intruza: 17%, należy okazać poprawny profil>

"Eden! Żyjesz tam?" Krzyknęła Revenant, bez odpowiedzi. Szybkim susem dobiegła do wciąż podłączonego Dziennika, który w tym momencie rzucał jedynie złowrogimi komunikatami i błędami. Komandorka próbowała w pośpiechu podawać swoje dane, ale Dziennik nie miał zamiaru ich akceptować.

<terminacja intruza: 45%, TYLKO ADMINISTRATOR MOZE PRZERWAĆ PROCES>

Wyglądało na to, jakby urządzenie wciąż nie zorientowalo się, że jedyny administrator obecnie wącha kwiatki od spodu. Dziennik atakował coraz to kolejne podsystemy Carriera, czego dosyć niepokojącym objawem było nagłe odcięcie systemu podtrzymania życia. "Ty złomie, skąd ja ci wezmę kolejną Anders", wykrzyczała Revenant, marnując tak wartościowy w tej chwili tlen.

<terminacja intruza: 72%>

W koćcu komandorce zaświtało w głowie, ostatnimi oddechami wyjąknęła: "Rozpocznij identyfikację, Vaye Anders, kod Revenant-7". Cudem na ekranie Dziennika pojawił się jakiś zielony bloczek tekstu. "Przekaż uprawnienia administratorskie do CVS-EDN/8"

<identyfikacja głosowa/oględna udana, terminacja anulowana, dziękuję za kooperację Smile>

Systemy Carriera zaczęły natychmiast wracać do porządku, wraz z nimi wróciła też Eden. "Hej Revenant, udało mi się odszyfrować to wszystko, tylko coś mi się film urw...czemu leżysz na ziemi?" SI odezwała się do ponownie cieszącej się tlenem w płucach komandorki.

"Po prostu powiedz mi, że było warto..." Revenant wyjąknęła, podnosząc się z podłogi na fotel.

"Ummmmm...o nie." Eden powiedziała cicho. "Nie ma tu nic o skarbach, tylko jakieś kryptonimy i koordynaty...adresy IP i częstotliwości radiowe...są też twoje dane!" Eden wydarła się.

"Żartujesz sobie." Revenant znów wzięła Dziennik w ręce. Odpaliła główny rejestr, spodziewając się jakichś dziwnych konspiracji agentki-amatorki. "Nie może być..." zawartość Dziennika zmroziła komandorce krew w żyłach, a dokładniej jeden folder nazwany "Projekt: Revenant".

Revenant i Eden siedziały w ciszy, próbując przetworzyć w myślach co teraz zrobić z tym znaleziskiem, Revenant w szczególności nie chciała rozdrapywać starych ran. Całe szczęście zadumę przerwała im postać wbiegająca przez drzwi - pewna Oficer Pokladowa, której właśnie na czole pękła żyłka.

"CO TU SIĘ DO CHOLERY STAŁO?!". No i tyle by było z choć jednego spokojnego wieczoru.
Pracując ze mną można zarobić 2 rzeczy: kredyty...albo kulkę w łeb. Statystycznie - to drugie zdarza się częściej, ale nie ma zabawy bez ryzyka, racja?

DZIENNIK POKŁADOWY
Odpowiedz
#17
12.05.3309/"Agentka-amatorka i bardzo przytulaśny Cyklop"

Był środek nocy na jednej z planetoid w systemie Desurinbin. Cała powierzchnia byla objęta kompletną ciemnością, jedynie gdzieś na horyzoncie mrok nocy rozświetlały płomienie i leniwie patrolujące teren Thargoidzkie Drony. Kompleks Magnusson nie miał nawet odrobiny wartości strategicznej, mimo to Goidy zażarcie pilnowały swojej zdobyczy. Nagle, do walki z ciemnością dołączyło kolejne małe światełko, tym razem były to iskry palnika.

Revenant przykucnęła przy panelu drzwi i zaczęła ostrożnie wycinać metal, starając się nie zwrócić uwagi drona, który skanował jakies pudła ledwo kilkanaście metrów od niej. Wreszcie panel puścił, a komandorka przywróciła mechanizm drzwi do życia w porę by uniknąć wzroku obracającego się Goida. W pomieszczeniu reaktora wciąż znajdował sie zapas tlenu, co pozwoliło jej choć na chwilę sciągnąć hełm i odetchnąć.

"No to teraz jak zwykle, regulator do pojemnika, tu kliknąć..." Revenant mówiła sama do siebie podczas reaktywacji reaktora. Minęło kilka sekund i energia zaczęła znów kursować po bazie. 'Ej Eden. Zajrzyj jeszcze raz do Dziennika kim dokładnie był ten Hideaki." Komandorka zaczęla przeszukiwać szafki w całym budynku, oczekując na odpowiedź SI.

"Według rejestru, Hirata Hideaki był barmanem w kantynie, ale posiadał uprawnienia administratorskie. W ooooogóle nie podejrzane" Eden ujęła, po czym wróciła do swoich kalkulacji. "Command Data Port 2, tak dla przypomnienia. Powinnaś tam znaleźć o nim wszystko." dodała.

Revenant nacieszyła się jeszcze jednym wdechem zatęchłego powietrza i znów założyła hełm. Podeszła znów do drzwi budynku i wychyliła się lekko na zewnątrz. Szybko naliczyła jakieś sześć dronów na swojej drodze. Prędko wbiegła w leżący pośrodku bazy labirynt kontenerów, licząc że będzie tam dość zakamarków dla szybkiego ukrycia się. Wykonywała takie akcje już od dwóch dni, ale za każdym razem przekradanie się wśród tych maszyn mrozilo jej krew w żyłach. Widziała Thargoiny i te inne Thargoidzkie drony wiele razy ale w tych nowych cały czas było coś niepokojącego.

W końcu dotarła do budynku dowodzenia, tym razem bez potrzeby męczenia się ze śluzą. Tutaj sytuacja wyglądała gorzej niż w reaktorze, w każdym pomieszczeniu coś się paliło albo wysiadały światła. Pomimo, że ani razu to się nie zdarzyło, komandorka miała broń w pogotowiu, gdyby jednak jakiś Goid nagle zechciał pokazać się we własnej osobie. 

Właściwy pokój dowodzenia okazał się być w jeszcze gorszym stanie niż reszta budynku, nie działała większość paneli, ekranów i świateł. "Eh, nosz musiał człowiek akurat wybrać sobie ten system jako kryjówkę..." powiedziała Rev, skanując pomieszczenie wzrokiem. Udało jej się dostrzec jakieś źrodło światła po drugiej stronie pomieszczenia. Całe szczęście dla komandorki, Port 2 był jednym z bardzo niewielu urządzeń, które wciąż jakoś działały. Zaczęła natychmiast masowo pobierać dane i wysyłać na komputer Kraita.

"Eden, za chwilę dotrze do ciebie reszta danych, idę zabrać te próbki żeby pracodawca niczego nie podejrzewał." Nadeszła pora na kolejną przechadzkę między kontenerami, teraz do magazynu, całe szczęście najmniej obserwowanego budynku. Komandorka szybko odnalazła zgubione próbki i miała zamiar oddalać się już od bazy. Śluza na wejściu magazynu otwarła sie cicho.

"WRRRRRRRRRRRRRRRR" Wnętrze śluzy zalało zielone, a chwilę potem czerwone światło rzucane przez jednego z dronów. Magazyn jednak też był patrolowany...


5 MINUT PÓŹNIEJ

Zdyszana komandorka w końcu usiadła i oparła się o jakiś głaz na zboczu wzgórza. "Nosz cholera...ehhhh...dorwałam pięć, ale przywieźli następne...chyba te mnie nie widziały. Teraz już na pewno przestały mnie gonić..." Revenant nasłuchiwała jeszcze chwilę, jednak jedyne pojawiające się dźwięki wydawały wchodzące w hiperprzestrzeń Scouty. Podniosła się i rozejrzała po niebie: "Przestrzeń powinna byc już czysta Eden, możesz po mnie wrócić.".

Chwilę później zza wzgórza dobiegł już dźwięk silników Kraita...a wraz z nim strzały z laserów. "Ups!" wykrzyknęła Eden.

"Widzą cię, wracaj! WRACAJ NA ORBITĘ!" Revenant wydarła się na Eden. W trymiga Krait podniósł dziób w górę i odleciał. Revenant stała przez moment w bezruchu licząc, że Goidy się uspokoją...

Nie uspokoiły się.

Gdy Krait ledwo co wskoczył w Supercruise, na powierzchni zaczął się nieść potężny huk. Huk ten tworzyła dziura w przestrzeni, z której powoli wyłaniał się Interceptor. "Czego jeszcze..." Revenant jąknęła pod nosem i znów ukryła się za głazem, teraz mogła tylko czekać. Wtedy Interceptor zaczął robić kółka nad bazą, szukając intruza...

<suit battery low>

Interceptor robił już jakieś 72gie...a może 76te kółko nad bazą. Sfrustrowana komandorka odkleiła się od głazu i ponownie wywołała Eden na radiu: "Za chwilę nie będę miała czym tutaj oddychać, musimy zrobić TEN manewr."

"Oszalałaś?! To coś może rozerwać statek na strzępy, nawet jesli zacznę lądować byle gdzie." Eden zaczęła się wydzierać.

"Już ci mówiłam Eden - czasami trzeba zaryzykować..." Revenant spojrzała ponownie na latającego wkoło Interceptora. "Nie widzę dość dobrze barwy...ale nie ma żadnych kolców ani ostrych płatków." zaczęła sie zastanawiać. "Albo to Cyklop, co daje nam jakieś szanse...albo Bazyliszek i wtedy mamy przesrane.".

W odpowiedzi Eden jedynie warknęła i po chwili Krait znów pojawił się na niebie. Statek zniżał sie do lądowania najszybciej jak się dalo, ale Interceptor prędko dotarł w zasięg swoich dział. "Już biegnę!" Revenant sprintem ruszyła do swojego statku, byle zdążyć nim padną tarcze.

Komandorka wskoczyła w fotel najprędzej jak mogła. Nie czekała na nic i odpaliła silniki - tarcze wciąż trzymały 27% mocy. "Cholera, za mało by wyjść z mass locka na czas. Ten kwiatek też nas nie puści...choć to tylko Cyklop". Po chwili zadumy, Revenant obróciła Kraita w stronę Cyklopa i puściła pierwszą salwe Gaussów.

"Zginiemy..." wyjąknęła Eden.

KOLEJNE 3 MINUTY PÓŹNIEJ

Starcie szło dobrze, mimo przylatujących od czasu do czasu Scoutów, które parszywie przeszkadzały w pojedynku. W końcu poszło drugie serce Interceptora, pilotka przyśpieszyła jak tylko sie dało by uniknąć ataku błyskawicami kiedy...

TRZASK!

Revenant wyleciała do przodu z fotela, uderzając głowa w szybę. Gdy już jej wzrok z powrotem się wyostrzył zobaczyła, że jej Krait przylepił się do Cyklopa. "No co jest..." mówiła do siebie, próbując wycofać statek. Nie dało to nic, ponadto Cyklop właśnie zaczął traktować przyszpilonego Kraita błyskawicami. Sytuacja stała się naprawdę zła, kokpit statku nie wytrzymał presji i rozleciał się na kawałki.

Revenant mogła już jedynie pruć Gaussami do wtulonego Goida, zanim oboje opadną na ziemię. Rozbijała kolejne serca, ledwie obracając dziobem Kraita. Pomimo obrażeń, obcemu wciąż nie przechodziła ochota na czułości. Revenant zaczęła krzyczeć z nerwów, Eden kompletnie ucichła oczekując najgorszego.

"Tulenie" trwało już jakieś 5 minut, Krait trzymał się już tylko na ostatnie parę śrubek i resztki wiary w siebie, systemy padały jeden po drugim mimo, że hulla wciąż było jakieś 40%. W końcu cudem pękło ostatnie serce Cyklopa. Dopiero gdy jego poszycie doszło do zera, Goid odpuścił tulenie.

Revenant, skamieniała ze strachu, instynktownie wybrała najblizszy bezpieczny system i odpaliła FSD. 

"Będę musiała się napić..." powiedziała.

"Ja też..." dodała Eden.

[Obrazek: U5rvLq0.jpg]
Pracując ze mną można zarobić 2 rzeczy: kredyty...albo kulkę w łeb. Statystycznie - to drugie zdarza się częściej, ale nie ma zabawy bez ryzyka, racja?

DZIENNIK POKŁADOWY
Odpowiedz
#18
Wiesz, że było źle, jeżeli po całej akcji nawet AI musi się napić Smile
Wiem, jestem dziwny. Ale to moja dziwność, teraz wy też będziecie musieli sobie z nią radzić.

A jak się nie podoba to krzyż na drogę i kulka w łeb.
Odpowiedz
#19
13.05.3309/"Niefortunne spotkanie"

Stacja Solo Orbital wciąż cieszyła oko paletą ciepłych barw, łaskotała nos kawalkadą zapachów wydobywajacych się ze sklepików i egzotycznych restauracji posianych na całą długość pokładu. Neonowa metropolia nie dawała po sobie znaku żadnych problemów ani zmartwień mimo, że Altair przyjmowało znaczną część uchodźców z frontu. Trwała tu wieczna impreza, korytarze zatłumione mieszanką mieszkańców i bogatych turystów odwiedzających Biggs Colony.

Revenant przebijała się przez tłum wgłąb stacji. Rozejrzała się uważnie wokół, po czym lekko stuknęła dwukrotnie w swój plecak. "Eden, daleko do tej budy z ramenem?" powiedziała, po czym z wnętrza plecaka lekko wychylił się dron.

"Jeszcze 70 metrów tym pasażem, potem skręcisz w alejkę na prawo. No i radzę się pośpieszyć, zanim Hideaki zorientuje się, że jego kolega spóźnia się zbyt bardzo." Dron, którym kierowała Eden, wysunął się bardziej z plecaka, skanując tłum. Jej powłoka przeszła kilka zmian, głównie wymianę silników na system kończyn przypominajacy pajęcze nogi i instalację zaawansowanego multi-narzędzia. "Nie widzę nigdzie ochrony, pora na mój ruch. Powodzenia Rev" powiedziała, po czym wyskoczyła z plecaka na ziemię i zniknęła pośród tłumu. Revenant dalej przedzierała się przez tłum, gdy w końcu do jej nozdrzy dotarł niemożliwy do pomylenia zapach taniego ramenu.

Zaraz za zakrętem, w oczy komandorki zaświecił zrobiony byle jak, neonowy szyld 'Yi Long Ramen'. Komandorka weszla do środka, mijając po drodze kilku tutejszych alkoholików i jakichś bezdomnych. Tak samo jak alejka, lokal był biedny i brudny. Głośniki puszczały jakąś kiczowatą składankę galaktycznych hitów. Revenant przeszła się po lokalu, obserwujac klientelę. Często pociągała nosem, powietrze tutaj było przepełnione smrodem smażonego po nasty raz oleju i rozgotowanych, tanich klusek. W końcu dojrzała swój cel, siedzący w najciemniejszym rogu pomieszczenia.



Hideaki wyglądał tragicznie. Na twarzy nosił krzywo przygolony, kilkudniowy zarost. Jego oczy były przysłonięte przez długie do szyi, tłuste i poklejone włosy, które chyba nawet nie wiedziały jak wygląda szczotka. Mężczyzna rozglądał się na boki i machał nerwowo dłońmi. Gdy Revenant bez ostrzeżenia przysiadła się po drugiej stronie jego stolika, zamarł w bezruchu.

"Kolejna...przecież mieli was wszystkie wybić..." Hideaki spoglądał jakby zobaczył ducha. Mężczyzna ruszył ręką pod stołem, ale zatrzymał się gdy Revenant pierwsza położyła odbezpieczoną broń na stole.

"Siedź spokojnie. Powiesz mi to co chcę wiedzieć i pozwolę ci wrócić do swojego żałosnego życia." Revenant uśmiechnęła się szeroko. Tak jak się spodziewała, Hideaki za wszelką cenę wyskoczył z krzesła i zaczął biec w stronę wyjścia. Już miał przeskoczyć przez próg kiedy w przejściu opadła stalowa zasłona. Hideaki uderzył i odbił sie od stali, lądując na ziemi. Gdy otworzył oczy, Revenant stała już nad nim z założonymi rękoma. "No nie ładnie..." komandorka wzięła Hideakiego za fraki i zaciągła z powrotem na siedzenie. Ani właściciel, ani klientela nie zareagowali niczym więcej niż kilkoma podirytowanymi warknięciami - takie akcje to musiała być tu norma.

Revenant ponownie usiadła naprzeciw mężczyzny. "Nie masz co próbować. Moje koleżanka odcięła wszystkie wyjścia z tej budy." powiedziała, Hideaki nawet nie podniósł wzroku. "Teraz grzecznie powiesz mi gdzie znajduje się Kompleks 'Eternity' oraz kody dostępu do terminali." Revenant złapała mężczyznę za podbródek i siłą uniosła mu głowę tak by ich wzrok się skrzyżował.

Hideaki zaczął się śmiać. "Po Eternity został co najwyżej dymiący krater, sprawka Imperialsów. No ale to nie nimi powinnaś się teraz martwić." Hideaki wyrwał się z dłoni komandorki, po czym wstał i stanął po środku lokalu. Revenant wycelowała w niego i spojrzała pytająco. "Jeszcze przed chwilą jedno z nas miało szansę uciec, właśnie zniszczyłaś nas obydwoje." mężczyzna wyciągnał ręce do góry i spojrzał w sufit, jakby doznawał jakiegoś objawienia. Sfrustrowana Revenant wstała i zaczęła iść w jego stronę, nie spuszczajac szaleńca z celownika.

"Coś ty zrobił?! Siadaj z powrotem natych-" zdanie komandorki przerwał huk eksplozji, która właśnie roztrzaskała stalową zasłonę. Fala uderzeniowa rzuciła Revenant pod przeciwną ścianę, przy tym wbijając odłamek stali prosto w jej ramię. Chwilę potem przez dziurę w ścianie do lokalu weszła grupa uzbrojonych strażników. Jeden z nich zaczął wydzierać się na całe gardło: "FIA! Wszyscy na glebę i ręce za głowę!". Agenci rozeszli się po lokalu, trzech z nich stanęło nad Hideakim, który leżał martwy z kawałkiem stali wbitym w czaszkę, dwóch stanęło nad zwijającą się z bólu komandorką. Jeden z nich przyklękł i wycelował w nią skaner.

"Te, Bob patrz na to. Niezła sztuka nam się trafiła." powiedział strażnik, odkładajac przyrząd na bok. Kolejny strażnik, który wyglądał na lidera grupy z zaciekawieniem podszedł bliżej Revenant, w trakcie rozmawiając z kimś przez komunikator: "Tak szefie. Pan Hideaki nie żyje.". Potem spojrzał bezpośrednio na Revenant i wyciągnął broń z kabury. "Ale mamy coś ciekawszego..." lider wycelował broń w komandorkę "...wygląda na zbiegłego nielegalnego klona!". Strażnika już korciło by pociągnąć za spust, na jego twarzy było już widać ten chory uśmiech mordercy.

"Kurwa..." Revenant zamknęła oczy i czekała na wyrok, miała jedynie nadzieję, że nie znaleźli Eden. Czekała...i czekała...zaczęło jej się wydawać że broń strażnika ma chyba zbyt ciężki spust. Odważyła sie spojrzeć jednym okiem - lider, który przed chwilą był tak chętny ją dobić, teraz grzecznie odłożył spluwę i przytakiwał co chwila, słuchając czyjejś tyrady przez komunikator. "Aha...rozumiem. Jeff! Donald! Jaki ona ma kolor oczu?" dwójka przydupasów teraz siłą otworzyła komandorce oczy, po czym zaczęli sie przyglądać. "Dziwne jakieś. Jedno zielone, drugie piwne." Jeff zwrócił się do swojego szefa. Uśmiech lidera już kompletnie zrzedł. "Chłopaki grubsza sprawa, posprzątajcie Hideakiego, a dla niej dobranocka i zabieramy na bazę."

Revenant pewnie i tak zemdlałaby zaraz od ran, ale poczuła jakies lekkie ukłucie i szybko urwał jej się film.

Eden z przerażeniem obserwowała sytuację z kanału wentylacji. Szarpało ją od środka, miała ochotę rzucić się na tych ludzi, ale przypomniała sobie zasady jakimi powinna się kierować. SI wróciła do hangaru i wdrapała się do Kraita. Przejęła stery statku i poleciała w stronę Carriera.


14.05.3309/"Przymusowy zlot rodzinny"

Revenant z trudem otworzyła oczy, spojrzała wokół i osłupiała. Zamiast celi więziennej, zobaczyła obszerną, wystawna salę. Po środku stał długi udekorowany stół, i to nie byle jaka stalowa płyta, ale kunsztowny drewniany mebel. Sama równiez siedziała przykuta do drogo zdobionego krzesła. Po pomieszczeniu niósł się kwiecisty aromat, tworzony przez świece zapachowe stawiane tu i tam, akompaniowala im puszczana z głośników muzyka klasyczna. Rev nie wiedziała jakiego typu snu lub koszmaru właśnie doznawała...ale był naprawdę realistyczny. Spojrzała przed siebie i zobaczyła oszkloną ścianę - a po drugiej stronie masywnych okien stały szczyty luksusowych wieżowców w których odbijał się blask zachodzącego słońca.

Był też dosyć duży balkon, na którym stał jedyny człowiek prócz Revenant w tym miejscu. Mężczyzna opierał się o szklaną balustradę, patrząc za horyzont. Najgorsze dla komandorki było to, że to wszystko wydawało się nieprzyjemnie znajome. W końcu mężczyzna na balkonie spojrzał na Revenant, obrócił się i wszedł z balkonu do środka. Teraz Revenant już kompletnie zgłupiała - zbyt dobrze znała agenta, który właśnie pojawił się w pomieszczeniu. Komandorka, choć nie było to w jej stylu, zaczęła się wierzgać na krześle.

Mężczyzna wciąż z pełnym spokojem podszedł do barku z jakimiś napojami i sięgnął po dwie szklanki. Obrócil się do komandorki i wreszcie odezwał: "Indi Bourbon, czy Lavian Brandy?". Revenant znów jakby skamieniała i patrzała się na mężczyznę jak głupia "Uh...Brandy...". Agent zaczął napełniać szklanki alkoholem. "Wiedziałem, że wciąż coś jednak po mnie masz." powiedział stawiając jedną szklankę przed Revenant, a drugą przed siedzeniem obok. Sam również usiadł i położył dłoń na ramieniu komandorki.

"Petra, zanim cokolwiek zrobisz gdy uwolnię ci ręce, musisz wiedzieć..." zaczął tłumaczyć, powoli odblokowując kajdanki na rękach komandorki. "...jesteś teraz w bardzo ciężkiej sytuacji, już ciąży na tobie wyrok śmierci i czeka na ciebie już za tamtymi drzwiami. Więc może ten jeden raz, pozwól sobie pomóc, hm?" Agent uwolnił ręce komandorki po czym wziął dużego łyka Brandy, Revenant zrobiła to samo.

"Prędzej spodziewałam się po tobie, że z uśmiechem na ustach oddasz mnie w ręce władz." Komandorka melancholijnie zawiesiła wzrok na swojej szklance. "Czyli wszyscy już wiedzą...ile?" Odwróciła wzrok w stronę agenta. Frank, z kamienną twarzą odpowiedział "90 milionów, większość od Imperialnych i niezależnych sponsorów". Komandorka znów zawiesiła wzrok na swojej szklance i zamyślila się.

"Cóż, udało mi się przekonać Breckena, że bardziej opłaca się ciebie zrekrutować niż zabić..." Frank wziął kolejnego, porządnego łyka. "No więc w końcu będziesz miała okazję zobaczyć się ze mną i z resztą rodziny." agent, uśmiechnął się. Jednak Revenant nie była w stanie tego uśmiechu odwzajemnić. Komandorka chłodno powiedziała "Co TY z tego wszystkiego masz?". Frank słysząc to, zgubił swój uśmiech, z nerwów zacisnął dłoń. Niewiele obelg mogło złamać tego człowieka ze stali, jednak rodzina zawsze zna twoje słabe punkty.

"Co JA z tego mam?! CO JA Z TEGO MAM?!" Frank nerwowo wstał z krzesła. "Mam to samo co miałem lata temu kiedy wyciagnąłem ciebie i twoja siostrę z tamtego wraku. Kiedy w końcu skończysz zachowywać się jak dziecko i zrozumiesz, że chodzi mi tylko i WYŁĄCZNIE o wasze dobro?" Agent kończąc zdanie walnął pięścią w stół, wyrzucając swoje emocje. "Zrozum, że znowu ryzykuję całą swoją cieżko zarobioną reputację by cię ratować. Naprawdę wydaje ci się, że robię to dla zysku?" już chciał kontynuować swoją tyradę, jednak przerwało mu szuranie otwierających się drzwi.

W drzwiach pokazał się dostojnie ubrany lokaj. "Panie Ross, żona i córka właśnie przybyły, życzy pan sobie by podać kolację?" powiedział lokaj. Frank tylko skinął ręką potwierdzająco, nie chciał pokazywać lokajowi zaczerwienionej twarzy i rozwalonej fryzury. Petra oparła się wygodniej na krześle i znów utknęła we własnych myślach. Już od dłuższego czasu, jedyna rodzina jaką uznawała, składała się z Eden i swoich statków. Frank, Eileen, jej siostra Diana byli w jej wspomnieniach jak blizna, w każdej chwili gotowa by ponownie się otworzyć i krwawić.

Frank i Petra siedzieli w ciszy, próbując zapanować nad własnymi emocjami. Całe szczęście ich zadumę znów przerwały otwierające się drzwi. "Frank! Ah, ten zachód jest piękny! Dlatego Altair jest moim ulubionym..." Frank i Eileen jak każda para zaczęli się witać i obściskiwać, tymczasem Diana usiadła obok Revenant.

"Kopę lat Diana wyglądasz...wow, Duvalowie by zazdrościli" Komandorka powiedziała, oglądając swoją siostrę. Diana wyglądała, prosto mówiąc - niczym z Imperialnego dworu, a nawet mogła stamtąd być, wnioskując po Imperialnych insygniach. Jedwabne suknie, złote akcesoria i dobrze skomponowana fryzura wyglądały nie gorzej niż garderoba samej księżny Aisling.

"A ty Petra, wyglądasz jak gówno." Diana odpowiedziała zgryźliwie. "Wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz. Masz nawet dosyć ładny pusty grób niedaleko." powiedziała, bez skrupułów siegając po szklankę komandorki by wziąść dużego łyka.

"Mam dziwne wrażenie, że sama chętnie byś mnie do niego posłała." powiedziała Revenant, smutniejąc na twarzy. "Przepraszam, że cię zostawiłam. Byłaś wtedy jeszcze za młoda i-" Petra próbowała się tłumaczyć, ale Diana zatrzymała ją gestem, po czym dołączyła do Eileen i Franka. 

Mijały kolejne chwile a trójka wesoło rozmawiała o codziennych sprawach, prawie w ogóle nie zwracając uwagi na Petrę. Wreszcie obsługa zaczęła przynosić kolację na stół. Wtedy komandorka zauważyła przed sobą jakieś papiery - wcześniej rozmowa z Frankiem tak ją zajęła, że w ogóle ich nie zauważyła.

Zaczęła czytać. Były to papiery rekrutacyjne na jej nazwisko, rzeczywiście Frank przygotował jej solidną posadę...posadę wymagającą lojalności wobec Federacji. Sama myśl o pracy dla Federalnych ją brzydziła, jednak jeśli odmówi stworzyła by zagrożenie dla siebie, Eden i nawet całej załogi swojego Carriera. Komandorka nigdy jeszcze nie czuła się tak niepewnie.

"I kogo moje oczy widzą?" Eileen odezwała sie do Revenant. "Panienka w tarapatach przypomniała sobie, że istniejemy?" kobieta zaczęła się śmiać, Frank pokazywał jej, że ma się uspokoić ale nie dało to żadnego efektu. Kolacja czekała już na stole i wszyscy zaczęli siadać na swoje miejsca. Frank spojrzał na dokumenty, które zostawił córce, odetchnął ze spokojem widząc podpis na każdej stronie.

Nadeszła noc na Biggs Colony. Frank, siedząc przy stole z kamienną twarzą dzielił się doswiadczeniami z pracy, na tyle ile mógł. Eileen chwaliła się osiagnięciami reżyserskimi, opowiadając ze szczegółami o każdym pojedyńczym holofilmie w jakim pojawiało się jej nazwisko. Diana dzieliła się dworskimi intrygami i tytułem Baronessy, jakby miała całe mocarstwo na dłoni.

W końcu i Petra po kilku głębszych zaczęła opowiadać o swojej walce z Sirius Corporation, o pierwszym polowaniu na Thargoidów w Ebisu, o Skrzydlatej Husarii i innych zdarzeniach. W końcu po raz pierwszy od dawna miała malutki uśmiech na twarzy.

Jednak z tyłu głowy nie dawało jej spokoju, że właśnie podpisała pakt z diabłem.
Pracując ze mną można zarobić 2 rzeczy: kredyty...albo kulkę w łeb. Statystycznie - to drugie zdarza się częściej, ale nie ma zabawy bez ryzyka, racja?

DZIENNIK POKŁADOWY
Odpowiedz
#20
15.05.3309/"Infiltracja na froncie"

Petrę wybudził blask jutrzenki. Rozejrzała się niepewnie po pokoju, ten był mniejszy, ale równie luksusowy jak jadalnia z wczoraj. W oknie zobaczyła lokaja, rownież tego samego co wczoraj, który właśnie odsłaniał zasłony w oknach. Sługus obrócił się w stronę komandorki. "Pani Ross, jest pani oczekiwana w pomieszczeniu obok. Radzę nie kazać panu Breckenowi czekać." powiedział po czym skierował się ku wyjściu.

"Zaraz, gdzie mój kombinezon?" Revenant zatrzymała lokaja, gdy zorientowała się, że leżą na niej nie swoje ubrania.

"Pani ubrania są obecnie czyszczone, potrzebowały tego szczególnie po wczorajszej...libacji. A teraz proszę wybaczyć, mam dużo pracy na głowie." Lokaj przy wyjściu jedynie wskazał komandorce wiszący na szafie uniform. Revenant zatopiła znów głowę w poduszce, samo hasło 'libacja' musiało przypomnieć jej ciału, że pora wytworzyć wszystkie objawy potężnego kaca.

Revenant powoli wstała, tak by nie drażnić już i tak ledwie działajacego błędnika. Kiedy świat wokół niej przestał się kręcić, podeszła bliżej swojego nowego munduru, a właściwie jednego z trzech. Ten oficjalny, powieszony po środku tak naprawdę składał się jedynie z prostego, czarnego kombinezonu Remloka i szarej kurty przyozdobionej logami Federacji i dużym "FIA" wypisanym na plecach. Podeszła na lewo, ten uniform był już rzeczywiście bardziej dyskretny. Był to po prostu kombinezon Manticore, ten sam model, którego używają siły zbrojne w całej Federacji, jedynie ciemniejsza paleta szaro-żółtawych kolorów wyróżniałaby ją od zwykłej żołdaczki czy najemniczki. Po prawej wisiała prosta suknia, w której jedynym ciekawym haczykiem była ukryta pod materiałem kabura, materiał też był nietypowy...pewnie jakieś specjalne włókno maskujące przed skanerami ochrony. Widocznie zadbali nawet o uniform na bardziej formalne wypady.

Revenant schowała twarz w dłoniach. Czuła się jak w jakimś słabym sensacyjnym holofilmie, krótko mówiąc - nigdy nie była tak zażenowana. "Nie wierzę, że to robię..." powiedziała sama do siebie, ściągając z szafy oficjalny mundur. Strój byłby wygodny, gdyby nie oznaczenia Federalnej Agencji Wywiadowczej, które sprawiały jej psychiczny dyskomfort. Wreszcie po kilku głębokich wdechach, zebrała odwagę by wyjść z pokoju.

W jadalni, czy pokoju gościnnym było tego poranka bardzo cicho, wszyscy próbowali wyzdrowieć po wczorajszym spotkaniu. Eileen i Frank siedzieli przy stole popijając kawę, agent tylko kiwnął komandorce na powitanie, po czym wrócił do słuchania niekończących się historii swojej partnerki. Diana rozmawiała cicho z jakaś nieznaną komandorce osobą, jednak dało się domyślić, że musiał to być ten cały Brecken.

Z wyglądu Brecken był absolutnym przeciwieństwem Franka. Obnosił się swoim wiekiem, dumnie pokazywał osiwiałą brodę i przycięte po żołniersku włosy. Bawił się brodą uważnie słuchając słów Diany. Revenant idąc w ich stronę zdołała wyłapać jedno zdanie: "...Markiz znikł miesiąc temu, a teraz nie wyściubia nosa nawet na moment. Szantaż zadziałał...". Diana ucichła gdy dojrzała zbliżajacą sie siostrę. "Wybacz Adam, pójdę się odświeżyć." rzekła, po czym znikła za drzwiami na przeciwko pokoju w którym obudziła się Rev.

"Petra Ross, we własnej osobie." Brecken w końcu zwrócił się do komandorki. "Muszę powiedzieć, ukrywanie się pod pseudonimem zbiegłego klona okazuje się tak samo skuteczne, jak głupie. Masz jednak farta że doktorek cię oznaczył." stary agent sięgnał po filiżankę z kawą. Revenant nie wiedziała jak odpowiedzieć, poza tym pozwalała teraz ciągowi świeżego powietrza z otwartego balkonu ukoić nieco męczącego jej głowę kaca. Ku jej uciesze, Brecken wskazał ręką właśnie na balkon, dając znać, że kontynuują rozmowę na zewnątrz.

Wraz z wschodzącym słońcem, zerwał się bardzo silny wiatr. Nie było to już takie dziwne, gdy Revenant zorientowała sie, że apartament Franka stoi może na jakimś siedemdziesiątym piętrze. "Brecken, jak z tymi nagrodami za moją głowę?" komandorka zapytała. Brecken zamknął drzwi i oparł się o balustradę obok Revenant.

"Anonimowo spłacone, zanim zdązyły ujrzeć światło dzienne. No i dla ciebie nie 'Brecken', tylko 'Szef'." stary agent powiedział i pchnął palcem ramię komandorki. "Te opłaty musisz teraz proszę ciebie odpracować. Poza tym wciąż w oczach 'góry' jesteś jedynie brudną przestępczynią. Musisz im udowodnic swoją wartość, chyba nie myślałaś, że ten mundur to tylko na pokaz?" rzekł, po czym utkwił wzrok na tafli morza widocznego na horyzoncie.

Petra westchnęła głośno, zdając sobie sprawę, że nie ma już odwrotu z tego bajzlu. "W takim razie oczekuję na rozkazy...szefie." wyjaknęła, obracając się i również opierając o balustradę. Ludzie tłumiący się na ulicach metropolii wyglądali z tej wysokości jak mrówki. 

Brecken słysząc słowo "szef" uśmiechnął się. "No i to mi się podoba." powiedział, po czym podrzucił komandorce do ręki jakiś datapad. "Słyszałem, że nie boisz się spotykać twarzą w twarz z Thargoidami?" zapytał, na co komandorka przytaknęła. "Niejaki Ivan Trotsky, ważna twarz reżimu rządzącego Ebisu, zaczął ostatnio pośpiesznie pakować manatki w przygotowaniach do ewakuacji. Próbujemy znaleźć coś na drania, a teraz gdy pali mu się grunt pod nogami, szybko popełni jakiś głupi błąd. Popełnił już nawet jeden o którym wiemy." gdy Brecken tłumaczył, na datapadzie migały nazwiska, miejsca pobytu i inne dokladne dane, nawet takie jak dzienna rutyna celu.

"Zamieniam się w słuch." powiedziała komandorka.

"Trotsky dwa dni temu ogłosił, że szuka pilotów AX skłonnych odeskortować go poza front. Rekrutacja jest przeprowadzana pochopnie i bez dogłębnej kontroli, kto się zgłasza, wystarczy tylko zaświecić swoimi osiągnięciami." w końcu na ekranie wyświetliły się dane Petry, a dokładniej obszerna lista obligacji przyznanych jej przez Federację Pilotów. "Idealna okazja by się do niego zbliżyć, znaleźć odpowiednie dowody by usprawiedliwić czyn...i zlikwidować." agent wyjaśnił, po czym datapad zgasł.

"Tak jest." Revenant powiedziała przez zaciśnięte zęby. "Lepiej wyruszę od razu, by nie marnować czasu." rzekła, po czym z fałszywym uśmiechem pośpieszyła w stronę wyjścia z apartamentu. Pomachała reszcie rodziny na pożegnanie, na co oni odpowiedzieli uśmiechami - uśmiechami, które najpewniej brały się tylko z tego, że znow mają Petrę pod nadzorem. Gdy Komandorka weszła do windy i w końcu zaczęła zjeżdżać na dół, wydarła się na całe gardło, dając upust nerwom kotłującym się w niej od wczoraj.

3 GODZINY PÓŹNIEJ - SYSTEM: EBISU

"ALE JAK TO ROBIMY DLA FEDERALNYCH?" Eden wydarła się na cały kokpit, nie wierząc w to co usłyszała. Komandorka wyjaśniała jej sytuację juz któryś raz tego dnia, ale SI zbyt ponosiło by dokladnie słuchała. "Z ciebie robili szczura laboratoryjnego, mnie chcieli rozłożyć na części?! Dlaczego pomagamy akurat IM?!" kontynuowała, nie dając Revenant nawet zacząć zdania.

Komandorka właśnie odlatywała od jedynej wciąż działajacej w systemie stacji. Udało jej się natłuc już 40 milionów za Thargoidy, ale musiała się upewnić, że dostanie się na listę Troytskiego. "Eden...może po prostu w ciszy przetraw to wszystko?...i podaj kurs na Taranis jeśli mogłabyś." Komandorka pomyślała, że udana wizyta w systemie z Maelstromem, wybije ją na sam szczyt listy. Eden ustawiła trasę i odpaliła FSD, głośno powarkując by jeszcze raz zaznaczyć, że jest zła. Statek wskoczył w hiperprzestrzeń...

<HYPERSPACE CONDUIT UNSTABLE>

Hiperdykcja. Dla obydwu załogantek Kraita była to już codzienność. Statek wypadł z powrotem w przestrzeń i zaczęło nim rzucać. Revenant skupiła się na wyrównaniu trajektorii, Eden na nowo ustawiała trasę. Złowroga, czerwona kropka na radarze zbliżała sie coraz bardziej, zmuszając komandorkę do włożenia dodatkowej mocy w silniki. "Chyba Bazyl, Eden jak studzenie FSD?" krzykła komandorka. "20%, ale spokojnie jeden Basilisk dużo nie zrobi." odpowiedziała SI.

Jednak kropka na radarze coraz bardziej przyśpieszała - 8 kilometrów, 7, 6, 5...a Roju ani śladu. Komandorka zaczęła przecierać oczy z wrażenia, ale zaraz powróciła do rzeczywistości gdy poczuła impet eksplozji rozchodzący się po poszyciu. Instynktownie próbowała grzać FSD, kliknięcie...i nic. Kolejne, nic. "Eden co z tym napędem?!"

Eden na chwilę ucichła, po czym krzykła "to...pocisk zakłócający FSD? OD KIEDY ONI TO MAJĄ?!". Nagle Krait stanął w miejscu, traktowany Thargoidzkimi błyskawicami. Wtedy też oczom Revenant ukazał się obcy. Xeno-Scanner wciąż działał, i rozpoczął bazowy skan. Przyrząd zidentyfikował Thargoida...nie jakiegoś Interceptora, tylko coś nowego...

[Obrazek: sZ2bgA8.jpg]

Goid nie miał najmniejszego zamiaru od tak wypuścic Kraita, posyłając rakietę za rakietą. Revenant natychmiast zaczęła pruć z dział do wrednego insekta. Łowca był szybki, ale Działka AX szybko przeżerały się przez jego poszycie. Potem obcy pokazywał kolejne swoje sztuczki: ciągłe błyskawice, całe SALWY rakiet kaustycznych, zmuszajace komandorkę do częstego przegrzewania statku.

Po chwili Revenant nie nadążała ścierać sobie potu z czoła. Spojrzała na stan poszycia - 40%, a u Łowcy 28%, jednak ciągle odzyskiwał tarczę, traktując Kraita prądem. Eden finalnie nie wytrzymała intensywnej terapii elektrowstrząsami i dostała jakiegoś zwarcia. Komandorce pozostało pruć działami ile się dało i liczyć na szczęście.

Łowca jednak przegrał pojedynek, wkrótce jego poszycie nie wytrzymało i zmienił się w kaustyczną chmurę. Krait też ledwo się trzymał, ale jednak na tyle solidnie by dolecieć do jakiegoś bezpiecznego systemu. Może i nie udało się odwiedzić Taranis, ale taka zdobycz na pewno gwarantowała wysoką pozycję na liście...

[Obrazek: ogWHKIz.jpg]
Pracując ze mną można zarobić 2 rzeczy: kredyty...albo kulkę w łeb. Statystycznie - to drugie zdarza się częściej, ale nie ma zabawy bez ryzyka, racja?

DZIENNIK POKŁADOWY
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości