23.01.2017, 23:36 UTC
Dzień Szósty - Przygotowania
- Oni wrócą. To był tylko zwiadowca. Wrócą liczniejsi i lepiej uzbrojeni.
Ostrzegła mnie Colon, kiedy jeszcze nie do końca rozbudzony konsumowałem jedną z racji żywnościowych, którą zabrałem ze swojej Anacondy.
- Wiesz o nich coś więcej?
- Niewiele. Bardzo silnie strzegą swoich granic i terenów łowieckich, ale jest jedna rzecz, której zdecydowanie powinieneś się bać.
- Co masz na myśli?
- To kanibale.
Przełknąłem ślinę. To fakt przypadki rytualnego kanibalizmu zdarzały się i w zamieszkanych systemach i był on stosowany przez niezliczone sekty światów zewnętrznych. Nigdy z kolei nie miałem z nimi styczności i zazwyczaj omijałem szerokim łukiem systemy rządzone przez fanatyków o ile nie sprowadzało się to do kontraktów w stylu przynieś-zanieś-pozamiataj, bądź szybkiego uzupełnienia paliwa i odlotu w siną dal.
- To kanibale - powtórzyła Colon - znajdą cię, porwą, a potem zeżrą, miej to na uwadze i nie wahaj się pociągać za spust.
Wyszła a ja natychmiast ruszyłem za nią.
- Gdzie idziesz? - spytałem, ale już wiedziałem, że kieruje się w stronę gnijącego w słońcu trupa.
- Są jak wataha rozwścieczonych wilków, ale przecież nie nazwiesz wilka złym co nie?
- Po prostu się przystosowali - dokończyłem za nią. Pokiwała głową z aprobatą.
- Jednak nie jesteś aż tak głupi - powiedziała uśmiechając się z przekąsem - wracaj do bazy, idę go po pochować.
Dzisiaj zrozumiałem, że to dopiero początek. Kiedy plemię fioletowych stwierdzi, że ich zwiadowca zbyt długo nie wraca zapewne wyślą w te okolicę kolejną, znacznie groźniejszą grupę. Aby temu zaradzić potrzebowaliśmy znacznie silniejszej linii obrony i wraz z Colon opracowaliśmy plan umocnień w dwóch strategicznych miejscach.
Dwie czerwone linie, które zaznaczyłem na zdjęciu miały posłużyć jako trójstopniowa linia obrony, która zakładała budowę solidnych fortyfikacji, a także korytarzy pułapek oraz dziedzińców, które pozwolą na ostrzał zupełnie odsłoniętych przeciwników. Plan zakładał też kompletne wycięcie lub wypalenie sporych połaci roślinności i transport głazów oraz częściowe wkucie się w pobliskie, niewielkie wzgórze. Jeszcze tego samego dnia przystąpiliśmy do pracy, a aby zdobyć niezbędny materiał postanowiłem rozebrać znajdującą się blisko naszego domu ruinę.
- Oni wrócą. To był tylko zwiadowca. Wrócą liczniejsi i lepiej uzbrojeni.
Ostrzegła mnie Colon, kiedy jeszcze nie do końca rozbudzony konsumowałem jedną z racji żywnościowych, którą zabrałem ze swojej Anacondy.
- Wiesz o nich coś więcej?
- Niewiele. Bardzo silnie strzegą swoich granic i terenów łowieckich, ale jest jedna rzecz, której zdecydowanie powinieneś się bać.
- Co masz na myśli?
- To kanibale.
Przełknąłem ślinę. To fakt przypadki rytualnego kanibalizmu zdarzały się i w zamieszkanych systemach i był on stosowany przez niezliczone sekty światów zewnętrznych. Nigdy z kolei nie miałem z nimi styczności i zazwyczaj omijałem szerokim łukiem systemy rządzone przez fanatyków o ile nie sprowadzało się to do kontraktów w stylu przynieś-zanieś-pozamiataj, bądź szybkiego uzupełnienia paliwa i odlotu w siną dal.
- To kanibale - powtórzyła Colon - znajdą cię, porwą, a potem zeżrą, miej to na uwadze i nie wahaj się pociągać za spust.
Wyszła a ja natychmiast ruszyłem za nią.
- Gdzie idziesz? - spytałem, ale już wiedziałem, że kieruje się w stronę gnijącego w słońcu trupa.
- Są jak wataha rozwścieczonych wilków, ale przecież nie nazwiesz wilka złym co nie?
- Po prostu się przystosowali - dokończyłem za nią. Pokiwała głową z aprobatą.
- Jednak nie jesteś aż tak głupi - powiedziała uśmiechając się z przekąsem - wracaj do bazy, idę go po pochować.
Dzisiaj zrozumiałem, że to dopiero początek. Kiedy plemię fioletowych stwierdzi, że ich zwiadowca zbyt długo nie wraca zapewne wyślą w te okolicę kolejną, znacznie groźniejszą grupę. Aby temu zaradzić potrzebowaliśmy znacznie silniejszej linii obrony i wraz z Colon opracowaliśmy plan umocnień w dwóch strategicznych miejscach.
Dwie czerwone linie, które zaznaczyłem na zdjęciu miały posłużyć jako trójstopniowa linia obrony, która zakładała budowę solidnych fortyfikacji, a także korytarzy pułapek oraz dziedzińców, które pozwolą na ostrzał zupełnie odsłoniętych przeciwników. Plan zakładał też kompletne wycięcie lub wypalenie sporych połaci roślinności i transport głazów oraz częściowe wkucie się w pobliskie, niewielkie wzgórze. Jeszcze tego samego dnia przystąpiliśmy do pracy, a aby zdobyć niezbędny materiał postanowiłem rozebrać znajdującą się blisko naszego domu ruinę.