18.07.2017, 23:51 UTC
HALO! Otwieram mój dziennik... log! Ten no, Dajary log, Captains log, COMMANDERS LOG!
- bzzzzt....
No tak... wpatruję się w te gwiazdę już trzeci dzień i komputer pokładowy dostał chyba udaru. Najpewniej. Bo na przykład chcę coś zjeść i proszę o jajka, to mi zableblabluje - High level of cholesterol... no i tlumacze maszynie - cholesterol dobry, jajka dobre, papu musieć w buzie, bo komandor kipnąć!
No to właśnie, moi drodzy, dostałem dwa jaja, w skorupkach. Nie zrozumcie mnie źle - dwa jaja w skorupkach, fajnie, myślę, ale stukam w jedno - sie rozbija i rozlewa - no nic, z dwóch będzie jajówa. Rozbijam drugie - 2 pukniecia, odpowiada mi puknięcie ze środka... Dla pewności i rozwiania wszelkich wątpliwości, że dopadła mnie samotność stukam jeszcze raz, tym razem delikatniej - odpowiada mi stuk tak mocny, że jajo rozbija się od wewnątrz. Najpierw powolutku, a później wyskakuje zółta główka z dziobkiem oraz węgielkową parą oczu twierdząca, że ĆWIR ĆWIR. No dobra, halucynacje, albo jakas symulacja, ale kurczak w żółtym mówiący do mnie ćwir? Z podajnika papu?
W tym momencie poziom mojej irytacji na kulinarne intrygi maszyny przerodził się w furię, no bo jak to? Jedzenie nie dość, że surowe, to do mnie mówi?!
Podchodzę ponownie do maszyny, wyklikuję J A J A N A B O C Z K U... nagle chwytak łapie mnie za klejnoty rodowe i wykręca w stronę lewego boku. JAK NIC MASZYNA DOZNAŁA USZKODZEŃ! JAK NICCCC! ANULUJ! ANULUJ! ANULUUUUJ! Uff....
No dobra, żyję, nadal mogę mieć potomka... Tyle że tuż obok mnie coś ćwira z dezaprobatą, a przed sobą mam kulę wydobywającą z siebie niesamowite pokłady energii...
No dobra, podajnik żywności nie działa, albo działa ale "inaczej", a mi towarzyszy mała kura >dziób!!!< eeee, mały kogut. I jestem na tyle głodny, żeby zastanawiać się nad jego ugotowaniem >dziób!!!< tzn nie, nie jestem aż tak głodny...
cdn.
- bzzzzt....
No tak... wpatruję się w te gwiazdę już trzeci dzień i komputer pokładowy dostał chyba udaru. Najpewniej. Bo na przykład chcę coś zjeść i proszę o jajka, to mi zableblabluje - High level of cholesterol... no i tlumacze maszynie - cholesterol dobry, jajka dobre, papu musieć w buzie, bo komandor kipnąć!
No to właśnie, moi drodzy, dostałem dwa jaja, w skorupkach. Nie zrozumcie mnie źle - dwa jaja w skorupkach, fajnie, myślę, ale stukam w jedno - sie rozbija i rozlewa - no nic, z dwóch będzie jajówa. Rozbijam drugie - 2 pukniecia, odpowiada mi puknięcie ze środka... Dla pewności i rozwiania wszelkich wątpliwości, że dopadła mnie samotność stukam jeszcze raz, tym razem delikatniej - odpowiada mi stuk tak mocny, że jajo rozbija się od wewnątrz. Najpierw powolutku, a później wyskakuje zółta główka z dziobkiem oraz węgielkową parą oczu twierdząca, że ĆWIR ĆWIR. No dobra, halucynacje, albo jakas symulacja, ale kurczak w żółtym mówiący do mnie ćwir? Z podajnika papu?
W tym momencie poziom mojej irytacji na kulinarne intrygi maszyny przerodził się w furię, no bo jak to? Jedzenie nie dość, że surowe, to do mnie mówi?!
Podchodzę ponownie do maszyny, wyklikuję J A J A N A B O C Z K U... nagle chwytak łapie mnie za klejnoty rodowe i wykręca w stronę lewego boku. JAK NIC MASZYNA DOZNAŁA USZKODZEŃ! JAK NICCCC! ANULUJ! ANULUJ! ANULUUUUJ! Uff....
No dobra, żyję, nadal mogę mieć potomka... Tyle że tuż obok mnie coś ćwira z dezaprobatą, a przed sobą mam kulę wydobywającą z siebie niesamowite pokłady energii...
No dobra, podajnik żywności nie działa, albo działa ale "inaczej", a mi towarzyszy mała kura >dziób!!!< eeee, mały kogut. I jestem na tyle głodny, żeby zastanawiać się nad jego ugotowaniem >dziób!!!< tzn nie, nie jestem aż tak głodny...
cdn.