10.10.2016, 11:35 UTC
Stało się. Nasłuchałem się w barze opowieści komandorów o podróżach, o nieznanych, nieodkrytych przestrzeniach naszej galaktyki. Nowych światach czekających na odkrycie.
Wciąż tłamsząca się we mnie chęć odkrywania zwyciężyła. Dosyć miałem pożogi wojennej, cierpień ludzi i kłótni "wielkich-małych" dzieci o systemy, planety i outposty, jakby to były zabawki...
Uciekam od wszystkiego... lecę w nieznane tam gdzie nie dosięgnie mnie wojna i smutek.
Tu w miarę możliwości wysyłać Wam będę relację z moich wojaży. Starać się będę odwiedzać te światy, które jeszcze nie zaznały opon łazików.
Planu szczegółowego nie mam... chociaż myślę o odwiedzinach Jaquesa i Saritariusa, później przed siebie...
Dzień pierwszy
Powtarzalność zarobkowa sięgnęła zenitu. Dość mam ciągłego latania w kółko. Jak wspomniał, któryś komandor w barze: "jeszcze trochę a będę znał wszystkie systemy na pamięć". Dobiję jeszcze parę milionów i koniec.
Podleciałem do Chińczyka. Sprzedawca zmierzył mnie od stóp po czubek głowy. Z lekkim drwiącym uśmiechem zaprowadził mnie do hangaru z używanym sprzętem. Może dlatego, że nie chciało mi się przebierać. Chcę jak najszybciej kupić sprzęt, wyposażyć się i lecieć. Powiedziałem mu że wolę nowy statek. Zdziwił się ale po przeanalizowaniu moich możliwości finansowych w systemie od razu zmienił nastawienie. Zaproponował laviańską brandy. Nie te siki co rozlewają bo barach ale taką wiekową. Dziwnie się poczułem. Kazałem zaprowadzić się do hangaru i pokazać najlepszy statek jaki mają do eksploracji. Stała tam jakby czekała na mnie. Piękna, smukła a jednocześnie masywna. Wielozadaniowy statek Anaconda. Kazałem wyposażyć ja pod eksplorację. Na wszystko dostałem 15% zniżki. Dealer latał wokół mnie jak szalony. Proponował ubezpieczenia, żarcie, ubrania... wszystko. Podpowiedział nawet gdzie polecieć żeby poprawić zasięg FSD co też zrobiłem.
U inżyniera poszło zgrabnie i szybko. Miał wszystkie potrzebne części na miejscu a i chyba dobry humor... zwiększył mi skok do 48 ly. Zapłaciłem, podziękowałem i odleciałem.
Trochę się zawiodłem na początku. Wyleciałem z bańki... nie było żadnych fanfar-ów. Cisza pustki i szum silników. Wybrałem cel podróży: Mgławica Trąba Słonia. Ładnie wyglądała na mapie i akurat byłem skierowany w jej stronę. Napęd FSD zawarczał dumnie. Statek nabrał wibracji. Gwiazdy i konstelacje przede mną rozciągnęły się. Przez ułamek sekundy czerń przed oczami, głucha cisza. Niby moment a miałem wrażenie, że cała wieczność. Nigdy wcześniej nie przeżywałem tak skoku. Może to ta chwila i świadomość podróży w nieznane?
Doleciałem do pierwszego systemu poza bańką. Niby spodziewałem się tego ale jednak poczułem lekki zawód. System już wcześniej odkryty. Postanowiłem, że będą skanował i eksplorował tylko te systemy, których nikt jeszcze nie odwiedzał.
Kolejne systemy, wszystkie już odwiedzane. Im dalej od bańki tym bardziej to irytowało. Przecież jestem już prawie 1000ly od domu. Z czasem to stało się rutyną. Skok, skan słońca, już ktoś tu był, skok...
Dzień drugi
Hmmm, dzień drugi? Ciężko to nazwać dniem. Ciekawe czy uda mi się utrzymać cykl 24h. Dzisiaj doleciałem do systemu, który co prawda miał zeskanowaną gwiazdę i pierwszą planetę ale pozostałe już nie. Trzy wielkie gazowe giganty. Nawet nie musiałem podlatywać za bardzo. Wydały się mało ciekawe. Zarejestrowałem wyniki w systemie i poleciałem dalej.
Im bardziej zbliżałem się do Mgławicy Trąby Smoka tym bardziej zwracał moją uwagę jasny punkt w przestrzeni. Co skok coraz większy i większy. Na początku myślałem, że to gwiazdy daleko w tym systemie ale z czasem zorientowałem się, że jest zawsze w tym samym miejscu i ma taki sam kształt, tylko powiększa się. Kiedy punkt w miarę zbliżania zamienił się w grupę obiektów doszło do mnie że to musi być coś co warto odwiedzić. Odpaliłem mapę galaktyki. Znalazłem. To aleja neutronówek w Mgławicy (o trudnej nazwie, którą później wpiszę ). Aleja stała się moim następnym przystankiem zaraz po trąbie.
Do Mgławicy Trąby Smoka wleciałem szybko i szybko wyleciałem. Niestety tu wszystko też zwiedzone, przeskanowane. Za to pas neutronówek, nawet jeśli już odwiedzony stał się dla mnie smacznym kąskiem. Skierowałem kadłub statku w stronę jasnych punktów. Rozgrzałem napęd FSD i skoczyłem. Czas leciał szybko. Od skoku do skoku. Bez większych przeszkód. Zdarzały mi się systemy, częściowo tylko odkryte. Żadne jednak nie przyciągały mojej uwagi. Wyglądały... hmmm... tak samo. Ale nie przeszkadzało mi to. Przede mną, co skok, coraz większe migotliwe skupisko gwiazd, które przyciągały. Z każdym skokiem coraz bardziej. Skok, skan, tankowanie. Skok, skan, tankowanie. Z każdą chwilą coraz bliżej. Mimo powtarzalności czułem podniecenie. Za każdym razem wydawało mi się, że jest coraz bliżej, było coraz bliżej ale cięgle mnie tam jeszcze nie było.
Wciąż tłamsząca się we mnie chęć odkrywania zwyciężyła. Dosyć miałem pożogi wojennej, cierpień ludzi i kłótni "wielkich-małych" dzieci o systemy, planety i outposty, jakby to były zabawki...
Uciekam od wszystkiego... lecę w nieznane tam gdzie nie dosięgnie mnie wojna i smutek.
Tu w miarę możliwości wysyłać Wam będę relację z moich wojaży. Starać się będę odwiedzać te światy, które jeszcze nie zaznały opon łazików.
Planu szczegółowego nie mam... chociaż myślę o odwiedzinach Jaquesa i Saritariusa, później przed siebie...
Dzień pierwszy
Powtarzalność zarobkowa sięgnęła zenitu. Dość mam ciągłego latania w kółko. Jak wspomniał, któryś komandor w barze: "jeszcze trochę a będę znał wszystkie systemy na pamięć". Dobiję jeszcze parę milionów i koniec.
Podleciałem do Chińczyka. Sprzedawca zmierzył mnie od stóp po czubek głowy. Z lekkim drwiącym uśmiechem zaprowadził mnie do hangaru z używanym sprzętem. Może dlatego, że nie chciało mi się przebierać. Chcę jak najszybciej kupić sprzęt, wyposażyć się i lecieć. Powiedziałem mu że wolę nowy statek. Zdziwił się ale po przeanalizowaniu moich możliwości finansowych w systemie od razu zmienił nastawienie. Zaproponował laviańską brandy. Nie te siki co rozlewają bo barach ale taką wiekową. Dziwnie się poczułem. Kazałem zaprowadzić się do hangaru i pokazać najlepszy statek jaki mają do eksploracji. Stała tam jakby czekała na mnie. Piękna, smukła a jednocześnie masywna. Wielozadaniowy statek Anaconda. Kazałem wyposażyć ja pod eksplorację. Na wszystko dostałem 15% zniżki. Dealer latał wokół mnie jak szalony. Proponował ubezpieczenia, żarcie, ubrania... wszystko. Podpowiedział nawet gdzie polecieć żeby poprawić zasięg FSD co też zrobiłem.
U inżyniera poszło zgrabnie i szybko. Miał wszystkie potrzebne części na miejscu a i chyba dobry humor... zwiększył mi skok do 48 ly. Zapłaciłem, podziękowałem i odleciałem.
Trochę się zawiodłem na początku. Wyleciałem z bańki... nie było żadnych fanfar-ów. Cisza pustki i szum silników. Wybrałem cel podróży: Mgławica Trąba Słonia. Ładnie wyglądała na mapie i akurat byłem skierowany w jej stronę. Napęd FSD zawarczał dumnie. Statek nabrał wibracji. Gwiazdy i konstelacje przede mną rozciągnęły się. Przez ułamek sekundy czerń przed oczami, głucha cisza. Niby moment a miałem wrażenie, że cała wieczność. Nigdy wcześniej nie przeżywałem tak skoku. Może to ta chwila i świadomość podróży w nieznane?
Doleciałem do pierwszego systemu poza bańką. Niby spodziewałem się tego ale jednak poczułem lekki zawód. System już wcześniej odkryty. Postanowiłem, że będą skanował i eksplorował tylko te systemy, których nikt jeszcze nie odwiedzał.
Kolejne systemy, wszystkie już odwiedzane. Im dalej od bańki tym bardziej to irytowało. Przecież jestem już prawie 1000ly od domu. Z czasem to stało się rutyną. Skok, skan słońca, już ktoś tu był, skok...
Dzień drugi
Hmmm, dzień drugi? Ciężko to nazwać dniem. Ciekawe czy uda mi się utrzymać cykl 24h. Dzisiaj doleciałem do systemu, który co prawda miał zeskanowaną gwiazdę i pierwszą planetę ale pozostałe już nie. Trzy wielkie gazowe giganty. Nawet nie musiałem podlatywać za bardzo. Wydały się mało ciekawe. Zarejestrowałem wyniki w systemie i poleciałem dalej.
Im bardziej zbliżałem się do Mgławicy Trąby Smoka tym bardziej zwracał moją uwagę jasny punkt w przestrzeni. Co skok coraz większy i większy. Na początku myślałem, że to gwiazdy daleko w tym systemie ale z czasem zorientowałem się, że jest zawsze w tym samym miejscu i ma taki sam kształt, tylko powiększa się. Kiedy punkt w miarę zbliżania zamienił się w grupę obiektów doszło do mnie że to musi być coś co warto odwiedzić. Odpaliłem mapę galaktyki. Znalazłem. To aleja neutronówek w Mgławicy (o trudnej nazwie, którą później wpiszę ). Aleja stała się moim następnym przystankiem zaraz po trąbie.
Do Mgławicy Trąby Smoka wleciałem szybko i szybko wyleciałem. Niestety tu wszystko też zwiedzone, przeskanowane. Za to pas neutronówek, nawet jeśli już odwiedzony stał się dla mnie smacznym kąskiem. Skierowałem kadłub statku w stronę jasnych punktów. Rozgrzałem napęd FSD i skoczyłem. Czas leciał szybko. Od skoku do skoku. Bez większych przeszkód. Zdarzały mi się systemy, częściowo tylko odkryte. Żadne jednak nie przyciągały mojej uwagi. Wyglądały... hmmm... tak samo. Ale nie przeszkadzało mi to. Przede mną, co skok, coraz większe migotliwe skupisko gwiazd, które przyciągały. Z każdym skokiem coraz bardziej. Skok, skan, tankowanie. Skok, skan, tankowanie. Z każdą chwilą coraz bliżej. Mimo powtarzalności czułem podniecenie. Za każdym razem wydawało mi się, że jest coraz bliżej, było coraz bliżej ale cięgle mnie tam jeszcze nie było.