21.02.2017, 12:10 UTC
Po krótkiej przerwie wracamy z nowymi odcinkami
Dzień Osiemdziesiąty Czwarty - Wybuchające Żółwie 2
Wczesnym rankiem nasze skanery wykryły dziwne zachowanie wędrującego nieopodal stada wybuchających żółwi. Obraz przesyłany z sondy jednoznacznie pokazywał, że zwierzęta pędzą wprost do naszej osady. Colon, która po swoim ślubie ani na chwilę się nie rozleniwiła i jeszcze ciężej pracowała zarówno nad badaniami naukowymi jak i rozbudową bazy śledziła w skupieniu jak wściekła fauna pędzi w morderczym szale przez las.
- Zbierz ludzi na stanowiska - poleciłem jej.
Colon skinęła głową i wystukała sygnał przez radio po czym oboje ruszyliśmy w stronę bramy. Wkrótce potem dołączyła do nas reszta Koloni. Nana - ze swoim wielkim karabinem snajperskim, Hector i jego przestarzały karabin, McClain z wyrzutnią no i ja z blasterem. Colon stanęła na tyłach aby nas asekurować.
Cały ten szyk bojowy, rozplanowanie pozycji i taktyka nie miały znaczenia, ponieważ wystarczył jeden strzał. Kiedy zwierzęta wkroczyły na dziedziniec wystrzeliłem niemalże na ślepo blasterowy pocisk, ten trafił centralnie w odwłok jednego z żółwi co spowodowała eksplozję. Tak zaczęła się reakcja łańcuchowa. Żółwie obok zapaliły się, ogień przepalił ich skorupy i również eksplodowały, a następnie kolejne i kolejne, aż ani jedno stworzenie nie pozostało przy życiu. Dziedziniec zajął się ogniem, jednak dzięki jego przemyślanej strukturze - pożar nie miał szans wkraść się do środka bazy. Spłonęła jedynie trawa i kilka drewnianych pułapek.
Dzień Osiemdziesiąty Czwarty - Wybuchające Żółwie 2
Wczesnym rankiem nasze skanery wykryły dziwne zachowanie wędrującego nieopodal stada wybuchających żółwi. Obraz przesyłany z sondy jednoznacznie pokazywał, że zwierzęta pędzą wprost do naszej osady. Colon, która po swoim ślubie ani na chwilę się nie rozleniwiła i jeszcze ciężej pracowała zarówno nad badaniami naukowymi jak i rozbudową bazy śledziła w skupieniu jak wściekła fauna pędzi w morderczym szale przez las.
- Zbierz ludzi na stanowiska - poleciłem jej.
Colon skinęła głową i wystukała sygnał przez radio po czym oboje ruszyliśmy w stronę bramy. Wkrótce potem dołączyła do nas reszta Koloni. Nana - ze swoim wielkim karabinem snajperskim, Hector i jego przestarzały karabin, McClain z wyrzutnią no i ja z blasterem. Colon stanęła na tyłach aby nas asekurować.
Cały ten szyk bojowy, rozplanowanie pozycji i taktyka nie miały znaczenia, ponieważ wystarczył jeden strzał. Kiedy zwierzęta wkroczyły na dziedziniec wystrzeliłem niemalże na ślepo blasterowy pocisk, ten trafił centralnie w odwłok jednego z żółwi co spowodowała eksplozję. Tak zaczęła się reakcja łańcuchowa. Żółwie obok zapaliły się, ogień przepalił ich skorupy i również eksplodowały, a następnie kolejne i kolejne, aż ani jedno stworzenie nie pozostało przy życiu. Dziedziniec zajął się ogniem, jednak dzięki jego przemyślanej strukturze - pożar nie miał szans wkraść się do środka bazy. Spłonęła jedynie trawa i kilka drewnianych pułapek.