Husarska Kolonia
#71




Polecam puścić sobie to w tle do czytania tej części Biggrin

Dzień Sto Trzydziesty - Rastafarianin

Kilka dni później wszyscy koloniści zaczęli dochodzić do siebie. Valencia chociaż zmuszona na stałe nosić opatrunki na prawej dłoni, aby chronić przed dalszymi uszkodzeniami swój poszarpany palec radziła sobie coraz lepiej ze swoim inwalidztwem i stopniowo opanowywała używanie karabinu snajperskiego stosując nowy chwyt. Colon całkowicie wydobrzała i tak jak sądziłem to ona najszybciej wróciła do pracy. Wiedziałem, że wciąż czuje ból, jednak dałem jej poczuć tę satysfakcję z bycia najtwardszą osobą w kolonii. W końcu była to prawda! Hector mimo, że wciąż przeżywał utratę ucha w końcu zwlókł się z łóżka i zgodnie z prośbą całkowicie przestał próbować ze mną flirtować. Sprawiło to, że zacząłem cieszyć się z tego, że dostał nauczkę. Kilka tygodni bez ucha go nie zbawi. Samantha z kolei zniosła wszystko najgorzej. Zaczęła pić niemalże codziennie i gdy tylko mogła wypominała wszystkim, że wygląda jak wiedźma i ją nienawidzimy. Wkrótce wszyscy stracili do niej mimowolnie sympatię i wiedziałem, że nawet jeśli zaoferuje jej transport to nie będę dbał o to co się z nią później stanie. Wysiadka na Maskeline i droga wolna!

Sto trzydziestego dnia do naszej kolonii wtargnął niespodziewany gość. Był to człowiek w podobnym wieku, w którym była Samantha. Około czterdziestki czy pięćdziesiątki. Kiedy go zatrzymaliśmy był kompletnie naćpany.

- Siema ziomy - powiedział zataczając się lekko po czym wziął mocnego bucha z dzierżonego między palcami skręta
Mężczyzna był średniego wzrostu i nieco się garbił. Jego twarz była wyraźnie rozkojarzona, jakby nie do końca kontaktował co się wokół niego dzieje. Oczy zatrzymywały mu się na losowo wybranych miejscach, a głowa nie zawsze podążała w stronę, w którą aktualnie patrzył.  Fryz również miał w należytym stylu - wielkie afro.
- Tak jeszcze mi tu brakowało kurna Boba Marleya!
- Kogo? - spytała Colon
- Nie znasz.
- Fajną macie miejscówkę - stwierdził Marley biorąc następnego bucha
- Dzięki, czego od nas chcesz?
Mężczyzna zatoczył się nieco, spojrzał na mnie, potem na Colon, a następnie stwierdził
- Posiedziałbym tu może chwilę, coś bym poogarniał może?
Parsknąłem śmiechem, w sumie nawet nie wiem czemu tak bardzo mnie to rozbawiło.
- Nawet cię nie znamy gościu.
- Wiadomo! - powiedział i dźwięcznym krokiem ruszył w naszą stronę - Neko jestem, chcesz może bucha?
Popatrzyłem na niego jak na wariata po czym powiedziałem.
- Dawaj to.
Neko uśmiechnął się i obstawił mi skręta. Zaciągnąłem się mocno, a następnie jeszcze raz i jeszcze raz.
- Palimy po trzysta? - spytał
- Standardowo - odpowiedziałem oddając Neko z powrotem blanta
Colon stała jak wryta i gapiła się na nas bez słowa. Wiedziałem, że to jeszcze nie pora, że kopnie najprawdopodobniej przy następnej kolejce. Sęk w tym, że skręt właśnie się skończył. 
- Spokojna głowa - szepnął Neko i zauważyłem, że w dłoni trzyma małe pudełko. Otworzył je i wyciągnął kolejnego skręta wręczając mi go w dłoń.
- Dobra on zostaje z nami! - powiedziałem do Colon. Jeśli nie jarasz to możesz iść!
Colon odwróciła się bez słowa i odeszła. Usłyszałem, jednak jej przekleństwo gdy wchodziła do bazy.
- Co ona taka spięta? - spytał mój nowy kumpel
- Taki charakter hehe
Zaczęło działać. Neko roześmiał się razem ze mną.
- Czekaj chwile.
Zastanowiłem się czy na samym początku odpalić skręta czy zadzwonić do Valencii, po chwili myślenia postanowiłem zrobić obie rzeczy jednocześnie. Wetknąłem sobie blanta do ust, a Neko pomógł mi go odpalić korzystając z zapalniczki, którą wręczyłem mu do ręki. Cała ta operacja była spokojna i precyzyjna niczym dokowanie Cutterem.
- Valencia, kochanie podejdź mi tu na chwilę hehe - powiedziałem przez interkom
- Coś się stało? Brzmisz dziwnie.
Spojrzałem porozumiewawczo na Neko i wziąłem bucha.
- E tam chodź nie gadaj!
- No dobra.
Po chwili zobaczyłem Valencię, która szła ku mnie wraz ze swoimi podskakującymi teraz w slow-mo cyckami. Idealnie - pomyślałem! Teraz jeszcze prowiant!
- Kto to jest? - spytała wskazując na naćpanego Neko
- Kolega, a ty siadaj!
Valencia usiadła obok mnie a ja chwyciłem ją dokładnie tam gdzie chciałem. Precyzyjnie i sprawnie jak lądowanie Cutterem na miękkiej planecie!
- Może nie tak przy ludziach? 
Dziewczyna nie próbowała się jednak wyrwać więc zadowolony po raz kolejny wywołałem przez interkom - tym razem Hectora. Międzyczasie oddałem skręta z powrotem do Neko.
- Fajny ma ten no - powiedział Neko - twoja dziewczyna
- Biust? - spytałem
Valencia wydawała się kompletnie nie rozumieć tego co widzi. Nastąpiła dłuższa pauza.
- No - powiedział w końcu Neko oddając mi skręta
- Nie rozumiem czemu się tak zachowujecie - bąknęła Valencia
W odpowiedzi podałem jej tego "innego papierosa".
- Zapal to zrozumiesz hehe
Dziewczyna z wahaniem, ale wzięła do ust narkotyk po czym trzykrotnie się zaciągnęła i podała go do mnie.
- Nadal nie rozumiem - stwierdziła
- Za chwilę zaczniesz!
Spostrzegłem, że cały czas miałem otwarte połączenie z Hectorem. 
- Hector - powiedziałem
- Tak?
- Przynieś jedzenie, to rozkaz hehe
Valencia również się zaśmiała. Spojrzałem w jej oczy i już widziałem, że ją kopnęło.
- Jak tam? - spytałem
Dziewczyna parsknęła głośnym śmiechem.
- Z czego tak toczysz bekę - zagadnął Neko
- Ogólnie!
- No to lajtowo - powiedziałem na co Valencia wydała z siebie kolejne parsknięcie - chyba masz głupawkę hehe
Pojawił się Hector, a raczej nie Hector tylko jedzenie. Mięsko, ziemniaki, mniam, mniam, mniam.
Uwielbiam jeść!
- Przynieś dla pozostałych! Tak to też rozkaz heh
Hector z obrażona miną ruszył powrotem do bazy.
- To gej - szepnąłem w stronę Neko z chichotem 
- Lajtowo! - odpowiedział Neko z uśmiechem
- Nie kumam jak można nie lubić cycków! - stwierdziłem ze zdziwieniem zaciskając dłonie na atrybutach Valencii 
- Ja też nie, hihi - przytaknęła dziewczyna biorąc bucha i przysuwając skręta do moich ust, zaciągnąłem się trzy razy, a następnie Valencia oddała go Neko.
Po chwili znowu pojawił się Hector z kilkoma porcjami jedzenia!
Na ten widok oczy Neko wręcz zapłonęły chociaż i tak już były mocno przekrwione, tak jak moje i Valencii.
- Smacznego hehe
Neko chwycił widelcem kawał mięsa i włożył go do ust. Całość operacji była precyzyjna niczym lądowanie Cutterem. 
- Ale zarąbisty smak! - powiedział z uznaniem
- No hehe, kucharz Hector! Valencia spróbuj!
Nabrałem nieco mięsa i ziemniaków na widelec po czym precyzyjnie niczym lądowanie Cutterem zadokowałem nim w ustach Valencii.
- To jest pyszne! - stwierdziła
- Czekajcie zadzwonimy do niego i mu powiemy!
Spokojnie wystukałem niezbędne polecenia na multinarzędziu. Po chwili ponownie usłyszałem głos Hectora.
- Znowu?!
- Eeee, siemka hehe
- Jakieś rozkazy? - prychnął nie kryjąc złości
- Chcieliśmy ci powiedzieć, że świetnie gotujesz!
- Naprawdę genialnie - stwierdziła Valencia
- No! - dodał Neko
Hector milczał przez chwilę najwyraźniej zaskoczony tą zmianą podejścia.
- Eeee, dzieki bardzo mi miło - bąknął w końcu
- Nie ma problemu hehe, dobra narka!
Zamknąłem połączenie
- Neko - powiedziałem
Kilka minut później usłyszałem odpowiedź
- No...?
- Masz tego więcej...?
Kolejna długa pauza.
- W sensie jarania...? - spytał niepewnie
- W sensie tak.... - potwierdziłem
I znowu kilka minut przerwy.
- No to mam...
- Fajnie się dogadujecie - powiedziała Valencia
- To jutro będziemy sadzić...
I tak jak powiedzieliśmy tak zrobiliśmy.

Odpowiedz
#72
Ponownie post techniczny Smile

Jak wcześniej mówiłem w Husarskiej Koloni oprócz tworzenia dla Was opowieści staram się szlifować swoje umiejętności pisarskie, lub też dochodzić do coraz większej wprawy w posługiwaniu się słowem pisanym. Drugą rzeczą jest kreacja postaci i tak chciałbym tutaj przedstawić każdą z nich, moje ich postrzeganie i czy wy widzicie je podobnie.

SpaceBear Tadek - Tej postaci oczywiście nie liczymy, bo tutaj gram zmodyfikowanego nieco, ale jednak siebie.

Tammy Colon - Osoba z mocnym, ciętym charakterem. Wypowiada się i mówi w sposób często ironiczny i sarkastyczny, jest pesymistką i kłóci się z innymi. Colon to też kobieta wrażliwa, ale nigdy tego nie pokazuje, troszczy się o ludzi, na których jej zależy co starałem się ukazać choćby w scenie ataku dzików. Ciężko się z nią rozmawia, ma tendencję do wyśmiewania i krytykowania innych jeśli nie robią czegoś po jej myśli, zwłaszcza kiedy ma rację (a zazwyczaj ma). Jest inteligentna, świetnie myśli strategicznie. 

Nana Valencia - Pozytywnie nastawiona do świata i do ludzi młoda kobieta. Cechuje ją duże poczucie humoru i dystans do siebie. Jest to osoba celowo przeseksualizowana co ma dodać nieco pikanterii do historii. Staram się jednak budować jej seksualność w ciekawy dla czytelnika sposób. Valencia doskonale zdaje sobie sprawę z tego jaka jest i podchodzi do tego z humorem, można powiedzieć, że bawi ją własna seksualność i cieszy się swoim ciałem. Jest to też osoba najbardziej wrażliwa na ludzką krzywdę, zarówno bliskich jak i obcych ludzi, w przeciwieństwie do Colon nigdy nie dobiła by rannego przeciwnika. 

Rene McClain - Nieco typowy "Mięśniak". Ten czarnoskóry mężczyzna przede wszystkim stara się być "kumplem" dla każdego z kolonistów. Często stara się eksponować swoją siłę fizyczną i odwagę, co jednak nie jest do końca prawdą, ponieważ Rene znacznie szybciej jest w stanie się załamać niż reszta grupy. Akceptuje hierarchię w kolonii, jednak uważa się z racji na swoją przyjaźń z Tadkiem za kogoś w rodzaju Oficera. Budowa ciała i wygląd sprawia, że podoba się kobietom.

Hector Daugherty - To homoseksualista (taki ma trait), piszę go w taki sposób aby zachowywał się w sposób strachliwy, a przy narzucający się innym. Ma piskliwy głos co w zestawieniu z jego spora wagą ma też tworzyć postać nieco zabawną i przygłupią. Jest postacią lubianą przez innych, jednak często traktowaną w sposób lekceważący. Hector to też znakomity kucharz co jest często powodem dla którego koloniści okazują mu sympatię.

Samantha - Kobieta w wieku około pięćdziesięciu lat, niezbyt lubiana przez resztę grupy z racji na swój alkoholizm oraz obwinianie wszystkich o każdą złą rzecz, która jej się przytrafia. Zarówno Tadek jak i Colon żałują, że dołączyła do grupy i najchętniej wykopali by ją ze składu. Często kłóci się z innymi, jednak rzadko ma ku temu dobre powody (w przeciwieństwie do Colon). Po utracie oka stała się dodatkowo przerażająca z wyglądu co też jeszcze bardziej pogorszyło jej charakter.

Gabela - Młoda osiemnastoletnia dziewczyna, która była członkinią sekty. Z racji swojej religii jest ascetką, odmawia życia w komforcie (dlatego wciąż ubiera się w zniszczony worek i robi to też aby eksponować swą ascezę). W jej kwaterze stoi jedynie proste łóżko, ponieważ odmawia ona wszelkich "upiększaczy" w stylu roślin czy dywanu. Większość wolnego czasu spędza na medytacji bądź modlitwie, jest małomówna, ale pomocna. Bez słowa wykonuje wszystkie polecenia. Przez innych Kolonistów widziana jest jako dziecko z problemami emocjonalnymi w okresie dojrzewania, zwłaszcza przez Valencię i Tadka. 

Neko - Najnowsza postać w Kolonii. Neko to postać w stylu starego hippisa tudzież rastamana. Większość dnia spędza na paleniu zioła co też określa jego charakter i nastawienie do innych. To postać wyluzowana, głównie z uwagi na tryb życia jaki prowadzi.

Odpowiedz
#73
Dzień Sto Trzydziesty Siódmy - Odlot

Siedem dni po tym jak zasadziliśmy zioło oraz z należytą pieczołowitością pielęgnowaliśmy uprawy nasze rośliny były gotowe do zbiorów. Oczywiście po drodze nie obyło się bez drobnych zgrzytów - Colon stwierdziła chociażby, że naszej trójce "Chyba na mózgi odbiło", a Rene ostrzegał ciągle " A co będzie jeśli w czasie rajdu będziecie otumanieni tym świństwem? ", Hector z kolei bał się palenia bardziej niż ognia, bo gdy tylko jedno z nas próbowało go do tego namówić ten próbował wymigać się na wszelki możliwe sposoby. Jedyną osobą, która do nas dołączyła, była młoda Gabela.

- To dla niej bezpieczne, w sensie w takim wieku? - spytała Valencia gdy dziewczyna z radością przystała do naszej grupki
Gabela popatrzyła na nią lekceważąco.
- Człowieku... Nie jedno gówno widziałam, nie jeden syf przeżyłam - I na dowód podciągnęła rękaw swojego worka ukazując Valencii nabrzmiałe żyły wyraźnie noszące ślady po igłach.
Valencia zasłoniła ręką usta jakby ledwo powstrzymując się od wymiotów.
- Masz odpowiedź! - powiedziałem ucieszony
- Co oni ci zrobili! - piskneła rozpaczliwie
- A skąd myśl, że byli jacyś oni? - celnie zripostowała Gabela
- Wiesz - wtrąciłem - Valencia uważa, że jesteś taka mała, słodka i niewinna i w ogóle.
Gabela parsknęła gorzkim śmiechem.

Był wczesny ranek i przeprowadzaliśmy właśnie zbiory. Neko dołączył do nas w momencie, w którym już kończyliśmy.

- Siema ziomy! - zawołał idąc ku nas swoim typowym dźwięcznym krokiem. Wyglądało to trochę jakby chodził na haju po planecie z niskim g.
- Siemka - przywitałem się. To samo zrobiła Valencia i Gabela.
Neko spojrzał na rośliny, które zebraliśmy i uśmiechnął się szeroko.
- Ale to pachnie kurde! Dobry szczep!
- Zarąbiście! - powiedziałem nie kryjąc radości
- Eeee ta młoda też pali? - spytał
- Nom!
- To witamy na pokładzie hehe
W czwórkę ruszyliśmy na tyły bazy gdzie znajdowała się sporej wielkości, niezagospodarowana polana. Słońce wciąż dopiero wschodziło a już panowało przyjemne ciepło, co zapowiadało naprawdę udany dzień. Wraz z Neko znaleźliśmy dwa dużej wielkości pnie drzew, które miały nam posłużyć jako siedzenie. Następnie przetransportowaliśmy w to miejsce żywność. Były tam potrawy z ryżu, mięsa najróżniejszych zwierząt, kukurydzy czy też desery z truskawek. Z chłodni udało nam się również zwędzić nieco bardziej egzotyczne rzeczy takich jak chociażby kilka tabliczek czekolady, które na tej planecie warte były wręcz fortunę.
- Rozumiem, że ja mam kręcić? - spytał Neko gdy byliśmy już gotowi
- No jak ci się chce
Neko wrzucił zioło do specjalnego młynka, który miał za zadanie je rozkruszyć, a następnie nasypał je do bletki z filtrem i sprawnym ruchem zakleił. Cała operacja zajęła mu dosłownie kilka sekund.
- Kto kręci ten zaczyna! - powiedział po czym odpalił dżointa i zaciągnął się trzykrotnie. Gdy wypuścił dym z płuc poczułem przyjemny zapach.
- Kto teraz?
- Ja! - wyciągnąłem dłoń
Chciałem już być na fazie. Zdjąłem trzy bardzo mocne buchy, aż nieco się zakrztusiłem. Valencia, która siedziała obok na tym samym pniaku klepnęła mnie lekko w plecy. Podałem jej dżointa.
- Ależ to jest mocne - stwierdziłem - ale zarąbiste hehe - i już byłem na haju - kurde ale to szybko kopie
Valencia również była kopnięta i właśnie podawała skręta Gabeli. Wyglądało to jakby pierwszy raz próbowała zadokować na coriolisie ale bała się mailslota.
- Tylko nie upuść hehe - powiedziałem
- Pracuje nad tym!
W końcu udało jej się zadokować celnie do Gabeli. Dziewczyna niczym profesjonalista zaciągnęła się trzykrotnie po czym nastąpiło drugie kółko.

I wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Mam pomysł hehe! - powiedziałem
- Dajesz - zachęcił mnie Neko podając mi blanta
Roześmiałem się na myśl o tym co już mogłem dawno zrobić, ale z jakiegoś powodu nigdy nie spróbowałem!
- To będzie głupie heh
- No mów o so chozi! - pisnęła Valencia
- Zaraz tylko zajaram - odpowiedziałem budując napięcie. Wziąłem trzy buchy i podałem jej skręta - masz hehe
Zacząłem szukać w skupieniu pewnej magicznej opcji na swoim multinarzędziu. Po chwili w końcu je znalazłem.
- Mam!
Na panelu wśród dostępnych opcji jarzył się do mnie jaskrawo napis - STEROWANIE ZDALNE.
Jeśli Horyzont ma uszkodzony jedynie napęd FSD powinien bez problemu ruszyć.
Kilkoma klawiszami odpaliłem silniki. Dzięki specjalnej, przeznaczonej do tego sondzie miałem dokładny obraz miejsca katastrofy statku. Po okolicy rozległ się głośny grzmot.
Miny moich towarzyszy stały się nieco zdenerwowane.
- Co to było?! - spytała Nana
- Łapie wiatr w żagle hehe!
Nagle ku zaskoczeniu pozostałych z gór zaczął spadać olbrzymi ponad stu metrowy statek kosmiczny! Podciągnąłem nieco w górę i wcisnąłem hamulec. Anaconda zgrabnie zbliżyła się do ziemi i zawisła tuż nad naszymi głowami. 
- Hehe
- O kurna co to jest! - krzyknęła Gabela kiedy spowił nas cień Horyzontu
- Co to jest?! - powtórzył za nią Neko
Valencia z kolei zajarzyła szybciej.
- Nie gadaj, że tym sterujesz hihi!
- Chcesz spróbować?
Dziewczyna podała blanta do Gabeli, która jednak nie za bardzo ogarniała, więc postanowiła go zatrzymać.
Podsunąłem jej przed oczy moje multinarzędzie.
- Widzisz ten ekranik hehe to statek tylko widziany od tyłu!
Dziewczyna zapiszczała z zachwytu
- Czaję!
- Sterujesz dotykając tutaj te strzałki heh - i pokazałem jej zasadę działania całego systemu
- Ja nie mogę ale rozkmina! - stwierdził Neko gdy ogarnął o co chodzi
Gabela wciąż spoglądała w górę z otwartymi ustami. Zawiesiła się.
- No to próbujemy ! - powiedziałem i chwyciłem tę dłoń, która nie trzymała skręta i przysunąłem do panelu. Drugą ręką chwyciłem ją za cycki korzystając z nadarzającej się na to okazji.
- Thrusterami do góry hehe - poleciłem
Valencia spojrzała na mnie z rozbawieniem
- Nie tymi hehe
Dziewczyna powoli podciągnęła Horyzont ku górze
- Zarąbiste! - zapiszczała podając skręta Gabeli, która wreszcie się ocknęła
W międzyczasie usłyszeliśmy sygnał alarmowy dochodzący z kolonii.
- Pewnie myślą, że zaatakował ich rój, a to ich statek matka lol - stwierdziłem
Cała trójka parsknęła śmiechem
- Chcesz ich trochę potrollować heh?
Nana rzuciła mi zalotne, ale kompletnie błędne spojrzenie.
- No!
Widzisz ten klawisz, o tam w trzecim rzędzie w prawym dolnym rogu.
- Eeee chaff launcher?
- Tak hehe - potwierdziłem
Z Horyzontu wystrzelił strumień czerwonych iskier, które w kosmosie miały za zadanie gubić namierzanie samonaprowadzającej broni przeciwnika. Na szczęście nikt oprócz Colon o tym nie wiedział.
- Tadek! Valencia! Gabela! - zawrzeszczał przez radio przerażony Rene - Mechanoidy!!!!!!!!!
Wszyscy ryknęliśmy śmiechem
- Tadek kretynie! - tym razem był to wściekły głos Colon - Jak ci zaraz nakopię to się nie pozbierasz!! Już do ciebie idę!
- Już do ciebie idę hehe! - przedrzeźniłem ją
- Nogi z dupy ci powyrywam! - krzyczała - Przez ciebie Hectorowi tak odbiło, że biega tam i z powrotem płacząc, że zaraz zginie!
Zamknęła połączenie i po chwili zobaczyłem jej zbliżającą się sylwetkę.
- Co robimy? - spytał Neko
- Jak to co hehe, spadamy!!!!
Przechwyciłem od Valencii sterowanie nad statkiem. Płynnym choć nieco ślimaczym ruchem zniżyłem jego lot. Colon najwyraźniej domyślając się co zamierzam zrobić zaczęła biec. Otworzyłem lukę hangaru myśliwca i obniżyłem wyciągnikiem platformę startową.
- Zapraszam hehe!
Platforma zawisła tuż nad nami. Wdrapaliśmy się na nią i wyprzedziliśmy Colon w ostatniej chwili. Podciągnąłem statek do góry, zawieszając go w powietrzu tak, że choć byliśmy stosunkowo blisko Tammy ta nie mogła nas już dosięgnąć. Dziewczyna podskakiwała próbując nieudolnie chwycić platformy, jednak brakowało jej może pół metra by dosięgnąć do niej palcami. Gdy zrozumiała, że poniosła porażkę zaczęła głośno przeklinać. 

Uśmiechnąłem się do niej i po oficersku zasalutowałem.
- Macie zapasy? - spytałem
- Niom - potwierdziła Valencia
- No to lecimy!

Gdy po krótkim marszu przez kolejne sekcje statku w końcu dotarliśmy do kokpitu wszystkim dosłownie opadły szczęki.
- Ale motyw - mamrotał Neko nie mogąc się zdecydować na co patrzeć
- Astra hehe jesteś tam?
TAK KOMANDORZE - odpowiedział zimny głos
- Kim jest Astra Tadek? - spytała natychmiast zazdrosna Valencia
JESTEM ZMODYFIKOWANĄ WERSJĄ WIRTUALNEJ INTELIGENCJI SIÓDMEJ GENERACJI WYPRODUKOWANEJ PRZ...
- Eee zmodyfikowaną?
DOWODZĄCY TĄ JEDNOSTKĄ CMDR TEDDYPANDA WPROWADZIŁ ZNACZĄCE ZMIANY MOJEGO OPROGRAMOWANIA
Kurde niech nie pyta jakie hehe.
- Jakie?
O kurde hehe.
DO ZMIAN NALEŻĄ 
- MODYFIKACJA PROTOKOŁU STARTOWEGO Z "ZAPŁON" NA "DAWAJ MALEŃKA"
To to jest nic hehe.
- ZMIANA SWOJEGO ID Z "KOMANDOR TEDDYPANDA" NA "MISIU" ZAMIENNE LUB ŁĄCZNIE Z "KOCHANY"
Valencia spojrzała na mnie pytająco. Wzruszyłem ramionami. 
- Kosmos jest wielki, bywa samotnie hehe - powiedziałem
- ZMIANA MOJEJ HOLOGRAFICZNEJ REPREZENTACJI Z:
Astra wyświetliła hologram ładnej, ale w żaden sposób nie wyróżniającej się kobiety.
NA:
Hologram zniknął a na jej miejscu pojawiła się kompletnie naga Aisling Duval. Ten mod był oczywiście nie do końca legalny hehe.
- Trzymasz tu moją boginię! - powiedziała z niedowierzaniem Gabela
- Tadek zboku! - wrzasnęła Valencia - masz to zmienić na mnie! - uśmiechnęła się
- Dobra potem hehe, kto ma jaranie?
Neko podszedł do mnie ze świeżym blantem po czym wrócił do badania statku.
- A tu co to jest! Oooooooooooooooooo! - zawołał
- Tylko niczego nie naciskaj hehe - poleciłem zapalając skręta
- Do czego to służy? - spytał zapatrzony w niewielkie urządzenie przy drzwiach
- To taki jakby ekspres do kawy hehe - powiedziałem
- Ciekaweeeee ciekaweeeeeee - wymamrotał i wrócił do eksploracji
Przekroczyłem chwiejnie małe stopnie po czym podszedłem do mostka i usiadłem na fotelu pilota.
- Brakowało mi tego hehe - stwierdziłem - Valencia pozwól no tu, o usiądź, nie tam tylko tu hehe - wskazałem głową na swoje kolana
Dziewczyna zawiesiła mi rękę na szyi i usadowiła się wygodnie. Chwyciłem drążek i przepustnicę.
- Gabela masz dwa wolne miejsca - stwierdziłem po czym dodałem szeptem do Valencii - popraw dekolt i będzie idealnie hehe
Jeśli lataliście kiedyś Anacondą powinniście wiedzieć w jaki sposób zbudowany jest kokpit tego statku. Fotel głównego pilota jest nieco bardziej wysunięty do przodu, co sprawia, że reszta załogi przez większość czasu widzi tył głowy kapitana dowodzącego. Dlatego właśnie Valencia pozwoliła sobie odsłonić nieco więcej niż zwyczajnie mogłaby przy ludziach hehe. Przez chwilę nie wiedziałem czy mając przed oczami taki widok i w dodatku będąc na mocnym haju będę w stanie pilotować. Postanowiłem jednak spróbować się skupić hehe, chociaż w sumie to nie było łatwe.
Valencia jakby czytając mi w myślach spytała.
- Chyba cię za bardzo rozpraszają
- Nie, nie, nie - zaprzeczyłem co oczywiście było kłamstwem - jest naprawdę idealnie!
I na potwierdzenie tego dałem pełny ciąg. Zadziałało mocne przeciążenie co było widocznie zwłaszcza na atrybutach Valencii. Usłyszałem głos z tyłu.
- Ale Faaaaaaaaaaaaaaazaaaaaaaaaaa!
Valencia spojrzała przez szybę kokpitu. Przez chwilę widzieliśmy tylko niebo i białe kłęby chmur. Następnie łagodnie wyrównałem lot do poziomu. W końcu lecieliśmy bez pasów.
- Łuuuuuu! - wrzasnęła z zachwytu Gabela siedząc na fotelu drugiego pilota - ale odlot!
Kilkoma kliknięciami na klawiaturze znajdującej się przy lewym podłokietniku odpaliłem galnet, i chociaż wciąż nie mogłem precyzyjnie podać pozycji swego statku, ponieważ padł moduł nawigacyjny mogłem korzystając z komunikatora kwantowego przeglądać sieć. 
- Valencia spójrz hehe.
Na frontowej szybie, która byłą też olbrzymim cyfrowym wyświetlaczem pojawiła się mapa galaktyki. W wyszukiwarce przeznaczonej do znajdywania systemów gwiezdnych wstukałem "Sol". Po chwili mapa przeniosła mnie do systemu gwiezdnego będącego kolebką ludzkości. Następnie z kolejnej planszy wybrałem Ziemię.
- Widzisz ona istnieje hehe
Valencia patrzyła na jej obraz z niedowierzaniem
- Starsi mieli rację - powiedziała
Wszedłem na galnet i powoli wstukałem polecenie - zdjęcia z Ziemii.
Przed naszymi oczami pojawiły się najróżniejsze fotografie. na jednym znajdowały się wielkie futurystyczne metropolie jak Warszawa, Londyn czy Nowy Jork, na innych były ośnieżone szczyty górskie, pełnie zieleni lasy, szukające pożywienia zwierzęta, statki kosmiczne wynurzające się z chmur, pustynie i jeziora, średniowieczne zamki, relikty minionych epok, piramidy, święte katedry, miejsca kultów, tropikalne wyspy, obiekty sportowe. I wszędzie tam byli ludzie, uśmiechnięci, w zadbanych strojach, zakochane pary, pełne radości dzieci i starcy. Nikt z nich nie wyglądał jakby kiedykolwiek musiał walczyć o przetrwanie w brudzie i syfie jaki nas na każdym kroku otaczał, nikt do tych ludzi nie strzelał, nikt nie próbował porwać ani zgwałcić.
- Oto Ziemia hehe - powiedziałem
Nigdy nie widziałem wcześniej aby Valencia była tak czymś zachwycona i zafascynowana. Dżoint którego trzymała zdążył już zgasnąć. Przejąłem go, odpaliłem i wziąłem kolejnego bucha.
- Jest piękna! - wyrzuciła z siebie w końcu
Wstukałem na klawiaturze kolejne polecenie, tym razem było to Azeban. Kolejne zdjęcia pojawiły się na szybie i były dosyć podobne. Wysokie wieżowce, góry, rzeki, ludzie.
- Stąd pochodzę! Ziemia to nie jedyna taka planeta hehe. Gabela puszczę ci coś! - dopiero w tej chwili zauważyłem, że młoda dziewczyna próbuje oglądać z nami zdjęcia - ciupnij sobie w to!
Mniej więcej przed jej oczami pojawił się holograficzny panel. Loga Roberts Space Industries i  Cloud Imperium Games, a następnie wielki napis: STAR CITIZEN.
- W końcu wyszedł hehe - powiedziałem do niej chociaż wiedziałem, że i tak tego nie zrozumie - jeśli nie rozbijesz się po dziesięciu minutach to może dam ci zagrać prawdziwym statkiem hehe!
- Jesteś kochany! - pisnęła Valencia
- Wiem - zgodziłem się - zapuśćmy jakąś nutę bo drętwo hehe. Żeby nie było to jestem fanem klasyki!
- Czyli?
Po chwili znalazłem w galnecie piosenkę, której szukałem. 





- Czytałem kiedyś, że w starożytności istniał taki okres czasu zwany lata osiemdziesiąt, ponoć cała ludzkość chodziła naćpana i słuchała takiej muzy hehe
Valencia roześmiała się.
- To musiało być piękne!
- Ooooooo! - krzyknął Neko
- Ooooooooooo! - dołączyłem śpiewając refren piosenki
- Ooooooooo! - zaśpiewała Valencia
Anaconda poszybowała, aż po sam Horyzont.

Odpowiedz
#74
Hahahaha BiggrinBiggrinBiggrin Poryczałem się ze śmiechu BiggrinBiggrinBiggrin

Cytat:- MODYFIKACJA PROTOKOŁU STARTOWEGO Z "ZAPŁON" NA "DAWAJ MALEŃKA"
To to jest nic hehe.
- ZMIANA SWOJEGO ID Z "KOMANDOR TEDDYPANDA" NA "MISIU" ZAMIENNE LUB ŁĄCZNIE Z "KOCHANY"

BiggrinBiggrinBiggrin

Cytat:Mniej więcej przed jej oczami pojawił się holograficzny panel. Loga Roberts Space Industries i Cloud Imperium Games, a następnie wielki napis: STAR CITIZEN.
- W końcu wyszedł hehe - powiedziałem do niej chociaż wiedziałem, że i tak tego nie zrozumie

BiggrinBiggrinBiggrinBiggrin
Odpowiedz
#75
Dzień Sto Czterdziesty Siódmy - Śmierć

Na zewnątrz szalała burza z piorunami, dlatego większość z nas postanowiła przeczekać ulewę w środku bazy. Colon nie odzywała się ani do mnie, ani do Valencii, Neko i Gabeli. Nasz wypad Anacondą naprawdę ją wkurzył i gdy tylko wróciliśmy do Kolonii zrobiła taką wielką awanturę, że zadzwonili do nas nasi sojusznicy z Tailor Mesy z zapytaniami cóż to za echo dobiega do nich z gór. 

Dobiegł nas sygnał alarmowy. Kolejny atak i to znowu był Rój. Cztery olbrzymie Wije nadeszły z zachodu i kierowały się wprost ku naszym umocnieniom.

[Obrazek: 8jT1Yrl.png]

Przekląłem na myśl, że znowu przyjdzie nam walczyć w takich warunkach. Maszyny wybierały zawsze najlepszą pogodę na atak. Zebrałem ludzi.

- Wiecie z czym mamy do czynienia - powiedziałem żołnierskim tonem gdy wszyscy skupili się okół mnie obserwując holograficzna reprezentację jednostek wroga - Jak zwykle dzielimy się na dwie grupy. Colon dowodzisz grupą przy północnym wale.
Colon bez słowa skinęła głową.
- Neko muszę ci tłumaczyć jak z tego korzystać? - spytałem unosząc w górę karabin blasterowy
- Luzik ziąą! - zaciągnął
- To nie jest zabawa Neko - przestrzegłem
- Dam radę wyluzuj! - odpowiedział biorąc ode mnie karabin
- Dobra. Valencia, Samantha i Gabela idą ze mną na południowy mur, pozostali ustawiają się na północy wraz z Colon. Jakieś pytania?
Nastąpiła chwilowa cisza.
- W takim razie powodzenia!
Ruszyliśmy przez deszcz, która z minuty na minutę stawał się coraz bardziej rzęsisty. Cztery wielkie wije już kierowały się w stronę korytarza, który prowadził na dziedziniec. Wiedziałem, że w przypadku maszyn drewniane pułapki, które tam postawiliśmy na niewiele się zdadzą.

W końcu doszliśmy do bramy i zajęliśmy pozycje w standardowym szyku. Chwilę później maszyny wkroczyły na dziedziniec.

- Ognia! - krzyknąłem.
Dziedzieniec zasypał strumień pocisków, wije odpowiedziały pięknym za nadobne i rozpoczęła się gorączkowa wymiana ognia. Na szczeście maszyny, chociaż potężne i wytrzymałe prowadziły bardzo nieskuteczne ostrzał za pomocą zamontowanych na swoich pofałdowanych grzbietach minigunów i dział blasterowych. 
- Argh! - krzyknęła Gabela - Dostałam!
- Żyjesz?! - spytałem przez radio chowając się na chwile w okopie.
- Tak to tylko niegr... Och!
I sygnał z radia został przerwany.
- Szybko niech ktoś sprawdzi co z nią jest!
- Zrozumiałam! - powiedziała Valencia.
Po chwili pierwszy z Wijów został zniszczony. Pod naporem pocisków jego metalowy łeb wydał z siebie jedynie zawodzące gwizdniecie i odpadł przetaczając się kilka metrów od upadającego cielska.
- Jest nieprzytomna - usłyszałem ponownie głos Valencii - dostała dwie kulki.
- Zabieraj ją stąd do szpitala! - poleciłem
Następnie przez radio wrzasnęła Colon.
- Rene też oberwał! Idę do niego.
Cholera robi się nieciekawie - pomyślałem - minęły może dwie minuty a ja już straciłem połowę ludzi.
Tymczasem maszyny dosłownie rozpruwały nasze umocnienia. Z każdą chwilą stawaliśmy się coraz bardziej narażeni na atak wroga. Na szczęście wtedy padł kolejny Wij.
- Dobrze! Została dwójka, rozwalcie te cholerne konserwy! - ryknąłem do komunikatora.
Trzeci wij zapiszczał i padł.
- Ten jest mój! - zawołał ucieszony Neko
- Brawo! - pogratulowałem mu - Jeszcze jeden i idziemy zajarać dżointa!
Ostatni z Wijów był wyraźnie większy od pozostałych, a ponadto posiadał niezwykle zabójczą broń laserową. Wyraźnie rozjuszony utratą swych kompanów ruszył do przodu wprost w krzyżowy ogień.
- Rozwalcie go! O jasna cholera!
Wij wypuścił kolejną salwę jednak nie ze swojej głównej broni, a z umieszczonego gdzieś między fałdami stali granatnika. Pociski poszybowały przez dziedziniec i uderzyły w prosto w miejsce gdzie stała Samantha. Eksplozja dosłownie rozszarpała jej ciało. 
- Tadek co się dzieje?! - spytała przez radio przerażona Valencia, która nie zdążyła jeszcze wrócić na pole walki.
Przez chwilę stałem jak wryty spoglądając w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą była Samantha. Granaty wpadły prosto do jej okopu. Nie miała żadnych szans.
- Tadek?
Poczułem ostry ból na ramieniu, dostałem kulkę i dopiero wtedy zrozumiałem, że przez dobrą chwilę byłem całkowicie odsłonięty. Schowałem się za worki z piaskiem.
- Jasna cholera, Samantha oberwała.
- Jak poważnie?
- Nie żyje.
Valencia przeklęła jak nigdy wcześniej. Przez chwilę pomyślałem, że rozmawiam z Colon.
- Już do ciebie idziemy.
Okazało się jednak, że pomoc nie była potrzebna. Laserowy Wij pod wpływem ognia z wieżyczek w końcu padł na ziemię i zamarł. Bitwa była wygrana.
- Nie ma takiej potrzeby - powiedziałem i ruszyłem do miejsca, w którym była Samantha. Jej ciało leżało w kałuży krwi i było zupełnie martwe, jednak obrażenia i ułożenie zwłok wskazywały, że żyła jeszcze chwilę po eksplozji, która rozczłonkowała ją odrywając ręce i nogi od tułowia. To był naprawdę makabryczny widok.

Chociaż byłem już dość długo oficerem TWH nawet podczas wojny z Dark Armadą nie straciłem żadnego człowieka, tak samo jak nigdy wcześniej nikt nie zginął pod moim dowództwem. Samantha była pierwsza.

- Szlag by to - westchnąłem.

Czy jednak mogłem jakoś ją uratować? Czy miałem jakiś wpływ na to co się właśnie stało. Mimo, że otwarcie przyznawałem, że nie lubię Samanthy była ona cennym ogniwem naszej małej społeczności. Ale czy martwiłem się o nią tak samo jak o Valencię, którą za wszelka cenę chciałem chronić? Dałem jej w ręce krótką broń wiedząc, że nie umie się nią posługiwać, że będzie bardzo narażona na atak wroga kiedy Valencia ze swoją snajperką zawsze była na bezpiecznej odległości. Być może miała rację mówiąc, że wcale nie chcę jej zabierać z tej planety i najchętniej zostawił bym ją tutaj na pastwę losu.

Nie wiem.

Deszcz zmył krew z jej twarzy i po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, gdyby nie oko byłaby naprawdę ładną kobietą jak na swój wiek. Nie jedna młoda dziewczyna chciałby się starzeć tak jak ona. 

- Tadek jesteś tu potrzebny! - usłyszałem głos z radia
- Co?
- Gabela i Rene - powiedziała Valencia - musisz im pomóc!
Przypomniałem sobie, że w szpitalu wciąż była dwójka rannych, która bez mojej pomocy straci życie! Puściłem się biegiem w stronę osady, zostawiając za sobą martwe ciało.


[Obrazek: IpQNMVq.png]

Odpowiedz
#76
Dzień Sto Czterdziesty Ósmy - Pogrzeb

Na szczęście obrażenia zarówno Rene jak i Gabeli okazały się być stosunkowo niegroźne i już kolejnego dnia stanęli oni na nogi. Postanowiliśmy pochować Samanthę w specjalnie do tego przygotowanej, wykutej w skale grocie. Gdy tylko udało się stworzyć potrzebne pomieszczenie i sarkofag umieściłem w nim ciało po czym odprawiliśmy ceremonię pożegnalną. Chociaż nie wszyscy lubili Samanthę wszyscy wydawali się być równie przygnębieni jej śmiercią, no może pomijając Colon, która stała kompletnie niewzruszona i patrzyła na sarkofag z obojętnością.

- Naprawdę cię to nie rusza? - zagadnąłem do niej jakiś czas później gdy mijaliśmy się w drzwiach wejściowych.
Colon spojrzała na mnie lekceważąco.
- A czemu miałby? Nawet jej nie znałam. - stwierdziła
- Ale była częścią tej grupy! - zaprotestowałem
Colon wzruszyła ramionami i już chciała odejść gdy chwyciłem ją za ramię.
- A gdybym ja - nacisnąłem gdybym to ja stał w tym miejscu zamiast niej? Byłoby ci chociaż trochę przykro.
- Błagam nie zaczynaj.
- Albo Rene! Gdyby to był Rene!
Dziewczyna wyrwała się z wściekłością.
- Ja po prostu niczego nie udaję! - ryknęła waląc pięścią w drzwi - I tak byłoby! A teraz zostaw mnie do cholery w spokoju!

Odpowiedz
#77
Dzień Sto Pięćdziesiąty - Sen i Kontakt

Przez ostatnie dni atmosfera w Koloni stała się dużo bardziej przygnębiająca. Każdy zajmował się przydzielonymi mu obowiązki i nikt nie miał ochoty zbytnio ze sobą rozmawiać. Od dwóch nocy dręczyły mnie koszmary. Widziałem okropną bezoką twarz Samanthy, która oskarżała mnie o swoją śmierć i zawiadając zemstę, a następnie biegłem przez ciemny labirynt zbudowany z czarnych obsydianowych cegieł i jedyne co wskazywało mi kierunek to echo odbijające się od ścian. Echo, które brzmiało jak rój małych mechanicznych owadów. Gdy w końcu udawało mi się wydostać na zewnątrz widziałem płonącą Kolinię. Mechanoidy wdarły się do środka i za pomocą wielkich wieżyczek laserowych osadzonych na ich tułowiach z pogiętego metalu niszczyły kolejne zabudowania z mechaniczną precyzją. Po drodze widziałem ciała martwych towarzyszy: Hectora, Gabelę i Rene, jednak za nic w tym krajobrazie śmierci i zniszczenia nie mogłem znaleźć Valencii.

Ktoś chwycił mnie za nogawkę spodni, odwróciłem się gwałtownie i spojrzałem na ziemię. To była konająca Tammy. Oddychała z trudem opierając się o niewielki wystający murek. Była cała we krwi. 

- Zabrały dziewczynę - szepnęła, dławiąc się własną krwią
Spojrzałem w kierunku ciągnących się zabudowań. Wielkie wije zniszczyły właśnie doszczętnie szpital. Budynek zawalił się z hukiem a na zgliszczach zapłonął ogień.
- Gdzie byłeś kiedy przyszły? - spytała patrząc mi prosto w oczy - Dlaczego nam nie pomogłeś?!
- Nie wiem - powiedziałem - Uwięziły mnie w jakimś cholernym labiryncie!
Colon chociaż konająca miała jeszcze dość siły aby parsknąć śmiechem.
- W labiryncie?
- Co w tym śmiesznego? Tak w labiryncie!
Odwróciła ode mnie głowę i przekręciła ją raz w lewą raz w prawą stronę.
- Nie widzę tu żadnego labiryntu Tadek.
Również się rozejrzałem. Labirynt faktycznie zniknął.
- Przed chwilą tu był! - zaprotestowałem
- A może po prostu chciałeś aby to się stało? - spytała a jej oczy zapłonęły - Może jesteśmy dla ciebie tylko narzędziami w walce o przeżycie!
Wstałem, ale Colon chwyciła mnie za nadgarstek. Usiłowałem się wyrwać, ale uścisk był zbyt mocny.
- Gówno prawda - zaprzeczyłem - puść mnie do cholery!
Nie ustępowała. Poczułem jak jej długie paznokcie wbijają mi się w skórę.
- Miałam cię za przyjaciela Tadek! Chcesz mnie tutaj tak zostawić!
Teraz nie tylko oczy ale cała jej twarz zajęła się ogniem. Na szczęście po krótkiej szarpaninie udało mi się wyrwać. Mechanoidy już odchodziły, ruszyłem biegiem, jednak nie byłem w stanie ich dogonić.
- Nigdy jej nie znajdziesz, nigdy jej nie znajdziesz! - krzyczała za moimi plecami Colon

Obudziłem się zlany potem. Valencia spała obok mnie cała i zdrowa. Zszedłem z łóżka, narzuciłem na siebie ubranie i spojrzałem na zegarek - była czwarta nad ranem. Wiedziałem jednak, że tej nocy i tak już nie zasnę.

Dzień wcześniej ukończyliśmy badania nad uszkodzonym systemem podtrzymywania życia, a mając dość komponentów mogłem wytworzyć zamienniki dla uszkodzonych części. Postanowiłem zająć się tym od razu po przebudzeniu. Musiałem się skupić na czymś co wymaga sporej uwagi i pozwoli mi nie myśleć o koszmarach. Dzięki ostatniej wizycie na pokładzie statku wiedziałem dokładnie jakie naprawy będziemy musieli wykonać i już po kilku godzinach ukończyłem całą pracę.

[Obrazek: qZMjNCG.png]

- Wcześnie wstałeś - powiedziała Valencia, kiedy dołączyłem do niej pomagając przy zbiorach.
- Ostatnio gorzej sypiam - odpowiedziałem odwracając wzrok.
- Wiem.
Podszedłem w jej pobliże i usiadłem na trawniku chwytając się za głowę.
- Powiedz mi - rozpocząłem, ale Nana błyskawicznie mi przerwała.
- Tadek każdy z nas wiedział na co się pisze dołączając do ciebie - powiedziała stanowczo Valencia
- Te maszyny nie przyszły tu po nią tylko po ten ten cholerny statek! Gdyby nie on nadal by żyła! - pokręciłem głową z dezaprobatą
- A myślisz, że by chciała? - Odparła Valencia.
- Co masz na myśli? - Spytałem mrużąc oczy.
- Pomyśl ile warte było jej życie zanim się tutaj znalazła. Albo ile warte jest moje życie?
Milczałem nie mogąc znaleźć odpowiedzi. Valencia zbliżyła się do mnie tak blisko, że czułem na twarzy jej ciepły oddech.
- Gdyby nie ty zapewne skończyłaby w jakiejś dziurze, pewnie jako niewolnica tyrając od dnia do nocy dla jakiejś bandy dzikusów. - Valencia przełknęła ślinę, a jej twarz jeszcze bardziej spoważniała - A ja? Pomyśl jak skończyłabym ja gdybyś wtedy nie odpowiedział przez radio - dodała powoli i ze strachem.
- Każdy zrobiłby to samo na moim miejscu. - odparłem drapiąc się po czole
- Może w twoim świecie - zaprzeczyła Valencia - tutaj każdy dba tylko o własną dupę.
Nie odpowiedziałem.
- Tadek zrozum, że dałeś jej nadzieję! Ba! Dałeś nam wszystkim nadzieję! - Valencia uśmiechnęła się i położyła dłoń na moim ramieniu - I to nie jakąś zmyśloną bajkę! Ten twój statek, przecież każdy z nas go widział! Och nawet byliśmy na jego pokładzie! Powiedz mi czy za to nie warto się bić, czy nie warto za to umierać?!
- Nie wiem - bąknąłem mrugając na nią oczami.
- Jestem ci wdzięczna mimo, że nigdzie jeszcze nie polecieliśmy! - powiedziała podnosząc się
Te słowa nieco poprawiły mi humor. Nie zaszkodzi spróbować - pomyślałem po czym rzuciłem w stronę Valencii.
- Możesz to jakoś udowodnić?
- Mogę - zachichotała - ale wieczorem!
- Trzymam za słowo! - odpowiedziałem udając surowość po czym wróciłem do pracy.

Kilkanaście godzin później, kiedy byliśmy już w łóżku stało się coś nadzwyczaj niespodziewanego. Połączenie przychodzące.
- Nie odbieraj - wymamrotała leniwie Valencia podnosząc lekko głowę znad mojego torsu.
Patrzyłem na multinarzędzie nie kryjąc szoku. W końcu!
- Co tak zbladłeś? Coś nie tak? - spytała badawczo dziewczyna
Komunikat na wyświetlaczu nie mógł kłamać. Połączenie przychodzące, Cmdr Quarion! Oczywiście połączenie odbywało się za pomocą komunikatora kwantowego umieszczonego na Horyzoncie, a multinarzędzie było z nim zintegrowane co pozwalało też między innymi na zdalne sterowanie statkiem, a także rzecz jasna odbieranie i nawiązywanie połączeń bez martwienia się dystansem jaki nas dzielił.

Odebrałem.
- No kurde w końcu się dodzwoniłem! - krzyknął ucieszony Quarion a przed oczami zaświeciła mi uśmiechnięta twarz jednego z największych śmieszków Husarii - Tadek powiedz mi gdzie ty do cholery... - urwał w połowie zdania
- Siemasz Quarion - odpowiedziałem - dobrze widzieć znajomą twarz! Już się za tobą stęskniłem!
I na potwierdzenie szybko przeczesałem galnet aby wysłać mu jeden filmik.





- Ty mi tu nie gadaj tylko mów co to za dupeczka?!  - spytał wesoło Quarion
Valencia dopiero wtedy zrozumiała, że jest obserwowana i zasłoniła się kołdrą?
- To długa historia hehe - odpowiedziałem chwytając dziewczynę za ramię - To mój kolega z TWH - szepnąłem.
Quarion przebywał aktualnie w barze Jedenaście Parseków, który był słynnym miejscem spotkań Husarzy na Maskeline Vision. Otaczały go, bo jakżeby inaczej dwie młode kobiety.
- Stary dopiero co zdekodowaliśmy twój sygnał! - stwierdził Husarz podnosząc w górę kielicha - Ale w końcu się udało! Twoje zdrowie! - I wlał sobie do ust całą zawartość kieliszka krzywiąc się nieco, ale niczym nie przepijając.
- Widzę, że  Margrabia nie próżnuje! - pochwaliłem go
Quarion spojrzał raz w prawo raz w lewo na towarzyszące mu dziewczyny po czym rzucił zadowolony.
- Przecież wiesz jak one piszczą kiedy im powiesz, że rządzisz całą marchią!
Pokiwałem z aprobatą głową.
- Ale mów dokładnie co się stało! Wysłałeś sygnał SOS!
- Nie wiem - odparłem - Jestem sobie na eksploracji, normalne skanowanie Earthlike, wiesz honk, a potem skaner powierzchni. I nagle jak coś mi nie pierdyknie...!
- Co to było? Może Thargoidzi? - zasugerował Quarion
- Thargoidzi wyrzucają ludzi z hyperspace a nie z supercruisa - powiedziałem pewnym głosem
- To był rój! - wtrąciła Valencia
- I rozbiłeś się na planecie pełnej takich ślicznotek! - Stwierdził Quarion szczerząc zęby do Valencii - Chyba nie masz czego żałować co?!
Dziewczyny towarzyszące Quarionowi zrobiły obrażone miny.
- Myślę, że Valencia ma rację. Ta planeta zamieszkana jest przez jakieś dziwne owadopodobne maszyny.
- Maszyny i laseczki, nono Tadek ja bym chyba tam został!
- Quarion czy ty nie możesz ani na chwilę być poważny?
Quarion w odpowiedzi podsunął sobie pod nos kielicha i wypił go trzęsąc głową.
- Świński Ryj - powiedział - zarąbisty rocznik!
Nie muszę chyba tłumaczyć jak rozumieć to zachowanie.
- Quarion! - warknąłem
- No dobrze już, dobra kurde! Dziewczyny poczekajcie oooooo tam! - wskazał jakieś miejsce poza moim polem widzenia - Zaraz do was przyjdę!
Towarzyszki Husarza wstały z krzeseł i zniknęły z kadru.
- A ona? - spytał wskazując na Valencię
- Ona zostaje - powiedziałem głaszcząc dziewczynę po ramieniu
- Ach to tak Tadek?! Myślałem, że to poufne rozmowy będą! - Krzyknął waląc pięścią w stół.
- Owszem, tyle, że to ja tu jestem niebieski - przestrzegłem go ze spokojem
- Tja! Typowi oficjer! Jak argumentów brakuje to się immunitetem zasłania! - Odparł wściekły.
Uśmiechnąłem się do niego szeroko.
- Quarion przecież dobrze wiem, że chcesz aby Valencia wstała tylko po to by móc sobie popatrzeć.
Twarz Quariona zbladła po czym i on się uśmiechnął.
- No dobra, mów o co chodzi!
- Tak lepiej. Po pierwsze na tej planecie żyje jakaś dziwna wroga rasa maszyn, która najprawdopodobniej jest zdolna do ściągania na powierzchnię statków kosmicznych. Pokaż mi mapę.
Quarion za pomocą swojego multinarzędzia wyświetlił holograficzny obraz drogi mlecznej. 
- Nie mogę podać swojej dokładnej pozycji, ale myślę, że to któraś z gwiazd w tym sektorze - wskazałem palcem na część galaktyki pomiędzy Ramieniem Oriona Cygni, a Confluxem wysoko ponad płaszczyzną ekliptyki.
Quarion spojrzał na miejsce jakie mu pokazałem i westchnął.
- To nadal tysiące gwiazd Tadek! W życiu cię tam nie znajdziemy - stwierdził bez przekonania
- Nie szukajcie, poradzę sobie. Po prostu przekaż pozostałym, najlepiej Hetmanowi aby przestrzegli ludzi przed wlatywaniem w to miejsce. Przynajmniej dopóki nie wiemy, który to system - poleciłem
- To masz jak w banku - obiecał Quarion
- Druga rzecz, nie wiem ile jeszcze będę tutaj siedział dlatego proszę abyś zaopiekował się moją Pandą!
- Eeee - bąknął
- Jedna już mi gdzieś uciekła - powiedziałem ze smutkiem
- Czy to nie jest zadanie dobre dla Kadeta? - spytał niezadowolony
- Myślę, że to jest idealne zadanie dla ciebie! - powiedziałem radośnie
- A myślałeś może o Tumirze? On już ma te swoje owce - spróbował wymigać się Quarion
Pokręciłem odmownie głową.
- Naprawdę? Muszę? - teraz jego głos miał już błagalny ton
Nagle do naszej sypialni wpadła Colon. Oczy Quariona natychmiast się zaświeciły gdy dziewczyna podeszła do naszego łóżka.
- A to co to za piękność? - rzekł patrząc z podziwem na atrybuty Tammy
- A to co to za przystojniak? - odpowiedziała mu błyskawicznie i przez chwilę zastanawiałem się czy była to ironia czy może jednak nie - Tadek wstawaj, Gabela nam się tak rozpiła, że zezgonowała
- Coraz lepiej, coraz lepiej - powiedział ucieszony Quarion

 
[Obrazek: OSXKg4d.png]

Odpowiedz
#78
Mam nadzieje ze nie skończy się na powrocie do HR8444. Bo jeżeli coś takiego planowałeś to wlecę ci moim aspem w ....
Odpowiedz
#79
Tadek to już koniec???
Odpowiedz
#80
Jasne, że nie. Ostatnie dni miałem spore zatrzęsienie na kanale na youtube i musiałem mu poświęcić więcej uwagi. Beta 2.3, ogarniecie kamery, tworzenie materiału, filmy (trailer oraz New Era), przemodelowanie i początek "2 sezonu" na kanale, czytanie wiadomości od widzów i odpisywanie, (całkiem sporo nazbierało). Wszystko to wymagało dużo pracy Smile

Teraz jednak mogę spokojnie wrócić do Kolonii, bo mam wszystko już ogarnięte, także jutro, albo pojutrze powinny być nowe odcinki Biggrin

Dociągniemy tę serię do końca i możliwe, że zaczniemy następną, ale oprócz kanału mam swoje rzeczy do zrobienia jako Oficer i teraz jeszcze doszedł Newsletter. Sporo tego jest dlatego czasami zdarzają się przerwy, bo czasami nie wyrabiam Biggrin

Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości