14.03.2017, 23:37 UTC
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.03.2017, 23:51 UTC przez TeddyPanda.)
Dzień Dwieście Ósmy - Ku Chwale Koloni!
Obudziło nas wycie syren. Zeskoczyłem w mgnieniu oka z łóżka i pobiegłem do salonu gdzie czekała już Colon w całym rynsztunku bojowym.
- Co jest? Co się dzieje do cholery? - spytałem na wpół przytomny
Mina Tammy nie zwiastowała niczego dobrego.
- Konserwy - powiedziała - Idzie na nas chędożona armia!
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
- Weź nie rób sobie jaj Colon!
- To sam spójrz - stwierdziła wyświetlając widok z kamer.
Gdy to zobaczyłem zaparło mi dech w piersiach. Dwie spore grupy maszyn kierowały się wprost do naszej bazy.
- Jasny gwint! Nie mamy szans! - rzekłem przerażony
- Sami na pewno nie - słusznie wtrąciła Colon
- Co się dzieje? - usłyszeliśmy głos Rene, który również właśnie wszedł do środka, lecz gdy tylko spojrzał na mapę momentalnie zamilkł.
Po chwili reszta kolonistów pojawiła się w jadalni.
- Będziemy potrzebować wsparcia z zewnątrz - powiedziałem przytomniejąc i pobiegłem w stronę terminala komunikacyjnego by połączyć się z dwoma zaprzyjaźnionymi osadami.
- I jak? - spytała Valencia gdy tylko wróciłem
- Pomogą nam. A teraz wszyscy na stanowiska! - krzyknąłem próbując podnieść morale przyjaciół - Przeróbcie te konserwy na złom! To ostatnia walka, ostatni bój! Przynieście tej Koloni chwałę!
- Ku chwale Koloni! - krzyknął Rene
Ku chwale Koloni! - powtórzyliśmy wszyscy kilkukrotnie by zagrzać się do walki. Gdy już mieliśmy wychodzić na pozycje złapałem Valencię za rękę.
- Nie próbuj mi przypadkiem ginąć. - ostrzegłem ją
- Damy radę Tadek - odparła Valencia
- Uważaj na siebie okej?
Valencia skinęła głową.
- Ty też - pocałowała mnie
Jako pierwsze wybiegły na nas mniejsze jednostki, czyli Kosiarze. Otworzyliśmy ogień. Pociski przebiły się przez lekkie pancerze maszyn i już wkrótce kilka z nich eksplodowało bądź leżało na ziemi krytycznie uszkodzone. Dzięki solidnym umocnieniom oraz wieżyczkom konserwy nie mogły nas nawet tknąć.
- Brawo ludzie! - wykrzyczałem przez radio - padają jak muchy!
Wymiana ognia trwała kilka dobrych godzin. W międzyczasie spadł deszcz, a dzień zaczął schylać się ku końcowi. Gdy pierwsza fala została zniszczona spojrzałem na mapę i głośno przekląłem.
- Co jest Tadek? - spytała Colon przez radio
- Jedna z grup, które szły nam z pomocą...
- Co z nimi?
- Maszyny ich zmasakrowały - powiedziałem spoglądając na sytuację przed murami
- Musimy im pomóc! - odezwała się Valencia
- Nie - stwierdziłem ostro - W otwartym polu nie mamy żadnych szans
Dziewczyna mocno przeklęła.
Trzy wielkie wije przejechały po naszych sojusznikach z Tailor mesy jak walec. Słyszałem ich głośne, pełne bólu krzyki i łomot eksplozji. Nie byliśmy w stanie im pomóc - przekonywałem się. Gdy tylko cyborgi skończyły swą rzeź skierowały się w stronę wejścia na dziedziniec.
- Przygotujcie się! - ryknąłem
Po chwili z korytarza wypełzły wielkie, metalowe stonogi, które momentalnie rozpoczęły ostrzał. Jeden z nich wyposażony był w wielką wyrzutnię zamontowaną na grzbiecie swego pofałdowanego cielska. Wystrzelił pocisk, który trafił wprost do miejsca gdzie stała Misaki.
- Ja płonę! - krzyknęła dziewczyna i wybiegła z okopu próbując ugasić swoje ciało
- Misaki wracaj! - powiedziałem przez radio - O nie!
Dziewczyna dostała się prosto pod lufę karabinu jednego z wijów, który natychmiast wykorzystał nadarzającą się okazję. Dziesiątki kul przeszyło jej ciało niczym sito. Nie miała szans tego przeżyć. Chwilę później kolejny pociski spadły na mój okop.
- Arrrrgh! - rzekłem z grymasem bólu - jedna z kul przeszła na wylot przez moją rękę. Wychyliłem się by oddać strzał, jednak moją uwagę przykuł biegający po dziedzińcu Rene.
- Te cholerne gnidy mają broń zapalającą! - chrypnął swoim ciężkim głosem i w tym momencie zbłąkany pocisk przebił jego udo, Rene zatoczył się i padł na ziemię. Sytuacja z sekundy na sekundę stawała się coraz trudniejsza.
Chwile później na placu boju zjawiły się kolejne dwa wije, oba z wyrzutniami. Wielkie pociski poszybowały w stronę naszych okopów i rozbiły się tuż przy Hectorze. Impet eksplozji sprawił, że ten bezwładnie osunął się na ziemię. Eksplozja była tak silna, że ja również odczułem jej skutki i chwyciłem się za brzuch. Krew spływała mi już niemal z każdego miejsca na ciele ale nie zważałem na to. Jedyne o czym myślałem to aby rozwalić w mak te cholerne konserwy.
- Moje włosy aaaaaa! - krzyknął Hector - Moja twaaaaaaaarz!
- Colon pomóż mu! Gdzie ty w ogóle jesteś?
- Aaaaaaa smażę się! - zawodził Hector
- W szpitalu z Rene!
Ucieszyłem się w duchu. Skoro Colon postanowiła przetransportować swojego męża do szpitala prawdopodobnie nadal żył.
- Wracaj jak naj....
Straciłem przytomność.
Nim Colon zdążyła położyć Rene w bezpiecznym miejscu kolejnym głosem, który niespodziewanie się urwał był Tadek. Ruszyła biegiem w stronę miejsca, w którym stał nie zważając na rozpaczliwe wołanie o pomoc Hectora. Musiała podjąć wybór, jednak zrobiła to bez zastanowienia. Tadek stracił sporo krwi i leżał bezwładnie na ziemi. Ucieszyła się, że nadal oddychał. Wzięła go na ramię i pobiegła z powrotem do szpitala.
- Valencia jesteś tam? - spytała podnosząc mikrofon do ust
- Walą do mnie wszystkie! - krzyknęła rozpaczliwie Valencia
- Zaraz tam będę - odpowiedziała jej - I nie myśl żeby ginąć, bo Tadek zabije i mnie!
- Co z nim?
- Stracił przytomność, ale się wyliże.
Colon usłyszała jak Valencia oddycha z ulgą.
W międzyczasie głos Hectora zupełnie ucichł. Tammy podjęła wybór.
Kopniakiem otworzyła drzwi do szpitala i szybko sięgnęła po bandaże by zatamować liczne krwawienia. Chociaż wiedziała, że Tadek zrobiłby to lepiej to zdawała sobie sprawę, że teraz nie ma czasu na finezję. W pośpiechu owinęła opatrunki i ruszyła na pomoc Valencii. Linia obrony była już niemal kompletnie zniszczona, a na dziedzińcu spoczywało pełno trupów. Na szczęście dziewczyna wciąż żyła.
- Jestem! - krzyknęła do Valencii aby dodać jej otuchy i sięgnęła po karabin, była już kompletnie wyczerpana i czuła, że nie wytrzyma zbyt długo.
Valencia oddała celną serię z blastera po czym upadła na ziemię. Na szczęście nie spowodowały tego kule a zmęczenie. Colon została na placu boju sama.
Zostały tylko dwa! - myślała by dodać sobie sił - tylko dwie konserwy Tammy! Dasz radę!
Kolejna seria z karabinu zniszczyła w drzazgi przedostatniego wija. Tylko jeden. Tylko jeden!
Ostatni Wij wystrzelił w jej kierunku pocisk zapalający jednak Tammy w porę uskoczyła i schowała się za workiem z piaskiem. Poczuła przypływ gorąca, i chociaż nie był on na tyle groźny by powstrzymać Colon, dziewczyna poczuła jak opadają z niej resztki sił. Ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa, jeszcze nigdy wcześniej nie była tak potwornie wyczerpana.
- Giń, Giń, Giń! - krzyknęła po raz ostatni wypuszczając ze swej broni ostatnią serię pocisków, po czym zamknęła oczy i osunęła się na ziemię.
Bitwa była skończona.
Obudziło nas wycie syren. Zeskoczyłem w mgnieniu oka z łóżka i pobiegłem do salonu gdzie czekała już Colon w całym rynsztunku bojowym.
- Co jest? Co się dzieje do cholery? - spytałem na wpół przytomny
Mina Tammy nie zwiastowała niczego dobrego.
- Konserwy - powiedziała - Idzie na nas chędożona armia!
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
- Weź nie rób sobie jaj Colon!
- To sam spójrz - stwierdziła wyświetlając widok z kamer.
Gdy to zobaczyłem zaparło mi dech w piersiach. Dwie spore grupy maszyn kierowały się wprost do naszej bazy.
- Jasny gwint! Nie mamy szans! - rzekłem przerażony
- Sami na pewno nie - słusznie wtrąciła Colon
- Co się dzieje? - usłyszeliśmy głos Rene, który również właśnie wszedł do środka, lecz gdy tylko spojrzał na mapę momentalnie zamilkł.
Po chwili reszta kolonistów pojawiła się w jadalni.
- Będziemy potrzebować wsparcia z zewnątrz - powiedziałem przytomniejąc i pobiegłem w stronę terminala komunikacyjnego by połączyć się z dwoma zaprzyjaźnionymi osadami.
- I jak? - spytała Valencia gdy tylko wróciłem
- Pomogą nam. A teraz wszyscy na stanowiska! - krzyknąłem próbując podnieść morale przyjaciół - Przeróbcie te konserwy na złom! To ostatnia walka, ostatni bój! Przynieście tej Koloni chwałę!
- Ku chwale Koloni! - krzyknął Rene
Ku chwale Koloni! - powtórzyliśmy wszyscy kilkukrotnie by zagrzać się do walki. Gdy już mieliśmy wychodzić na pozycje złapałem Valencię za rękę.
- Nie próbuj mi przypadkiem ginąć. - ostrzegłem ją
- Damy radę Tadek - odparła Valencia
- Uważaj na siebie okej?
Valencia skinęła głową.
- Ty też - pocałowała mnie
Jako pierwsze wybiegły na nas mniejsze jednostki, czyli Kosiarze. Otworzyliśmy ogień. Pociski przebiły się przez lekkie pancerze maszyn i już wkrótce kilka z nich eksplodowało bądź leżało na ziemi krytycznie uszkodzone. Dzięki solidnym umocnieniom oraz wieżyczkom konserwy nie mogły nas nawet tknąć.
- Brawo ludzie! - wykrzyczałem przez radio - padają jak muchy!
Wymiana ognia trwała kilka dobrych godzin. W międzyczasie spadł deszcz, a dzień zaczął schylać się ku końcowi. Gdy pierwsza fala została zniszczona spojrzałem na mapę i głośno przekląłem.
- Co jest Tadek? - spytała Colon przez radio
- Jedna z grup, które szły nam z pomocą...
- Co z nimi?
- Maszyny ich zmasakrowały - powiedziałem spoglądając na sytuację przed murami
- Musimy im pomóc! - odezwała się Valencia
- Nie - stwierdziłem ostro - W otwartym polu nie mamy żadnych szans
Dziewczyna mocno przeklęła.
Trzy wielkie wije przejechały po naszych sojusznikach z Tailor mesy jak walec. Słyszałem ich głośne, pełne bólu krzyki i łomot eksplozji. Nie byliśmy w stanie im pomóc - przekonywałem się. Gdy tylko cyborgi skończyły swą rzeź skierowały się w stronę wejścia na dziedziniec.
- Przygotujcie się! - ryknąłem
Po chwili z korytarza wypełzły wielkie, metalowe stonogi, które momentalnie rozpoczęły ostrzał. Jeden z nich wyposażony był w wielką wyrzutnię zamontowaną na grzbiecie swego pofałdowanego cielska. Wystrzelił pocisk, który trafił wprost do miejsca gdzie stała Misaki.
- Ja płonę! - krzyknęła dziewczyna i wybiegła z okopu próbując ugasić swoje ciało
- Misaki wracaj! - powiedziałem przez radio - O nie!
Dziewczyna dostała się prosto pod lufę karabinu jednego z wijów, który natychmiast wykorzystał nadarzającą się okazję. Dziesiątki kul przeszyło jej ciało niczym sito. Nie miała szans tego przeżyć. Chwilę później kolejny pociski spadły na mój okop.
- Arrrrgh! - rzekłem z grymasem bólu - jedna z kul przeszła na wylot przez moją rękę. Wychyliłem się by oddać strzał, jednak moją uwagę przykuł biegający po dziedzińcu Rene.
- Te cholerne gnidy mają broń zapalającą! - chrypnął swoim ciężkim głosem i w tym momencie zbłąkany pocisk przebił jego udo, Rene zatoczył się i padł na ziemię. Sytuacja z sekundy na sekundę stawała się coraz trudniejsza.
Chwile później na placu boju zjawiły się kolejne dwa wije, oba z wyrzutniami. Wielkie pociski poszybowały w stronę naszych okopów i rozbiły się tuż przy Hectorze. Impet eksplozji sprawił, że ten bezwładnie osunął się na ziemię. Eksplozja była tak silna, że ja również odczułem jej skutki i chwyciłem się za brzuch. Krew spływała mi już niemal z każdego miejsca na ciele ale nie zważałem na to. Jedyne o czym myślałem to aby rozwalić w mak te cholerne konserwy.
- Moje włosy aaaaaa! - krzyknął Hector - Moja twaaaaaaaarz!
- Colon pomóż mu! Gdzie ty w ogóle jesteś?
- Aaaaaaa smażę się! - zawodził Hector
- W szpitalu z Rene!
Ucieszyłem się w duchu. Skoro Colon postanowiła przetransportować swojego męża do szpitala prawdopodobnie nadal żył.
- Wracaj jak naj....
Straciłem przytomność.
Nim Colon zdążyła położyć Rene w bezpiecznym miejscu kolejnym głosem, który niespodziewanie się urwał był Tadek. Ruszyła biegiem w stronę miejsca, w którym stał nie zważając na rozpaczliwe wołanie o pomoc Hectora. Musiała podjąć wybór, jednak zrobiła to bez zastanowienia. Tadek stracił sporo krwi i leżał bezwładnie na ziemi. Ucieszyła się, że nadal oddychał. Wzięła go na ramię i pobiegła z powrotem do szpitala.
- Valencia jesteś tam? - spytała podnosząc mikrofon do ust
- Walą do mnie wszystkie! - krzyknęła rozpaczliwie Valencia
- Zaraz tam będę - odpowiedziała jej - I nie myśl żeby ginąć, bo Tadek zabije i mnie!
- Co z nim?
- Stracił przytomność, ale się wyliże.
Colon usłyszała jak Valencia oddycha z ulgą.
W międzyczasie głos Hectora zupełnie ucichł. Tammy podjęła wybór.
Kopniakiem otworzyła drzwi do szpitala i szybko sięgnęła po bandaże by zatamować liczne krwawienia. Chociaż wiedziała, że Tadek zrobiłby to lepiej to zdawała sobie sprawę, że teraz nie ma czasu na finezję. W pośpiechu owinęła opatrunki i ruszyła na pomoc Valencii. Linia obrony była już niemal kompletnie zniszczona, a na dziedzińcu spoczywało pełno trupów. Na szczęście dziewczyna wciąż żyła.
- Jestem! - krzyknęła do Valencii aby dodać jej otuchy i sięgnęła po karabin, była już kompletnie wyczerpana i czuła, że nie wytrzyma zbyt długo.
Valencia oddała celną serię z blastera po czym upadła na ziemię. Na szczęście nie spowodowały tego kule a zmęczenie. Colon została na placu boju sama.
Zostały tylko dwa! - myślała by dodać sobie sił - tylko dwie konserwy Tammy! Dasz radę!
Kolejna seria z karabinu zniszczyła w drzazgi przedostatniego wija. Tylko jeden. Tylko jeden!
Ostatni Wij wystrzelił w jej kierunku pocisk zapalający jednak Tammy w porę uskoczyła i schowała się za workiem z piaskiem. Poczuła przypływ gorąca, i chociaż nie był on na tyle groźny by powstrzymać Colon, dziewczyna poczuła jak opadają z niej resztki sił. Ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa, jeszcze nigdy wcześniej nie była tak potwornie wyczerpana.
- Giń, Giń, Giń! - krzyknęła po raz ostatni wypuszczając ze swej broni ostatnią serię pocisków, po czym zamknęła oczy i osunęła się na ziemię.
Bitwa była skończona.