Husarska Kolonia
#31
Dzień Dwudziesty Pierwszy - Wybuchające Żółwie

Ageia jest planetą pełną dzikiej, obcej fauny. Część gatunków to jak łatwo się domyślić okazy przetransportowane tutaj z Ziemi podczas ery kolonizacji, niektóre zmutowane, zyskujące osobliwe właściwości jak poruszający się z prędkością światła Lis. Druga część to gatunki całkowicie obce i mimo, że zazwyczaj podobne do znanych zwierząt ich cechy są unikalne.

Jednym z takich zwierząt jest Wybuchający Żółw. 

[Obrazek: IErqEvi.png]

Przypomina on nieco znanego nam żółwia, jednak jest on kilka razy większy osiągając rozmiary do około metra wysokości oraz długości. Zamiast skorupy z kolei posiada dużą żółtą torbiel na grzbiecie i ostrzegam was! Jeśli kiedykolwiek przyjdzie wam stanąć z nim w oko w oko pod żadnym pozorem nie próbujcie go atakować, ponieważ o ile może przeżyjcie od eksplozji to będziecie mieli jeszcze do zdławienia szybko rozprzestrzeniający się pożar! Tak, wybuchający żółw nosi na plecach dynamit! Tak właśnie wywołałem pożar, który zdławił olbrzymie połacie lasu na zachód od naszej bazy. Trwało to kilka dni, a rozszalały ogień zdążyła ugasić dopiero mocna ulewa, która nadeszła kilka dni później. Wolę jednak nie myśleć do czego mogłoby dojść gdybym spróbował zapolować na to dziwne zwierzę w okolicach naszej bazy.

[Obrazek: v7WgwHr.png]

Odpowiedz
#32
Dzień Trzydziesty - Uciekinierka

Odcinek ten, nieco ostrzejszy (Biggrin) jest oficjalnie dedykowany stale śledzącemu losy Kolonii Cmdrowi Quarionowi!

Dzisiaj mija pełny miesiąc od katastrofy Horyzontu, chociaż czasami łapię się na tym, że przestałem nazywać ten wypadek "katastrofą" bądź "zderzeniem", a zacząłem używać pojęć takich jak "przybycie", "lądowanie", a czasami nawet "zamieszkanie". Przyzwyczaiłem się do życia w koloni i coraz mniej mam ochotę wracać do HR. Życie tutaj toczy się w zupełnie inny sposób. Gdy tylko pierwsze promyki słońca skąpią wyniosłe szczyty Wzgórza Pand w ciepłych barwach czerwieni i pomarańczy, gdy usłyszę śpiew ptaków, harce budzących sie do życia insektów, doniosły tupot stad wędrownych mawołów, które często przemierzają tę okolicę w poszukiwaniu źródeł wody i pożywienia, gdy tylko otworzę oczy i przywita mnie przyjemny wiatr jak gdyby spadający na mnie od strony gór niczym ciepła lawina. Gdy tylko doglądnę roślin, sprawdzę kolor ich liści i dojrzę owoców by upewnić się, że wzrastają prawidłowo albo nie daj boże nie chorują! Gdy tylko przywitam Colon, pogodzony z faktem, że mogę liczyć jedynie na jej przyjaźń, lecz z drugiej strony ciesząc się z jej towarzystwa. Gdy tylko wieczorem pozwolę sobie na chwilę zadumy i spojrzę w gwiazdy wiedząc, że gdzieś tam, daleko są wszyscy, których kiedykolwiek znałem, wszyscy, których lubiłem i szanowałem, że jednym z tych błyszczących na niebie punkcików jest HR 8444, kolejnym być może Sol, Achenar, Syriusz czy Eranin, w którym przyszedłem na świat, i w którym na krążącej w tym systemie przepięknej planecie Azeban wciąż żyła moja rodzina.

Gdy tylko przemierzę myślami całą przeszłość i wrócę do wydarzeń z dawnych czasów. Młodzieńcze lata spędzone na Azeban, dyplom akademii medycznej, porzucenie kariery by zostać jednym z niezależnych pilotów, kupno pierwszego Sidewindera, wstąpienie do Imperium, powstanie Husarii, założenie własnej wytwórni filmowej na stacji Maskalyne Vision, gdy tylko zamknę oczy i położę się do snu zdam sobie sprawę, że tutaj, na tym obcym, zapomnianym świecie, w końcu odnalazłem spokój i odpoczynek, a także być może jeszcze coś.

Kiedy po kolejnym ciężkim dniu pracy, bez powodzenia starałem się nieco zrelaksować usłyszałem głośny pisk mojego podręcznego interkomu.

- Halo?! Czy ktoś mnie słyszy ?! Błagam, czy ktokolwiek jest na tej linii?! - wrzeszczał zdyszany głos w słuchawce.
- Tak słyszymy cię - odpowiedziałem - z tej strony placówka The Winged Hussars. Nie zbliżaj się do wejścia bez pozw...
Głos przerwał mi zanim dokończyłem zdanie.
- Błagam wpuśćcie mnie! Nie mam już sił, są tuż za mną! 
Wyszedłem na zewnątrz i skierowałem się w stronę północnej bramy, jednak nikogo nie zauważyłem. Na wszelki wypadek przywołałem też Colon.
- Czuję, że będziemy mieli kłopoty - powiedziałem cicho do Colon zasłaniając mikrofon, po czym już normalnym tonem wycedziłem - Ktoś cię ściga? Kim oni są?
- Nie wiem! - wrzeszczał rozpaczliwie głos - dopiero się wybudziłam!
Spojrzałem porozumiewawczo w stronę swojej towarzyszki. Jej mina mówiła wyraźnie: "Rób jak uważasz, ale jeśli to pułapka, to cię zabiję".
- Dobra! Kieruj się na wschód przez puszczę aż pomiędzy klifami dostrzeżesz mury i linię okopów. W razie konieczności osłonimy cię ogniem!

[Obrazek: rESOncw.png]

Przez chwilę na linii panowała cisza, jednak po kilku minutach na skraju horyzontu dostrzegłem niewielką, lecz szybko powiększającą się sylwetkę.
Wtedy pierwszy raz ją zobaczyłem. 
- Rany boskie, jaka laska - wyszeptałem z braku laku do Colon
Colon skrzywiła się momentalnie, lecz gdy wychyliła się zza muru w moment zrozumiała, że nie chodzi mi o nią, a biegnącą w naszą stronę dziewczynę. 
Była młodą, długowłosą brunetką o pięknej buzi i wielkich atrybutach (choć jestem pewien, że Cmdr Quarion znalazłby dosadniejsze określenie), zrobiłem szybkie porównanie zerkając raz po raz na uciekinierkę i Tammy. Po chwili researchu wynik rywalizacji był jasny. Ta dziewczyna miała większe. Była też drobna, zadbana i opalona.

Przez chwilę niczym w zwolnionym tempie obserwowałem jej bieg w naszą stronę. W górę i w dół, w górę i w dół. To było coś pięknego. Widok ten oczarował mnie tak, że przestałem odbierać inne sygnały płynące z zewnątrz i skupiłem się tylko na tych dwóch. Przynajmniej, aż do momentu, w którym nie poczułem piekącego bólu poniżej pleców.

To Colon zasadziła mi solidnego kopniaka w tyłek budząc mnie z transu.
- Ty cholerny zboku, nie widzisz?! Strzelaj!

Ocknąłem się i zauważyłem przed sobą grupę piratów. Byłem zdezorientowany, jakbym dosłownie przed chwilą obudził się z głębokiego snu, lecz na szczęście udało mi się w miarę szybko pozbierać. Przymierzyłem i wycelowałem. Jeden strzał, jeden kill. Schowałem się za osłonę, by naładować broń walcząc jednocześnie z palącą rządzą oświadczenia się naszej nowej koleżance. 

Wyskoczyłem zza worków z piaskiem po raz kolejny. Miałem dzisiaj cela, to trzeba przyznać, ponieważ ponownie tylko jeden pocisk wystarczył, a ja zanotowałem kolejnego headshota.

[Obrazek: mxFOAUR.png]

- Teraz będzie się popisywał - warknęła Colon.
Trzeci bandyta rzucił się do ucieczki, a ja niesiony adrenaliną ruszyłem w pogoń.

Po chwili było po wszystkim. Co prawda ostatni z piratów potrzebował aż sześciu celnych trafień, by ostatecznie paść martwy na ziemię zdecydowałem jednak zataić ten fakt zarówno przed Tammy jak i przed nowo poznaną dziewczyną. Oficjalna wersja zdarzeń brzmi więc:

- Bułka z masłem - wyszczerzyłem zęby do czekających przy umocnieniach dziewczyn - trzy strzały, trzy fragi! To ciągłe ratowanie ci życia robi się powoli nudne Tammy! - spojrzałem na nią z jednoczesną satysfakcją i błaganiem.
Tammy otworzyła usta i już widziałem, że chce wygłosić typowy dla siebie komentarz o moich zdolnościach na polu bitwy. I nagle stało się to czego nigdy bym od niej nie oczekiwał. Zmieniła zdanie.
- Ach tak - wycedziła przez zęby - po raz kolejny ci się to udało. 
Zwróciłem się do Uciekinierki, która stała tuż obok.
- Nazywam się Peter, ale znajomi wołają na mnie Terminator! A Ty?
Spostrzegłem, że dziewczyna już dłuższego czasu powstrzymuje ochotę rzucenia mi się na szyję, w końcu to zrobiła, a ja poczułem na klatce piersiowej coś przyjemnie miękkiego.
- Nana - wyszeptała dziewczyna - Nana Valencia.
- Dziękuję - powiedziałem
Zachichotała wyraźnie próbując odgadnąć co mam na myśli.
- Cała przyjemność po mojej stronie Peter.
Jednak moje oczy skierowane były w kierunku Tammy, która jak miałem wrażenie pierwszy raz naprawdę szczerze się do mnie uśmiechała. Po chwili odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku bazy. 
- Traktuj to jako gest przyjaźni - powiedziała cicho przez interkom - ale to jedyny i ostatni raz, kiedy publicznie robię z siebie kretynkę
Nie odpowiedziałem co Tammy uznała najwyraźniej za zgodę, ponieważ po chwili ciszy rozłączyła się
- Ta twoja znajoma - zagadnęła Valencia - kim ona dla ciebie jest?
Teraz już w stu procentach wiedziałem. Nie zwalniając uścisku, w którym tkwiliśmy stwierdziłem z pełnym przekonaniem.
- To dobra przyjaciółka, ale nic więcej.
Tak. Tammy była naprawdę świetną przyjaciółką. Postanowiłem, że jeśli to wszystko przetrwamy pomogę jej i jej rodzinie stanąć na nogi, a być może nawet zaproszę do HR 8444. Za kredyty, które zdobyłem w czasie swych niezliczonych przygód i wypraw mogłem bez problemu zapewnić im wszystko czego by tylko zapragnęli.
O ile przetrwamy.

Odpowiedz
#33
Kilka info poza RP Smile

- Obecnie jestem już przy ok 70 dniu
- W dniu 60 zwiększyłem poziom trudności z "nieprzyjazny" na "trudny", ponieważ gra wydaje mi się nieco za łatwa, zwłaszcza, że nauczyłem się ją ogarniać nieco przy wcześniejszej koloni (nie związanej z TWH) i np. umiem dobrze zarządzać kolonistami oraz przygotować linie obrony, a także umiejscowić bazę co stanowczo ułatwia grę (a wręcz jest kluczowe dla przetrwania)
- Zacząłem używać trybu deweloperskiego, ale tylko w roleplaying. Pozwala mi to np. lepiej kierować motywacjami postaci oraz sprawdzać ich relacje. Posłużę się tutaj przykładem relacji Colon - Tadek - Valencia. Współczynnik przyjaźni dla Colon oraz Tadka jest bardzo wysoki, jednak współczynnik romansu wynosi prawie 0 od strony Colon i +60 od strony Tadka. Dlatego właśnie Tadek nie był w stanie "poderwać" Colon co okraszałem stosownymi dialogami kierując się jej cechami charakteru trait - "pesymista". Z kolei ten sam współczynnik w kwestii Tadka oraz Valencii wynosi +200 dla obu stron, co również co w połączeniu z optymistycznym charakterem obu postaci daje takie, a nie inne realcje. W kolejnym miesiącu dojdą też nowe postacie, nowe charaktery, nowe związki i zawirowania w ich relacjach. Dla przykładu jednym z nich czarnoskóry rzemieślnik, który z powodzeniem zakocha się w naszej... Oraz pewna młoda Ascetka Smile Tryb deweloperski posłużył mi też do usunięcia zwiazków rodzinnych Tadka z mieszkańcami planety Smile
- Z naprawdę ważnych eventów możliwe, że pojawią się filmy
- Zacząłem powoli wymyślać mini prostą historię mającą na celu wyjaśnienie dlaczego Conda rozbiła się o tę planetę Tongue

Odpowiedz
#34
Dzień Trzydziesty Drugi - Zabójczy Duet

Stałem oparty o futrynę drzwi wejściowych obserwując z uśmiechem na ustach sadzącą właśnie ryż Valencię. Jak się dowiedziałem, była ona członkinią jednej z mocno zaawansowanych technicznie frakcji planety, gdzie zajmowała się przede wszystkim uprawą roślin, jednak i używanie broni palnej nie było dla niej obce i jak twierdziła całkiem nieźle strzelała z broni dalekiego zasięgu. Niestety wskutek najazdu czegoś co nazywała "Mechanicznymi Kosiarzami" straciła dom i aby dowództwo aby ochronić resztki ocalałych z ataku postanowiło użyć sarkofagów hibernacyjnych. Był to jedyny sposób, by ochronić się przed wyczuwającymi ciepłotę ciała mechanoidami.

- Więc tak naprawdę ile masz lat? - spytałem przy kolacji.
Valencia zerknęła niepewnie na mnie po czym szybko odwróciła wzrok.
- Biologicznie czy fizycznie?
- Tak i tak.
Zanim odpowiedziała wzięła do ust solidny haust wody.
- Biologicznie mam dwadzieścia sześć lat - nastąpiło pełne napięcia milczenie, po czym dodała - a fizycznie, czyli licząc cały ten czas w kapsule to byłoby ponad dwieście pięćdziesiąt.
Odetchnąłem z ulgą.
- Nie tak źle! Słyszałem kiedyś plotki, że Aisling Duval ma więcej.
- Chodzi ci o tę maskotkę Imperium? - wtrąciła Colon, która właśnie pojawiła się wewnątrz salonu.
- Tak o tę - kiwnąłem głową
Valencia wydała się wyraźnie zaskoczona
- Co to za Imperium?
Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia z Colon. Przyjaciółka po raz kolejny dała mi działać po swojemu. Zwróciłem się ponownie ku Valencii. Miała piękne błękitne oczy.
- Być może zdziwi cię fakt, że...
I tak zacząłem jej opowiadać o wielkiej galaktycznej społeczności sześć tysiecy lat świetlnych stąd, o wielkich kosmicznych potęgach i systemach pełnych dryfujących w przestrzeni, orbitujących miastach. Opowiadałem o swoim domu, o Skrzydlatej Husarii, której byłem częścią, o tym kim naprawdę jestem i jak koniec końców tu trafiłem. Valencia chłonęła informacje i zadawała masę pytań od ważnych dla zrozumienia jej pochodzenia np. czy ludzie stąd pochodzą właśnie z tamtej odległej przestrzeni, aż po zupełnie nieistotne jak choćby nazwa mojego statku.
- I mówisz, że od miesiąca próbujecie go naprawić?
- Szczerze powiedziawszy jeszcze nie zaczęliśmy nad tym pracować - westchnąłem - wciąż staramy się zrozumieć co konkretnie jest uszkodzone.
- Na pewno dasz sobie radę - uśmiechnęła się tak uroczo, że niemal spadłem z krzesła z wrażenia. Z trudem, ale utrzymując równowagę spytałem.
- Wiem, że jesteś tutaj od niedawna ale pomyślałem sobie...
I wtedy rozległ się alarm. Systemy ostrzegania dalekiego zasięgu wskazywały dwóch uzbrojonych piratów, którzy parli wprost na nasze umocnienia.

Wybiegłem z bazy. Dochodziła północ, a na zewnątrz szalała burza z piorunami. Przekląłem w duchu - wybrali sobie idealną porę. Valencia biegła za mną.

- Wracaj do środka! - krzyknąłem, jednak dziewczyna nie reagowała
- Chcę pomóc. - powiedziała kręcąc głową w geście odmowy.
- To nie jest zabawa - wycedziłem nie kryjąc wściekłości, a powietrze przeszył donośny grzmot.
Zaledwie chwila a ja już byłem przemoczony od stóp do głów.
- Ale ja wcale nie żartuje - zapewniła Nana, a ja dopiero teraz zauważyłem, że w rękach dzierży karabin.
- Skąd to masz do cholery?
- Pożyczyłam - skinęła niewinnie na broń.
W międzyczasie dołączyła do nas Colon, której wyraz twarzy wskazywał na brak jakiegokolwiek zaskoczenia zaistniałą sytuacją.
- Idziecie czy nie? - spytała kierując się w stronę bramy.
Wytrzeszczyłem na nią oczy.
- I ty jej na to pozwalasz?
Colon odwróciła się do nas pytająco. W mgnieniu oka zrozumiała.
- To, że tak wygląda nie znaczy jeszcze, że nie umie korzystać z broni ty szowinistyczny dupku.
Zaczerwieniłem się ze wstydu. Colon, jak żadna inna osoba potrafiła zgasić mnie w mgnieniu oka. Valencia nie zwróciła jednak na nią uwagi i wciąż wpatrywała się we mnie nie ruszając z miejsca.
- Jeśli chcesz to zostanę - powiedziała.
Machnąłem ręką dając za wygraną.
- Dobra chodź, tylko uważaj na siebie. To prawdziwe kule i prawdziwy ołów.
Pokiwała głową akceptując układ.

Było ich dwóch, lecz aura sprawiała, że celowanie i ocena odległości była niemal niemożliwa. Widziałem jedynie poruszające się w zmroku cienie. W dodatku czułem jakbym tonął we własnych butach, a podłoże stało się zbyt miękkie i grząskie wskutek siarczystej ulewy. Kiedy spostrzegłem mknący w moim kierunku pocisk było już za późno.

Eksplozja oszołomiła mnie i poczułem silny ból pleców. Nie była to jednak typowa rana postrzałowa, a coś innego, dużo bardziej gorącego i wgryzającego się w skórę.

- Jasny gwint ja płonę! - krzyknąłem przerażony i wybiegłem z okopu usiłując ugasić swoje ubranie. Na szczęście pomógł mi w tym deszcz i po kilku sekundach na mojej skórze zostało tylko drobne poparzenie. Spowodowało to jednak, że złamałem szyk.

Złamałem szyk! Było po nas.

Próbując określić swoje położenie usłyszałem krzyki Colon, nie byłem jednak w stanie określić, z której strony padały jej słowa, mimo, że były dość wyraźne.
- Zastrzel tego z wyrzutnią! - krzyczała
Rozległ się głuchy dźwięk karabinu. Nie byłem niestety w stanie określić, czy Valencia zaliczyła trafienie czy pudło.
- Brawo! - dobiegł mnie ponownie ten sam głos - został jeszcze jeden, nie widzę... Argh! 
W strugach deszczu dostrzegłem niewyraźną sylwetkę Colon, która walczyła z kimś wręcz przy południowej ścianie.
- Giń, giń, giń!
Pobiegłem co sił w nogach. Pirat odepchnął dziewczynę i gotowy był by wystrzelić zabójczą serię ze swojego karabinu maszynowego. Colon upadła wprost na jeden z głazów jeszcze bardziej grzebiąc swoje szanse.
- Żebyś zgnił w piekle - przeklinała.
I wtedy jego głowa została rozsmarowana na skalnej ścianie jak gdyby ktoś rzucił w nią wiaderkiem czerwonej farby. W ostatniej chwili udało mi się uderzyć przeciwnika kolbą blastera.

[Obrazek: aTK56Ru.png] 
Tammy była nieprzytomna. 
- Valencia?! 
Dziewczyna po chwili wyłoniła się zza linii jednego z okopów. Byłem szczęśliwy, że udało jej się to przeżyć, jednak nie było czasu o tym myśleć.
- Pomóż mi!
Podbiegła i chwyciliśmy krwawiącą mocno Colon za ręce i nogi.
- Co z nią będzie? - spytała nie kryjąc strachu.
Wiedziałem, że jeśli Colon przeżyje transport do bazy uda mi się przeprowadzić pierwszą pomoc i zatamować krwotok.
- Nie martw się, jestem lekarzem.
Odetchnęła.
- To dużo lepsze niż próba zaimponowania mi statystką celnych strzałów.
Zrozumiałem, że słowa te odnoszą się do naszego pierwszego spotkania. Było to przedwczoraj, a ja czułem jakby minął co najmniej tydzień.
- Tak naprawdę wcale nie mówią na mnie Terminator, Colon najczęściej nazywa mnie Idiotą.
- Wiem - stwierdziła Valencia patrząc z troską na nieprzytomną Colon - powiedziała mi.

[Obrazek: aPiJNRT.png]

- Masz z tego wyjść Colon - powtarzałem wciąż kiedy opatrywałem jej rany.
Straciła sporo krwi.
- Jestem Ci winien solidnego kopa.

Odpowiedz
#35
Tadek Terminator BiggrinBiggrinBiggrin
Odpowiedz
#36
Comming Soon in TWH Colony:

- Niefortunny strzał w królika wywołuje pożar, który dławi las na 1/4 mapy
- Bandyci wdzierają się do środka bazy używając sekretnej jaskini
- Nowy kolonista wpada w oko Colon!
- Handel żywym towarem doprowadza do sprzeczki

Nie przegap kolejnych odcinków najpopularniejszej mydlanej opery na Maskeline Vision!

Odpowiedz
#37
Uwaga ponoć nastąpił wyciek teasera, który został stworzony przez SpaceBear inc czyli studia relacjonującego wieści z kolonii. Nie wiadomo czy materiał jest prawdziwy, ponieważ widać na nim aż DWÓCH nowych kolonistów, a także olbrzymią maszynę rozpoczynającą atak na naszych śmiałków! 





Studio postanowiło nie komentować filmu.

Odpowiedz
#38
Dzień Trzydziesty Czwarty - Królik Zagłady

Valencia wydała się być mocno zaskoczona tym nagłym wyznaniem i patrzyła na mnie z zakłopotanym wyrazem twarzy.
- Ale my się znamy cztery dni! - odpowiedziała - i patrz mi w oczy kiedy do mnie mówisz!
Podniosłem niepewnie wzrok.
- No i co z tego?
Valencia przełknęła ślinę.
- To jakiś problem?
Wielce zdziwiona moją propozycją Valencia, sama to prowokowała to niech teraz ma! Obserwowałem jak przez chwilę walczy sama ze sobą, jednak wiedziałem, że wynik ten konfrontacji jest ustalony.
- No w sumie to masz racje, to nie jest problem - powiedziała z namysłem
W mgnieniu oka przystąpiłem do niej i objąłem w pasie, przede wszystkim po to aby przycisnąć te zarąbiste, wielkie cycki!
- To oznacza tak? - spytałem.
- Tak, ale do cholery zaraz się uduszę! 
Zwolniłem nieco uścisk.
- A więc jesteśmy teraz parą?
Valencia zamiast cokolwiek mówić pocałowała mnie i trwało to naprawdę dobrą chwilę. Kiedy w końcu się odessała rzuciłem jej triumfalny uśmiech.
- Dobrze Kochanie! Idę nam skonstruować podwójne łóżko!!
Nie zauważyłem jednego, małego, czającego się w krzakach szczegółu...

[Obrazek: Un0cITw.png]

Kiedy wróciłem okoliczny las płonął.
- Co tu się wyprawia?!
Spojrzałem ze złością na Colon, która doszła do siebie jakiś czas wcześniej. Oczywiście to musiała być jej wina, a kogo innego co nie?
Colon prychnęła gniewnie wskazując na Valencię.
- Spytaj kurna tej swojej dziuni.
Spojrzałem na Valencię.
- Kochanie, co się stało? - wskazałem podbródkiem na unoszące się nad przedpolem kłęby dymu jakby szalejący, groźny pożar był w ogóle nieistotnym, drobnym szczegółem.
Dopiero po chwili zauważyłem i zrozumiałem. Dziewczyna wciąż trzymała w dłoniach zapalającą wyrzutnię.
- Ja tylko...
Colon weszła jej w zdanie.
- Ta kretynka zjarała las, bo przestraszyła się królika!
- Kurna co?
Valencia zrobiła niewinną minę.
- Wyskoczył na mnie z zarośli! - próbowała tłumaczyć.
- I od razu musiałaś do niego wypalić z bazuki! - Colon zaklaskała jej w geście ironicznej aprobaty.
- Odwal się od niej Colon! - ryknąłem
Colon jeszcze bardziej to rozwścieczyło.
- Oj Tadziu teraz będziesz udawał troskliwego obrońcę! Może dostaniesz buziaka? A może już liczysz na coś więcej ?! Już zapomniałeś jak dwa dni spędziłam przy tobie kiedy pogryzł cię cholerny lis! Hej, Valencia, skarbie, wiesz, że Twojego faceta pogryzł lis? Cholerny, płochliwy, mały lis!
I buchnęła śmiechem, a mi na wspomnienie tej sytuacji zrobiło się gorąco.
- Nie wierz w jej brednie - powiedziałem w kierunku Valencii - to była eee Puma.
Colon parsknęła jeszcze większym śmiechem.
- Puma?! Ty wiesz chociaż co to jest?
Fakt nigdy nie widziałem prawdziwej pumy, ale po nazwie wydawała się być czymś zbliżonym do lisa.
- Dobra nie mam zamiaru się z tobą kłócić! Valencia!
Ruszyłem w stronę bazy, a Valencia niepewnie poczłapała za mną. Colon wciąż rzucała przekleństwami, ale starałem się nie zwracać na nią uwagi.
- Nie jesteś wkurzony o ten pożar?
Spojrzałem jeszcze raz w kierunku północnego przedpola.
- Nie, w zasadzie i tak miałem coś podobnego w planach.
- Serio?

[Obrazek: qHoYrPF.png]

Cóż. Tym razem nie kłamałem.
Pożar tej części lasu, chociaż pozbawiał nas nieco zasobów drewna był nam naprawdę na rękę. Odsłonięte, wyjałowione pole wprost na linii ognia naszych karabinów!
- Serio. Wrogowie będą tu padać jak muchy!
Przez chwilę szliśmy w milczeniu.
- Nie bądź zła na Colon, taki temperament, ale pod spodem kryje dobre serce.
- Jasne.
Argument o sercu chyba nie był zbyt przekonujący.
- To z tym lisem to prawda? - spytała nagle z zaskoczenia.
O nie tylko nie to - pomyślałem, postanowiłem być jednak szczery.
- Tja, kompletnie zbzikował. Rzucił się na mnie i chciał odgryźć twarz.
Valencia rzuciła mi półuśmiech.
- Ciebie to bawi?
- Tylko trochę - wyszczerzyła zęby
- Ten lis był chory umysłowo - powiedziałem z pełną powagą.
- Nie wątpię
- To dlaczego się ze mnie śmiejesz?
- Bo to jest śmieszne!
Doszliśmy w końcu do podwójnych, drewnianych drzwi bazy. Dochodził właśnie zmierzch i gdyby nie dym, który unosił się nad całą okolicą mógłbym powiedzieć, że atmosfera była romantyczna. W dodatku Colon została na zewnątrz. Ciekawe czy już jej przeszła psychoza.
- Chodźmy się kochać - zaproponowałem
- Chodźmy! - potwierdziła Valencia zrzucając z siebie ubranie

Odpowiedz
#39
To był Kilórk Biggrin

[Obrazek: mordercze-kroliki-python.jpg]
Odpowiedz
#40
(31.01.2017, 07:20 UTC)Quarion napisał(a): To był Kilórk Biggrin

[Obrazek: mordercze-kroliki-python.jpg]

No od razu mi się z tym skojarzyło kiedy dostałem event, że dostał szału Biggrin Niefortunnie dałem go zabić Valencii, którą akurat wyekwipowałem tę zapalającą wyrzutnie i przypadkowo spaliłem pół lasu xD

Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości