Jeździłem na motorze przez całe życie - od motorynki w wieku 7 lat, przez simsony i jawkę, potem honda VF500F2 i XJ600N na której w 1997 roku miałem poważny wypadek (tydzień przed maturą wbiłem się w auto, które wymusiło pierwszeństwo) - z gipsem maturę jednak na szczęście zdałem
Matka powiedziała ojcu, że jak mi jeszcze raz motor kupi, albo udostępni, to się z domu wyprowadzi.
Tata wybrał mamę i tak musiałem na kolejny motor sam zarobić. W 2003 roku nabyłem Yamahę Fazer 600, równolegle jeździłem na pożyczanym "dziku" X11 - ale to na Fazerze zrobiłem w sumie najwięcej, bo jakieś 50 tys. km.
Z czasem się ożeniłem i z żoną kilka wycieczek zrobiłem (nad morze, w góry itp.), ale potem znów niestety na torze gokardowym w wyrazowie pod częstochową zaliczyłem "szlifa" - ścigając się z kolegą, zamykając oponę i przyspieszając przy małej prędkości (może 50-60 km/h) koledze ujechało koło, a że byłem zaraz za nim to coś źle zrobiłem (możliwe, że bardzo lekko dotknąłem klamki hamulca - małe umiejętności i zły odruch najwyraźniej) i motor poszedł bokiem przygniatając mi kolano. Kumpel się poratował jadąc po chaszczach, mój motor jednak już bokiem poleciał zgodnie z kierunkiem siły odśrodkowej
Kolano się po 2 miesiącach zagoiło, a ja już zacząłem mieć lekkie obawy podczas "składania" się w zakrętach, przestałem jeździć "ofensywnie", a na tor w ogóle mnie nie ciągnęło.
Zacząłem w tym czasie ścigać się na gokartach na tyskim torze, który też czasem Kubica odwiedzał. Wziąłem się za temat poważnie, bo trenowałem 2-3 razy w tygodniu biorąc raz w miesiącu udział w wyścigach na tym torze, ale i na innych (Bielsko i Sosnowiec) - tak było przez 2 lata, gdzie w drugim roku zorientowałem się, że na motorze w sezonie zrobiłem zaledwie 3 tys. km. - decyzja była jedna - sprzedaję sprzęt.
Teraz znów pracuję m.in. na nowy sprzęt i skupiam się na zakupie czegoś innego - BMW RnineT - jazdy próbne mam za sobą, oferta leży u mnie w domu, ale finanse (ponad 80 tys) mnie hamują - już miałem kupić, ale kilka nieplanowanych wydatków koło domu + nowa sypialnia, plus kolejne wczasy z 2 dzieci itp. - po prostu kasa się rozpływa... ale nineT pozostaje celem i sądzę, że do 2 lat z salonu taką wyjadę, nie zamierzam odpuścić - no chyba, że się coś poważne posypie, bo w obecnym świecie niczego pewnym być nie można.
Kocham jazdę na motorze, jeżdżąc też ćwiczyłem i książki mądre o jeździe czytałem, lubowałem się w technice jazdy, przeciwskrętach czy technikach hamowania na deszczu i nie tylko. Po drogach z czasem coraz mniej wariowałem - do tego był tor. Ale cóż - nie można mieć wszystkiego, a jeśli pożyję, to na dwa kółka z silnikiem na pewno jeszcze chcę wrócić.
Piękne maszyny tu umieszczacie - życzę Wam szerokości i kto wie, może kiedyś sobie na drodze (nawet nieświadomie) łapką machniemy