03.02.2017, 20:56 UTC
Dzień Czterdziesty Trzeci - Snajper
Schwytaliśmy więźnia! Zadanie to okazało się dużo łatwiejsze niż przypuszczaliśmy, bo przyszedł sam, a zdradził go chybiony strzał, który trafił w panel słoneczny ciężko go uszkadzając. Strzelec nie posiadał najwyraźniej zbyt wielkich umiejętności w posługiwaniu się swoja bronią, bo koszmarnie chybił, a jedyne miejsce, skąd mógł paść strzał były południowe umocnienia. Nic więc dziwnego, że snajperem okazał się być jeden z plemiennych ludzi. Colon bez problemu ogłuszyła dzikusa i odebrała mu broń.
- Najlepiej go od razu odstrzelmy - powiedziała celując nową zabawką w nieprzytomnego.
- Nie. Nie zabijamy bezbronnych.
- To co z nim zamierzasz kurde zrobić?
Przypatrzyłem się z uwagą Dzikusowi. Jego twarz nie przejawiała najmniejszych oznak inteligencji.
- Nie wiem. Zamkniemy go, a potem pomyślimy.
- Jak sobie chcesz - stwierdziła zrezygnowana Colon wręczając mi do rąk karabin.
Kiedy wracaliśmy do bazy transportując więźnia wybiegła ku nam Valencia.
- I jak? Udało się?
- Tak i nawet przeżył spotkanie z Colon!
Valencia roześmiała się po czym stwierdziła wesoło - Gratki Tammy!
Colon przez dłuższą chwilę walczyła ze sobą jednak w końcu i ona lekko się uśmiechnęła.
- No rozchmurz twarz - zachęciłem ją co o dziwo zadziałało
- Dzięki - powiedziała w stronę Valencii nadzwyczaj miłym tonem - a czy ty przypadkiem kiedyś nie gadałaś, że dobrze strzelasz?
- To prawda! Rodzice brali mnie często na polowania!
Colon wskazała palcem karabin wiszący mi na ramieniu.
- Ten kretyn miał ze sobą całkiem niezłą snajperkę. Ja nie chce, ale może ty?
- Dzięki! Pewnie! W końcu będę mogła pozbyć się tej durnej wyrzutni!
- No niczego nie podpalisz - dodała Colon
- A nasz gość? - zmieniłem w pośpiechu temat - doszedł już do siebie?
- Tak! Postanowił do nas dołączyć!
Świetnie. Zawsze to dodatkowa para rąk do pracy!
Schwytaliśmy więźnia! Zadanie to okazało się dużo łatwiejsze niż przypuszczaliśmy, bo przyszedł sam, a zdradził go chybiony strzał, który trafił w panel słoneczny ciężko go uszkadzając. Strzelec nie posiadał najwyraźniej zbyt wielkich umiejętności w posługiwaniu się swoja bronią, bo koszmarnie chybił, a jedyne miejsce, skąd mógł paść strzał były południowe umocnienia. Nic więc dziwnego, że snajperem okazał się być jeden z plemiennych ludzi. Colon bez problemu ogłuszyła dzikusa i odebrała mu broń.
- Najlepiej go od razu odstrzelmy - powiedziała celując nową zabawką w nieprzytomnego.
- Nie. Nie zabijamy bezbronnych.
- To co z nim zamierzasz kurde zrobić?
Przypatrzyłem się z uwagą Dzikusowi. Jego twarz nie przejawiała najmniejszych oznak inteligencji.
- Nie wiem. Zamkniemy go, a potem pomyślimy.
- Jak sobie chcesz - stwierdziła zrezygnowana Colon wręczając mi do rąk karabin.
Kiedy wracaliśmy do bazy transportując więźnia wybiegła ku nam Valencia.
- I jak? Udało się?
- Tak i nawet przeżył spotkanie z Colon!
Valencia roześmiała się po czym stwierdziła wesoło - Gratki Tammy!
Colon przez dłuższą chwilę walczyła ze sobą jednak w końcu i ona lekko się uśmiechnęła.
- No rozchmurz twarz - zachęciłem ją co o dziwo zadziałało
- Dzięki - powiedziała w stronę Valencii nadzwyczaj miłym tonem - a czy ty przypadkiem kiedyś nie gadałaś, że dobrze strzelasz?
- To prawda! Rodzice brali mnie często na polowania!
Colon wskazała palcem karabin wiszący mi na ramieniu.
- Ten kretyn miał ze sobą całkiem niezłą snajperkę. Ja nie chce, ale może ty?
- Dzięki! Pewnie! W końcu będę mogła pozbyć się tej durnej wyrzutni!
- No niczego nie podpalisz - dodała Colon
- A nasz gość? - zmieniłem w pośpiechu temat - doszedł już do siebie?
- Tak! Postanowił do nas dołączyć!
Świetnie. Zawsze to dodatkowa para rąk do pracy!