Husarska Kolonia
#1
[Obrazek: ayUbqaf.jpg]

Do dowództwa oraz członków Skrzydlatej Husarii.

HR 8444
Maskelyne Vision

Maydey. Maydey. Maydey. 

Maydey. Tutaj okręt TWH HORIZON. Kod 2202-11.11.

Moja pozycja - Ramię Orion-Cygnus, Około 6500 ly od HR 8444. Brak dokładnych danych.

Liczne uszkodzenia kadłuba. Nieunikniona kolizja planetarna. Żółta jednostka klasy Anaconda oraz Myśliwiec GU-97. 

Załoga: Cmdr TeddyPanda - Peter - "SpaceBear" / "Tadeusz" - Mondzioł, Biały pies rasy Huskey, Panda oraz Żółw

Potrzebuję ewakuacji z planety oraz opieki medycznej, liczne złamania i rany kłute.

Do dowództwa oraz członków Skrzydlatej Husarii.

Jesteście tam?
Czy kwantowy komunikator też nawalił?
Cholera.
Jeśli słuchacie, to wiedzcie, że żyję. Przed minutą siadł system podtrzymywania życia. Nie chcę wiedzieć jak prawdopodobne było to, że planeta, na której się rozbiję będzie zdatna do życia. 
Wychodzę na zewnątrz.

[Obrazek: DpIchuQ.jpg]

Jeżeli zdalne wysyłanie zdjęć działa powinniście otrzymać obraz tego co zobaczyłem zaraz po opuszczeniu okrętu. Piękny widok mógłby ktoś powiedzieć , jednak w moim obecnym położeniu jest on nie tyle malowniczy, co niebezpieczny. Sprawdziłem wszystkie systemy Anacondy - utknąłem tutaj, a jedyną drogą ucieczki jest naprawa statku, przede wszystkim komputera pokładowego wraz z napędem FSD oraz reaktora. Padły też skanery, sensory, generator tarcz, drukarka 3D, a z myśliwca i SRV zostały jedynie strzępy pogiętego metalu i popsutej elektroniki.

Jestem sam, skazany na siebie, z niewielką ilością środków do życia i wszystkim co udało mi się schować do plecaka, a co może się tutaj przydać. Muszę zejść w dół z tych cholernych gór, muszę naprawić statek i odlecieć z tego przeklętego miejsca. Jeśli rąbnięcie w planetę wielką, tysiąc tonową kupą żelaza nie było w stanie mnie zabić, to co innego może?

Ale kto tak naprawdę wie co kryje to miejsce? Jakie dziwne i egzotyczne formy życia mogą tutaj istnieć? Jak długo przyjdzie mi tu zostać zanim wrócę do zamieszkanej przestrzeni? A może spędzę tu już resztę swojego życia w rozpaczliwej próbie znalezienia remedium na problem, którego rozwiązać się nie da? Kto wie?

Wkrótce wzejdzie Słońce... Nazywam się Peter "SpaceBear" Mondzioł, znany również jako Cmdr TeddyPanda, a to mój pierwszy dzień w nowym domu.

[Obrazek: 61hU3he.png]

Odpowiedz
#2
Dzień Pierwszy - Nowy Dom

Podróż trwała kilka godzin, a podczas schodzenia z zaśnieżonego stoku temperatury zaczęły szybko rosnąć by w końcu osiągnąć komfortowe dwadzieścia stopni celsjusza. Okazało się, że statek rozbił się na niewielkim wzgórzu i boję się myśleć, że tak niewiele dzieliło mnie od uderzenia w jeden ze skalnych szczytów.  Ale w końcu udało się, jestem na dole, wyczerpany i zagubiony, ale wciąż żyję, tak samo jak mój pies i panda (żółwia niestety nie znalazłem, najprawdopodobniej zginął, albo uciekł niewdzięcznik jeden). Rozłożyłem się na dole i zrzuciłem plecak. W końcu mogłem nieco odpocząć.

[Obrazek: 6nZTpB9.png]

Wkrótce potem zrobiłem niewielki rekonesans najbliższej okolicy. Wzgórze pod którym stałem było naprawdę olbrzymie, jednak po zejściu okazało się, że trafiłem na małą dolinę pełną wszelkiego rodzaju flory i fauny. Niektóre zwierzęta i gatunki roślin wydały mi się dziwnie znajome i podobne do Ziemskich (miałem to szczęście odwiedzić kilkukrotnie tę kolebkę ludzkości). Nauczony między innymi z poradników "Jak Przetrwać" Cmdra Kyokushina (niewielu wie, że napisał On mało znaną książkę o survivalu na obcych planetach, a większość z Was zna Go jako eksperta od przeżycia w kosmosie) zdecydowałem się założyć bazę u podnóża owego wzgórza. Po zebraniu potrzebnego drewna, którego w tym miejscu było aż nadto przystąpiłem do budowy.

[Obrazek: SnjlyS6.png] 
Praca zajęła mi większość dnia. Gdy w końcu skonstruowałem swą małą chatkę zająłem się transportem wszystkich swoich rzeczy, a następnie zjadłem jedną z racji żywnościowych, które ze sobą zabrałem po czym aby nie spać na ziemi, korzystając z zapasu drewna udało mi się stworzyć prostą pryczę. Narzucając na mebel śpiwór uzyskałem coś co po dokładniejszych oględzinach mogło przypominać łóżko.

Ale uwierzcie mi wcale go nie przypominało. Ostatnio podobne meble widziałem bombardując jedną z baz w czasie wojny z Dark Armadą. Pamiętam, że widziałem w gąszczu eksplozji jak dwoje wysoko postawionych oficerów tej frakcji wynosiło coś podobnego z trudem i określało to jako "Cudowny Mebel Mysterona".

W tej sytuacji nie mogłem sobie pozwolić na nic lepszego, w dodatku byłem już ekstremalnie wyczerpany i gdy tylko skończyłem nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Padłem na prycz i momentalnie zasnąłem.

[Obrazek: 3IfTJsY.png]

Odpowiedz
#3
Dzień Drugi - Rolnik Kosmosu

Nie jest tak źle! To pierwsze co pomyślałem, gdy obudziłem się rankiem drugiego dnia. Ciepło i dach nad głową znaczy naprawdę wiele kiedy jeszcze dzień wcześniej żegnałem się z życiem i pewny śmierci leciałem z olbrzymią prędkością ku powierzchni tej planety. Do tej pory nie zastanawiałem się co spowodowało tak wielkie uszkodzenia zarówno mechaniczne jak i cybernetyczne mojej Anacondy.

Czyżby to byli Oni?

To pierwsza myśl jaka przyszłą mi do głowy, zwłaszcza, że wciąż oszołomiony byłem po wydarzeniu jaki przytrafiło mi się kilka dni wcześniej. Olbrzymi statek Obcych przypominający nieco ziemski kwiat wyciągnął mnie wtedy z nadprzestrzeni, unieruchomił i przy akompaniamencie przeraźliwego hałasu zrobił coś co najprościej określiłbym mianem "skanowania". Wiązka żółtego, jaskrawego światła przeszyła mnie od słup do głów po czym... Okręt odleciał ponownie aktywując systemy Horyzontu. Próbowałem go ścigać, jednak bezskutecznie.

To mogli być Oni - myślałem. Bo kto inny jest w stanie wyrządzić takie szkody, w dodatku tak szybko i niepostrzeżenie zamienić nowoczesny gwiezdny okręt w bezwładną bryłę żelaza?

To Oni, albo...

Ta druga myśl jest tak przerażająca, że wolę wolę o niej nie mówić.

Zostawmy lepiej kosmos i skupmy się na sprawach natury nieco bardziej przyziemnej. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Wiedziałem już, że zostanę w tym miejscu jakiś czas dlatego musiałem zapewnić sobie wszystko co niezbędne aby przeżyć. To prawda, że zabrałem ze sobą całkiem sporą ilość racji żywnościowych lecz nie były one nie skończone dlatego pierwszą rzeczą jaką zrobiłem drugiego dnia było znalezienie odpowiedniego miejsca i zasianie ziemniaków. Ddzięki Kyoku za słowa poradnika "Gdy rozbijesz się statkiem na obcej planecie jak najszybciej zacznij hodowlę własnej żywności siejąc nasiona. Skąd wziąć nasiona zapytacie. To zasada przetrwania numer dwadzieścia siedem: Zawsze miej na pokładzie nasiona jadalnych roślin. Nigdy nie wiesz w co rąbniesz, a może być to planeta typu Earthlike, bo czemu nie? Uwierz mi, że nie ma większej głupoty, niż śmierć z głodu na planecie typu Earthlike, tylko dlatego, że nie wziąłeś ze sobą ziemniaków".

Zasadziłem ziemniaki.

[Obrazek: rLYld9w.png]

Czuję się jak moi polscy przodkowie tysiąc lat temu w epoce zwanej "średniowiecze". Wiecie ludzie kiedyś tak właśnie zdobywali pożywienie? Po prostu sadząc nasiona w ziemi? Żadnych maszyn, żadnego GMO, zagęszczaczy i glutaminianów. Wsadzasz po prostu taką małą kulkę do ziemi i czekasz, aż zrobi się z niej jedzenie!

Dzisiaj wybudowałem też dodatkowe pomieszczenie przeznaczone na jadalnio-magazyn, oraz wykorzystałem swój laserowy blaster do stworzenia dwóch pochodni! Zaczyna mi się tu coraz bardziej podobać! 

Jutro postaram się stworzyć jakieś źródło energii. Jak każdy pilot przechodziłem podstawy z zakresu inżynierii i wciąż pamiętam jak wykorzystać chociażby światło słoneczne do produkcji prądu. Z komponentów, które ze sobą zabrałem i metalu powinienem być w stanie skonstruować prosty panel słoneczny.

Odpowiedz
#4
Dzień Trzeci - Obcy

Obudziłem się w środku nocy przez wydawać by się mogło czyjąś rozmowę.
Szybko wdarło się we mnie przerażenie połączone z szokiem i niedowierzaniem.

Jak to do cholery jest możliwe.

Wytężyłem słuch, chociaż po chwili nie musiałem bo z sekundy na sekundę głosy stawały się coraz bardziej doniosłe. 

Intruzi - pomyślałem. Jakim cudem? Jestem ponad sześć tysięcy lat świetlnych od HR, na niezamieszkanej, obcej planecie. Nigdy o niej wcześniej nie słyszałem, nie widniała w żadnych bazach danych, w żadnych bibliotekach pamięciowych, w żadnej kapsule informacyjnej nie było wzmianki o ty miejscu, aż tu nagle, i już będąc pewny, że nie oszalałem i nie mam żadnych omamów słuchowych słyszę rozmowę dwóch osób.

Czytałem kiedyś, że w pierwszej erze eksploracji ludzkość wysłała statki kolonizacyjne do odległych światów... Te statki-arki nie miały napędów FSD, były niezwykle wolne, a kolonistów zamrażano w kapsułach kriogenicznych, w których mieli przetrwać setki lat podróży. Mówiono, że duża ilość z nich nie dotarła do celu, że wiele zaginęło wskutek źle obliczonych trajektorii lotów przeistaczając się wielkie, stalowe sarkofagi, pełne wciąż śniących o zdobyciu gwiazd pionierów, mające krążyć po galaktyce przez eony.

Myśl o tym napełniła mnie jeszcze większym strachem.

Ale plotki mówiły też, że część z tych wielkich statków faktycznie osiągnęła swój cel, jednak w jaki sposób i to się z nimi działo było zagadką. 

Czy to możliwe, że trafiłem w jedno z takich miejsc?

A jeśli tak, to jak bardzo te stulecia separacji wpłynęły na tych ludzi? Starałem się szybko ułożyć kilka możliwych scenariuszy od tych optymistycznych, w których okazywało się, że ludzie żyjący na tej planecie nie różnią się zbytnio od innych, aż po najbardziej przerażające, w których okaże się, że nie wykraczają oni rozwinięciem ponad czasy wczesnego paleolitu, gdzie niewielkie plemiona walczyły ze sobą o każdy skrawek terenu, o każdą kroplę wody, każdy kawał mięsa.

Chwyciłem za broń.

[Obrazek: qtXBQrL.png]

- Halo! Jest tam kto?

Dotarł do mnie wołanie jednego z ludzi. Człowiek ten był ubrany jedynie w krótkie szorty i bandamę śmiało zbliżał się do mojej chaty. Tuż za nim wlókł się, powłócząc nogami i krzywiąc się jego gruby kompan, z którym przed chwilą tak zaciekle o czymś dyskutował. Wydawało mi się, że wiedziałem o czym

Jeden na dwóch - pomyślałem. Jednak mam przewagę zaskoczenia i przy odrobinie szczęścia byłbym w stanie wyeliminować tego pierwszego, a gruby, który raczej nie grzeszył zręcznością nie byłby w stanie nawet zareagować. Zacząłem powoli zaciskać palec na spuście mojego blastera i starając się opanować bicie serca - przymierzyłem. 

- Przestań we mnie celować idioto!

Ryknął nagle Gruby, chociaż mój celownik skupiony był na jego mniejszym towarzyszu. Zamarłem. Jakim cudem taka kupa mięcha jest w stanie coś dostrzec spomiędzy tego tłuszczu.

Moja pozycja była już jednak spalona i nie mając innego wyjścia rzuciłem przez drzwi.

- Stać. Ani kroku dalej! Kim jesteście?!

Obaj uśmiechnęli się i mimo, że panował zmrok zauważyłem na tych uśmiechach cień ironii.

- Mając na uwadze obiektywną ocenę sytuacji, to my powinniśmy spytać o to ciebie. To nie my spadliśmy z nieba - chrząknął gruby kiwając głową w kierunku zbocza góry gdzie wciąż tkwiła moja Anaconda.

Zamrugałem po czym cofnąłem się o krok i przybrałem bojową pozycję niczym lwica chcąca chronić swe potomstwo.

- Spokojnie, nie mamy złych zamiarów - powiedział chudy gestykulując porozumiewawczo - jesteśmy z klanu Tailor Mesa, niespełna trzy dni temu zobaczyliśmy na niebie ten wielki, żółty pojazd spadający z chmur, a burmistrz Daniel przysłał nas abyśmy sprawdzili co się stało. 

- Szliśmy dwa dni! - dodał z wyrzutem Gruby.

Chudy spojrzał na niego z politowaniem.

- Tobie się akurat przydała odrobina ruchu!

Roześmiał się po czym zwrócił swe oczy ponownie do mnie.

- Nazywam się Tony, a ten tłuścioch to Laine - mój obserwator. Witaj na Agei Przybyszu z Gwiazd!

Odpowiedz
#5
Dzień Trzeci (część druga) - Ageiańskie Plemiona

Goście nie skłamali mówiąc o swych pokojowych zamiarach. Jako, że sprawiali oni wrażenie ludzi nie zainteresowanych ani zjedzeniem mnie, ani złupieniem mojej spoczywającej w górach Ani postanowiłem zaprosić ich do środka (co Laine odebrał z wyraźną ulgą), jednak postanowiłem nie kusić losu i nie opowiadać o szczegółach zarówno katastrofy jak i swojego pochodzenia, zwłaszcza, że zdawali się oni w ogóle nie wiedzieć o istnieniu wielkiej galaktycznej społeczności. Gdy spytałem ich czy kojarzą planetę "Ziemia" lub "Achenar" łypnęli tylko na mnie z podejrzanym spojrzeniem wyraźnie nie wiedząc o co chodzi. Przyjąłem to za dobrą monetę, lecz postanowiłem nie zadawać więcej trudnych pytań. Skupiłem się zatem o rzeczach bardziej mi w tej chwili niezbędnych niż zastanawianie się i dociekanie co doprowadziło ich do obecnego położenia. Przede wszystkim spytałem o najbliższą okolicę dzięki czemu na wciąż działającym datapadzie stworzyłem prostą mapę.

[Obrazek: 4qoqjjF.png]

Drugą rzeczą jaka była mi niezbędna to wiedza o innych osadach w mojej okolicy, i tak dowiedziałem się, że na wschodzi i zachodzie istnieją dwie rywalizujące ze sobą frakcje piratów, a na północy w miejscu zwanym jako "Fioletowa Pustynia" w koczowniczy sposób żyje wielkie, choć niezwykle prymitywne plemię będące pod krwawymi rządami wodza "Exorusa". Oprócz tych trzech istniała kupiecka Tailor Mesa, z której moi przyjaciele pochodzili oraz podobna "Na Hill" w sąsiedztwie plemienia fioletowych. Można więc powiedzieć, że trafiłem na przecięci szlaków - zarówno handlowych jak i krwawych. 

[Obrazek: 7QEFOCA.png]

Tony i Laine opuścili mnie tuż nad ranem dziękując za zgodę na nocleg i życząc powodzenia, a ja przystąpiłem do realizacji swych dziennych zadań.

Odpowiedz
#6
Dzień Trzeci (Część Trzecia) - Elektryczność!

Naprawdę dziwię się, że udało mi się to wszystko zrobić już trzeciego dnia. Zaraz po porannym śniadaniu zabrałem się za budowę panela słonecznego, który jak się okazało, ku mojemu zaskoczeniu - działał! W dalszym ciągu korzystając z części wyniesionych z Condy zmontowałem prosty kabel i dociągnąłem go do wnętrza mojej chaty, gdzie zbudowałem kolejno - miejsce do badań naukowych, by móc jak najszybciej opracowywać technologię potrzebną do naprawy mojego statku kosmicznego oraz prostą kuchnię. Co prawda pojawiły się problemy - jedno ze zwierząt w okolicy najwyraźniej oszalało, jednak po krótkiej serii z blastera padło z piskiem tuż przed drzwiami mojej kwatery. Póki co idzie zaskakująco gładko, już wkrótce zamierzam zasiąść do badań, które pozwolą naprawić mi uszkodzony reaktor jak i całą resztę Horyzontu!

[Obrazek: 0U9irX0.png]

Odpowiedz
#7
uwielbiam serię z RimWorld prowadzoną przez ThrashingMadPL: https://www.youtube.com/playlist?list=PL...gFRWd2a1jP
Odpowiedz
#8
(22.01.2017, 18:32 UTC)Kahea napisał(a): uwielbiam serię z RimWorld prowadzoną przez ThrashingMadPL: https://www.youtube.com/playlist?list=PL...gFRWd2a1jP

[RP OFF]
Tak, w ogóle dzięki Thrashowi dowiedziałem się o Rimworld, jest to chyba jedyny youtuber, którego regularnie oglądam. Jest świetny. Na początku chciałem zrobić na forum zwykły After Action Report z tej gry, ale potem wpadł mi do głowy pomysł Husarskiej Koloni. Trochę mimo wszystko boli mnie, że Thrash nieco niedostatecznie roleplayuje (np. gra plemieńcami, a nie roleplayuje tego w ich zachowaniu) mimo to strasznie mi się jego filmy podobają i właśnie on przekonał mnie do Rimworlda Tongue
[RP ON]

Odpowiedz
#9
Dzień Czwarty - Tammy i Husarska Kolonia

To już czwarty dzień, a ja wciąż żyję i w dodatku czuję się całkiem nieźle. Dodatkowo odnoszę wrażenie, że czas dla mnie tu nieco zwolnił. Nie wiem do końca czym to jest spowodowane. Być może to przez ten upał, bo poprzedniego dnia temperatura wynosiła około trzydziestu stopni celsjusza, albo spowodowane to jest przez nieco dłuższą niż zazwyczaj dobę. A może po prostu nauczony żyć w kosmosie, na pokładach wielkich statków kosmicznych w ciągłej podróży tak rzadko zatrzymywałem się by przystanąć na chwilę i odetchnąć świeżym, czystym powietrzem? Może moje ciało instynktownie pragnęło poczuć pod stopami wilgotną trawę, usłyszeć śpiew ptaków i poczuć na twarzy strumień ciepłego wiatru? 


Położyłem się na miękkiej trawie i zacząłem oglądać na niebie leniwą wędrówkę chmur.

[Obrazek: U6DNa9C.png]

Zanim zdążyłem się zrelaksować usłyszałem głośny szelest traw, a następnie czyjeś wyraźne stąpanie. W mgnieniu oka dobyłem karabinu i wycelowałem w kierunku źródła hałasu. 

- Stać! Krzyknąłem celując bronią w przybysza.

Jednak gdy tylko objąłem wzrokiem w pełni sylwetkę mojego nowego gościa już tylko stałem.

Była to niska brunetka [RP OFF - WSZYSTKO MI TAK WYLOSOWAŁO X_X ] o nieprzeciętnej urodzie, a dwa odstające warkocze w wyraźny sposób ujmowały jej wieku. Miała na sobie kamizelkę kuloodporną, a w ręce dzierżyła metalową pałkę.

Co mnie zatem tak zaskoczyło? Cóż. Kamizelka kuloodporna była jedyną rzeczą jaką na sobie miała. Oprócz tego dziewczyna była kompletnie naga.

Chyba wyobrażacie sobie jaką miałem minę? 
Gdzie ja trafiłem? - Pomyślałem, nie spuszczając z niej wzroku. 

Cmdr Quarion czułby się tutaj jak w raju! Cholera jeżeli na tym świecie nagie ślicznotki biegające po lasach to norma (w końcu spotkałem jedną po zaledwie czterech dniach) to po powrocie do HR trzeba będzie zorganizować tu wyprawę eksploracyjną z innymi Husarzami! Więcej, może by tak przenieść tu siedzibę TWH?! 

Postanowiłem, że o ile przeżyję to postaram się przepchnąć ten pomysł na zebraniu dowództwa!

Gdy tak stałem i snułem swe dalekosiężne plany, wciąż przyglądając się jej niewątpliwie sporym atrybutom lub "balonom", jak to zwykł mówić Cmdr Quarion i niewątpliwie poprawiłby mnie, gdyby tu był (jeżeli odbierasz tę wiadomość to wiem, że żałujesz, a mówiłem - lećmy razem, to wolałeś paść owce Tumira twierdząc, że eksploracja to tylko "skakanie i skanowanie"), w końcu z lekkiego letargu wyrwał mnie jej głos.

- Jesteś tu sam? - spytała wskazując palcem na moją siedzibę.
 
Wyraźnie zakłopotany skinąłem głową. Dziewczyna najwyraźniej nic nie robiła sobie z mojego oszołomionego wyrazu twarzy. Podeszła do frontowej ściany jakby oceniając jej stan, postukała w drzwi, po czym otworzyła je i zajrzała do środka, w miejsce gdzie znajdowała się moja prowizoryczna sypialnia. Po chwili wyszła z powrotem na zewnątrz, a ja wciąż stojąc jak wryty jedyne co mogłem zrobić to śledzić ją wzrokiem. W końcu zbliżyła się do mnie na tyle blisko, że jedyne o czym myślałem to aby nie patrzeć w dół.

Nie patrz w dół. Nie patrz w dół. Nie patrz w dół. Kurna fejl, jeszcze raz, od początku. Nie patrz w dół.

Wyciągnęła do mnie dłoń, nie zareagowałem. Starałem się patrzeć w jej oczy, lub ewentualnie w niebo, albo do tyłu!

Westchnęła.
- Mam na imię się Tammy, ale mów mi Colon jeśli chcesz!
Uścisnąłem jej dłoń i mimowolnie spojrzałem w dół.
- Jestem Peter, ale znajomi mówią na mnie Tadek.

Nie chcę wiedzieć jak dziwnie musiała wyglądać ta scena, ale zdawało mi się, że dziwność to jakaś nieopisana "norma" tej planety. Tammy chrząknęła głośno.

- Co cię tu sprowadza Colon? - spytałem.
- Twój statek - odpowiedziała dziewczyna po po lekkim zastanowieniu dodała - słynny produkt Faulcon Delacy, dysponująca skokiem osiągającym nawet do czterdziestu lat świetlnych Anaconda!

Czterdzieści lat świetlnych? Przecież teraz co drugi Kadet robi tyle w swoim Haulerze! Ucieszyło mnie jednak, że Tammy znała nazwę okrętu (chociaż być może chciała go ukraść - wtedy ją zabiję) musiała więc pochodzić z zamieszkanej przestrzeni. W takim razie sporo ją ominęło skoro uważała skok na 40 ly za wysoki! Nie omieszkałem więc tego skrzętnie zauważyć.

- 40 ly? Teraz to nic - roześmiałem się - Horyzont (te słowa wypowiedziałem jakby mówiąc o swym dziecku) - to eksperymentalna wersja usprawniona przez najlepszych speców w galaktyce. Ponad 55 ly lekką ręką!

Zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem, jednak widać było, że jednocześnie tak wysoki skok mojego statku wyraźnie jej zaimponował i przyprawił o zazdrość.

- To naprawdę dużo - słusznie zauważyła, jednak słychać było, że robi to niechętnie - może chciałbyś ją ponownie poskładać do kupy i odlecieć stąd w cholerę?
- A skąd podejrzenie, że w ogóle jest zepsuta?
Colon parsknęła śmiechem.
- Intelekt nie jest twoim największym atutem.
To nie było pytanie, to było stwierdzenie. Już chciałem coś odpowiedzieć i otworzyłem usta by to zrobić, jednak Tammy w porę mnie ubiegła.
- Spokojnie, po prostu jeśli miałbyś sprawny statek to nie było by cię tutaj.
Fakt. Skinąłem godząc się z porażką.
- To co, mamy deal?
- W sensie?
- Zostanę z tobą i pomogę ci przetrwać, mam w tym jakieś doświadczenie - Colon spojrzała na swą broń - w zamian za miejsce na pokładzie gdy uda się już naprawić ten twój Horyzont.

[Obrazek: ixkJU4y.png]

Tammy jak się okazało pochodziła z Syriusza przez co od dzieciństwa marzyła o eksploracji kosmosu, jednak krucha sytuacja materialna rodziny zmusiła ją do ciężkiej pracy już w bardzo młodym wieku. Została górnikiem pracując ciężko dla jednych z megakorporacji w granicznych systemach lecz gdy tylko zdobyła sumę kredytów pozwalającą na kupno Sidewindera wyruszyła do gwiazd i koniec końców, przez fatalną w skutkach, a mianowicie pusty bak paliwa trafiła tutaj. Zaraz po wylądowaniu napadła ją pobliska grupa piratów. Tammy cudem przeżyła, jednak przy tym tracąc swój statek, który padł łupem Mushito Takamu z grupy Fearful crew. Od tamtej pory, czyli od około roku wędruje po okolicy z trudem walcząc o pożywienie i śpiąc w wykopanych przez siebie grotach, bądź naturalnych jaskiniach. Po usłyszeniu tej historii postanowiłem nie pytać o szczegóły jej ubioru, jednak Tammy wiedząc, że się nad tym zastanawiam skwitowała to tylko krótkim:

- Długa historia.

W odpowiedzi, nie chcąc wywoływać niezręcznej ciszy powiedziałem coś co od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie.

- Skoro jest nas dwójka to jesteśmy już taką jakby, małą kolonią co nie?
- No i co z tego - skwitowała Tammy najwyraźniej średnio zainteresowana tematem.
- To z tego, że przydała by się nam jakaś nazwa!
- To ją wymyśl, mi zależy jedynie aby uciec z tej dziury.
Wybór był raczej prosty i oczywisty, oficjalnie zatknąłem husarską flagę na dachu swej chaty, a miejsce, w którym się znajdowaliśmy nazwałem Panda Hill. 

[Obrazek: MKSC27Y.png]

Odpowiedz
#10
[RP OFF]

Wybaczcie, ale niestety nie jestem w stanie przewidzieć co zaserwuje mi gra Tongue Kiedy więc naga kolonistka w kamizelce kuloodpornej dołączyła do mojej osady musiałem to jakoś opisać, zdecydowałem się na bardziej humorystyczne rozwiązanie, ponieważ cała  sytuacja w realnym świecie była by naprawdę kuriozalna Tongue Mam nadzieję, że udało mi się z tego jakoś wybrnąć Biggrin

[RP ON]

Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości