22.02.2017, 00:03 UTC
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.02.2017, 01:44 UTC przez TeddyPanda.)
Polecam puścić sobie to w tle do czytania tej części
Dzień Sto Trzydziesty - Rastafarianin
Kilka dni później wszyscy koloniści zaczęli dochodzić do siebie. Valencia chociaż zmuszona na stałe nosić opatrunki na prawej dłoni, aby chronić przed dalszymi uszkodzeniami swój poszarpany palec radziła sobie coraz lepiej ze swoim inwalidztwem i stopniowo opanowywała używanie karabinu snajperskiego stosując nowy chwyt. Colon całkowicie wydobrzała i tak jak sądziłem to ona najszybciej wróciła do pracy. Wiedziałem, że wciąż czuje ból, jednak dałem jej poczuć tę satysfakcję z bycia najtwardszą osobą w kolonii. W końcu była to prawda! Hector mimo, że wciąż przeżywał utratę ucha w końcu zwlókł się z łóżka i zgodnie z prośbą całkowicie przestał próbować ze mną flirtować. Sprawiło to, że zacząłem cieszyć się z tego, że dostał nauczkę. Kilka tygodni bez ucha go nie zbawi. Samantha z kolei zniosła wszystko najgorzej. Zaczęła pić niemalże codziennie i gdy tylko mogła wypominała wszystkim, że wygląda jak wiedźma i ją nienawidzimy. Wkrótce wszyscy stracili do niej mimowolnie sympatię i wiedziałem, że nawet jeśli zaoferuje jej transport to nie będę dbał o to co się z nią później stanie. Wysiadka na Maskeline i droga wolna!
Sto trzydziestego dnia do naszej kolonii wtargnął niespodziewany gość. Był to człowiek w podobnym wieku, w którym była Samantha. Około czterdziestki czy pięćdziesiątki. Kiedy go zatrzymaliśmy był kompletnie naćpany.
- Siema ziomy - powiedział zataczając się lekko po czym wziął mocnego bucha z dzierżonego między palcami skręta
Mężczyzna był średniego wzrostu i nieco się garbił. Jego twarz była wyraźnie rozkojarzona, jakby nie do końca kontaktował co się wokół niego dzieje. Oczy zatrzymywały mu się na losowo wybranych miejscach, a głowa nie zawsze podążała w stronę, w którą aktualnie patrzył. Fryz również miał w należytym stylu - wielkie afro.
- Tak jeszcze mi tu brakowało kurna Boba Marleya!
- Kogo? - spytała Colon
- Nie znasz.
- Fajną macie miejscówkę - stwierdził Marley biorąc następnego bucha
- Dzięki, czego od nas chcesz?
Mężczyzna zatoczył się nieco, spojrzał na mnie, potem na Colon, a następnie stwierdził
- Posiedziałbym tu może chwilę, coś bym poogarniał może?
Parsknąłem śmiechem, w sumie nawet nie wiem czemu tak bardzo mnie to rozbawiło.
- Nawet cię nie znamy gościu.
- Wiadomo! - powiedział i dźwięcznym krokiem ruszył w naszą stronę - Neko jestem, chcesz może bucha?
Popatrzyłem na niego jak na wariata po czym powiedziałem.
- Dawaj to.
Neko uśmiechnął się i obstawił mi skręta. Zaciągnąłem się mocno, a następnie jeszcze raz i jeszcze raz.
- Palimy po trzysta? - spytał
- Standardowo - odpowiedziałem oddając Neko z powrotem blanta
Colon stała jak wryta i gapiła się na nas bez słowa. Wiedziałem, że to jeszcze nie pora, że kopnie najprawdopodobniej przy następnej kolejce. Sęk w tym, że skręt właśnie się skończył.
- Spokojna głowa - szepnął Neko i zauważyłem, że w dłoni trzyma małe pudełko. Otworzył je i wyciągnął kolejnego skręta wręczając mi go w dłoń.
- Dobra on zostaje z nami! - powiedziałem do Colon. Jeśli nie jarasz to możesz iść!
Colon odwróciła się bez słowa i odeszła. Usłyszałem, jednak jej przekleństwo gdy wchodziła do bazy.
- Co ona taka spięta? - spytał mój nowy kumpel
- Taki charakter hehe
Zaczęło działać. Neko roześmiał się razem ze mną.
- Czekaj chwile.
Zastanowiłem się czy na samym początku odpalić skręta czy zadzwonić do Valencii, po chwili myślenia postanowiłem zrobić obie rzeczy jednocześnie. Wetknąłem sobie blanta do ust, a Neko pomógł mi go odpalić korzystając z zapalniczki, którą wręczyłem mu do ręki. Cała ta operacja była spokojna i precyzyjna niczym dokowanie Cutterem.
- Valencia, kochanie podejdź mi tu na chwilę hehe - powiedziałem przez interkom
- Coś się stało? Brzmisz dziwnie.
Spojrzałem porozumiewawczo na Neko i wziąłem bucha.
- E tam chodź nie gadaj!
- No dobra.
Po chwili zobaczyłem Valencię, która szła ku mnie wraz ze swoimi podskakującymi teraz w slow-mo cyckami. Idealnie - pomyślałem! Teraz jeszcze prowiant!
- Kto to jest? - spytała wskazując na naćpanego Neko
- Kolega, a ty siadaj!
Valencia usiadła obok mnie a ja chwyciłem ją dokładnie tam gdzie chciałem. Precyzyjnie i sprawnie jak lądowanie Cutterem na miękkiej planecie!
- Może nie tak przy ludziach?
Dziewczyna nie próbowała się jednak wyrwać więc zadowolony po raz kolejny wywołałem przez interkom - tym razem Hectora. Międzyczasie oddałem skręta z powrotem do Neko.
- Fajny ma ten no - powiedział Neko - twoja dziewczyna
- Biust? - spytałem
Valencia wydawała się kompletnie nie rozumieć tego co widzi. Nastąpiła dłuższa pauza.
- No - powiedział w końcu Neko oddając mi skręta
- Nie rozumiem czemu się tak zachowujecie - bąknęła Valencia
W odpowiedzi podałem jej tego "innego papierosa".
- Zapal to zrozumiesz hehe
Dziewczyna z wahaniem, ale wzięła do ust narkotyk po czym trzykrotnie się zaciągnęła i podała go do mnie.
- Nadal nie rozumiem - stwierdziła
- Za chwilę zaczniesz!
Spostrzegłem, że cały czas miałem otwarte połączenie z Hectorem.
- Hector - powiedziałem
- Tak?
- Przynieś jedzenie, to rozkaz hehe
Valencia również się zaśmiała. Spojrzałem w jej oczy i już widziałem, że ją kopnęło.
- Jak tam? - spytałem
Dziewczyna parsknęła głośnym śmiechem.
- Z czego tak toczysz bekę - zagadnął Neko
- Ogólnie!
- No to lajtowo - powiedziałem na co Valencia wydała z siebie kolejne parsknięcie - chyba masz głupawkę hehe
Pojawił się Hector, a raczej nie Hector tylko jedzenie. Mięsko, ziemniaki, mniam, mniam, mniam.
Uwielbiam jeść!
- Przynieś dla pozostałych! Tak to też rozkaz heh
Hector z obrażona miną ruszył powrotem do bazy.
- To gej - szepnąłem w stronę Neko z chichotem
- Lajtowo! - odpowiedział Neko z uśmiechem
- Nie kumam jak można nie lubić cycków! - stwierdziłem ze zdziwieniem zaciskając dłonie na atrybutach Valencii
- Ja też nie, hihi - przytaknęła dziewczyna biorąc bucha i przysuwając skręta do moich ust, zaciągnąłem się trzy razy, a następnie Valencia oddała go Neko.
Po chwili znowu pojawił się Hector z kilkoma porcjami jedzenia!
Na ten widok oczy Neko wręcz zapłonęły chociaż i tak już były mocno przekrwione, tak jak moje i Valencii.
- Smacznego hehe
Neko chwycił widelcem kawał mięsa i włożył go do ust. Całość operacji była precyzyjna niczym lądowanie Cutterem.
- Ale zarąbisty smak! - powiedział z uznaniem
- No hehe, kucharz Hector! Valencia spróbuj!
Nabrałem nieco mięsa i ziemniaków na widelec po czym precyzyjnie niczym lądowanie Cutterem zadokowałem nim w ustach Valencii.
- To jest pyszne! - stwierdziła
- Czekajcie zadzwonimy do niego i mu powiemy!
Spokojnie wystukałem niezbędne polecenia na multinarzędziu. Po chwili ponownie usłyszałem głos Hectora.
- Znowu?!
- Eeee, siemka hehe
- Jakieś rozkazy? - prychnął nie kryjąc złości
- Chcieliśmy ci powiedzieć, że świetnie gotujesz!
- Naprawdę genialnie - stwierdziła Valencia
- No! - dodał Neko
Hector milczał przez chwilę najwyraźniej zaskoczony tą zmianą podejścia.
- Eeee, dzieki bardzo mi miło - bąknął w końcu
- Nie ma problemu hehe, dobra narka!
Zamknąłem połączenie
- Neko - powiedziałem
Kilka minut później usłyszałem odpowiedź
- No...?
- Masz tego więcej...?
Kolejna długa pauza.
- W sensie jarania...? - spytał niepewnie
- W sensie tak.... - potwierdziłem
I znowu kilka minut przerwy.
- No to mam...
- Fajnie się dogadujecie - powiedziała Valencia
- To jutro będziemy sadzić...
I tak jak powiedzieliśmy tak zrobiliśmy.